Rozdział 8
Perspektywa Steve'a
Nie widziałem córki ponad miesiąc czasu. Chociaż, że dowiedziałem się o niej bardzo niedawno to bardzo przywiązałem się do niej. Gdy uciekła szukałem jej, ale nic to nie dawało. Tony nie chciał pomóc argumentując tym, że dziewczyna wie, co robi. W końcu wszyscy powiedzieli, abym przestał. Jeśli zechce, to wróci. Nie potrafiłem tego do siebie przyjąć. Że nie potrafię znaleźć własnej córki. To była moja wina, że uciekła.
Dzisiaj z resztą Avengers wyruszamy na misję. Mamy rozbić gang, z którym policja i inne służby nie potrafią dać sobie rady. Weszliśmy do samolotu. Lecimy kawałek za miasto, gdzie mają swoją siedzibę.
Perspektywa Nicole
Polecieli dzisiaj na misję. Z tego, co wiem, mają rozbić gang, któremu nikt nie daje rady i nie dziwię się. Poznałam kiedyś jednego z członków. Swoją siedzibę mają podobno za miastem bardzo dobrze strzeżoną z całkiem niezłą technologią, która może skutecznie zablokować atak Avengers.
Niedawno z pewną pomocą zdobyłam nowy łuk oraz strzały, a także przebranie. Konkretniej mówiąc strój skórzano-materiałowy w kolorze czarnym z kapturem. Postanowiłam, że jakoś dotrę za miasto i nie wiem, przypilnuję ich? Popatrzę jak wielcy Avengers działają? Nie wiem, ale pójdę, chyba tak z czystej ciekawości.
Perspektywa Steve'a
Już za pierwszym podejściem nas unieszkodliwili. Nie mogłem w to uwierzyć. Przecież byliśmy bardzo dobrze przygotowali. Zrobili wszystko tak, że nikt z nas nie mógł się wydostać. Nawet Stark w swojej zbroi. Znajdowaliśmy się w dużym i przestronnym pomieszczeniu. W rogu sali stało kilka komputerów, przy których stał jakiś człowiek. Przez drzwi z drwiącym uśmiechem przeszedł Oliver Munier, szef tego gangu.
— Jak możecie nazywać się Avengers? — zapytał kpiąco.
Nagle coś huknęło.
— Panie Stark, to jest odporne na pańską zbroję — powiedział Munier.
Tony chciał spróbować jeszcze raz, ale powstrzymała go Natasha. W tej chwili brakowało nam Wandy, która musiała polecieć na inną misję z Visionem i Bannerem.
— Czego chcesz? — zapytała Romanoff.
— Panno Romanoff, trzeba zadawać właściwe pytania — odpowiedział Munier. Nie wiedziałem, o co mu chodzi. Tak, jak i cała reszta. — Nie chcę czegoś, a kogoś.
— Więc kogo tak bardzo chcesz? — zapytał Stark. — Pięknej żony, bo obecna jest brzydka jak noc?
— Niekoniecznie — odpowiedział niewzruszony Munier. — Ta osoba wie, że tu jesteście i wie, co ma zrobić. Prawda, kapturku? — powiedział dużo głośniej.
Perspektywa Nicole
Czułam, że coś było nie tak. Munier musiał dowiedzieć się, że jestem córką Kapitana. Westchnęłam głęboko. A miałam tylko przyglądać się pracy Avengers. Czarną chustę przewiązałam na twarzy tak, aby zasłaniała nos i usta. Zarzuciłam kaptur na głowę i rozbijając szybę w oknie strzałą wskoczyłam do środka. Mężczyzna obsługujący komputery wyszedł, ale za to zaprosił znajomych. Uzbrojonych. Kątem oka spojrzałam na uwięzionych Avengers – ojca, Starka, Romanoff i Bartona.
— Nie przedłużając — powiedział z wrednym uśmiechem Munier.
Już miałam go dość.
Mocno chwyciłam łuk i ruszyłam. Jedna strzała za drugą. Trafiony. Za każdym razem. Broń z głuchym łoskotem upadła na kamienną podłogę. Munier uciekł. Zrobiłam unik uchylając się od uderzenia napastnika. Przeszłam do kontrataku. Mocno zaciśniętą pięścią uderzyłam jednego w twarz. Drugiego łukiem. Czułam zapach krwi. Kilka strzał i kilka ciał. Niewielki ból wstrząsnął moim ciałem. Wiedziona instynktem z wyspy bez najmniejszego oporu wbiłam strzałę po sam koniec w ciało ostatniego przeciwnika.
— Wybacz, nie mogą się dowiedzieć — szepnęłam mu do ucha.
Mężczyzna wydał ostatnie tchnienie i martwy padł na podłogę.
Koniec.
Stałam pośród kilku ciał. Spojrzałam spod kaptura na czwórkę Avengers. Lustrowali mnie wzrokiem.
— Kim jesteś? — zapytał ojciec, nie wiedząc, że to ja.
W pomieszczeniu było słychać jedynie cichy dźwięk włączonego czujnika przy celach, w którym byli Avengers. Omijając zwłoki podeszłam do komputerów. Przyjrzałam się im i wybrałam odpowiedzialny za sterowanie celami. Otworzą się za piętnaście sekund. Ostatni raz spojrzałam na nich. Barton niezauważalnie skinął głową. Wybiegłam przez rozbite okno.
Miałam ich tylko obserwować, a nie ratować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro