Rozdział 4
Cierpliwie czekaliśmy na wyniki testów na ojcostwo, które przeprowadził Banner. Tak, czekaliśmy. W laboratorium byli wszyscy Avengers.
— Gdzie byłaś przez cały ten czas? — zapytała Natasha.
— Na wyspie — odpowiedziałam. — Szmat drogi od domu.
— Gdzie dokładnie? — zapytał Banner. — Jeśli można wiedzieć.
— Na Lian Yu — odpowiedziałam. — To gdzieś na północno-chińskim morzu.
— Jak się tam znalazłaś? — zapytała ze zdziwieniem Wanda.
— To długa historia — odpowiedziałam dając im do zrozumienia, że nie chcę o tym rozmawiać. — Są już te wyniki? — zapytałam zmieniając temat.
Banner spojrzał na ekran komputera.
— Jeszcze kilka sekund — odpowiedział.
W międzyczasie wszyscy wstrzymali oddech. Jeśli się okaże, że jestem jego córką, ich życie trochę zmieni. W sumie to chciałam, tylko odnaleźć ojca, potem wyjechać do Star City.
— Mam wyniki — powiedział Banner. Nastała cisza jak nigdy dotąd. — Zgodność w dziewięćdziesięciu dziewięciu koma dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach. Steve jest twoim ojcem.
Wypuściłam powietrze, które gorączkowo trzymałam w płucach. W sumie mogłam się tego spodziewać, jeśli umawiał się z moją mamą siedemnaście lat temu. Wstałam ze stołka, na którym siedziałam. Zarzuciłam rozpinaną bluzę z powrotem na siebie.
— Miło było. Będę się zwijać — odpowiedziałam.
— Dokąd? — zapytał mój biologiczny ojciec.
— Teraz odniosę dokumenty do opieki społecznej, a potem chyba do Star City — odpowiedziałam.
— Masz siedemnaście lat — powiedział ojciec.
— A dużo to takich ludzi, jak ja podróżuje i żyje samemu? — odpowiedziałam. — W Star City mam znajomego. Raczej mnie przyjmie do siebie.
— Przecież możesz zamieszkać tutaj — powiedział ojciec.
— Ale... — zaczął Stark.
— Tony z miłą chęcią pozwoli ci tu zamieszkać, prawda Tony? — powiedział Kapitan.
Wszyscy spojrzeli się na Starka.
— Tak, oczywiście — powiedział Tony.
— Możecie wyjść wszyscy? — zapytał Rogers.
Czyżby szykowała się pierwsza kłótnia między ojcem a córką? Ciekawe, kto wygra. Chwilę później zostałam sama z ojcem.
— Zostań — powiedział.
— Dlaczego? Nie znam cię, a znajomego ze Star City znam i mu ufam — odpowiedziałam.
— Nie chcę cię zmuszać, ale będę musiał, jeśli będzie trzeba — powiedział Kapitan. — Muszę załatwić twój powrót. Poza tym, masz siedemnaście lat. Jesteś jeszcze niepełnoletnia. Chcesz trafić do domu dziecka?
— Poradzę sobie — powiedziałam. — Muszę już iść.
Wyminęłam ojca i wyszłam z laboratorium. Skierowałam się do windy, która otworzyła się tuż po naciśnięciu guzika.
— Nicole — usłyszałam. — Zaczekaj.
Jak najszybciej wciskałam guzik zamknięcia się drzwi, ale nadaremno, ojciec był szybszy. W ostatniej chwili wsiadł do windy. Zapowiada się ciekawie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro