ze mną poznasz prawdziwy smak
Dzień zleciał zadziwiająco szybko. W kąciku, przy gablotach z typowo świątecznymi ozdóbkami, zawiesiły gałązki jemioły, w drugim rogu, gdzie akurat było jeszcze trochę wolnej przestrzeni, postawiły ręcznie malowany dzban z grubymi, mięsistymi gałązkami srebrnego świerku, i przybrały je ledowym łańcuchem, kupionym w stoisku obok. Żaróweczki rzucały zmieniające się światełka na cudeńka znajdujące się w sklepiku, wydobywając cały ich blask i niezwykłość.
Odkręciła soczek, kupiony wcześniej przez Rafała, zaglądając pod kapsel.
- Jakie dziś mamy hasło dnia? - Daniela przejęła jej zwyczaj zaglądania pod kapselki i korki.
ze mną poznasz prawdziwy smak
Zaśmiały się obie. Irmina pierwszy raz w życiu czuła, że ma kogoś, kogo mogłaby nazwać przyjaciółką. Zwykle miała mnóstwo kolegów, koleżanek, ale nie czuła się z nikim na tyle blisko, żeby chociaż próbować nazwać ją czy jego przyjacielem.
- Idę robić herbatę i kawę. Chcesz? - Chciała, jasne, że chciała. Kiedy tylko Daniela wyszła, do sklepu zaczął wlewać się tłum ludzi.
Prawie każdy, kto wchodził do niewielkiego sklepiku, wynosił w dłoni paczuszkę zawierającą cudowny, niepowtarzalny, a do tego całkiem drogi drobiazg. Irmina wciąż nie mogła się nadziwić, że ludzi stać na kupowanie takich bibelotów, jak na przykład przycisk do papieru z nieoszlifowanego kawałka magmowej skały ozdobionej najdelikatniejszym z możliwych wzorkiem z drobniutkich szmaragdów. Albo zakładkę do książki splecioną z cieniuteńkiego, srebrnego drucika, przeplatanego gdzieniegdzie wstążką ze złota.
Oczywiście, zdarzały się wyjątki, ludzie tacy jak ona, zwabieni pięknem przedmiotów na wystawie, na które zwyczajnie nie było ich stać. W ciągu tych niecałych dwóch tygodni nauczyła się rozpoznawać typowych "oglądaczy" i tych, którzy faktycznie przychodzili coś kupić.
Dziwnego, młodego człowieka z kolczykami w uchu i tatuażami na wielu odkrytych częściach ciała nie była w stanie przypisać do żadnej z tych grup.
- Czy mogę panu w czymś pomóc? - zapytała, przywołując grzeczny uśmiech na twarz. Oczy mężczyzny zabłysły, kiedy wpatrzył się w ciemnowłosą ekspedientkę z nieukrywanym uwielbieniem.
- Nie jestem pewien. Nowa? - Przełknęła ślinę i kiwnęła potakująco głową. - Rafał jest? Albo Danny?
- Daniela jest na zapleczu, zaraz przyjdzie, Rafała jeszcze nie ma. Może pan się rozejrzy w międzyczasie - zaproponowała słabym głosem, bo jasne, przenikliwe oczy mężczyzny wprawiły ją w drżenie.
- Dzięki, znam większość tego badziewia. - Aż się zagotowała, słysząc ten lekceważący komentarz. Uniosła podbródek w górę i wojowniczo warknęła:
- Nie sprzedajemy tu badziewia. Sprzedajemy piękne, artystyczne, ręcznie robione drobiazgi. Wszystko idealnej jakości i wszystko niepowtarzalne.
Facet zaśmiał się, a jego śmiech dosłownie wbił się w jej serce, ciepły, piękny śmiech. Kompletnie niepasujący do mężczyzny stojącego przed nią.
- Może obejrzę te ozdoby świąteczne. - Wskazał dłonią kącik pełen malutkich, pięknych arcydziełek. - Pokaże mi pani tę bombeczkę?
Podeszła do gablotki, w tym jednak momencie męskie ramiona odwróciły ją stanowczo, chociaż delikatnie, i poczuła na ustach pocałunek, od którego ugięły jej się kolana. Gdyby nie złapała go za kurtkę, osunęłaby się na ziemię.
- Jemioła - szepnął, wbijając w nią spojrzenie roziskrzonych, stalowoszarych oczu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro