Rozdział VI
*Perspektywa Pat*
Zobaczyłam jak moją kryjówkę mijają dwie sylwetki i dałam upust łzą. Właśnie czułam się, jakbym straciła nie tylko brata, ale także siostrę. Zwinęłam się w kłębek i mocniej opatuliłam się kurtką.
-Pat. Nie płacz- powiedziała cicho Frisk.
Uniosłam głowę i zobaczyłam stojącą nade mną dziewczynę mniej więcej mojego wzrostu. Mimo słabego światła rozpoznałam iż ma ona jasno brązowe włosy i delikatnie żółtą skórę. Ubrana była w niebieski sweterek z fioletowymi paskami i jeansy. Bose stopy brodziły w śniegu, ale do miejsca gdzi stała postać nie prowadziły ślady. Dziewczyna uklękła i przytuliła mnie. Po chwili dołączyła do niej też druga. Po mojej twarzy spłynęła kolejna fala łez.
-Hej... Masz jeszcze nas... My tu będziemy.
Jeszcze z piętnaście minut siedziałam pod drzewami, a potem jakimś magicznym cudem (czyt. Dzięki mojej wielkiej Determinacji) wstałam i ruszyłam w stronę miasteczka. Po drodze napotkałam pare potworów, które zabiłam kilkoma szybkimi ruchami. Zebrałam dzięki temu trochę złota oraz moje LV wzrosło do 2. Przed wejściem do Snowdin włożyłam rękę do gwiazdki zapisu. Znów ogarnęło mnie przyjemne ciepło, a ja odruchowo nacisnęłam SAVE nie zwracając uwagi na to, że usówam zapis siostry. Potrzebowałam DETERMINACJI i tylko to w tym momencie się liczyło. Zanim wysunęłam rękę z gwiazdki zobaczyłam przed sobą jakby cień, zjawę. Ludzką, ciemną, niewyraźną sylwetkę. Nie przyjęłam się tym zbytnio i zabrałam rękę. Swoje kroki skierowałam do centrum miasta. Zobaczyłam zamknięty już sklep, bar i hotel. Wszystko z neonami w ciepłych kolorach. Weszłam do hotelu i zapłaciłam kasjerowi za jedną noc. Następnie poszłam do pokoju i wzięłam szybki prysznic w przylegającej do niego łazience. Nie byłam zmęczona więc usiadłam na środku łóżka i zaczęłam myśleć o dzisiejszym dniu. Niby krótki, a jednak bardzo wiele się w nim wydarzyło. W pewnym momencie, między mrugnięciami oczu, znów miałam wrażenie, że widzę znajomą sylwetkę. Potrząsnęłam głową i zaczęłam rozmawiać z dziewczynami. Robiły chyba szkolenie na dżiny, bo kiedy tylko zapytałam się czy są pojawiły się przede mną. Pół przeźroczyste sylwetki siedziały po turecku na łóżku. W lepszym świetle mogłam się im trochę przyjrzeć, ale nie widziałam ich twarzy. Frisk, którą już widziałam i zdążyłam jej się przyjrzeć, średniej długości włosy opadały na twarz. Za to Charę miałam okazję zobaczyć po raz pierwszy. Miała sylwetkę podobną do tej Frisk, odcień skóry był jaśniejszy nawet od mojej, tak jakby dawno nie miała okazji poczuć promieni słonecznych. Włosy trochę dłuższe niż u młodszej dziewczyny, ciemno brązowe, prosto ścięte postrzępione przy końcówkach. Prosta grzywka opadała na miejsce gdzie dziewczyna powinna mieć oczy. Ubrana była w shorty khaki i zielony sweter z żółtym paskiem, a na nogach miała wysokie, brązowe buty. Zaczęłyśmy rozmawiać o wszystkim i niczym. Pomijałyśmy szerokim łukiem temat mieszkańców podziemia gdyż dla dziewczyn były to bolesne tematy, ja zresztą też wolałam na razie o tym nie rozmawiać. Zastanawiałam się jak głupio musiało to wyglądać z perspektywy innej osoby. Siedziałam na łóżko i rozmawiałam z dziewczynami, których nikt poza mną nie widział i nie słyszał, ale wszyscy wiedzieli kim są. Koło godziny 23 przetarłam ze zmęczenia oczy. Siedziałam tak ładnych parę godzin więc nie dziwiłam się, że powoli dopada mnie znużenie. Wstałam i zajrzałam do plecaka zamierzając zabrać z niego ciasto, które otrzymałam od Toriel. Zobaczyłam, że w plecaku tuż obok kawałka słodkiego wypieku leżał telefon Kari. Zabrałam jej go dzień wcześniej i zapomniałam oddać. Zaśmiałam się głucho i zamknęłam plecak nie zabierając z niego niczego. Otuliłam się ciepłą kołdrą i zaczęłam myśleć. Zapewne nie oddam już telefonu Kari, za pewne jutro zabiorę się ze Snowdin, za pewne z podziemia wyjdę sama. Wraz z tymi nie zbyt optymistycznymi myślami odpłynęłam w obięcia Morfeusza.
*****
Powoli wracałam do świata żywych jednak nadal trwałam między snem, a jawą. Jakoś dotarłam do małej łazienki i opłukałam twarz zimną wodą, co mnie rozbudziło. Ubrałam niebieski spodnie i białą, luźną koszulkę. Na stopy ubrałam białe skarpetki, a potem czarne kozaki na koturnie. Zawiesiłam na szyi srebrne serduszko i ubrałam czarną, skórzaną kurtkę modląc się żebym w niej nie zamarzła. Z plecakiem na ramieniu opuściłam wynajmowany pokój hotelowy, zeszłam po schodach i żegnając się z recepcjonistą otworzyłam drzwi na zewnątrz. Na całe szczęście kurtka była ciepła i nie trzęsłam się na wietrze jak galaretka. Zaburczało mi w brzuchu, więc zamiast, iść dalej postanowiłam się cofnąć. Kupując bułeczki w sklepiku myślałam jednak tylko o tym, by jak najszybciej dotrzeć do gwiazdki zapisu. Szybkim krokiem dotarłam do świecącego punkciku i wsunęłam w niego rękę czując wypełniającą mnie determinację. Chara i Frisk powiedziały mi iż jest ona w podziemiu czymś na rodzaj narkotyku. Potwory wstrzykując ją sobie zyskiwały więcej sił do walki, jednak kiedy przestawała działać potwory zaczynały się rozpływać, gdyż była dla nich zabójcza. Jeśli nie zdążyły wstrzyknąć sobie takiej samej lub większej dawki, opadały z sił i powoli rozpadały. Używały jej jednak tylko w ostateczności. Była ciężko dostępna, ponieważ tylko dusza człowieka miała jej wystarczająco by używać gwiazdek zapisu, a ta do wstrzyknięcia znajdowała się tylko w laboratoriach. Zapisałam i oddaliłam się od gwiazdki. Czułam, że uzależniłam się od najpilniej strzeżonej mocy w podziemiu. Ruszyłam przed siebie chcąc jak najszybciej wyjść z mroźnego lasu i miasteczka. Szczelniej okryłam się kurtką i zaczęłam jeść jedną z ciepłych jeszcze bułeczek.
*Stwierdziłam, że edytuję rozdział i tak oto mamy 850 słów. Chciałam napisać kolejny, ale stwierdziłam, że skoro jest tylko 200 ileś słów, to mogę to dodać do starego. XD Do przeczytania ^^*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro