22 (16+)
Namjoon miał dzisiaj dwie godziny korepetycji z dzieciakami ze swojej starej szkoły. Wyjątkowo nie mógł się wykazać w stu procentach, ani skupić. W głowie miał już tylko spotkanie z swoim chłopakiem, który wrócił i od samego rana wysłał niezliczoną ilość wiadomości. Sam również był stęskniony, nie widzieli się prawie tydzień, licząc z weekendem, który on spędził u rodziny. Zaraz potem nieplanowany wyjazd Jina. Trochę się martwił, bo Jinni chciał porozmawiać, a ostatnio jego rodzice mieli problem z podziałem majątku między siebie i brata ojca. Może konflikt się zaostrzył, a Jin raczej nie przebierał w słowach w takich sytuacjach.
Miał nadzieję go jakoś pocieszyć i uspokoić. Dlatego korepetycje nie szły mu specjalnie dobrze, tłumaczył gorzej niż zwykle, a jeden z jego podopiecznych nudził się bardziej niż zwykle. Raz, czy dwa musiał go szturchnąć długopisem, żeby nie przewrócił się twarzą w zeszyt.
Na szczęście korki dobiegły końca przed wieczorem i bez wracania do domu, od razu pobiegł na autobus do mieszkania Jina. Zastanawiał się, czy kupić wino, ale przypomniał sobie jak trudno jest dogodzić kubkom smakowym starszego i zrezygnował, mając nadzieję, że on o tym pomyślał. Mieli co opijać, bo w poniedziałek rozpoczynała się rekrutacja na studia, a on miał zapewnione miejsce na wszystkich wybranych kierunkach.
Wjechał na czwarte piętro, w windzie spotykając sąsiada Seokjina. Dzieciak już go poznawał, bo zawsze mówił mu dzień dobry. Zadzwonił do drzwi podekscytowany, jakby nie widzieli się wieki. Jego policzki zarumieniły się od mrozu i szczęścia. Jeszcze kilka lat temu nie podejrzewał, że drugi człowiek może podarować jej aż tyle. Swoje szczęście miał tylko w książkach i zawartej w nich wiedzy. W mądrości upatrywał swojej drogi i spełnienia. Z czasem zaczynał rozumieć, że mądrość to nie tylko akademicka wiedza z podręczników, ale i umiejętne posługiwanie się swoimi emocjami. Rozumienie ich i lokowanie we właściwych osobach. Miał nadzieję uczyć się tej sztuki i poszerzać ją równie intensywnie jak wiedzę ze szkoły.
Drzwi otworzył mu Jin. Jego piękny Jinni. Miał rozpięte pierwsze trzy guziki niebieskiej, wsuniętej w czarne spodnie koszuli, włosy zaczesane tak, że odsłaniały jego czoło i całą piękną, wyprofilowaną jak u bóstwa twarz. Natychmiast ciało Nama przeszyło gorąco. Uśmiechnął się na sam widok ukochanego.
- Mogę wejść?
- Wchodź - odparł starszy i przepuścił go w drzwiach, zamykając je za plecami Namjoona. Ten nie zniósł więcej niż Jin kazał mu czekać, dlatego zwrócił się ku mężczyźnie i nie bacząc na rozbieranie się z kurtki i butów, zaatakował usta Seokijna. Przyszpilił go do ściany, dłonie natychmiast zatopił między pasmami włosów. Czuł jak lepią mu się od lakieru, ale miał to gdzieś. Mógł w końcu nacieszyć się swoim facetem i miał zamiar zrobić to bez względu na przeszkody.
Jin bardzo chętnie odpowiedział na jego potrzeby. Mimo gorszej pozycji, niższego wzrostu i drobniejszej budowy, nie miał problemu z dominowaniem pieszczoty. Niezbyt delikatnie przygryzł zapuchniętą już wargę Namjoona, za co dostał nagrodę w postaci zduszonego przez następny pocałunek westchnienia.
Oparł obie dłonie na biodrach młodszego, ale i przyciągnął go do siebie chciwie. Zawsze było mu za mało i za słabo. Zanim skończyli serię szybkich, mokrych pocałunków pozbył się jego kurtki rzuconej na podłogę i szybko zajął się kolejnymi warstwami, sam pozostając w pełnym ubraniu.
Kiedy mieli cały dzień na leniwy, kilkurundowy seks, lubił uczucie nagich, splecionych ze sobą ciał, lecz w chwilach takich jak ta, wybierał opcję poddańczą. Sam co najwyżej zsuwał spodnie, a nagi Namjoon musiał pocieszyć się tylko tym, co Seokjin zdecydował się mu ofiarować.
Stęsknieni swoją obecnością, dotykiem i zapachem skończyli szybciej niż zwykle. Zmęczony Namjoon starał się dojść do siebie po ostrej zabawie, którą zafundował mu Seokjin. On sam uchylił okno i dokładnie w takim samym wydaniu, w jakim zobaczył go po otwarciu drzwi, przysiadł na parapecie, żeby zapalić papierosa. O niedawnym wysiłku świadczyły tylko zaczerwienione policzki, powoli normujący się jeszcze oddech i już nie tak idealna fryzura. Odpiął jeszcze jeden guzik koszuli, gdzie widniała słaba malinka.
Namjoon wyciągnął się na łóżku, nie ukrywając przed lekko zamglonym spojrzeniem nauczyciela żadnej części wolnego ciała. Dopiero zimno zza okna zmusiło go do założenia bokserek, koszulki i wsunięcia się pod kołdrę. Seokjin w tym czasie odpalił drugiego papierosa, nadal się nie odezwał.
- Jak było w domu? - zapytał Namjoon, opierając się o ścianę. Jego głos przesiąkł trochę chrypką.
- Chyba niedługo uda się rozwiązać sprawę z majątkiem.
- Super - uśmiechnął się - ale mam nadzieję, że na waszą korzyść.
- Jasne, że na naszą. Ciotka próbowała nam wygrażać kolejnym pozwem, ale widzę w oczach Kyuna, że nie ma już siły na walkę. Dostał swoją część jeszcze za życia dziadków i to wie. Tylko ta pierdolona żonka zaognia cały konflikt. Baby to jednak dostają pierdolca na punkcie kasy.
- Skoro Kyun wie, że sprawa jest dla nich przegrana, to ona nie ma nic do gadania.
- I całe szczęście - powiedział Jin i wydmuchał z płuc dym. Znów zapanowała cisza.
Było jakoś dziwnie, ale Namjoon nie chciał wysuwać pochopnych wniosków. Jeśli Jin miał jeszcze jakiś problem, to na pewno powie, nie trzymał długo niepokoju w sobie.
- No cóż - westchnął głośno i na chwilę uniósł brwi - kiedyś muszę ci powiedzieć.
- O czym? - nie zdziwił się Namjoon.
- Jak pojechałeś do rodziny przyszedł tu Jungkook.
Namjoon nie miał zamiaru przerywać. Skulił się tylko, bo zrobiło się jeszcze zimnej. Jin mimo, że skończył palić, nie wstał z parapetu, ani nie zamknął okna.
- Pokłócił się z Jiminem i nie chciał wracać do domu, bo matka go truje o szkołę. Poprawiałem klasówki, a on siedział ze mną.
- Pomagał ci przy matmie? - zdziwił się Nam.
- Tylko się przyglądał. W pewnym momencie - wyjrzała przez szybę uciekając od wzroku Namjoona i przygryzł lekko wargę. Wtedy młodszy zaczął się niepokoić, lecz nadal nie przerwał - pocałował mnie.
Ciało Namjoona spięło się. Zacisnął palce na nagim kolanie, żeby jakoś powstrzymać inne reakcje. Dobrze wiedział, że smarkacz ma coś do Jina, ale żeby posunął się do czynów, to już gruba przesada. Przez chwilę nieznośna cisza uniosła się nad ich głowami, słychać było tylko samochodowy szum ulicy.
- Zdziwiłem się.
- Serio? Ja nawet nie - lekko gardłowy dźwięk wydostał się z ust Namjoona - patrzy na ciebie maślanym wzrokiem od zawsze.
- No właśnie... A ty co o nim myślisz?
- A co mam o nim myśleć? Wydaje mu się, że się zakochał i nie przejmuje się tym, że jesteś zajęty. I to przez jego kumpla.
- Jesteś zły? - Jin zapytał trochę zdezorientowany. A czego się spodziewał? Że będzie się cieszył?
- Nie na ciebie, tylko na niego.
- Ja też go pocałowałem - dodał bez ogródek. I wtedy Namjoon zacisnął usta oraz palce, aż kłykcie oraz wargi zbielały - pocałowałem go i zapytałem czy o to właśnie mu chodziło, czy byłby gotów zniszczyć nasz związek dla czegoś takiego.
Serce Namjoona przyspieszało i zwalniało na przemian. Czuł się dziwnie, źle, okropnie, ale ciągle starał się zrozumieć i nie wybuchnąć.
- A on co? - teraz już jego gardło kompletnie się zacisnęło. Z trudem wydobył z siebie te trzy słowa.
- Że nie chce niszczyć naszego związku, ale mnie kocha i byłby w stanie pokochać ciebie - Jin ani razu nie spojrzał w jego stronę. Uparcie wyglądał za okno.
- Co?
- Powiedział, że byłby w stanie pokochać nas obu, jeśli damy mu szansę.
- To są chyba jakieś jaja... - uwolnił zakleszczone w palcach kolano i oparł na nim łokieć. Dłonie wplótł we włosy i przeczesał je, boleśnie ciągnąć za ich kępki - to jest żart, prawda Jin?
- Widzisz, żebym się śmiał? - najgorsze było to, że starszy najwyraźniej mówił prawdę i to głosem wypranym z jakichkolwiek emocji. Nie był zły na Kooka, rozgoryczony, zniesmaczony, już nawet nie samym sobą, że pocałował nastolatka, ale tą obrzydliwą propozycją.
- I co ty na to? - zapytał resztką siły, chociaż w jego oczach zbierały się łzy.
- Powiedziałem, że zapytam ciebie.
Namjoon zerwał się z łóżka. Goryczy jaka zalała go od środka nie umiał porównać do niczego, co wcześniej mu się przydarzyło. Ledwo powstrzymywał płacz, ubierając spodnie i bluzę.
- Nam, nie idź. Pogadajmy - wreszcie na niego spojrzał i wstał od okna.
- Nie będę z tobą rozmawiał, o niczym. Nigdy.
- Nam - próbował dotknąć chłopaka, ale ten odtrącił go agresywnie jak nigdy.
- Dałem ci szansę! - krzyknął, a jego głos było słychać pewnie na innych piętrach. Jin zaskoczony zrobił krok w tył. Czego on się w ogóle spodziewał? - obiecałeś, że będę tylko ja, pamiętasz?! - był tak wściekły, że łzy same zaczęły kąpać po policzkach z bezsilności - wybaczyłbym, że cię pocałował, nawet to, że pocałowałeś go sam, żeby czegoś go nauczyć, ale nie! Ty brniesz dalej! Co jest z tobą nie tak, do kurwy!? Jeszcze zamiast powiedzieć mi od razu to najpierw mnie przlecialeś. Co, było ci żal, że może nie będziesz miał już okazji?!
- No dobrze, to był głupi pomysł. Zapomnijmy o tym - pokręcił głową, jakby chciał tak cofnąć czas i sprawić, że Nam zapomni. Szkoda, że to tak nie działało.
- Nie, tym razem poniesiesz konsekwencje tego co robisz. Nie będzie następnych szans - przetarł mokre, gorące policzki - nie pozwolę się tak traktować. Teraz już wiem na czym ci zależy naprawdę.
- Na tobie mi zależy. Przecież nie przespałem się z nim, nie zrobiłem nic wbrew tobie.
- Nie chcę tego słuchać! - zacisnął powieki i ruszył na korytarz, gdzie została jego kurtka, buty i plecak.
- Dlaczego nie możesz zostać i ze mną porozmawiać? - Jin poszedł za nim i zatrzymał się między drzwiami, a chłopakiem - zostań.
- Mam cię dość - powiedział Nam. Cholerne łzy nie przestawały spływać po twarzy, przez co trudno było zawiązać buty - przesuń się - nakazał gotowy do drogi.
- Nie. Nie możemy po prostu zapomnieć o Junkooku i żyć tak jak wcześniej?
- Jesteś idiotą, czy jak?
- Nie rozumiem o co robisz taki problem? Nie zostawiłem cię dla niego, nie zdradziłem cię, zapytałem tylko o jedną z wielu opcji. To naprawdę dla ciebie taka ujma na honorze?
- Jedna z wielu opcji? Ujma na honorze? - nie mógł uwierzyć w to co słyszy - jesteś kompletnie popierdolony.
- Może nie zabrzmiało tak jak powinno...
- Zejdź mi z drogi do cholery!
- Nam, proszę... - przepchnięta z drogi nie miał szans, żeby zatrzymać młodszego - przepraszam.
- Za późno.
...
*Autorka chowa się do skrytki na miotły*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro