Brackendra ❤
Brackendra ze Smoczej Straży 5 💫
(To będzie przepisana scena)
Mam pomysł – powiedział Seth, wstając z łóżka i podchodząc do jednorożca na biegunach. Pogłaskał jedwabistą grzywę. - Cześć, Papek. Chcesz iść ze mną na spacer? Mógłbym cię nakarmić marchewkami.
Kendra rzuciła poduszką w Setha.
– Odwal się. – powiedziała. – To nie tak.
– Obiecał, że wkrótce cię odwiedzi – powiedział Seth.
- I co z tego? - zapytała Kendra.
- Wiele ludzi odwiedza Baśniobór.
- Jest fajny - powiedział Seth. – Powinnaś się z nim umówić.
– To magiczne stworzenie – powiedziała Kendra.
Seth rozłożył skrzydła.
- Tak jak ja, tak jakby. - Zrobił swoimi skrzydłami kilka delikatnych machnięć. - Mam nadzieję, że nikt nie ma do mnie pretensji.
- Paprot nie widzi mnie jako kogoś do randkowania. - powiedziała Kendra.
– Nie jestem taki pewien – powiedział Seth. - Sama jesteś prawie magicznym stworzeniem. Większość dziewczyn nie zaświeca się na komendę.
- Po prostu rzuć to,” powiedziała Kendra, rumieniąc się. – Nie mogę o tym myśleć.
Seth podszedł do stolika nocnego, po czym trzykrotnie wyłączył i włączył światło. Pozostawiając go włączony, wszedł do łóżka.
– Zamierzasz czytać? – zapytał Seth.
- Możemy zgasić światło. - powiedziała Kendra. Usłyszała kliknięcie w okno. - Co to było? - zapytała Kendra.
– Może wiatr? – zasugerował Seth.
Kolejne kliknięcie nastąpiło.
– Na zewnątrz nie jest wietrznie – powiedziała Kendra.
- A od kiedy wiatr stuka? - Spytał Seth.
- Może ptak? Dziobiący w okno?
- Widziałeś wiele ptaków dziobiących okna? - zapytał Seth. Potem nastąpiło trzecie ostre kliknięcie w szybę.
- Jesteśmy trzy piętra wyżej – powiedziała Kendra.
- Czy ktoś rzuca kamykami? - Seth wstał z łóżka i podszedł do okna, zerkając przez zasłony. - Zamierzam to otworzyć.
Kendra zmarszczyła brwi.
- Czy to dobry pomysł?
- To nie jest noc kupały. - powiedział Seth, odkręcając zatrzask i otwierając okno. - Wow. Możesz chcieć przyjść i popatrzeć.
Kendra podejrzewała, że Seth knuje jakąś głupią sztuczkę, ale wyślizgnęła się z wygodnego łóżka i podeszła do okna. Pochylając się do przodu, spojrzała w dół na postać, która machała.
Kendra cofnęła się do pokoju.
– To Paprot! – uśmiechnął się Seth.
- Wiedziałeś, że nadchodzi? - zapytała Kendra, nagle nadmiernie świadoma swojej koszulki i spodni dresowych.
– Są lepsze pytania – odpowiedział Seth z uśmieszkiem. - Na przykład, czy dałem mu sygnał światłem?
Kendra znów wychyliła się przez okno.
- Cześć! - wyszeptała.
- Zejdź - odszepnął Bracken. - Będę pod tylnymi drzwiami.
- Ok. - odpowiedziała Kendra. - Daj mi chwilkę. - Wycofując się z powrotem do pokoju, spojrzała na Setha. - Następnym razem, ostrzeż mnie.
- Czy poszłabyś spać w sukni balowej?” drażnił się Seth.
- To nie byłyby poty,” powiedziała Kendra. Poszperała w poszukiwaniu ubrań. – Od jak dawna wiedziałeś, że nadchodzi?
Seth zamknął usta.
- Nikt nie lubi donosiciela.
Kendra zniosła koszulę i dżinsy po schodach ze strychu i zanurkowała do łazienki. Jej włosy były w całkiem niezłym stanie. Szybko się przebrała, pomyślała o makijażu, a potem zdecydowała, że wyglądałoby to, jakby w tym momencie zbyt mocno się starała. Kendra schowała koszulkę i bluzę u stóp schodów na strych, po czym zeszła na parter.
W kuchni znalazła przy stole babcię, Vanessę, Warrena i Tanu grających w karty.
– Myślałam, że jesteś w łóżku – powiedziała babcia.
- Chcę tylko rozprostować nogi. – powiedziała Kendra.
- Czy tak to teraz nazywają? - spytała niewinnie babcia.
Kendra poczuła, jak jej twarz staje się ciepła.
- Co wiesz?
- Nic - powiedział Warren.
Vanessa uśmiechnęła się. Kendra wiedziała, że używają brajlowskich kart do gry. Alderfairy pozwoliła Sethowi przetransportować dwa wiadra źródła do użytku w leczeniu. Nic nie zostało pominięte, a gdziekolwiek eter został naniesiony na ranę, problem został wyleczony.
Z wyjątkiem oczu Vanessy. Andromadus wysunął teorię, że ponieważ została oślepiona magicznym światłem zasilanym przez Źródło, a nie Pustkę, Źródło nie może tego odwrócić.
Warren wydawał się bardziej zmiażdżony tymi wiadomościami niż Vanessa.
– Życzymy miłego spaceru – powiedział Tanu.
Kendra wyszła tylnymi drzwiami na podwórko. Paprot odchrząknął, a ona odwróciła się.
– Czy wszyscy wiedzieli, że przyjeżdżasz oprócz mnie? – zapytała Kendra, podchodząc do niego.
– Czy nie tak działają niespodzianki? - odpowiedział Paprot, wpatrując się w nią.
- Chyba tak – powiedziała Kendra przesuwając ręce po kieszeniach. - Jak się mają Twoi rodzice?
- Przyjęli swój nowy obowiązek - powiedział Paprot. - Są teraz u Źródła. Ojciec skąpany w eterze wydaje się niesamowicie odmłodzony. Nie może się doczekać życia w środowisku przesyconym czystym światłem. A Matka wydaje się mniej zatroskana niż widziałem ją od wieków.
– Dobrze to słyszeć – powiedziała Kendra. - Zasługują na szczęście.
- Zgadzam się. - powiedział Bracken. – I ja też zasługuje. - Wyprostował się trochę. - Zauważyłeś coś innego we mnie?
Kendra zmrużyła oczy.
- Tak, coś się zmieniło. - Przeskanowała go od górę do dołu. - Nie mogę położyć na nim palca. (Tu chodzi jej o róg)
Paprot zachichotał.
- Nie jestem już jednorożcem.
- Co? - zapytała Kendra.
- Rozważałem ten wybór od dawna. - powiedział Paprot.
- Ale dlaczego?
- Wieczność to za dużo czasu na śmiertelników - powiedział Paprot. - Nie jestem pierwszy i nie będę ostatni.
- Czy to jest trwałe? - zapytała Kendra.
Paprot wzruszył ramionami.
- Teoretycznie mógłbym to odwrócić, chociaż nie interesuje mnie to. Jestem gotowy na nową ścieżkę.
- Co masz na myśli? - zapytała Kendra.
- Kendra, jestem śmiertelny. - powiedział Paprot. - Nie jestem już na wpół wieczną istotą. Można by powiedzieć, że to mój pierwszy dzień życia. W praktyce mam około siedemnastu lat. Zostało mi mniej więcej tyle samo lat, co ktokolwiek w naszym wieku.
Kendra wpatrywała się w niego. Paprot w ciele śmiertelnika był bardziej obecny i zniewalający niż wcześniej. Śmiertelność napełniła go nowym urokiem.
– Co się stało z twoimi rogami?
- To wciąż rogi jednorożca - powiedział Paprot. - Po prostu nie mam już z nimi żadnego związku.
- Nie wiem, co powiedzieć.
- To nie miało na celu wywierania na ciebie presji - wyjaśnił pospiesznie Paprot. - Nie angażowałem cię w podejmowanie decyzji, ponieważ chciałem, żeby to był mój własny wybór, niezależnie od tego, co się stanie z... czymkolwiek innym.
- Jak się czujesz? – spytała Kendra, starając się, by jej umysł nie szalał z możliwościami.
- Inaczej - powiedział Bracken. - Wszystko wydaje się bardziej natychmiastowe. Czuję się odcięty od przeszłości i przyszłości w sposób, który trudno opisać.
- To może być prawda – powiedziała Kendra, uśmiechając się.
Paprot podszedł bliżej, wpatrując się w nią. Delikatnie ujął jedną z jej dłoni. Jego dotyk wywołał w niej dreszcz.
- To nie powinno być straszniejsze niż walka ze smokami – powiedziała Kendra, wpatrując się w niego.
- Prawdopodobnie będzie ekscytujące — zadumał się Paprot.
Kendra odwróciła się.
- Prawdopodobnie całowałeś wiele nimf.
Położył ręce na jej ramionach od tyłu.
– Mniej, niż możesz się domyślać.
– Jako nowy śmiertelnik spodziewam się, że będziesz chciał dużo umawiać się na randki – powiedziała Kendra. - Poznaj swoje możliwości.
- Śmiertelnicy mają skończoną liczbę dni. - powiedział Paprot.
- Tak. - Odwrócił ją.
- Dlaczego miałbym całować kogoś innego oprócz ciebie?
Jego usta musnęły jej. Kendra pochyliła się do przodu, świecąc jaśniej, dopóki nie oświetliła podwórka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro