ROZDZIAŁ 3
W kuchnii zapanowała cisza, chociaż tak jej się wydawało. Do jej uszu przez moment przestały docierać dźwięki krzatów tłuczących się garnkami i ścierkami. Kontynuowała przeżuwanie jeszcze ciepłej grzanki, próbując się delektować domowym dżemem. Miała wrażenie, że jeśli ta konwersacja potoczy się dalej, to smak jej pęknie niczym bańka mydlana.
- Dziękuję. - słowo wyszło nieco stłumione przez pełną zawartość jej buzi. Miała wielką nadzieję, że Tom po prostu weźmie to po co przyszedł i na tym stanie ich konwersacja. Danielle była po prostu zmęczona. Nie miała dzisiaj ochoty wglębiać się w żadne niezręczne konwersacje. Mężczyzna skruszył jej nadzieje, siadając na przeciwko niej. Nie była pewna jak się zachować, z jednej strony pragnęła go kompletnie zignorować, a z drugiej zapytać o tyle rzeczy.
Obraz odsunął się cicho szorując o ziemię, a w drzwiach ukazała się osoba której się tutaj najmniej spodziewała. Milcząc odwróciła wzrok i kontynuowała powolny proces picia. Hardo uniosła głowę przed siebie, zupełnie zapominając o wielkich łzach wyjewających się z jej zielonych oczu. Tom usiadł naprzeciwko niej i beznamiętnie ofiarował jej długie spojrzenie, nie miała zamiaru odwrócić wzroku. Upiła kolejnego łyka herbaty, parząc sobie przy tym nieprzyjemnie język. Odwrócił spojrzenie i cicho zaczął stukać palcami o blat. Postawiła kubek i przyciągnęła do siebie talerz.
- Smacznego.
- Dziękuję, Tom.
Wspomnienie przemknęło przez jej głowę jak powiew jesiennego wiatru, smagającego resztki liści. Jej spięte ramiona opadły wdół. Wydawało jej się, jakby tą konwersację prowadzili wczoraj. Przenikliwe spojrzenie zielonych oczu wbiło się w neutralnie nijaką twarz bruneta.
- Też o tym pomyślałeś? - wymknęło jej się wbrew sobie. Chociaż jego twarz wcale się nie rozluźniła, ani nie zmiękła, to jeden kącik jego ust drgnął przez ułamek sekundy. - Przepraszam.
- Tak.
Siedzieli przez chwilę w ciszy, naruszanej jedynie żuciem Danielle i jakby szeptem kroków skrzatów. Skończyła swoją kanapkę i z braku zajęcia, powoli upijała sok.
- Będziemy razem pracować.
- Na to wygląda Tom. - czuła jego intensywne spojrzenie, omiatające jej twarz. Nie miała zamiaru tym razem wyglądać na słabszą. Ich oczy się spotkały. - To chyba trochę niezręczne co?
- Nie, cieszę się. - jego głos nie mówił tego samego. Nie był zabarwiony żadną emocją. Był pusty jak pierwszy lepszy opadnięty pień w Zakazanym Lesie. - Praca byłaby niezwykle uciążliwa, jeśli miałbym przebywać w towarzystwie kogoś głupszego.
Oczywiście - burknęła w duchu. Tom Marvolo Jestem Najmądrzejszy Riddle musiał podkreślić poziom swojej inteligencji i pogardy wobec większości populacji czarodziejów. Zignorowała jego dziwny prawie komplement i skupiła się na smaku soku. Nie miała zamiaru odwzajemniać entuzjazmu, ani wdawać się w dalszą konwersację. Do póki nie znała jego zamiarów, a była przekonana, że nie są dobre.
- Wiem, że masz do mnie dużo pytań. - przerwał ciszę. Skupiła się na kołnierzu jego nienagannie wyprasowanej koszuli, kąciki przy szyi były ozdobione metalowymi wpinkami z literami "T" i "R". Mężczyzna wyglądał elegancko i poważnie, chociaż tak się prezentował.
- Nie mam do ciebie żadnych pytań, Riddle.
Jego twarz pozostała niezmieniona po jej odpowiedzi. Nie drgnął nawet brwią, nie ruszył ręką. A pomimo tego, wiedziała. Wiedziała, że przeszła nim jakaś emocja. Najprawdopodobniej coś zbliżone do gniewu. Zaskoczyła samą siebie, czując satysfakcję. Przerwał ich kontakt wzrokowy, spoglądając gdzieś ponad jej ramię.
- Masz zamiar utrudniać naszą relację w ten sposób?
- Jedyna relacja jaka nas łączyły, to współpraca. Nie wiem czego oczekujesz.
- Kiedyś byliśmy przyjaciółmi Danielle.
Jej serce na chwilę zacisnęło się w mały, bolesny skurcz. Byli przyjaciółmi, byli czymś więcej. Słowo klucz, to "byli". Popatrzyła się na niego krótko, kopiując nieodczytywalne spojrzenie. Gra ma w sobie jedną cechę, jest dla dwóch osób. A jeśli Tom chcę się bawić w podchody sentymentalne, to niech się spodziewa identycznej zagrywki.
- Kiedyś cię kochałam Tom.
•
Dzień był wyjątkowo chłodny jak na lato, przywodził raczej na myśl pierwszą zapowiedź zbliżającej się jesieni. Kobieta odczuwała lekki stres, już jutro do zamku mieli przybyć uczniowie. Sama nie była do końca przekonana co do swoich pedagogicznych predospozycji, pomimo zapewnień profesora Dumbledora. Ubrana w szarą spódnicę i brązowy sweter zdobiony haftowanymi kwiatuszkami, zmierzała w stronę Błoń Hogwartu. Za ostatnie dni zdążyła odświeżyć pamięć dotyczącą dobrze jej znanych podręczników od zaklęć i uroków. Ucieszył ją fakt, że nie zmieniły się w ciągu tych pięciu lat. Odnalazła swoją ulubioną ławkę z lat szkolnych i zabrała się za nurtowanie lektury. Kiepsko jej to jednak wychodziło, z ręką na sercu mogła przysiąc, że starała się z całych sił skupić na tekście przed nią. Jej myśli, jednak spowite były setką pytań odnośnie byłego ukochanego. Od ich rozmowy w kuchni nie próbował podjąć następnej konwersacji, ich ścieżki się od wtedy nie skrzyżowały. Gdyby Danielle go trochę nie znała, założyłaby że zapadł się pod ziemię. Intuicja jej jednak podpowiadała, że przesiadywał w Pokoju Życzeń. A co tam robił? Wolała akurat nie wiedzieć.
Jezioro przyjemnie falowało przy powiewie delikatnego wiatru, który w przeciwieństwie do ostatnich miesięcy nie przynosił ulgę, lecz gęsią skórkę. Cieszyła się na jesień, jednak miała do siebie wyrzuty, że nie wzięła płaszcza. Korciło ją, żeby wrócić do ciepła swoich kwater lub miło wygrzanej biblioteki szkolnej. Jednak potrzebowała świeżego powietrza, łaknęła go, jak topiący krótkiego wynurzenia na powierzchnię. Była rozdarta - z jednej strony pragnęła spokoju, jednak siedząc w samotności, myśli dokuczały jej jak piekielne chochliki. Z drugiej strony pragnęła wyrzucić z siebie nieopanowany słowotok o tym co czuje, jednak nie miała ochoty na moralne kazania swoich przyjaciół. Więc usiłowała się czymś zająć, od momentu wstania do snu. Pannie Addington od czterech lat doskwierała zimna samotność. Może i miała kochającą rodzinę i serdecznych przyjaciół, jednak odejście Toma w niej coś zatkało. Dalej serce miała otwarte na wysłuchanie innych, spędzanie z nimi czasu i rozmawianie na przeróżne tematy. Jednak jeśli dochodziło do spraw jej uczuć i samopoczucia... krukonka wolała się zwrócić do miodu pitnego, który nie zadawał uciążliwych pytań. Nie chciała słuchać tyrady Alpharda i Cyry, że on jest złym człowiekiem, że dobrze się stało. Nie chciała słuchać tego, co dobrze sama wiedziała. Jednak w niektórych momentach tęskniła za nim, za jego towarzystwem. Nie był emocjonalnie napastliwy, można z nim było porozmawiać na wszystkie tematy. Nawet te, które były nieodpowiednie w świetle kultury. Jednak wiedziała, że to przeszłość. Tom Riddle był co raz zlżejszy o małe kawałki swojej duszy, a w raz z nimi o człowieczeństwo. Danielle podejrzewała, że przy życiu go trzyma tylko jego szaleńcze pragnienie wprowadzenia nowego porządku.
Pomimo wysokich murów otaczających jej serce, prześlizgnęła się przez nie iskra radości. Cieszyło ją, że jest gdzieś tutaj. Mogła mieć chociaż pewność, że nie macha różdżką w stronę przerażonych mugoli. Próbowała sobie wmówić, że to jedyny powód - bezpieczeństwo. Jednak w głębi serca wiedziała, że to nie wszystko.
•
Tom był zirytowany. Zdawał sobie sprawę z tego, że minęło parę lat przez które nie mieli kontaktu. Zdawał sobie sprawę z tego, że sam do tego doprowadził, wyjeżdżając do Albanii. Czy żałował? Nie. Jednak spodziewał się, że w młodej Addington zostało więcej ciepła. Kobieta była dla niego całkowitą zagadką, nie był pewien co myśli. Czy próbuje chronić się przed świadomym zagrożeniem, czy rzeczywiście stał się dla niej jedynie zamkniętym rozdziałem. Nie podobało mu się to, bo zaprzątało to jego myśli. Ponownie po latach nie mógł się skupić na swoich planach, bo myśli o brunetce inwazyjnie zabierały jego myśli. Nie była to już rozmarzona, serdeczna Danielle jaką zapamiętał sprzed Borgina i Burkesa. Ich krótka, intensywna konwersacja w kuchni go zbiła z tropu. Nie zabolały go jej słowa, jednak krukonka otworzyła nimi dziwną dziurę w jego mizernym sercu. Korciło go, żeby zapukać do drzwi jej kwater i opowiedzieć o ostatnich latach. Powiedzieć jej, że o niej myślał i nigdy nie zapomniał. Wytłumaczyć jej, że pomimo tego, że ich drogi się rozeszły, to chciałby z nią znowu rozmawiać. Jednak Tom nie mógł sobie pozwolić na takie rozproszenie, kobieta już nieraz wcześniej skrzyżowała jego plany. Wątpił, że teraz miałaby na niego taki sam wpływ, ale po co sprawdzać na własnej skórze. Mógł przecież poświęcić ten czas na przewiercaniu zakazanej sekcji biblioteki.
Z ciężkim westchnieniem puścił masywną księge na blat małego biurka, schowanego między regałami książek. Wczuł się w dudniące echo niesione kamienną posadzką. Zapanowała absolutna cisza. Był gotowy zostawić tutaj godziny swojego czasu aż do późnego wieczoru, jednak coś przykuło jego uwagę. Za oknem w soczystej ulewie, niezdarnie biegła mała postać, usiłująca się powrócić do wnętrz Hogwartu. Skwer przed murami był przemoczony, a krucha ziemia między brukiem zamieniła się w ślizką pułapkę, czyhającą na płaskie podeszwy. Noga brunetki gwałtownie wyjechała w bok, a jej ręcę zawirowały na wszystkie strony świata. Z dozą niepokoju patrzył, jak Addington ląduje w płytkiej kałuży. Westchnął ponownie. Był pewien, że ta kobieta będzie własną zgubą. Brunetka podniosła się, wyraźnie pocierając zbolałe dłonie na których wylądowała. Korciło go, żeby jej pospieszyć z pomocą. Pozostał na swoim miejscu przy oknie, wyraźnie dała mu na jaw, że nie chce mieć z nim nic wspólnego. A Tom miał ważniejsze rzeczy na głowie. Spuścił ją z oczu i usiadł do biurka.
•
W Wielkiej Sali ucichły śmiechy i rozmowy wypełniające pomieszczenie głośnym gwarem. Był to dźwięk miły dla ucha, uczniowie mieli jeszcze na twarzach ten blask wakacji, a ich konwersacje napędzane były ekscytacją i wypoczynkiem. Danielle się na to miło patrzyło, dobrze pamiętała jak ostatnie dni sierpnia się potrafiły dłużyć. Odliczała je wtedy, nie mogąc się doczekać ponownego spotkania z przyjaciółmi i ułożenia kufra pod łożkiem w dziewczęcym dormitorium. Czar pryskał dopiero po tygodniu, kiedy rzeczywistość zadanych esejów i nowych materiałów, zaczęła skradać cały wolny czas i chęci do funkcjonowania. Obiecała sobie, że nie będzie przemęczać swoich uczniów. Dyrektor wstał, widocznie szukyjąc się na krótką przemowę.
- Moi drodzy, witam was przy rozpoczęciu nowego roku szkolnego. Mam nadzieję, że dobrze wypoczęliście i jesteście gotowi na kolejne miesiące sumiennej pracy. - kilka uczniów jęknęło z niezadowoleniem. - Chciałbym także gorąco powitać dwóch nowych profesorów.
Spojrzenia byłej krukonki i ciemnowłosego mężczyzny spotkały się na krótki moment.
- Panna Danielle Addington będzie was w tym roku uczyła zaklęć i uroków, przywitajcie ją ciepło. - uczniowie zaklaskali na krótki moment, parę twarzy szósto i siódmio klasistów rozświecił uśmiech, kiedy poznali kobietę. Byli oni w pierwszych klasach kiedy brunetka kończyła szkołę. Może dało im to płomyk nadziei, że młoda pani profesor przymknie oko na parę wybryków. - Z kolei pan Tom Riddle będzie waszym nauczycielem obrony przed czarną magią.
Stół ślizgonów załomotał w burzy oklasków, uczniowie spod herbu Salazara wydawali się aż zanad to uradowani tym obrotem spraw. Uczniowie z innych domów spojrzeli po sobie z nieodgadnionymi wyrazami twarzy, niektórzy wyglądali na zaniepokojonych, inni na zaskoczonych. Rozniosła się fala szeptów, przy której Danielle też się dostało kilka przelotnych spojrzeń. Nabrała nieprzejmne wrażenie, że za kilka dni cała szkoła będzie wiedziała, że dwójka kiedyś miała się ku sobie. Nie wydawało jej się to zbyt profesjonalne, nie chciała też być kojarzona z Tomem.
- Cieszy mnie, że przybycie nowych nauczycieli wzbudziło w was tyle emocji, jednak proszę o ciszę. - głos Albusa Dumbledora dudniał przez całe pomieszczenie, odbijając się od ścian.
Reszta kolacji minęła Dan relatywnie spokojnie. Wzorowo sprzątneła swój talerz z utęsknionych pyszności i wdała się w krótką rozmowę Valerią Myriadd, opiekunką Gryffindoru. Zapewniła młodą Addington, że posada nauczyciela jest przyjemniejsza niż jej stres podpowiada. Również dała brunetce do zrozumienia, że w razie jakichkolwiek pytań, może się do niej zwrócić. Było to miłe, obawiała się nieco osądzających spojrzeń bardziej doświadczonej kadry.
Obserwowała, jak prefekci zgromadzili młodych uczniów w gęsiej linii, wyprowadzając ich do nowych tymczasowych "domów". Może i Dan poczuła się przesadnie stara, ale ten dzień wzbudzał w niej tyle wspomnień i zaległych uczuć. Przez głowę przebiegały jej refleksje - o tym ile czasu minęło od jej przydziału, ile rzeczy się zmieniło; że teraz to ona stoi po drugiej stronie Wielkiej Sali. Ku jej niezadowoleniu, poczuła po swojej prawej obecność drugiego, świeżo upieczonego profesora. Skierowała głowę w góre, żeby mu się przyjerzeć. Zastanawiała się, jakie zbędne słowa tym razem opuszczą jego ładnie wykrojone usta. Chwila moment. Danielle skarciła się w myślach za ten komentarz.
- Mogłaś odwiedzić Skrzydło Szpitalne, nieprzyjemnie to wygląda. - jego wzrok powędrował w stronę, jej obitych rąk. Małe zadrapania i strupki dekorowały wewnętrzną stronę jej dłoni, jak mapa nowych archipelagów. Popatrzyła na niego podejrzliwie.
- Dziękuję za troskę, to nic takiego.
Nie miała zamiaru być wobec niego zbędnie wroga, jedynie uprzykrzyłoby jej to pracę tutaj. Nie miała też zamiaru sama inicjować żadnych konwersacji, w końcu sobie da spokój. Taką miała nadzieję. Złapał jej dłoń, powodując tym duży dyskomfort u krukonki. Miała ją w wyrwać i schować w kieszeni swojego płaszcza, ale czujne oczy Dumbledora zaważyły na zachowaniu spokoju.
- Opatrzę ci to. Maść z-
- Dziękuję Tom, skorzystam z twojej rady i odwiedzę Skrzydło Szpitalne. Pielęgniarka będzie wiedziała, co trzeba.
Bam. Widziała, jak komentarz uraził jego dumę. Przybrał dobrą minę do złej gry, uśmiechnął się płytko. Sugestia, że ktoś dysponuje lepszą wiedzą, była czymś co nigdy nie zawodziło z poigraniem na jego nerwach. Puścił jej dłoń i skinął głową.
- Jeśli zmieniłabyś zdanie, mój gabinet znajduje się na końcu tego samego korytarzu co twój. Dobranoc Addington.
Danielle nie poszła do Skrzydła Szpitalnego. Wybrała inne schody prowadzące na piąte piętro, żeby uniknąć bruneta. Jego pozorna sympatia wzbudziła w niej przelotną frustrację. Sama nie wiedziała dlaczego interakcje z mężczyzną, tak bardzo ją gniewały. Nie chciała wierzyć, że komentarz o jej ranach wywodził się z czystej troski. Dan czuła się najeżona. Czy Tom naprawdę myślał, że po prostu ich relacja wróci do tego samego przyjacielskiego stanu? Na pewno nie. Dałaby sobie rękę uciąć za to, że były ślizgon planuje coś ciemniejszego.
•
Riddle rozsiadł się wygodnie na kanapie stojącej przed jego biurkiem. Obok niego leżała sterta pergaminów, pozwijana w schludne rolki. Miał ochotę nimi rzucić w ścianę. Dlaczego ta kobieta musiała być taka uparta. Czuł, że sytuacja z Wielkiej Sali zagotowało w nim zbędną złość, co podsycało tylko większy gniew. Karcił się za emocjonalne podejście do całego zajścia. Chciał dobrze, chciał zrobić ten mały krok ku przyjacielskiej relacji. Chyba tak ludzie robili? Okazywali zainteresowanie przez troskę? Tak mu się wydawało z obserwacji, chociaż nabierał wątpliwości po zimnym zbyciu Danielle. A jej ręce? Tom miał problem z wypuszczeniem ich z własnych, były dokładnie takie jak zapamiętał. Łaskotliwie chłodne przy styku z jego ciepłą skórą. Tak bardzo łaknął tego uczucia, jak ćma światła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro