Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8


Perspektywa Steve'a

Nie widziałem córki ponad miesiąc czasu. Chociaż, że dowiedziałem się o niej bardzo niedawno to bardzo przywiązałem się do niej. Gdy uciekła szukałem jej, ale nic to nie dawało. Tony nie chciał pomóc argumentując tym, że dziewczyna wie, co robi. W końcu wszyscy powiedzieli, abym przestał. Jeśli zechce, to wróci. Nie potrafiłem tego do siebie przyjąć. Że nie potrafię znaleźć własnej córki. To była moja wina, że uciekła.

Dzisiaj z resztą Avengers wyruszamy na misję. Mamy rozbić gang, z którym policja i inne służby nie potrafią dać sobie rady. Weszliśmy do samolotu. Lecimy kawałek za miasto, gdzie mają swoją siedzibę.

Perspektywa Nicole

Polecieli dzisiaj na misję. Z tego, co wiem, mają rozbić gang, któremu nikt nie daje rady i nie dziwię się. Poznałam kiedyś jednego z członków. Swoją siedzibę mają podobno za miastem bardzo dobrze strzeżoną z całkiem niezłą technologią, która może skutecznie zablokować atak Avengers.

Niedawno z pewną pomocą zdobyłam nowy łuk oraz strzały, a także przebranie. Konkretniej mówiąc strój skórzano-materiałowy w kolorze czarnym z kapturem. Postanowiłam, że jakoś dotrę za miasto i nie wiem, przypilnuję ich? Popatrzę jak wielcy Avengers działają? Nie wiem, ale pójdę, chyba tak z czystej ciekawości.

Perspektywa Steve'a

Już za pierwszym podejściem nas unieszkodliwili. Nie mogłem w to uwierzyć. Przecież byliśmy bardzo dobrze przygotowali. Zrobili wszystko tak, że nikt z nas nie mógł się wydostać. Nawet Stark w swojej zbroi. Znajdowaliśmy się w dużym i przestronnym pomieszczeniu. W rogu sali stało kilka komputerów, przy których stał jakiś człowiek. Przez drzwi z drwiącym uśmiechem przeszedł Oliver Munier, szef tego gangu.

— Jak możecie nazywać się Avengers? — zapytał kpiąco.

Nagle coś huknęło.

— Panie Stark, to jest odporne na pańską zbroję — powiedział Munier.

Tony chciał spróbować jeszcze raz, ale powstrzymała go Natasha. W tej chwili brakowało nam Wandy, która musiała polecieć na inną misję z Visionem i Bannerem.

— Czego chcesz? — zapytała Romanoff.

— Panno Romanoff, trzeba zadawać właściwe pytania — odpowiedział Munier. Nie wiedziałem, o co mu chodzi. Tak, jak i cała reszta. — Nie chcę czegoś, a kogoś.

— Więc kogo tak bardzo chcesz? — zapytał Stark. — Pięknej żony, bo obecna jest brzydka jak noc?

— Niekoniecznie — odpowiedział niewzruszony Munier. — Ta osoba wie, że tu jesteście i wie, co ma zrobić. Prawda, kapturku? — powiedział dużo głośniej.

Perspektywa Nicole

Czułam, że coś było nie tak. Munier musiał dowiedzieć się, że jestem córką Kapitana. Westchnęłam głęboko. A miałam tylko przyglądać się pracy Avengers. Czarną chustę przewiązałam na twarzy tak, aby zasłaniała nos i usta. Zarzuciłam kaptur na głowę i rozbijając szybę w oknie strzałą wskoczyłam do środka. Mężczyzna obsługujący komputery wyszedł, ale za to zaprosił znajomych. Uzbrojonych. Kątem oka spojrzałam na uwięzionych Avengers – ojca, Starka, Romanoff i Bartona.

— Nie przedłużając — powiedział z wrednym uśmiechem Munier.

Już miałam go dość.

Mocno chwyciłam łuk i ruszyłam. Jedna strzała za drugą. Trafiony. Za każdym razem. Broń z głuchym łoskotem upadła na kamienną podłogę. Munier uciekł. Zrobiłam unik uchylając się od uderzenia napastnika. Przeszłam do kontrataku. Mocno zaciśniętą pięścią uderzyłam jednego w twarz. Drugiego łukiem. Czułam zapach krwi. Kilka strzał i kilka ciał. Niewielki ból wstrząsnął moim ciałem. Wiedziona instynktem z wyspy bez najmniejszego oporu wbiłam strzałę po sam koniec w ciało ostatniego przeciwnika.

— Wybacz, nie mogą się dowiedzieć — szepnęłam mu do ucha.

Mężczyzna wydał ostatnie tchnienie i martwy padł na podłogę.

Koniec.

Stałam pośród kilku ciał. Spojrzałam spod kaptura na czwórkę Avengers. Lustrowali mnie wzrokiem.

— Kim jesteś? — zapytał ojciec, nie wiedząc, że to ja.

W pomieszczeniu było słychać jedynie cichy dźwięk włączonego czujnika przy celach, w którym byli Avengers. Omijając zwłoki podeszłam do komputerów. Przyjrzałam się im i wybrałam odpowiedzialny za sterowanie celami. Otworzą się za piętnaście sekund. Ostatni raz spojrzałam na nich. Barton niezauważalnie skinął głową. Wybiegłam przez rozbite okno.

Miałam ich tylko obserwować, a nie ratować.








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro