Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XII

*Pierwsza próba*

W Nowym domu spędziłam noc, ale i to miejsce szybko opuściłam. Dotykając złotej gwiazdki zobaczyłam zapis Kari. 0 LV... No naturalnie wieczna pacyfistka nie zdobyła go ani trochę. Zignorowałam to i nadpisałam grę. Spojrzałam na miejsce gdzie po walce z MTT stał Patrick. Tym razem nikogo tam nie było. Przepełniona determinacją wróciłam do realiów. Spojrzałam na długą, jasną salę. Na drugim końcu widziałam dwie sylwetki. Szybko ruszyłam między kolumnami. Ściskając w dłoni nóż spojrzałam szeroko otwartymi oczami na Kari i Sansa. Lekko przekrzywiłam głowę na prawą stronę i wpatrywałam się w nich nawet nie mrugając. Karolina drgnęła i zrobiła krok w tył, a szkielet złapał ją za rękę. Poczułam, że mimowolnie się uśmiecham, a kiedy moja "siostra" zrobiła kolejny krok w tył zaczęłam się śmiać. Najwyraźniej nie było to normalne, bo na twarzy Kari malowało się przerażenie, a Sans patrzył na mnie jak na wariatkę, którą najwyraźniej byłam.

-Co siostrzyczko?- Powiedziałam nie odrywając wzroku z młodszej dziewczyny i przechyliłam głowę w drugą stronę.- Boisz się mnie?

Dziewczyna przytuliła się do szkieleta i znów na mnie spojrzała.

-Pat? Cz- czemu ty to robisz? Dla-dlaczego wszystkich zabijasz?

-Bo tak jest łatwiej- znów zaczęłam się śmiać.- Poza tym to fajna zabawa. Niesamowita satysfakcja. Uczucie nie do opisania. Kiedy zanurzasz broń w ciele przeciwnika. To takie mrowienie w całym ciele rozchodzące się od palców. Krew zaczyna krążyć szybciej, a ty chcesz się śmiać. Nie dlatego, że to zabawne, tylko ze szczęścia. Z przyjemności.

-Kiedy się tak zmieniłaś? Pamiętam jeszcze jak śmiałaś się z normalnych rzeczy, a nie z mordowania.

-Nie wiem. Może zawsze taka byłam? A może zmieniłam się pięć lat temu. W sumie, to nie obchodzi mnie to. Teraz łaskawie się odsuń, bo zamierzam zmienić ten szkielet w garstkę płu, a ty raczej nie chcesz być w polu moje go rażenia.

Zaśmiałam się i ruszyłam na Sansa. Szkielet wyciągnął przed siebie dłoń, a ja odleciałam do tyłu. Uderzyłam w kolumnę na wysokości kilku metrów. Spadłam na ziemię i usłyszałam jak łamią mi się kolejne kości. Moje HP spadło nagle do zaledwie połowy. Zamrugałam oszołomiona. Podniosłam się i wyciągnęłam z plecaka stek. Szybko połknęłam posiłek zwiększając moje HP. Kości zaczęły się zrastać jednak kiedy postawiłam krok w przód upadłam na ziemię. Moja lewa noga była złamana, a mięso najwyraźniej nie podniosło poziomu mojego zdrowia na tyle żeby kość się zrosła. Podniosłam się krzywiąc i spojrzałam na szkielet nadal obejmujący Kari w pasie.

-Wiesz co?- Powiedziałam do niego i znów się uśmiechnęłam.-Chyba będziemy kwita jeśli teraz ja połamię ci wszystkie kości.

Odskoczyłam na bok widząc nadciągający atak. Znów coś zjadłam i tym razem mogłam stanąć na lewej kończynie dolnej. Przekrzywiłam głowę widząc wielką latającą czaszkę, a za nią kilka kolejnych. Wyminęłam prawie wszystkie promienie. Prawie. Ostatni mnie trafił, a ja poczułam pieczenie w połowie ciała. Cholerstwo parzyło. Pomimo ran skoczyłam na kupę kości, ale nagle i on i Karolina zniknęli. Spadłam na ziemię i usłyszałam coś jak trzask ognia w kominku. Obróciłam się do źródła dźwięku i zobaczyłam Sansa i Kari. Nim zdążyłam zareagować trafiło we mnie kilkanaście kości. Moje HP spadło do zera.

*Druga próba*

Zdenerwowana nacisnęła Reset i pojawiłam się przy gwiazdce. Zaczęłam cicho lawirować między kolumnami. Kryjąc się za jedną z nich postanowiłam ocenić położenie wroga. Zobaczyłam jak Kari popycha Sansa.

-Prosiłam cię o coś! Miałeś jej nie zabijać!

Białe iskierki w oczodołach szkieletu obróciły się, tak jakby wywrócił oczami. Podszedł do zielonookiej i wziął jej twarz w kości dłoni.

-*ona i tak za chwilę naciśnie reset i tutaj wróci. Może jeśli będę ją zabijał zrozumie, że nie ma szans i odpuści.

Starł łzę z jej policzka i pocałował ją w czoło. Zdegustowana odwróciłam wzrok i wytknęłam język. Ruszyłam na szkielet z nożem w górze, jednak znów zostałam chamsko rzucona w kolumnę. Tym razem jednak uderzenie nie było tak silne i znów zaatakowałam. Jednak Sans ominął mój atak. Z uśmiechem zaczęłam unikać kości nadlatujących w moją stronę. Ani te niebieskie, ani klasycznie białe ni sprawiały mi już najmniejszego problemu. Jednak kiedy po moim kolejnym ataku szkielet wysłał na mnie blastery nie było tak miło. Kilka z nich mnie trafiło i byłam zmuszona do zjedzenia czegoś. Przez moje kolejne trzy tury odnawiałam HP, które stale spadało przez ataki szkieleta. Jednak zaraz po tym Sans rzucił mną w ścianę, a w miejscu, w którym spadłam pojawiły się kości, które zabrały resztę punktów zdrowia.

*trzecia próba*

Znów uderzyłam przycisk Reset i z psychicznym uśmiechem zaczęłam lawirować między kolumnami. Moja znajomość ataków nadal była zbyt mała i po kilku minutach znów zobaczyłam jak moje HP wynosi 0.

*No hejo. Walkę z Sansem życia zamierzam podzielić na kilka części, a każda z nich ma być podzielona na mniejsze części, którymi, jak widzicie, były, są i będą próby. Do przeczytania ^^*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro