Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32.

- Może byś podniosła szanowne cztery litery i pomogła mi rozkładać napoje i przekąski? 

- A może się zamknij, ja tu przechodzę misję życia - wzdrygnęła się Raemi , kiedy jakiś skurwysynek zestrzelił jej szybowiec, który miała zamiar użyć jako kamikaze. 

- Ciekawe co powiedziałby szef, widząc cię schowaną pod blatem, z telefonem w łapach - Hobi układał butelki z napojami w małych lodówkach. 

- Właśnie po to siedzę schowana, żeby nie wiedział. A ty nie rozgłaszaj tego na cały regulator. 

- Nie będę wszystkiego za ciebie robił - podparł ręce na bokach i bezczelnie zdradzał jej położenie twardym spojrzeniem. 

- A kto ostatnio był tydzień na zwolnieniu? - wysyczała przez zęby - i ja jakoś nie narzekałam. Bierz się do roboty, Jung. I tak masz ostatnio za dużo laby. Szkoła skończona, studiów jeszcze nie ma, chorobowe się bierze, a Raemi zapierdala jak ta krowa co ciągnie pług orny na czarnoziemach.

- Dobra, już się nie rozkręcaj - skapitulował i wrócił do rozpakowywania kartonowych pudeł. Ludzie jakby umówili się dzisiaj, że nie będą kupować przekąsek, dlatego bar miał praktycznie wolne, a tak się składa, że ich dwójka dostała tu zmianę. Zanim wybiła dwunasta w południe, w holu kina pojawił się, ktoś, kogo Hobi aktualnie nie spodziewał się zobaczyć poza domem. 

- Hej - przywitał się. Ledwie dało się go dosłyszeć spod warstwy nasuniętego na twarz szalika. 

- Hej, wyszedłeś z domu - ucieszony zjawił się przy nim z szerokim uśmiechem.  

- Jakoś tak ciężko mi tam wysiedzieć. Z Nyuną mam spokój, bo wróciła do szkoły, ale mama truje na okrągło. Chciała, żebym szukał pracy zamiast bezczynnie siedzieć, bo może "to mi pomoże" - przewrócił podkrążonymi oczami. 

- Coś w tym jest. Jakieś zajęcie to zawsze mniej czasu na myślenie. 

- No właśnie zastanawiałem się, czy u was dałoby radę coś załatwić? 

Jakby z czeluści samych piekieł, spod blatu wyłoniła się czarno fioletowa czupryna. Namjoon mało co nie przypłacił tej niespodzianki niesprawną komorą sercową. Przerażony odskoczył w tył. 

- Czy ktoś tu mówił o załatwianiu zatrudnienia... - z podejrzanym uśmieszkiem zmierzyła go wzrokiem zadowolona Raemi - tak się składa, że pośredniak Raemi jest otwarty dwanaście na dobę.

- Doba ma dwadzieścia cztery. 

- Zamilcz Hoseok i przedstaw mi swojego bezrobotnego przyjaciela. 

- Jestem Namjoon - trochę niepewnie podszedł ponownie do baru - przyjaciel Hobiego ze szkoły. 

- A to pewnie znasz pierdolonego Kima? 

- Zależy którego...

- Tego zjeba, który przywłaszczył sobie słodką kluskę. 

- W sensie Tae? 

- Ta, właśnie. 

- A no tak, byłem tu kiedy go zaatakowałaś.

- Ja jego?! - zareagowała zbyt dynamicznie. 

- Nie denerwuj się, bo ci się tipsy odkleją - uspokoił ją Hoseok. 

- Wara od moich tipsów, ciotka mi robiła na klej w sztyfcie. 

Namjoon ukłonił się w przepraszającym geście i przysunął bliżej przyjaciela. Ta kobieta przyprawiała go o dreszcze. 

- To może on ciebie, mam słabą pamięć - poprawił się z lekkim zająknięciem. 

- Wybaczam, to była szybka akcja. Mogłeś nie zauważyć. Ale w ogóle nie pamiętam cię z tego dnia. 

- Bo ja ogólnie nie rzucam się w oczy.

- No nieważne, szukasz pracy Namjoon? 

- Nie jakoś na gwałt, ale tak. Raczej dorywczej, na dwa miesiące. 

- Jesteś tego pewny? - zaniepokoił się Hobi. Może i dobrze, by wyszedł do ludzi i przestał się zadręczać sprawą z Jinem, ale wyglądał na przemęczonego, Najpierw przydałoby mu się porządnie najeść i wyspać, a znając Raemi załatwi mu zatrudnienie od ręki. 

- Jeszcze przed chwilą mówiłeś, że lepiej gdybym się czymś zajął. A masz może coś do zaoferowania? - zwrócił się do dziewczyny.

- Pokaż mi swoje towary jak to mówią - zachichotała - tak się składa, że mam. Wyglądasz mi na takiego co sobie poradzi. Bo Hobi to za duży pieszczoch. 

- Że co? - zdziwił się Jung. 

- A o co dokładnie chodzi? - zapytał Nam. 

- Lubisz dzieci? 

...

Sam nie wiedział jakim cudem zgodził się przyjąć rolę niańki i to jeszcze dla czworaczków. Musiał mieć na moment pomroczność jasną. Koleżanka Hobiego stwierdziła, że na pierwsze kilka razy pójdzie razem z nim, żeby się zaaklimatyzował i odpowiednio nastawił, a potem już wypuści go na żer tych małych szakali. Miał jakieś tam doświadczenie z młodszą siostrą, ale ona była jedną i to bardzo spokojną dziewczynką, której wystarczyło włączyć animowane przygody kucyków i mogła pół dnia nie odchodzić od telewizora.  Nie wiedział, czy tutaj taki sposób również zadziała, szczerze wątpił. 

Raemi czekała na niego przed domem, w którym mieszkała wielodzietna rodzina, zwyczajnym jednorodzinnym, z pustym teraz ogródkiem, w którym stała przykryta śniegiem zjeżdżalnia i cztery zabudowane huśtawki. 

- Gotowy? - zapytała, wcześniej chuchając w zgrabiałe dłonie. Nie miała rękawiczek. 

- Nie wiem, czy się do tego nadaję - powiedział zgodnie z prawdą. Niby uczył dzieciaki, prowadził korepetycje i miał dużo młodszych kuzynów, ale czy to wciąż wystarczająco na taką odpowiedzialność? Nie był tego pewny. 

- Zaraz to sprawdzimy - puściła mu oczko i jako pierwsza weszła przez furtkę na podwórko. 

Serce zabiło mu mocniej, gdy zadzwoniła do drzwi i usłyszał pisk, przeplatany z uciszaniem i szczekaniem psa. Za dużo ich tam, to nie był dobry pomysł. Nadawał się do nauki, ale nie do opieki. Co on sobie myślał. 

- Dzień dobry - przywitała ich w drzwiach kobieta około czterdziestki, ubrana w sukienkę z zeberkowym wzorem i włosami upiętymi w wysoki kucyk - wejdźcie - przepuściła ich z uśmiechem, stopą odgarniając z drogi klocki. Zabawki były dosłownie wszędzie, nawet na haczyku, gdzie chciał założyć kurtkę, wisiała skakanka i obręcz do hula hop. Przedzierali się przez nie jak przez pole minowe, podczas gdy Pani Sanyu opowiadała mu o dzieciach. I tak nie robiła tego zbyt dokładnie, twierdząc, że Raemi wszystko mu wyjaśni, a ona i jej partner nie mają specjalnie dużo czasu, bo na 17 są umówieni ze znajomymi. 

Zostali więc sami z czwórką, prawie że identycznych brzdąców. Każdy z nich miał po 6 lat, ale najstarszy Miku urodził się o 3 minuty i 15 sekund wcześniej niż drugi w kolejności Byun i z nieznanych Namjoonowi przyczyn, był to dla niego powód do niesamowitej dumy. Wszyscy byli chłopcami, a różniły ich niuanse, jak ciemniejszy odcień brązu na głowie, trochę bardziej zadarty nos, czy więcej piegów. Co gorsza złościli się, kiedy nie udało mu się trafić i mylił ich ze sobą. Raemi takie wypadki się już nie zdarzały. 

- Jesteś chłopakiem Raemi? - zapytał Byun, kiedy próbował ustawić jakoś najprostszy poziom gry na konsoli. 

- Nie. 

- To dobrze, bo ja z nią chodzę - stwierdził cwaniak, wkładając lizaka do buzi. 

- A ona o tym wie? 

- Wie, mówiłem jej... wczoraj - wyseplenił, choć Namjoon doskonale wiedział, że kłamie, bo Raemi miała wczoraj do wieczora zmianę w kinie. 

- Nie ładnie kłamać. 

- Ja nie kłamie! - oburzył się - pani w przedszkolu mówi, że kłamanie wykręca buzię, a moja jest prosta. 

- Więc pani też kłamie. 

- Pani nie kłamie. 

- A skąd wiesz? 

- Bo jakby kłamała, to by powiedziała. 

Namjoon czuł się trochę jakby rozmawiał z Tae. Z tym, że Byunowi jeszcze trudniej było cokolwiek przetłumaczyć. Do pokoju jak strzała, czerwony na policzkach, wleciał Mingu i natychmiast ostrzelał go gradem laserowych, plastikowych pałeczek ze statku kosmicznego. Zaraz za nim wbiegła Raemi, trzymając podobny sprzęt. Z krzykiem bojowym na ustach próbowała zaatakować schowanego za Namjoonem Mingu całą serią laserowych pocisków. Tym sposobem Kim został ostrzelany bez względu na to, po której stronie konfliktu by się opowiedział. Byun wyśmiał jego udawaną śmierć w męczarniach i na deser przygniótł go popisowym skokiem z oparcia kanapy. 

- Jestem głodny - w pomieszczeniu pojawił się najmłodszy z czwórki urwisów Yuhyun i zakomunikował to bezczelnie dłubiąc w nosie. 

- Szefie kuchni Kim, ma pan jakiś pomysł? - zapytała czerwona na policzkach Raemi. 

- No nie wiem, a co lubicie? - powiedział, wygrzebując się spod kanapy i śmiejącego się do rozpuku Byuna.

Stanęło na tym, że zagorzała poważna, zakończona bijatyką kłótnia, kto będzie wbijał jajka potrzebne do upieczenia racuchów. W końcu całe opakowanie wylądowało na podłodze i musieli zadowolić się odgrzewaną zapiekanką pani domu. Potem i tak po kolei wyjadali łyżkami nutellę ze słoika, z Raemi łącznie. A po jedzeniu wciągnęli go do zabawy w kalambury i pół godziny musieli rozwiązywać jedną zagadkę, bo Mingu postanowił udawać "niebieski kamień" na co nikt nie wpadł. Raemi za to odstawiła dziwaczny taniec i tylko Namjoon wiedział, że to część choreografii Moulin rouge, kiedy chłopcom uznała odpowiedź "taniec wygibaniec". 

Po czterech godzinach nie miał siły ruszyć małym palcem u nogi i naprawdę zaczął poważnie zastanawiać się skąd u dzieci tyle energii. Rodzice bliźniaków w drzwiach domu wydawali mu się zesłanymi z niebios bóstwami, miał ochotę paść im do stóp. 

- I jak było? - zapytała dziewczyna, gdy szli na przystanek. 

- Męcząco, ale w jakiś sposób... oczyściło mi to głowę. 

- Mówiłam, z nimi nie będziesz miał czasu rozmyślać nad niczym co cię trapi. 

- Ale to nadal gdzieś tam jest - opadające z nieba drobinki śniegu zostawały mu na okulary. Nie miał ochoty zakładać soczewek. Robił to tylko dla Jina, ale tak naprawdę nienawidził jak bolała  go po nich głowa i uwierały, jakby ciągle miał w oczach paprochy. 

- A właściwie to co jest "tym czymś"? Wiem, że się specjalnie nie znamy, ale czasem obcemu łatwiej jest się zwierzyć. 

- Wiesz - zaśmiał się pod nosem - chyba wzbudzam w kobietach jakiś opiekuńczy odruch. Każda chce mnie pocieszać. 

- Po prostu widzimy więcej. Jesteśmy mądrzejsze, bardziej ludzkie, wyrozumiałe i empatyczne. No i w ogóle zajebiste. Bez obrazy dla twojej rasy - dodała na koniec. 

 - Techniczne rzecz biorąc to należymy do tej samej rasy, płeć nie rozróżnia osobników rasowo...

- Aleś ty "techniczny" - zrobiła cudzysłów palcami - za dużo analizujesz. Przecież wiesz o co chodzi. 

- No tak, przepraszam. 

- Nie gniewam się - uśmiech rozjaśnił jej twarz - ale czekam na twoją urzekającą opowieść.

- Nie ma w niej nic urzekającego. Facet mnie zdradził - zastanowił się - albo raczej chciał zdradzić. To trochę skomplikowane. 

- To ty też jesteś gejem?! Ludzie, co wy żyjecie stadnie, czy jak? - zaśmiała się. 

- Tak się złożyło - poprawił osuwające się okulary. 

- Trafiam na was jak na polu minowym, gdzie się odwrócisz, tam gej. Ale właściwie co to znaczy, że chciał zdradzić? 

- Zaproponował mi związek z jeszcze jednym facetem. 

- Od propozycji nikt nie umarł - wzruszyła ramionami. 

- Ale to nie był pierwszy raz, a ja nie jestem typem gościa, który chce się dzielić. Już kiedyś wciągnął mnie w seks we czwórkę. Obraziłem się wtedy, ale mnie przekonał i dałem mu szansę. Nie wykorzystał jej, ile razy można wybaczać jednej osobie?

- Wy homosie nieźle się bawicie... - zamyśliła się kobieta, ale szybko spoważniała - wiesz, z mojego punktu widzenia, to ten facet nie zrobił nic złego. Sama nie lubię ograniczeń i gdybym była z facetem i miałabym ochotę na kogoś innego, to nie wahałabym się zaproponować mu takiego układu. Dla mnie to bardziej jak przejaw szacunku. No bo ej, nie zdradził cię, nie spotykał się z nim na boku, był szczery. 

- Zawsze jest szczery, ale to chyba jedna z niewielu jego dobrych cech. Skoro raz odmówiłem, to po co brnie w to dalej? 

- Może pomyślał, że warto to tylko przemyśleć. To nie znaczy od razu, że wybrałby tamtego gościa zamiast ciebie. A znasz go chociaż? 

- Znam, to nasz kumpel. W dodatku niepełnoletni. 

- Uu, ostry przypał - pokręciła zziębniętym nosem. 

- Ta, ostry. 

- Nadal będę go po części bronić, bo był w stosunku do ciebie uczciwy. Nie znam go, nie wiem jaki jest, ale jeśli go kochasz, to może powinieneś przemyśleć, czy to było warte zerwania. 

- Jesteś strasznym liberałem.

- Dzięki - wyszczerzyła się, jakby powiedział jej nie lada komplement. 

- Mogłabyś żyć w wolnym związku? 

- Jasne. Miłość to nie ograniczenie, to bardzo wyzwolone uczucie. Oczywiście nie sądzę, że jedna, prawdziwa miłość na całe życie, to coś złego, wprost przeciwne, to piękne, kiedy dwoje ludzie jest w siebie zapatrzonych do końca, ale czasem jest tak, że miłość odchodzi i nie ma w tym nic złego. Albo pojawia się kolejna, to wcale nie znaczy, że ta pierwsza nie jest prawdziwa. Małżeństwa i trzymanie się siebie na siłę, to jedna wielka głupota. Dopiero kiedy pojawiają się dzieci można myśleć o stabilizacji. 

- Nie wiem czy potrafiłbym myśleć tak jak ty.

- Ile ludzi, tyle poglądów - wzruszyła ramionami - sądzę, że twój facet nie zrobił czegoś niewybaczalnego, ale jeśli znał twój pogląd na tą sprawę, miałeś prawo się wściec. Moim zdaniem do siebie wrócicie. Daj mu czas, żeby zrozumiał, co robi źle. 

Słowa Raemi natchnęły go w jakiś sposób nadzieją. Nadal był zły i rozgoryczony, ale może ta cała sytuacja w końcu go czegoś nauczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro