Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29.

- Dawno był?

- Z 15 minut temu - powiedział Yoongi. Cały czas siedział na kanapie i przytulał Holly, który zasnął w jego ramionach.

- Idealny wybrał sobie dzień - Hobi czuł irytację. Ile można uczyć rozumu dorosłego mężczyzny, który przy dobrych wiatrach mógłby mieć już żonę i dwójkę dzieci? Zawiódł się na Jinie i to nie tylko dziś. Ciągle się wahał, czy do niego iść i porozmawiać, jeszcze choroba nie pozwalała mu wyściubić nosa za próg domu i ta bierność się na nim zemściła. Przyszedł do Mina, żeby tutaj wylać swoje żale, pretensje i na niego naskoczyć. Jung zastał starszego w nie najlepszym nastroju. Daleko mu do paniki, ale widział w jego oczach cień strachu - wiedziałem, żeby długo nie zostawiać go samemu sobie.

- Jak mogłeś to przewidzieć? - Yoongi odłożył psa na kanapę i wodził wzrokiem za chodzącym po pokoju chłopakiem. Miał na sobie gustowny, czarny garnitur, który idealnie przylegał do jego smukłego, wysportowanego ciała. Również czarną koszulę, z połyskującymi guziczkami i buty za kostkę. Włosy ułożył tak, aby było mu widać większą część czoła. Gdyby ktoś powiedział w tym momencie, że jego chłopak przypomina "konia" to chyba rzuciłby się na niego z pazurami jak dziki kot - też wydawało mi się, że na nic się nie zanosi. Stało się, jakoś musimy przez to przejść.

- Masz rację - zgodził się żwawo Hoseok, jakby słowa wyrwały go z ostrego letargu. Spojrzał w końcu na starszego i prawie, że podbiegł do kanapy, po czym ukląkł obok jego kolan - przepraszam, że zawracam sobie teraz tym głowę i jeszcze wciągam w to ciebie. Dzisiejszy wieczór miał być nasz. Nie myślmy o Seokjinie - jego twarz pojaśniała, gdy ujął zimne dłonie Yoongiego w swoje - w końcu przed nami sporo atrakcji.

- Obyś miał na myśli akty przedstawienia - podejrzliwie próbował wybadać bibliotekarz.

- Też - uśmiech i ukryta w nim tajemnica były jedyną i niewiele mówiącą wskazówką.

Wyszli więc z mieszkania, wcześniej upewniając się, że wzięli bilety, a Mickey i Holly mają w miskach wodę.

Wnętrze opery wyglądało jeszcze bardziej wystawnie i monumentalnie niż z zewnątrz. Trochę w stylu greckim, z wysokimi na trzy piętra fasadami i podpierającymi je kolumnami w stylu korynckim, najbardziej zdobnym. Młodszy zdziwił się, kiedy Yoongi z pełnym zaangażowaniem opisywał oświetlony tympanon. Nie pamiętał, żeby widział go równie podekscytowanego kiedykolwiek wcześniej, chyba, że w święta, kiedy zdobył dla niego ulubiony kryminał w podpisem autora. Książkę trzymał na honorowym miejscu, zaraz obok ramki z ich wspólnym zdjęciem i drugim z Holly, kiedy jeszcze był szczeniakiem.

W środku przytłoczył ich ogrom pomieszczenia, a weszli dopiero do holu. Oświetlały je imitujące prawdziwe świece lampy umieszczone w gigantycznych, pozłacanych kinkietach w kształcie świeczników. Na ścianach, bordowe i drewniane tapety, zakrywały oprawione w również złote ramy, repliki najsławniejszych światowych dzieł sztuki. Yoongi stwierdził, że to trochę kiczowate i że sam wymieniłby je na prace mniej znane, ale oryginalne. Nawet zaczął układać w głowie plan, jakimi dziełami zagospodarowałby pustą przestrzeń ściany. Z niektórymi miał problem, bo nie znał dokładnie ich wymiarów.

Oddali w szatni kurtki i wreszcie mogli ustawić się z resztą ludzi przed wielką salą. Ogółem tłum prezentował się pokaźnie, lecz przytłaczająca ilość to ludzie starsi, którzy odrobinę z przekąsem spoglądali nie tylko na nich, ale i na siebie nawzajem. Yoongi powiedział po cichu, że spotyka takich zawsze, tam gdzie wysoka kultura, żeby mogli odrobinę zaniżyć poziom. Hobi zaśmiał się pod nosem, choć nie do końca zrozumiał żart. Namjoon by się tu nadawał zdecydowanie lepiej.

Cieszył się z radości Yoona, jednocześnie sam przeżywając wewnętrzny szok. Wszystko tutaj krzyczało o obyciu w sztuce, dobrych manierach, kurtuazji, pieniądzach. On nie posiadał nic z wyżej wymienionych. Jedyne co mógł zrobić, to trzymać się Mina i modlić, aby nie walnąć jakiejś gafy, powiedzieć czegoś głupiutkiego, czknąć na przedstawieniu, czy w najgorszym możliwym scenariuszu, przysnąć.

Nie spodziewał się kiedykolwiek trafić do takiego miejsca, z drugiej strony oddziału onkologii też się nie spodziewał. Życie szykuje różne niespodzianki. Ta i tak była o niebo lepsza.

Z grzeczności uśmiechnął się do starszej pani, która akurat zawiesiła na nim spojrzenie, odrywając się od ulotki przedstawienia. Odpowiedziała tym samym, co uznał za dobry omen.

W głównej sali obaj wpadli w szczery amok zachwytu. Żałował okropnie, że nie udało mu się zdobyć miejsc na jednym z wielu balkonach ułożonych jeden pod drugim na pięciu kondygnacjach i otaczających półokrągłą salę. Na szczęście dwa fotele mniej więcej w środku sali były jeszcze wolne. Zajmując je, nie zapominał spoglądać na twarz Yoongiego i sprawdzać, czy ten nikły zachwyt na jego twarzy wciąż się tli, czy może ekscytacja przygasa.

Ale nie. Był tam i to wyraźniejszy niż wcześniej.

Na rozpoczęcie pierwszego aktu czekali dobre dwadzieścia minut. Z nudów Hobi zaczynał trącał co chwilę, zapatrzonego w ozdobne freski na suficie, Mina, łączył ich palce, porównywał ze sobą ich wielkość, później już tylko bawił się guzikami od marynarki, dopóki jeden nie zawisł na nitkach, a po chwili oderwał się na amen i został mu w palcach. Zażenowany i poczerwieniały schował dowód zbrodni do kieszeni.

Wreszcie światła przygasły i rozbrzmiał komunikat o nienagrywaniu przedstawienia, wyłączeniu urządzeń elektronicznych i zachowaniu kultury podczas spektaklu. Czyli na łazienkę już za późno. A szkoda.

Rozpoczęło się intrygująco i wcale nie tak jak sobie to wyobrażał, choć pierwsze mocne uderzenie orkiestry prawie wyrwało mu serce z piersi. Urzeczony tym co dzieje się na scenie, zapomniał zwrócić uwagę na reakcję Yoongiego. Ilość aktorów na scenie wprawiła go w zdumienie, a śpiew przyprawiał o dreszcze. Podekscytowanie towarzyszyło mu praktycznie cały pierwszy akt. Zorientował się, że musi wstać z miejsca dopiero, gdy rozbłysnęły światła.

- I jak? - zapytał Yoongi już poza salą - widziałem, że chyba ci się podobało.

- Widziałeś? Zwracałeś uwagę?

- Chciałem jakoś niemo przekazać ci, żebyś przestał miażdżyć mi dłoń, ale nie wyszło.

- Hyung, przepraszam! - przeraził się trochę za głośno, bo kilka osób wokół obejrzało się na niego, ale nie zwrócił na nich uwagi - nic ci nie jest? - ujął bladą dłoń i obejrzał ją, jakby spodziewał się odnaleźć śmiertelne rany.

- Spokojnie, przeżyję - uspokoił go - warto byłoby stracić dłoń dla tego zachwytu w twoich oczach.

- Nawet tak nie mów. Nic co związane ze mną nie jest warte utraty tej rączki - powiedział bezwiednie w amoku zmartwienia i ucałował bladą skórę ręki.

- Hobi... - trochę przestraszył się Min poważnego tonu, z jakim wypowiedział te słowa.

Do końca spektaklu obaj siedzieli jak zaklęci. Dopiero po wyjściu na zimową ulicę rozgorzała dyskusja. Starszemu nie zdarzało się często mówić aż tak wiele, z tak ogromnym zaangażowaniem, cały nabuzowany pozytywną energią, z zapartym tchem opowiadał o dreszczach, które towarzyszyły mu przy konkretnych scenach, a Hobi przyznał się, że po śmierci Desdemony miał łzy w oczach, co nie było dla Mina zaskoczeniem, w końcu podawał mu wtedy chusteczkę. Nie przejmowali się nawet uderzającym im w twarze śniegiem.

Na rozmowie upłynęła cała droga, a zanim dojechali do mieszkania spóźnionym autobusem miejskim, zegarek wskazywał 21.

- Mam nadzieję, że nie jesteś śpiący - powiedział Hobi - musisz znowu zamknąć oczy.

- Ile jeszcze masz w zanadrzu niespodzianek? - zapytał rozbawiony Yoongi.

- Dopóki oficjalnie nie zakończy się 9 marca jesteś na nie skazany.

Zgodnie z prośbą zamknął powieki. Usłyszał tylko jak otwiera i zamyka się lodówka, a potem zapala zapalniczka. Kilka sekund oczekiwania i pozwolenie na powrót widoczności. Hoseok trzymał w rękach niewielki tort. Dobrze zdawał sobie sprawę, jak Min nie lubi słodyczy, dlatego uznał mały, wiśniowy wypiek za idealny. W środek wbił świeczki w kształcie cyferek dwa i trzy. Trójka delikatnie chwiała się w lewo.

- Pomyśl życzenie, hyung.

Yoongi ponownie zacisnął powieki, przez moment o czymś myślał, żeby po chwili zdmuchnąć obie świeczki. Hobi pisnął cichutko zachwycony, a uśmiech sprawiał, że jego twarz wydawała się jeszcze piękniejsza, zwłaszcza w nikłym świetle jednej lampki w pokoju, bo jeszcze przez zapaleniem świeczek Hoseok zgasił główne światło dla klimatu.

- Chcesz spróbować go teraz, czy po kolacji?

- To mamy coś na kolację? Nic nie robiłem, bo zabroniłeś zaglądać do lodówki.

- Właśnie dlatego zabroniłem. Usiądź sobie grzecznie, hyung.

- Nie mów do mnie jak do dziecka.

- A, jeszcze idź umyj rączki przed kolacją - dodał złośliwie zanim zabrał się za odgrzewanie ukochanej przez Mina canneloni. Włoska kuchnia bardzo przypadła do gustu jego wybrednemu żołądkowi. Ucieszony jak małe dziecko umył ręce i pobiegł do kuchni, żeby trochę poprzeszkadzać. Poza tym bał się o swoje canneloni, bo Hobi może i robił boskie naleśniki, ale wszystko inne potrafił spalić w mgnieniu oka. Ukradkiem przycupnął za szerokimi barkami chłopaka i spoglądał przez ramię jak ten sobie radzi. Czarna koszula leżała na nim tak idealnie, ani o milimetr nie za mocno opinająca ani wisząca. A już z pewnością o niebo lepiej w porównaniu z jego, która delikatnie odstawała na ramionach.

- Nie przeszkadzaj mistrzowi patelni - uśmiechnął się pod nosem. Dlaczego jego głos, kiedy był skupiony, musiał brzmieć w uszach Mina tak cholernie seksownie? Aż odtrącił myśl o objęciu wąskich bioder i przytuleniu się do ciepłego ciała od tyłu.

Hobi zrobił dla niego tak wiele. Żeby to tylko dzisiaj. To już piąty miesiąc ich znajomości i coraz więcej długów wdzięczności, które zaciąga u tego niesamowitego chłopaka. Czuł się jakby otrzymał własnego anioła stróża i zachodziło pytanie, za co? Co takiego zrobił, żeby na niego zasłużyć? Może coś w poprzednim życiu? Raczej nigdy się tego nie dowie, ale dopóki będą razem to pytanie nie przestanie zaprzątać mu myśli. Miał nadzieję, że pozostanie tam do końca życia, by miał czas na rozwikłanie tej zagadki i znalezienie sposobu na okazanie wdzięczności. Na razie mógł tylko kochać.

- Dobrze, skup się. Nakryję do stołu.

Mickey i Holly zwabieni do kuchni zapachem jedzenia usiedli obok Hobiego jak dwa greckie posągi i czekali na akt miłosierdzia.

Niespalone i co ważniejsze gotowe do jedzenia danie, zostało ułożone na talerzach. Podczas jedzenia rozmawiali jeszcze o spektaklu, planach na najbliższy tydzień, nierozgarniętych współlokatorach Hobiego i nowym regale na książki, który Yoongi wybierał już drugi tydzień i nie mógł się zdecydować. W końcu jego książki musiały być centralnym punktem całego mieszkania. Hobi co jakiś czas wybuchał śmiechem, bo Mickey próbował wskoczyć mu na kolana i wyjadać z talerza, podczas gdy Holly kulturalnie czekał obok Mina na swój przydział.

Zbliżała się 23, kiedy siedzieli przy pustych talerzach, opróżnionej w połowie butelce wina, a Hobi przysunął swoje krzesło tak blisko starszego, że stykali się kolanami. Ramię umieścił na oparciu jego krzesła i pół obecnie słuchał potoku słów z ust Yoongiego. Bardziej skupiał uwagę na ruchach warg, poruszającej się pod dyktando słów szczęce, gestykulujących dłoniach oraz zafarbowanych różem kościach policzkowych.

- Yooni, chodź - pociągnął go w górę, przerywając w połowie zdania.

- Co, gdzie?

- Zatańczysz ze mną.

- C-co? Nie... - próbował się cofnąć na swoje miejsce.

- Spokojnie, nikt nie widzi - wymruczał, przyciągając go do siebie.

- Holly i Mickey widzą...

- Nikomu nie powiedzą, prawda chłopaki? - zapytał, patrząc w stronę czworonogów. Holly odwrócił się do niego zadkiem, a Mickey wskoczył na stół i zjadał resztki z ich talerzy - widzisz? Mają nas gdzieś - powiedział i na moment zostawił go, żeby przez telefon włączyć jakąś spokojną melodię puszczoną w głośnikach, które dostał od Namjoona na urodziny.

- Ja nie umiem.

- To nic trudnego, najlepiej o tym nie myśl - powiedział Hobi i ujął jego prawą dłoń. Po drugiej stronie objął w pasie drobne ciało - połóż mi rękę na ramieniu.

- Podepczę ci stopy.

- To nic.

Yoongi poczuł jak alkohol i delikatne ruchy w rytm muzyki wprawiają jego serce w szaleńczy bieg wyczynowy. Onieśmielony do granic możliwości starał się podążać i naśladować, ciągle gubiąc spojrzenie pod stopami.

- Spójrz na mnie - muzyka grała cichutko, a on mówił jeszcze ciszej. Zupełnie nie jak głośny, wszędobylski, wieczny optymista. Tylko Yoongi był w stanie wyłapać słowa oraz ich znaczenie. Nawet zażenowanie własną nieporadnością nie powstrzymało go przed usłuchaniem. Chyba po prostu już nie potrafiłby mu odmówić, nieważne o co by poprosił. W brązowych tęczówkach odkrył coś ważniejszego niż własna duma i uparta natura - wszystkiego najlepszego, Yooni.

Drobny, wstydliwy uśmiech wynagrodził Hobiemu cały trud jaki włożył w ten dzień i zachowanie tajemnicy. I tak nikł przy szczęściu rozrastającym się w jego sercu każdego dnia u boku Yoongiego. Uśmieszek zamienił się w szczery śmiech, gdy okręcił go w kółko niczym damę. Natychmiast po tym wpadł w jego ramiona.

- Kocham cię - wyznał szczerze Yoongi. Zamroczony zarzucił ręce na ramiona chłopaka i niezbyt trafnie złączył usta z kącikiem warg. Ten błąd został natychmiast naprawiony. Nawet jeśli kiedyś miał nadejść koniec, istniało tylko teraz. Pragnęli wpisać ten dzień, tę noc i chwilę jako jedno z wielu wspomnień do swojej własnej książki. Powoli wypełniać puste kartki papieru długą, zawiłą historią. Akt po akcie, dopóki kartek nie zabraknie. A może i potem zdobywać kolejne przejrzyste strony czekające na opowieść.

- A ja ciebie - powiedział Hoseok, gdy ciepłe usta odsunęły się na odległość oddechu.

- Hobi, kochaj mnie - wyszeptał Yoongi - całego.

...

Nie będę czekać do rana XD Co tam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro