Prolog
Tego dnia miał grać ulubiony zespół Kari- mojej siostry. Jednak ja, trzeci dzień rzędu uparcie odmawiałam.
-Nie mam najmniejszego zamiaru- powiedziałam z nad książki,- oglądać tej szopki.
-Ale Patrice- jeknęła znowu.
-Pat- poprawiłam młodszą o dwa lata siostrę.- Poza tym możesz iśc sama. Ja zamierzam nareszcie skończyć cholernego Hamleta- wskazałam książkę.-Wiesz jak to ciężko się czyta?
-Jeśli pójdę sama nie będzie tak fajnie- powiedziałą.- No i może mnie ktoś zgwałcić.
Jęknęłam zamykając książkę i rzucając ją na biurko. Wyłączyłam muzykę i spojżałam na Karolinę. Jej zielone oczy świdrowały mnie na wylot. Wzięłam głęboki wdech i uśmiechnęłam się do niej ciepło.
-No dobra- dziewczyna zapiszczała z radości.- Ale jeden warunek. Wyjdziemy wcześniej i wejdziemy na górę.
Pokiwała potakująco z uśmiechcem, który po chwili znikł z jej twarzy.
-Nie. To niebezpieczne- powiedziała, a ja poczochrałam ją po krótkich, blond włosach.
-Wiem. Dlatego chcę tam iść- Kari skwasiła minę.- Jak nie chcesz możesz iść na koncert sama.
Cicho, ale wyszła z pokoju żeby się prygotować.
-Przynajmniej połowa wygranej dla mnie- powiedziałam do siebie i poszłam pod przysznic.
*****
Spojrzałam w lustro. Nie widziałam potrzeby się stroić. Ubrałam czarne legginsy i ulubiony czarny sweter, a do tego trampki. Długie, blond włosy wyprostowałam, a teraz spadały kaskadą na moje plecy. Niebieskie oczy podkreśliłam kredką i byłam zadowolona z efektu. Zcisnęłam w ręce srebrny łańcuszek z serduszkiem na końcu, mój skarb. Drzwi się otworzyły, a po chwili stanęła za mną Kari ubrna w strój wzorowany na kostiumie scenicznym jej "idolki".
-Zapniesz mi go?- Zapytałam z wymuszonym uśmiechcem pokazując srebrny wisiorek.
-Oczywiście- rozpromieniła się.
Złapała łańcuszek i stanęła za mną. Lubiła mi pomagać, zwłaszcza iż żadko jej na to pozwalałam. Ja za to uparcie starałam się nieuronić ani łzy. Mimo iż dawno zapięła srebrną biżuterię stała za mną i patrzała na mnie w lustrze. Nadal była ode mnie niższa, ale wiedziałam, że już nie długo. Uśmiechnęłam się sztucznie, ale to zauwarzyła. Chyba chciała mnie przytulić, ale wiedziałam, że gdyby to zrobiła rozpłakałabym się. Więc żeby jej na to nie pozwolić powiedziałam:
-Zamieżasz się wspinać w tym na górę?
-Już cicho bądź i choć, bo się spóźnimy- poweidziała i żartobliwie pacnęła mnie w ramię.
-Jeszcze coś zabiorę- powiedziałam, a ona wzruszyła ramionami i wyszła z pokoju.
Spojrzałam jeszcze raz w lustro i odruchowo złapałam łańcuszek. Uśmiechnęłam się blado mając wrażenie, że jest przy mnie. Złapałam torebkę i wybiegłam z pokoju.
*****
-Ale na prawdę musieli wypisywać nasze imiona i nazwiska na biletach?- Zapytałam ze śmiechem.
-Tak, bo są z wejściówkami za kulisy- powiedziała podekscytowana Kari.
-Eh... No dobra- powiedziałam i schowałam bilety do torebki.- Może tak jest lepiej. Jeśli mają wszystkich wypisanych będzie wiadomo kto nie przyszedł.
-No dokładnie- powiedziała dziewczyna, a ja poczochrałam ją po krótkich włosach.
Zboczyłyśmy ze ścieżki i zaczęłyśmy iść mniejszą w stronę góry. Gdyby coś nam się stało będzie wiadomo, że nie na koncercie, a poszukiwania na pewno skierowane będą w stronę qóry. Zawsze tak było, bo z Mt. Ebott wiązało się wiele historii, między innymi o ludziach, którzy na zawsze zaginęli po wspięciu się na nią. Dlatego Kari nie chciała tam iść, bo ten kto tam poszedł już nie wracał.
*****
Stanęłam na krawędzi przepaści i spojrzałam w dół. Pewnie jeśli bym spadła zginęłabym. Nie było widać dna więc nic dziwnego, że nie znaleźli ciał.
-Pat przestań- powiedziała Kari.
-Choć zobacz jaki z tąd widok- dalej się wygłupiałam.
Zrobiłam jeszcze jeden krok, tak, że palce od stóp wystawały poza krawędź. Znów przechyliłam się chcąc zabaczyć coś więcej niż tylko czarną pustkę. Jednak pochyliłam się za mocno i poleciałam przed siebie. Wpadłabym do przepaści gdyby nie Karolina, która złapała mnie za rękę. Odetchnęłyśmy głęboko i się przytuliłyśmy.
-Nigdy tak nie rób. Nie chcę przez to przechodzić znowu- szepnęła mi do ucha.
-Dobrze- odpowiedziałam.- Ty też.
Niestety stałyśmy chyba zbyd blisko krawędzi, a pech chciał, że pod naszym ciężarem osunie się większy kamień i po chwili obie straciłyśmy równowagę. Nie miał nam kto pomóc i wpadłyśmy do góry. Spadając tak daleko od Kari odruchowo złapałam łańcuszek. Uśmiechnęłam się blado mimo krzyku siostry.
-Znów się zobaczymy- szepnęłam do powietrza i zamknęłam oczy.
Skoro mam zginąć jak on, to chyba nie jest aż taka zła śmierć.
*No cześć. Więc to jest prolog opowiadania pisany przeze mnie. Nie stawiam żadnych warunków, a rozdziały postaram się wstawiać jak najczęściej. Jeśli się uda będzie jeden dziennie. Ale nie mogę nic obiecać. To teoretycznie moje pierwsze opowiadanie. Tak TEORETYCZNIE. No to do przeczytania ^^*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro