Rozdział 4
Kitis poprawił wąsik i rozsiadł się w fotelu. Okolica nie była spokojna, ale wolał być tam gdzie jego ludzie walczą, nie jak inni, daleko, w wygodnych domach za oceanem. Znaczy, willa którą zajął była wygodna i być może powinien czuć się przez to winny. Ale nie miał zamiaru mieszkać w na wpół zawalonym budynku. Ten był najbardziej odpowiedni z tutejszych.
Przysunął stoliczek i położony na nim tablet. Włączył go i westchnieniem zareagował na ogromne liczby papierkowej roboty jaka go czekała. Podniósł kieliszek z winem, wziął drobny łyk i zabrał się do pracy.
Chyba tego dnia nie wydarzy się nic ciekawego.
***
Ten sam żołnierz. To samo miejsce przy głupiej bramce. Nie znosił tej głupiej bramki. Już wolałby patrolować to okropne miasto. Miał ochotę postrzelać w cywilów. Tak po prostu, ostrzegawczo. Sprawiało mu to dziwną przyjemność.
Podniósł wzrok. Dwie osoby w takich samych szarych płaszczach powoli podchodziły z rękami w kieszeni. Warknał, gdy poznał tego faceta z poprzedniego dnia.
-Nie wiem, po co wracasz, ale powiem ci to samo co wczoraj. Generał nie widuje się z...
Tamten wyjął pistolet z kieszeni. Pociągnął za spust, rozległ się huk, a on przyklęknął, łapiąc się za kolano. Syknął z bólu, a nim uniósł wzrok, ogłuszyło go uderzenie w skroń
***
-Co z nim zrobisz?- Spytał Taufi, przechodząc nad nieprzytomnym i patrząc na budynek, ustalając trasy do wspinaczki i popisywania się. Nawet zostawili mu otwarte okno, jak miło.
-Prawdopodobnie włożę mu jego własny granat do gardła i wrzucę go do środka, aby ogłuszyć i zabryzgać każdego w środku krwią, a potem ich pozabijać.- Oznajmił spokojnym głosem Naren. Taufi się uśmiechnął
-Słodko wyglądasz, gdy planujesz masowy mord.- Poprawił czapkę i podszedł do ściany, po czym powoli zaczął się wspinać. Dziury w drewnie tworzyły idealne podparcie dla rąk i nóg. Żołnierek za nim tylko coś burknął w odpowiedzi.
Hakerek przełożył nogi przez okno i lekko wylądował na podłodze. Pokój wyglądał staro. Dużo kurzu, drewno... Kto w ogóle używał jeszcze drewna do budowy czegoś innego niż meble? Skoro już mowa o meblach, to te w pokoju też wyglądały, jakby same niemało przeżyły. Komputer na biurku wyglądał, jakby był z czasów, gdy jeszcze nikt nie wiedział co to internet.
Właśnie, komputer. Podszedł do niego, podsunął sobie krzesełko i go włączył. Widoczek ustawiony tak, aby wyglądał jak starsze komputery, ale funkcje miał najwyraźniej normalne. No i na szczęście było ustawione automatyczne logowanie. Chyba nie przejmował się bezpieczeństwem.
Z dołu dobiegł wybuch, potem strzały. Naren chyba się dobrze bawił. Ale Taufi, przeglądając wiadomości i raporty też był w swoim żywiole. Wiedza. Posiadając ją rozplatał sieć, którą mógł manipulować, pociągać lekko za sznurki i wywoływać reakcje łańcuchowe. Wiedza to czasem naprawdę potęga.
Nie znalazł nic, o tym, o co prosił Naren. Pominięto to w raportach. Ale za co znalazł coś ciekawszego. I lepiej chronionego. Coś najwyraźniej ważnego, co go sprowokowało musiał dowiedzieć się, o co chodzi. Musiał położyć swoje paluszki na zakazanym materiale. Och, jakie to było orgazmiczne.
No i wtedy poczuł pistolet z tyłu głowy.
-Poprosiłbym o odejście od mojego komputera.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro