13.
Wstali dopiero po szóstej drzemce. Co dziwne, to Yoongi podniósł się jako pierwszy, żeby zająć łazienkę, bo Hobi, żeby dobudzić się na tyle, by poprawnie funkcjonować, musiał rano spędzić co najmniej pół godziny pod prysznicem. Cała poranna rutyna łącznie ze śniadaniem poszła im zaskakująco sprawie, co uznali za zapowiedź dobrego dnia. Po ósmej znaleźli się już na stoku, który mieli zaledwie dwa kilometry od hotelu.
Nie obyło się bez narzekania Yoongiego na zimno, choć ubrał się niczym Eskimos na polarną wyprawę i właściwie jedyna rzecz, po której można było go rozpoznać to oprawki okularów wystające w szparze między czapką, a szalikiem.
- Na pewno będzie ci tak wygodnie jeździć? Ledwo możesz iść - miał wątpliwości młodszy, gdy wchodzili do wypożyczalni nart.
- Jeśli ustoję w nartach na nogach, to i tak będzie sukces, nie wymagaj ode mnie za dużo.
- Jestem pewny, że będzie ci szło świetnie.
- I jeszcze się ze mnie śmieje prosto w twarz.
- Żeby śmiać ci się prosto w twarz musiałbym najpierw ją zobaczyć, a z tym mam mały problem.
- Możesz sobie ją wyobrazić.
W głowie Hobiego pojawiła się ulotna, ponieważ szybko przegoniona, zaróżowiona, zmęczona twarz Yoongiego podczas...
- Jaki numer buta? - zapytał po raz drugi pan za stoiskiem wypożyczalni.
- Przepraszam, 44 - otrząsnął się.
Yoongi pod swoją warstwą ochronną zapłonął rumieńcem zażenowania. Sam miał numer buta, któremu bliżej rozmiarówce kobiecej, ale chyba Hobi już o tym dobrze wiedział po kilku miesiącach znajomości. O czym on mówił, niektórzy całe życie nie znają takich szczegółów swojej drugiej połówki. Dobrze, że miał tą anty żenujacą powłokę.
- A pan? - zapytał go mężczyzna, podając buty narciarskie Hobiemu.
- 40 - burknął pod nosem.
- Przepraszam, mógłby pan powtórzyć?
Czuł się jak Jimin podczas pamiętnego kupowania prezerwatyw w osiedlowej aptece. Obsługujący tu pan miał równie dużo taktu, co aptekarka, która bez zastanowienia wygłosiła apel o małym rozmiarze sprzętu Parka. W sumie w aptece był wtedy tylko on, co nie zmienia faktu, że to słyszał. A może to były prezerwatywy dla Tae?
O czym on w ogóle myśli?
- 40 - powtórzył, wystawiając usta spod szalika. Mężczyzna pokiwał głową i wyruszył w poszukiwania śmiesznie małego rozmiaru męskiego buta. Jeśli przyniesie mu różowe, to obiecał sobie, że wyjdzie i pojedzie stopem prosto do biblioteki, żeby dokończyć czytać najnowszy nabytek ze zbiorów ,,Mingo w krainie liliputów,,. Utożsamiał się z głównym bohaterem, który całe życie miał kompleks na punkcie swojego wzrostu, z tym, że on jednak, nie potrafił tak jak protagonista przerobić tej wady na atut. Może dlatego, że nie trafił jeszcze do krainy liliputów. A gdyby tak zatrudnić się w przedszkolu.
- Proszę bardzo - pojawił się z jego parą butów mężczyzna - jeśli będą dobre poproszę jeszcze panów o podanie wzrostu, żeby dopasować długość nart.
I w tym momencie Min Yoongi się załamał.
Wyszli z kanciapy z nartami, butami i załamaniem nerwowym, bo Yoongi nie chciał przyznać się ile dokładnie ma wzrostu i musiał trzy razy zmieniać narty. Po prawdziwej gehennie wewnątrz budynku, zimny wiatr uderzający ich w twarze okazał się zbawieniem.
Przeszli na najmniejszy stok, który i tak wydawał się Minowi potężnym kolosem i usiedli na drewnianej ławce, żeby zapiąć narty. Hobi podśmiewał się pod nosem z upartości z jaką Yoongi odmawia pomocy w zapięciu nart i kapituluje, po wytłumaczeniu co mogłoby się stać, gdyby jego narty nie były porządnie wpięte. Zęby uznał jednak za ważniejsze niż dumę.
Prawdziwe schody zaczęły się podczas wjazdu na górę. Wyciąg nie był krzesełkowy, a składał się jedynie z jak to określił Yoongi ,,cholernego sznurka między nogami,, na którym przewrócił się dwa razy zanim dotarło do niego, że nie powinno się na nim siadać. Zły jak osa stanął na drżących nogach na samym szczycie i z przerażeniem spojrzał w dół.
- Jesteś gotów na pierwszą lekcję? - zapytał zadowolony Hobi. Oj, długo mu nie zapomni jak po pierwszym upadku na wyciągu musiał najpierw wyśmiać się, by dopiero potem pomóc mu wstać.
- Jestem gotów na kopnięcie się w dupę, aż narta wyjdzie ci gardłem - warknął Yoongi, strzepując z kasku resztki śniegu.
Hobi odruchowo złapał się za gardło.
- Ała...
- Przecież wiesz, że nie mam innego wyjścia. Co się głupio pytasz?
- To nie moja wina, że się przewróciłeś, nie wyżywaj się na mnie - pokręcił czerwonym nosem Jung.
- No wiem przecież. Przepraszam.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnął się szybko.
- Ale więcej się ze mnie nie śmiej.
- Wybacz, ale ten upadek wyglądał komicznie - powiedział młodszy i wsunął ciemny kosmyk włosów pod kask Mina - No dobrze, zaczniemy od podstaw.
W ten sposób pierwszą godzinę spędzili na ślimaczym tempie przesuwania się w dół pługiem, podczas którego kolana Yoongiego drżały jak po kilkunasto kilometrowym maratonie wyczynowym. Hobi w tym czasie opanował lepiej jazdę w tył, żeby ułatwić Yoongiemu naukę. Niestrudzenie pokazywał mu najlepsza technikę i okazał tonę cierpliwości dla humorów i zerowych umiejętności Mina. W pewnym momencie Yoongi poczuł się aż za pewnie. Na krótki moment zrezygnował ze skręcania i złączył nogi, a nawet na tak płaskiej powierzchni szybko nabrał rozpędu. Stojący kilka metrów na dole Hobi zauważył to za późno.
- Zaczekaj, nie. Hamuj!
- Niby jak?! - zdążył zapytać Yoongi i wjechał prosto w swojego chłopaka. Był lekki, ale rozpęd i tak sprawił, że obaj wylądowali na śniegu i przetoczyli się kawałek w dół. Hobi poczuł tylko jak piecze go skóra na nadgarstku, ostre igiełki twardo ubitego śniegu, zdarły mu ją odrobinę.
- Przepraszam... - wymamrotał Yoongi spod szalika, który zastawił mu usta - nic ci nie jest? - podniósł się jako pierwszy, żeby sprawdzić czy wszystko w porządku, z przygniecionym przez niego chłopakiem.
- Chyba ze mną źle. Potrzebuję reanimacji - opowiedział zbolałym głosem i łapiąc głęboki oddech położył się na plecach. Yoongi dopiero zbierał się i na kolanach oglądał jego nadgarstek.
- Widzę, że jednak oddychasz.
- To tylko ostatnie podrygi konającej ostrygi.
- A nie doktora śledzika?
- Nieważne, jakiegoś morskiego stworzenia. Ja tu umieram, a ty się kłócisz.
- Nawet kiedy umierasz musisz tyle mówić?
- Jest tylko jeden sposób, żebym przestał - poruszył brwiami, na co Yoongi prychnął, ale pochylił się nad poszkodowanym i złączył ze sobą lodowate wargi. Poczuł jak owiewa go ciepły, znajomy oddech i uśmiechnął się chcąc szybko uciec. Nie przewidział dłoni, która zatrzymała go zanim zdążył to zrobić. Przycisnął mocniej miękkie usta, zaraz otwierając je, by pogłębić pocałunek i podzielić się większą ilością ciepła. Musnął rozrzucone na czole kosmyki włosów Hobiego, by odgarnąć je i poprawić przekrzywiony kask. Ich języki połączyły się na moment, żeby zrezygnować po chwili ze wspólnego tańca, gdy przypomnieli sobie, że są w miejscu publicznym, w dodatku na środku stoku, gdzie jeździło sporo dzieci.
- Uważaj na siebie - szepnął Yoongi.
- Ale to ty wpadłeś na mnie.
- Właśnie dlatego uważaj.
Kolejne kilka godzin obyło się bez wypadku i nawet przenieśli się na większy stok, bo Yoongi poczuł się naprawdę pewnie z asekuracją Hobiego. W południe zeszli ze stoku, żeby zrobić sobie przerwę na obiad, ale postanowili jeszcze wrócić.
Cały posiłek Yoongi nie przestawał wypytywać młodszego o inne techniki zjeżdżania, jego przeszłe wyjazdy na narty i co jakiś czas pytał, czy aby na pewno lepiej już sobie radzi. Nawet on sam nie spodziewał się, że aż tak spodoba mu się ta forma ruchu, bo z zasady nienawidził każdego sportu, nieważne, czy to oglądanego w telewizji, czy uprawianego samemu. Chyba, że szachy, ale nie na sto procent wiedział, czy może nazwać je sportem. A tu takie zaskoczenie.
Zbliżała się 16, gdy dotarli do hotelu, zmęczeni i zziębnięci do szpiku kości.
Yoongi zmuszony wyrzutami sumienia włączył wreszcie swój telefon, gdzie znalazł tylko piętnaście połączeń od Tae, cztery od Jimina i jedno od mamy. Co oni się tak uparli wszyscy na raz. Do tego dwieście trzydzieści trzy wiadomości na ich grupie, których nie miał nawet siły czytać.
- Boję się tam zajrzeć - stwierdził Hobi rzucając się na łóżko obok Mina.
- Pewnie jesteśmy zbluzgani z góry na dół za ucieczkę.
- Na pewno.
- To nie czytajmy tego, oddzwonię tylko do mamy.
Hobi grzecznie czekał, aż Yoongi załatwi sprawę z mamą, odprężony wyciągając się na wielkim hotelowym łóżku. Zamykając oczy ciągle czuł jakby zjeżdżał w dół, kochał ten stan. Jego mięśnie odpoczywały po ciężkim dniu, a on mógł się skupić na wspomnieniach.
Przysłuchiwał się jak Yoongi opowiada zdawkowo na przesłuchanie mamy, skupiając się tylko na przyjemnym tonie jego głosu. Nadal czuł na wargach dotyk warg, który zapadł mu w pamięć wyraźniej niż przyjemność z jazdy. Bezwolnie dotknął opuszkami palców ciepłych ust, jakby oczekiwał, że to pomoże mu jakoś zastąpić delikatne muśnięcia Yoongiego. Wraz z tonem głosu w uszach odczucie tworzyło cudowną mieszankę. Nawet nie zauważył, kiedy Yoongi skończył rozmowę, a w pokoju zapanowała cisza.
Chyba był już w półśnie, bo obudziło go dopiero wyraźne uczucie ciężkości na kostkach, łydkach, kolejno kolanach i udach. Odchylił powieki, żeby zobaczyć swojego chłopaka, który nieśmiało wspina się coraz wyżej, siedąc teraz prawie, że na jego biodrach.
Uśmiechnął się, kiedy Yoongi ułożył się na jego klatce piersiowej i wtulił się w nią jak w przytulankę. Zatopił palce w puklach czarnych włosów, delikatnie je przeczesując i masując głowę.
Najchętniej usnęliby w takiej pozycji, gdyby nie potrzeba kąpieli po całym dniu ruchu.
- Hobi, nie mam siły - wymruczał Min - pomóż mi się rozebrać.
- Z przyjemnością.
...
Polsat ☀️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro