XVIII- Wątpliwości
Kari była szczęśliwa. Boleśnie było patrzeć na jej świergoty kierowane są w stronę kogokolwiek, a co dopiero szkieleta, który połamał mi wszystkie kości i spalił mnie blasterami. Jednak byłam miła dla wszystkich, a przynajmniej starałam się. Siostra nadganiała mój brak taktu i po prostu przejmowała większość kwestii. O dziwo nie trudno było zacząć od począdku, bo jedyną osobą pamiętającą moje przewinienia był Sans. Starszy ze szkieleto-braci cały czas posyłał mi swoje mordercze spojrzenia, które miały mnie ostrzec przed możliwością przeżycia kolejnego festiwalu cierpienia.
-Pat?- Głos siostry wyrwał mnie z zamyślenia.- Nie jesteś głodna?
-Nie. Czemu pytasz?- Oderwałam wzrok od jednej z wielu książek, które pożyczyłam od Toriel.
-Idziemy z Sansem do Gri...
-Idźcie. Jak najwyżej przynieście mi frytki- powiedziałam spuszczając wzrok na poszażałe kartki.
-Dzięki!- Dziewczyna wprost podskoczyła ze szczęścia.- A tak w ogóle. Dlaczego czytasz książkę o ślimakach?
-Huh?- Zaskoczona zerknęłam na okładkę.- Hmm... Zamyśliłam się i nawet nie zwróciłam na to uwagi- odpowiedziałam zamykając tom.
Siostra wzrószyła ramionami i złapała za kurtkę by wyjść na mróz. Schowałam książkę do mojego plecaka myśląc, że Toriel musi mieć jakiś fetysz z tymi ślimakami. Rozparłam się wygodnie na kanapie włączając muzykę z telefonu. Musiałam trochę pomyśleć nie rozpraszając umysłu starymi książkami czy telewizją. Pierwszą rzeczą, która mnie zastanawiała była pustka, którą czułam. Determinacja, z którą już nie szalałam, nie dawała już takiej przyjemności jak kiedyś, ale również moja dusza przy walkach wydawała się jakaś wyblakła, przeźroczysta. Poza tym pomimo długiego pobytu w podziemiu nie odezwała się do mnie ani Chara, ani Frisk i czułam się dość osamotniona. Jednak najważniejszym pytaniem pozostawało "Co z Patrickiem?". Czy na prawdę jestem w stanie odzyskać brata? Czy wypuszczenie potworów na powieżchnię mogło pozwoli mi przywrócić go do życia? Usłyszałam kliknięcie klamki wyrywające mnie z zadumy. Odruchowo zerwałam się na równe nogi.
-Jesteś zbyt czujna- usłyszałam oschły głos Sansa.
-Gdzie Kari?- Syknęłam mieżąc szkielet wzrokiem.
-Spokojnie. Rozmawia z Monster Kidem.
Rozparłam się wygodnie na kanapie kiedy koścista dłoń szkieleta sięgnęła po czerwoną butelkę kethupu.
-Kethupoholik- mruknęłam.
-Powiedziała seryjna morderczyni- zripostował.
-Ty zdajesz sobie sprawę, że chciałam chronić Kari?
-Sam próbowałem to robić- usłyszałam cichą odpowiedź szkieleta.
-Ty? Przed kim niby?
-Przed tobą.
Otworzyłam szeroko oczy. Znów ogarnęła mnie chęć połamania mu wszystkich kości. Zerwałam się z miejsca i szybko przebyłam dzielącą nas odległość. Oparłam ręce na drewnianym stole kuchennym i pochyliłam się nad siedzącym sobie na krześle Sansem. Szkielet nie przejął się zbytnio moim zachowaniem.
-Byłaś bardziej niebezpieczna niż ktolwiek z nas- odpowiedział mieżąc mnie spojrzeniem swoich pustych oczodołów.
-Toriel rzucała we mnie kulami ognia, a Froggity próbowały zaskakać na śmierć!
-Zaskakać- parsknął szkielet.
-Nie chciałam żeby, któraś z nas skończyła jak Patrick- odruchowo złapałam za łańcuszki wiszące na mojej szyi.
-To nie my go zabiliśmy- przypomniał kierując wzrok na moją dłoń.- Jest dla ciebie tak ważny więc dlaczego nie pomyślałaś o tym kiedy... Zabijałaś...
-Papurusa?- Ulżyłam Sansowi swoją wypowiedzią.- Bo byłam pewna, że to wy. Nie wiedziałam, że żadne z was nie maczało w tym palców. Chciałam wrócić do domu... I pomścić bliźniaka.
-Ale powinnaś wiedzieć jaki to ból...
-Bo wiem. Wiem, aż za dobrze. Mimo wszystko byłam zaślepiona.
Nastała nieprzyjemna cisza. Puste oczodoły Sansa wpatrywały się tępo w moje pobielałe knykcie. Ostry dziób srebrnego ptaka wbijał się w moją dłoń, ale nie przeskadzało mi to. Opadłam ciężko na krzesło.
-Dlaczego wróciłaś?- Szkielet nie podniósł na mnie wzroku zadając pytaniem
Westchnęłam ciężko i opowiedziałam całą historię po opuszczeniu sali osądów. Nie przerwal mi ani raz, ale doskonale wiedziałam, że chciał coś wtrącić.
-Czy to jest możliwe?-Zapytałam kończąc wypowiedź.
-Nie wiem- odpowiedział, najwyraźniej rozumiejąc o co mi chodzi.- Na prawdę nie mam pojęcia, ale bez duszy... Może być ci ciężko.
-Jak dorwę Charę to odzyskam co moje... A na razie- oparłam głowę o oparcie krzesła- muszę próbować nie zabić skurwiela Floweya... Ani wkurzającej Rybki.
Nie czekając na odpowiedź podniosłam się z siedzenia, złapałam kurtkę i opuściłam mieszkanie mażąc o czymś mocniejszym niż herbata.
*Yea!!! Super reaktywacja opka!!! Dziękujcie Elevenowi!!! Genoside run pobudził moją wenę do Undertale! Deykuję to... Coś 1Kanela11, która (mam nadzieję) czekała na kolejną część. Do przeczytania ^^*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro