Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

chcieć to móc, tylko inaczej


Tydzień zleciał jak z bicza strzelił. Musiała przyznać się przed samą sobą, że polubiła nie tylko pracę w ciepłym, pachnącym, pełnym ludzi miejscu, w otoczeniu tych wszystkich przecudnych drobiazgów, ale również właściciela i Danielę. 

Został jej tydzień "przymusowych robót", jak zwykła zwać swoje nowe zajęcie, ale ciągle rozważała propozycję pozostania tu na dłużej. Zwyczajnie, jej zlecenia nie dawały stabilności finansowej, a gdyby ktokolwiek z jej obecnych zleceniodawców zrezygnował, nie miałaby z czego żyć. 

Wygrzebała na półeczce swój ulubiony sok i pociągnęła kilka solidnych łyków, zanim zerknęła na napis pod kapslem. 

chcieć to móc, tylko inaczej

Niby co to miało znaczyć? Jak to, inaczej? 

- Co tak się zamyśliłaś? - Lubiła ciepły, poważny głos Danieli. To właśnie Daniela była powodem, dla którego Rafał potrzebował ekspedientki. Dziewczyna niedawno wyszła za mąż i od razu zaszła w ciążę. Czasami nie czuła się najlepiej i wtedy potrzebna była pomoc, szczególnie teraz, przed świętami, kiedy ruch był największy.  Irmina uśmiechnęła się w odpowiedzi, ale nic nie odpowiedziała. Daniela nie naciskała; nie należała do ludzi za wszelką cenę muszących rozmawiać. Dobrze się z nią milczało.

- Uwaga, stały klient - szepnęła cicho. W drzwiach pojawiła się wysoka, lekko przygarbiona sylwetka starszego pana. - Dzień dobry, miło pana widzieć ponownie. Czym dziś możemy panu służyć? 

 - Święta. O to chodzi, święta. Szukam prezentu dla wnuczki, ma siedem lat. 

Spojrzały na siebie niepewnie. Przecież nie było mowy, aby tu znalazł prezent, który ucieszyłby dziecko. 

- Panie Piotrze, oczywiście, wybierzemy panu coś ponadczasowego, co mała będzie mogła trzymać jako pamiątkę, ale... - Daniela zrobiła przerwę na oddech. - Ale obawiam się, że ona może nie docenić takiego gestu. Wie pan, dziewczynki w tym wieku wolą kucyki Pony i syrenki.

Starszy pan zagryzł wargi, a jego oczy nabrały smutnego wyrazu. 

- Gdyby żona żyła, ona kupiłaby małej jakąś zabawkę. Ona zawsze wiedziała, co jest na czasie i co dzieci lubią. A ja... Stary ramol jestem i nie znam się na zabawkach. Proszę mi wybaczyć. - Odwrócił się na pięcie, opierając przy tym ciężar ciała na drewnianej, eleganckiej lasce z kościaną, rzeźbioną rękojeścią. 

Nie mogła znieść nagłego pochylenia ramion, rezygnacji bijącej z całej postaci. Trudno, uznała, że najwyżej odpracuje tę godzinę innego dnia. 

- Proszę zaczekać. Wezmę tylko torbę. Tu w galerii jest stoisko z zabawkami, na pewno coś wybierzemy. Jeżeli pan się zgodzi, żebym panu towarzyszyła. 

Mężczyzna spojrzał na nią z niedowierzaniem, ale widząc, że nie żartuje, pozwolił sobie na nieśmiały, pełen wdzięczności uśmiech. 

- Dziękuję. Anioł z pani. Spadła mi pani prosto z nieba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro