Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XI(Eleven)


Dla pewności cofnęłam się do gwiazdki determinacji. Zamknęłam oczy i oddałam ciepłemu uczuciu.

-Pat?- Usłyszałam głos.

Szeroko otworzyłam oczy ale nikogo nie zauważyłam. Głoś był męski i miała wrażenie, że go skądś znam. Nadal powtarzał moje imię, ale nikogo nie widziałam. Chciałam zapisać grę, ale nim to zrobiłam zobaczyłam ten sam cień co poprzedniego dnia. Zamrugałam szybko, ale trwał tam nieprzerwanie. Zrobiłam powoli krok przed siebie tak, że gdybym wyciągnęła rękę dotknęła cienia palcami. To też zrobiłam. Poczułam jakby przebłysk jakiegoś uczucia, ale cień zniknął, a wraz z nim to uczucie. Zapisałam grę i ruszyłam do przejścia dalej. Stanęłam przed MTT, który najwyraźniej na mnie czekał.

-Oh! Witaj skarbie! Czyli nikomu nie udało się ciebie pokonać? Musisz być bardzo brutalna skoro ich wszystkich zabiłaś. Ale przy mnie to nie wystarczy! Żeby mnie pokonać będziesz musiała użyć o wiele więcej niż twoja brutalność!

Zaśmiałam się i skoczyłam na robota. Jednak ten szybko odjechał na malutkim kółeczku. Zaczął się trząść jakby dostał padaczki, a potem jakby wybuchł. Z pyłu wyłoniła się wysoka, humanoidalna postać z wielkimi metalowymi skrzydłami.

-To się postarałeś. Myślisz, że po zabiciu tylu osób nie dam rady tobie? Nie rozśmieszaj mnie zardzewiała mikrofalówko- zaśmiałam się i wyminęłam ataki Mettatona.

Ruszyłam na niego szybko, ale spryciarz uciekł. Zanim zaatakował próbował chyba przemówić mi do rozsądku.

-Szybka jesteś! Ale to nie wystarczy, aby mnie pokonać. Lepiej się poddaj.

-Nie- odpowiedziałam i zaczęłam unikać pocisków.- Jeśli zginę, to moja sprawa. I tak nie mam już po co żyć, ale nadal mam zapisaną grę więc wrócę i skopię Ci dupsko. Metalowe i zgrabne, ale i tak je skopię.

Znów pobiegłam przed siebie. Tym razem MTT odbił atak mojego noża, a zaraz potem mnie kopnął. Uderzyłam w przeciwległą ścianę i zobaczyłam HP spadające z 36 do 18. Cholera była silna. Powoli dźwignęłam się na nogi.

-Nie masz ze mną szans Skarbie. Jaka szkoda, że tego nie emitujemy. To byłoby niesamowicie ekscytujące też dla innych.

Zaczęłam iść przed siebie pomimo złamanego żebra. Jednak byłam zbyt wolna dla robota. W tym stanie chybiłam nożem i znów oberwałam od Mettatona. Moje HP spadło do 4 więc postanowiłam coś zjeść. Szybko przełknęłam zabrane z pobliskiego sklepu Burgery i znów uniknęłam ataku robota. Odetchnęłam głęboko i rzuciłam w niego nożem. Dobrze rzucona broń odcięła rękę MTT, a ja unikając ataków złapałam ją z podłogi, by po chwili znów zaatakować. Ucięłam kawałek jednego ze skrzydeł Mettatona i odsunęłam się od robota.

-Jesteś niesamowita kochanie, ale i tak ze mną nie wygrasz.

-Tak? A mi się wydaje, że wszyscy skończycie jako kupka popiołu. Zginiecie i tyle.

Kolejny unik przed atakiem MTT, kolejny trafiony cios.

-Czym ci zawiniliśmy, że teraz chcesz nas pozabijać.

-Nie powinnam nic do was mieć nie? Ale jednak mam. Dalej jest mi ciężko po stracie bliźniaka choć minęło pięć lat. Z tego co się dowiedziałam, to ty też masz rodzeństwo. Mi teraz nie został nikt. Jestem sama więc mogę mieć do was wyrzuty.

Mettaton atakował mnie całymi siłami, ale nie miał szans. Moje ruchy stały się bardziej precyzyjne, a robot słabł z każdą chwilą. Wreszcie udało mi się zadać ostateczny cios. MTT zaczął się powoli rozpadać.

-Dotarła do mnie informacja, że masz siostrę. Czyli nie mogłaś zostać sama.

-Teoretycznie ona jest moją siostrą. Praktycznie już nie.

-Czemu?- Resztkami sił wyjęczał Mettaton.

-Bo ją też mi odebraliście. Wybrała suche kości wnerwiającego szkieleta. Więc jednak mam do was dużo.

Ostatnim ciosem odebrałam robotowi resztę HP, a on rozsypał się w drobny pył. Jak zawsze rozsypałam kupkę popiołu i odeszłam dalej. wychodząc z pomieszczenia obejrzałam się i zobaczyłam płaczącego ducha ze słuchawkami na uszach. Wiedziałam, że powinnam mieć wyrzuty sumienia, ale chciało mi się tylko śmiać. Byłam zadowolona z tego, że cierpią tak jak ja. Pewnym krokiem zmierzyłam do gwiazdki determinacji.  

*****

 Przymknęłam oczy czując gojące się rany oraz determinację zastępującą ból. Westchnęłam z przyjemności. Trwałam tak chwilę, aż nagle znów usłyszałam głos wymawiający moje imię. Tym razem westchnęłam zirytowana i otworzyłam oczy. Już miałam zignorować postać, ale zamiast tego zamurowało mnie. Tym razem nie stał przede mną cień człowieka. Teraz był to człowiek. Jednak nie to mnie zaskoczyło. Zaskoczyło mnie to kim jest postać.

-P-Patrick?- Starałam się hamować łzy.

Miałam stuprocentową pewność, że stoi przede mną mój bliźniak tyle, że o pięć lat starszy niż ostatnim razem. Przełknęłam ślinę i podeszłam do postaci, ale pod wpływem mojego dotyku wizja zniknęła. Teraz nie zdołałam dłużej tamować łez, a one spłynęły szybko po moich policzkach. Zapisałam grę i powolnym krokiem wyszłam ze rdzenia.


*JEJ!!!! Eleven rozdział!!! Yukk... znaczy się... Yuppii jak się cieszę!!! I tak wiem, że piosenka mało UT, ale zazwyczaj wstawiam adekwatne do sytuacji, albo wstawiam to czego słucham przy pisaniu. No z tego co czuję w moim mózgu to powoli chyba będziemy się zbliżać do końca pierwszej części. Ale planuję kolejne. To do przeczytania ^^*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro