Rozdział II
Toriel poprowadziła nas do kolejnego pokoju. Stały w nim dwie kukły.
-Jesteście ludźmi żyjącymi w PODZIEMIACH- powiedziała do nas kobieta.
-No co ty kurna nie powiesz?- Pomyślałam.
-Mogą was zaatakować potwory- kontynuowała.
-To też już zauważyłam- znów wymyśliłam uszczypliwą obelgę, a głosik w głowie się zaśmiał.
-Musicie być przygotowane na taką ewentualność. Ale nie martwcie się. Proces jest bardzo prosty. Kiedy natkniecie się na potwora, wejdziecie w WALKĘ i znajdziecie się w POLU. Kiedy będziecie w WALCE, uderzcie w przyjacielską konwersację.
-A ta znów z tym swoim pieprzeniem- szepnął głos zirytowany.
-Grajcie na czas. Ja przyjdę i rozwiążę konflikt- dokończyła wypowiedź koza.- Poćwiczcie na manekinach- wskazała na nie.
-Robi się ciekawie- Tym razem głos mnie nie zaskoczył i był pozytywnie nastawiony to zadania.
*Perspektywa Kari*
Zbliżyłam się do kukły i pojawiłam się w polu. Jednak teraz oprócz tego co znałam, zobaczyłam też cztery przyciski na wyciągnięcie mojej ręki. "FIGHT", "ACT", "ITEM" i "MERCY". Wyciągnęłam rękę w stronę Act i nacisnęłam przycisk. Przede mną pojawił się wybór: "Check" i "Talk". Nacisnęłam Talk i zaczęłam rozmawiać z manekinem treningowym. Wyświetlł się komunikat.
*Wygląda na to, że nie jest skory do rozmowy.
*TORIEL uśmiecha się do ciebie.
*WYGRAŁEŚ!
*Zdobyłeś 0 XP i 0 złota.
Pole w okół mnie zniknęło.
-Wspaniale moje dziecie- powiedziała kozica i spojrzała na moją siostrę.- Teraz twoja kolej.
Z zachęcającym uśmiechem wskazała na drugą kukłę. Pat odetchnęła i zbliżyła się do manekina.
*Perspektywa Pat*
Znalazłam się w polu. Spojrzałam na cztery przyciski przedemną.
-Chcesz zdobyć LOVE prawda? Jeśli chcesz LOVE musisz przycisnąć Fight- powiedział dobrze znany mi głos.
-Ale mama powiedziała, że masz nacisnąć Act i porozmawiać.
Nie znałam tego głosu, ale czułam inną osobę w mojej głowie. Nowy głos był podobny do pierwszego, ale młodszy. Gdyby należał do kogoś, a nie do mojej podświadomości, ta osoba była by młodsza.
-Robi się tłoczno- Pomyślałam.
Skierowałam rękę na pole Fight i nacisnęłam. Potem udeżyłam pięścią kukiełkę.
-Czyli ataki przechodą przez polę. Dobrze wiedzieć- pomyślałam, a starszy głos się zaśmiał.
Zerknęłam na komunikat przede mną.
*WYGRAŁEŚ!
*Zdobywasz 0 XP i 0 złota.
Pole zniknęło. Toriel i Kari zaskoczone wlepiały we mnie wzrok.
-Ahh-powiedziała zdziwiona koza.- Kukły nie są do walki. Są do rozmowy.
-Do walki jesteś ty- powiedział pierwszy głos.
-Przestań Chara- zaczął kłócić się drugi.
-A co Frisk? Boisz się, że zrobi to co ty?
-To ty mnie do tego zmusiłaś.
-Cicho- fuknęłam, a głosy umilkły.
Kari pociągnęła mnie za ramię, chcąc nie patrzeć na proch, który pozostał z kukły. Byłam zadowolona, ponieważ nie tylko wiedziałam, że głosy są żeńskie, a nawet wiedziałam jak mogę je nazywać.
*Perspektywa narratora*
Z samego rana, dziewczyny obudził słodki zapach ciasta czekoladowo-orzechowego. Obie ubrały się w uprzednio znalezione w szafie ubrania oraz schowały ciasto do plecaków. Kari znów zaczęła grzebać w telefonie, ale Pat szybko wyrwała jej go z ręki.
-Ej!- Młodsza z sióstr chciała odebrać swoją własność, ale Pat nie pozwalała jej na to.
-Miałyśmy zapytać się Toriel jak stąd wyjść- przypomiała niebieskooka i schowała telefon siostry do plecaka, w którym znjadował się już znaleziony wcześniej zabawkowy nóż, ciasto i ubrania na zmianę.
Wyszła z pokoju chowając nóż do kieszeni spodni. Ruszyła przed siebie jasnym korytarzem, prosto do salonu, w którym Kozia Mama czytała książkę o ślimakach.
-Dzień dobry moje dziecię- uśmiechnęła się ciepło badając strój dziewczyny.
Białe botki na obcasie, dopasowane jasne jeansy, a do tego luźna, biało-miętowa bluzka na ramiączkach. Na plecach miała czarny, pojemny plecak, a na szyji wisiał srebrny wisiorek.
-Gdzie twoja siostra?- Zapytała kozica w idealnym momencie.
Jak na zawołanie do pokoju wpadła Kari w czarnych spodniach, brązowych trampkach, i szarej bluzie z golfem. Na głowie miała czarną czapkę z wyszytym białą nicią "K". Na ramieniu miała identyczny plecak jak jej starsza siostra.
-Dzień dobry- powiedziała uśmiechnięta do Toriel i usiadła na dywanie przed fotelem kozicy.
-Chciałyśmy cię o coś zapytać- powiedziała Pat siadając koło siostry.
-Słucham moje dziecię.
Patrice ledwo otworzyła usta kiedy Karolina puknęła ją w ramię.
-Nie wal tak prosto z mostu- szepnęła zielonooka do ucha starszej dziewczyny.- Widzisz jak się cieszy, że tu jesteśmy? Porozmawiajmy z nią na spokojnie, a o to zapytajmy później- widząc, że Pat niezbyt odpowiada propozycja siostry dodała jeszcze.- Przy okazji dowiemy się czegoś o okolicy.
Dziewczyna wywróciła błękitnymi oczyma, ale uśmiechnęła się przyjacielko.
-Dlaczego mieszkasz tu sama?- Zadała jedyne pytanie, które przyszło jej do głowy.
-Oh-kozica spuściła głowę.- Ja... No cóż... Zamieszkałam tu sama po śmierci moich dzieci... Ale nie lubię o tym opowiadać.
Zapadła chwila ciszy. Toriel po chwili uniosła głowę i z ciepłym uśmichem znów spojrzała na blondynki.
-Macie jeszcze jakieś pytania dzieci?
-Tak mamo- powiedziała Kari.- Czy spadły tu już inne dzieci?
-Tak. Nie licząc was dziewięcioro ludzi, same dzieci. W różnym wieku, ale same dzieci. Ostatnio pięć lat temu, chłopak z jasnymi włosami i oczmi.
Pat słysząc słowa kozicy zamrugała kilka razy.
-Mamo? A... Mogła byś dokładniej go opisać?- Zapytała Kari patrząc przepraszająco na siostrę.
-Oh...-Kobieta zamyśliła się chwilę.- Był niebieskooki. Blond włosy krótko ścięte. Bardzo lubił czarny kolor i to chyba tyl... Nie, nie wszystko. Na szyii nosił srebrny wisiorek z ptakiem. Rysy twarzy miał podobne do waszych.
-A... Cz-czy t-ten chłopak... Czy on wyglądał tak?- Zapytała Pat zdejmując z szyi naszyjnik.
Podeszło do opiekunki i otworzyła srebrne serce. Kobieta założyła okulary i przyjrzała się malutkiemu zdjęciu. Przedstawiało dwójkę uśmiechniętych dzieci, chłopca i dziewczynkę. Byli do siebie bardzo podobni. Toriel przyjrzała się chłopcu.
-Tak- powiedziała oddając blondynce biżuterię.- Ale był starszy.
-A czy... Czy ten chłopak jeszcze tu jest? To znaczy w podziemu?- w oczach Pat błysnęła nuta nadzieju, do złudzenia przypominająca łzy.
-Nie... On... On nie żyje.
Pat wyglądała jakby właśnie dostała kulkę w brzuch. Po jej twarzy popłynęły łzy rozmazując tusz do rzęs. Cofnęła się kilka kroków i osunęła po ścianie.
-Pat?- Kari próbowała porozmawiać z siostrą, ale ta tylko zwinęła się w kłębek.
-Tak mi przykro moje dziecię- Powiedziała Toriel, na której twarzy równiesz malował się smutek.- Kim dla ciebie był?
Blondynka w odpowiedzi głośniej zaszlochała. Jej młodsza siostra patrzała to na kozicę, to na Pat. Po chwili też uroniła kilka łez i podeszła do Toriel.
-Był jej bliźniakiem.
*Taaaaaaak. Jestem polsatem. No cóż. Taki mamy klimat. Ten rozdział JESZCZE jest pisany tylko przeze mnie, ale kolejne powinny być z Agą. Wszystko zależy od niej, bo jeśli nie ruszy czterech liter i nie napisze ze mną tych dialogów, to sama napiszę to opowiadanie. Dlatego też rozdział pojawił się po dziewięciu, nie siedmiu dniach. W kolejnym rozdziale dowiemy się co dzieje się w głowie Pat, jak miał na imię jej bliźniak, oraz dziewczyny wyjdą z ruin. To do przeczytania ^^*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro