Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XVIII- Wątpliwości

Kari była szczęśliwa. Boleśnie było patrzeć na jej świergoty kierowane są w stronę kogokolwiek, a co dopiero szkieleta, który połamał mi wszystkie kości i spalił mnie blasterami. Jednak byłam miła dla wszystkich, a przynajmniej starałam się. Siostra nadganiała mój brak taktu i po prostu przejmowała większość kwestii. O dziwo nie trudno było zacząć od począdku, bo jedyną osobą pamiętającą moje przewinienia był Sans. Starszy ze szkieleto-braci cały czas posyłał mi swoje mordercze spojrzenia, które miały mnie ostrzec przed możliwością przeżycia kolejnego festiwalu cierpienia.

-Pat?- Głos siostry wyrwał mnie z zamyślenia.- Nie jesteś głodna?

-Nie. Czemu pytasz?- Oderwałam wzrok od jednej z wielu książek, które pożyczyłam od Toriel.

-Idziemy z Sansem do Gri...

-Idźcie. Jak najwyżej przynieście mi frytki- powiedziałam spuszczając wzrok na poszażałe kartki.

-Dzięki!- Dziewczyna wprost podskoczyła ze szczęścia.- A tak w ogóle. Dlaczego czytasz książkę o ślimakach?

-Huh?- Zaskoczona zerknęłam na okładkę.- Hmm... Zamyśliłam się i nawet nie zwróciłam na to uwagi- odpowiedziałam zamykając tom.

Siostra wzrószyła ramionami i złapała za kurtkę by wyjść na mróz. Schowałam książkę do mojego plecaka myśląc, że Toriel musi mieć jakiś fetysz z tymi ślimakami. Rozparłam się wygodnie na kanapie włączając muzykę z telefonu. Musiałam trochę pomyśleć nie rozpraszając umysłu starymi książkami czy telewizją. Pierwszą rzeczą, która mnie zastanawiała była pustka, którą czułam. Determinacja, z którą już nie szalałam, nie dawała już takiej przyjemności jak kiedyś, ale również moja dusza przy walkach wydawała się jakaś wyblakła, przeźroczysta. Poza tym pomimo długiego pobytu w podziemiu nie odezwała się do mnie ani Chara, ani Frisk i czułam się dość osamotniona. Jednak najważniejszym pytaniem pozostawało "Co z Patrickiem?". Czy na prawdę jestem w stanie odzyskać brata? Czy wypuszczenie potworów na powieżchnię mogło pozwoli mi przywrócić go do życia? Usłyszałam kliknięcie klamki wyrywające mnie z zadumy. Odruchowo zerwałam się na równe nogi.

-Jesteś zbyt czujna- usłyszałam oschły głos Sansa.

-Gdzie Kari?- Syknęłam mieżąc szkielet wzrokiem.

-Spokojnie. Rozmawia z Monster Kidem.

Rozparłam się wygodnie na kanapie kiedy koścista dłoń szkieleta sięgnęła po czerwoną butelkę kethupu.

-Kethupoholik- mruknęłam.

-Powiedziała seryjna morderczyni- zripostował.

-Ty zdajesz sobie sprawę, że chciałam chronić Kari?

-Sam próbowałem to robić- usłyszałam cichą odpowiedź szkieleta.

-Ty? Przed kim niby?

-Przed tobą.

Otworzyłam szeroko oczy. Znów ogarnęła mnie chęć połamania mu wszystkich kości. Zerwałam się z miejsca i szybko przebyłam dzielącą nas odległość. Oparłam ręce na drewnianym stole kuchennym i pochyliłam się nad siedzącym sobie na krześle Sansem. Szkielet nie przejął się zbytnio moim zachowaniem.

-Byłaś bardziej niebezpieczna niż ktolwiek z nas- odpowiedział mieżąc mnie spojrzeniem swoich pustych oczodołów.

-Toriel rzucała we mnie kulami ognia, a Froggity próbowały zaskakać na śmierć!

-Zaskakać- parsknął szkielet.

-Nie chciałam żeby, któraś z nas skończyła jak Patrick- odruchowo złapałam za łańcuszki wiszące na mojej szyi.

-To nie my go zabiliśmy- przypomniał kierując wzrok na moją dłoń.- Jest dla ciebie tak ważny więc dlaczego nie pomyślałaś o tym kiedy... Zabijałaś...

-Papurusa?- Ulżyłam Sansowi swoją wypowiedzią.- Bo byłam pewna, że to wy. Nie wiedziałam, że żadne z was nie maczało w tym palców. Chciałam wrócić do domu... I pomścić bliźniaka.

-Ale powinnaś wiedzieć jaki to ból...

-Bo wiem. Wiem, aż za dobrze. Mimo wszystko byłam zaślepiona.

Nastała nieprzyjemna cisza. Puste oczodoły Sansa wpatrywały się tępo w moje pobielałe knykcie. Ostry dziób srebrnego ptaka wbijał się w moją dłoń, ale nie przeskadzało mi to. Opadłam ciężko na krzesło.

-Dlaczego wróciłaś?- Szkielet nie podniósł na mnie wzroku zadając pytaniem

Westchnęłam ciężko i opowiedziałam całą historię po opuszczeniu sali osądów. Nie przerwal mi ani raz, ale doskonale wiedziałam, że chciał coś wtrącić.

-Czy to jest możliwe?-Zapytałam kończąc wypowiedź.

-Nie wiem- odpowiedział, najwyraźniej rozumiejąc o co mi chodzi.- Na prawdę nie mam pojęcia, ale bez duszy... Może być ci ciężko.

-Jak dorwę Charę to odzyskam co moje... A na razie- oparłam głowę o oparcie krzesła- muszę próbować nie zabić skurwiela Floweya... Ani wkurzającej Rybki.

Nie czekając na odpowiedź podniosłam się z siedzenia, złapałam kurtkę i opuściłam mieszkanie mażąc o czymś mocniejszym niż herbata.

*Yea!!! Super reaktywacja opka!!! Dziękujcie Elevenowi!!! Genoside run pobudził moją wenę do Undertale! Deykuję to... Coś 1Kanela11, która (mam nadzieję) czekała na kolejną część. Do przeczytania ^^*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro