Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6


Chodziłam bezsensownie po wieży. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. W sumie już się pogubiłam i nie mam pojęcia, którym piętrem właściwie idę. Podeszłam do pierwszych lepszych drzwi. Otworzyłam je, a moim oczom ukazała się sala treningowa do łucznictwa. Po chwili zauważyłam Clinta Bartona, który z balkonika strzelał do naprawdę małych rzeczy.

— Chcesz spróbować? — zapytał, gdy mnie zobaczył.

Podeszłam do stojaków ze sprzętem. Wzięłam do ręki jeden z łuków. Leżał całkiem nieźle. Barton zszedł z balkonu. W czasie, gdy on szedł w moim kierunku ja wzięłam jedną ze strzał.

— Z czego masz zrobione strzały? — zapytałam.

— Od zwykłych po wzmocnione tytanem i takie z materiałem wybuchowym — odpowiedział.

— A masz takie aluminiowe-karbonowe? — spytałam.

— Znasz się na tym? — zapytał lekko zdziwiony Clint.

Wzruszyłam ramionami. Nałożyłam strzałę na łuk i naciągnęłam cięciwę. Wybrałam cel, którym był środek jednej z tarcz, i wypuściłam strzałę. Trafiła tam, gdzie miała trafić.

— Całkiem nieźle — powiedział mężczyzna. — Jak widzę, początkującą nie jesteś.

— To prawda, nie jestem — odpowiedziałam. — Jakoś musiałam sobie poradzić na wyspie. Łuk i strzały z gałęzi, to było coś.

Wzięłam kolejną strzałę i podałam Bartonowi. Potem wzięłam marker do tablicy i razem z nim podeszłam do ściany jak najbardziej oddalonej od Hawkeye'a. Narysowałam małą kropkę i odeszłam.

— Traf — powiedziałam. — Za pierwszym razem.

Mężczyzna nałożył na cięciwę strzałę i chwilę później strzała wbiła się w ścianę. Podeszłam do niej. Przyjrzałam się. Trafiła idealnie.

— Całkiem nieźle — powiedziałam uśmiechając. — Jak widzę, początkujący pan nie jest.

— To prawda, nie jestem — powtórzył moje słowa sprzed kilkunastu chwil. — Traf idealnie przy tamtej strzale.

Wzięłam strzałę. Chwilę później to Barton podszedł do strzał wbitych w ścianę. Przyjrzał im się i powiedział:

— Idealnie nie jest, ale może być.

— Nikt nie jest w niczym idealny — powiedziałam.

— To prawda — powiedział Clint.

Odłożyłam łuk na miejsce. Miałam zamiar wyjść, gdy usłyszałam:

— Przyjdź tu jeszcze. Potrenujemy razem.

Wyszłam z sali. Pomyślałam, że w końcu jakoś postaram się przekonać ojca do tego, abym mogła wychodzić sama z wieży. Po drodze do salonu spotkałam Bannera.

— Nicole — powiedział.

— Panie Banner — powiedziałam.

— Wystarczy Bruce — powiedział.

— Wybacz Bruce, ale mam misję do spełnienia — powiedziałam.

— Rozumiem. Nie bądź dla niego ostra. On też nie potrafi odnaleźć się w tej sytuacji — powiedział Bruce.

Skinęłam głową. Nic nie obiecywałam. Ja tylko chciałam wyjść z tej wieży. Rozejrzałam się po salonie. Ojciec siedział na kanapie. Było widać, że gorączkowo nad czymś myśli.

— Możemy porozmawiać? — zapytałam zwracając na siebie uwagę.

Spojrzał i zaskoczony od razu wstał.

— O co chodzi? — zapytał.

— Chcę zacząć wychodzić sama z wieży. Nie jestem więźniem — powiedziałam przypominając sobie jedną z sytuacji na wyspie, gdy to trzymali mnie w celi. Ciągle wtedy sobie powtarzałam słowa, że nie jestem żadnym więźniem.

— Jeśli cię wypuszczę, to uciekniesz — powiedział. — Będę się martwił, co się z tobą dzieje.

— Ale trzymanie w wieży też nic ci nie da — powiedziałam. — Byłam już więźniem i nie zamierzam już więcej nim być.

Po tych słowach wyszłam z salonu. Wsiadłam do windy i zjechałam na parter. Koniec tego. Wyjdę z tej wieży, choćby miałabym kogoś pobić. Zdecydowanym krokiem skierowałam się do wyjścia. Wyjście zasłoniło mi dwoje agentów.

— Pan Rogers nie kazał ciebie wypuszczać — powiedział jeden z nich.

— Mój ojciec może mówić, co sobie zechce, a ja i tak teraz wyjdę — odpowiedziałam. — Albo się przesuniecie albo zaraz będziecie mieli połamane nosy.

Mężczyźni uśmiechnęli się. Może wyglądałam na niepozorną osobę, ale złamać nos potrafiłam. W chwili, gdy usłyszałam swoje imię wypowiadane przez ojca, przywaliłam mężczyznom w nosy i wybiegłam z wieży. Jeszcze przez chwilę słyszałam swoje imię, ale potem już ucichło. 

Musiałam się uwolnić. Czułam się zupełnie jak na wyspie będąc cały czas w Stark Tower i nie mogąc z niej wyjść. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro