1.
Niemalże tak szybko, jak kroki Karnivoro ucichły, a on został sam na sam, począł badanie swojego otoczenia. Doknes nie mógł w pełni szczerze powiedzieć, że w jakimkolwiek stopniu ufa swojemu tymczasowemu sojusznikowi. Bliska prezencja kanibala napełniała go niepokojem, nawet podczaszy rzadkich momentów, kiedy tamten jedynie odpoczywał albo pozostawiał go w świętym spokoju. Prawdę powiedziawszy, mężczyzna nie mógł pozbyć się wrażenia, że osobliwy kompan jedynie cudem nie ukrócił jeszcze jego żałosnego istnienia. Co prawda formalnie nie był w żaden sposób przetrzymywany, ale miał pełną świadomość, że jego los był zupełnie zależny od życzeń jego niestabilnego psychicznie gospodarza. Doknes cieszył się więc chwilowym jego zniknięciem. Mimo groźby rychłego powrotu psychola, ostatecznie uznał on, że świadomość o jego położeniu nie mogła mu w tej chwili bardziej zaszkodzić i powinien rozejrzeć się nieco po kryjówce, do której Karnivoro zawiódł go zaledwie kilka godzin temu.
Doknes objął wzrokiem przestrzeń całej groty, analizując jej wystrój. W przeciwieństwie do poprzedniej kryjówki znajdującej się pod parkiem rozrywki, ta wydawała się znacznie lepiej urządzona, z mdłym światłem latarenek, rozjaśniającym nieprzeniknione ciemności pieczary. Stalaktyty i stalagmity wystawały z sufitu i podłogi w postaci długich szpil, podobnych do zębów, zdających się kpić tylko z jego obaw co do znajdowania się w śmiertelnej pułapce bez możliwości ucieczki, w którą na własne życzenie, w pewnym sensie się wpakował. Mężczyzna wstał z krzesła, które zajmował przez ostatnie chwile i począł przeszukiwać wzrokiem pomieszczenie, usiłując omijać szerokim łukiem miejsce, a którym stał zakrwawiony, wypełniony alkoholem słoik z ludzką głową w środku, zawierający resztki dzisiejszej ofiary Karnivora. Doknes drżał na samą myśl o tym, że zaledwie parę dni wcześniej widział właściciela owej części ciała w pełni żywego i równie dobrze mógł w każdej chwili podzielić jego los. Jego główną nadzieją było aktualnie to, że truchło byłego współwięźnia wystarczy kanibalowi na dłuższą chwilę, w co jednak wątpił, biorąc pod uwagę jego wiecznie niesłabnący apetyt. Pomieszczenie zawierało także dobrze zabezpieczone drzwi, z pod których wąską szczeliną buchał chłód, a które pełniły rolę drzwi do prowizorycznej chłodni, gdzie Karnivoro prawdopodobnie przechowywał mięso. Ściany pomieszczenia pokryte były szczątkami bluszczu i mchu, zdających się przerażać na wskroś liche mury, tocząc wieczną walkę o dalsze pole do ekspansji. Doknesowi ta sieć roślinności na myśl przywodziła sieć kłamstw rozciągniętą uważnie przez coś, co pierwotnie ściągnęło jego i jego najlepszego przyjaciela na tą przeklętą wyspę, płatając ich na wieki bez możliwości wyjścia i nawet ostatecznie prowadząc do ich kłótni. Sprawy nie poprawiało kpiące podejście do tematu Karnivora, który nie wydawał się szczególnie dbać o Dealerqa i tego, jak omotany został w kłamstwa. Doknes nie mógł przestać myśleć o tym, że prawdopodobnie miał w tym swój własny, mroczny cel. Obraz rozłupanej czaszki mężczyzny wyraźnie odcisnął się w jego podświadomości, nawiedzając go nawet w snach. Była to niepojęta szkoda, bo gdyby nie jego kontuzja i oczywiście ta część z jedzeniem ludzi, Karnivoro mógłby nawet uchodzić za całkiem atrakcyjnego. Doknes już dawno zauważył, że posiadał on całkiem rzadki układ cech wyglądu w postaci ciemnych, wiecznie podkrążonych oczu i jasnych, złocistych włosów, opadających na twarz w postaci skołtunionych loków. Jego rysy twarzy były nieco krągłe i jego wątpliwa moralnie dieta zdecydowanie wydawała mu się mu pod tym względem służyć. Innymi słowy, nie wydawał się głodować. Doknes zamierzał kontynuować swoje poszukiwania, zagłębiając dłoń w jednej z szuflad szafki, na której stała spreparowana głowa, ale przeszkodził mu odległy dźwięk, sprowadzający go do rzeczywistości i uświadamiający, że kanibalowi raczej nie spodoba się to, że myszkuje, chwycił więc jedynie gwóźdź, wydający się potencjalnie dobrą prowizoryczną bronią i wsunął go do kieszeni, opierając się o ścianę i z niepokojem spoglądając w stronę wejścia do groty, widząc zstępującą w jej czeluść postać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro