Rozdział 12
Nasza rozmowa została szybko skończona, bo Avengersi zostali wezwani i musieli iść. Poszłam do swojego i zajęłam się czymś. Gdy minęło dobre pięć godzin zaczęłam się niepokoić. Postanowiłam zajrzeć do Fury'ego i dowiedzieć się czegoś. Weszłam do centrum operacyjnego w wieży. Panował tu ogólny chaos, gdy weszłam. Czyli musiało się coś stać.
— Dlaczego jeszcze nie wrócili? — zapytałam.
— Nicole, idź do swojego pokoju — powiedział Fury. Definitywnie się coś stało. — Nie mam teraz czasu.
— Zbroja pana Starka uległa zniszczeniu — usłyszałam od Jarvisa.
Nie wierzę. Po prostu nie wierzę.
— Co się stało? — zapytałam ponownie, ale tym razem poważniej.
— Mówiłem, że nie mam czasu — powiedział surowo Fury. — Czy inna zbroja nie może do niego polecieć? — zwrócił się Fury do Jarvisa.
— Niestety, reszta jest w naprawie — odpowiedział Jarvis. — Albo w ulepszeniu — dodał.
— Gdzie oni są? — zapytałam Fury'ego.
Traciłam już cierpliwość. Miałam swoje granice, ale nadal pozostawał we mnie charakter i umiejętności z wyspy oraz innych miejsc.
— Gdzie oni są? — powtórzyłam.
— Daleko — odpowiedział Nick.
— Gadaj — powiedziałam.
Dyrektor Tarczy popatrzył na mnie jakbym była z księżyca. Nie interesowało mnie to, że tym sposobem zbliżałam się do wydania tego, że wtedy im pomogłam. Muszę się dowiedzieć, gdzie oni są. Dla świętego spokoju, a jeśli będzie trzeba, to pomogę im.
— W nowojorskiej bazie Bratvy — powiedział Fury.
— Gdzie oni są?! — krzyknęłam. — Czy was powaliło?!
— Nicole, uspokój się do cholery! To są sprawy Tarczy i ty nie masz nic do tego — powiedział Fury.
Oni zwariowali. Zwariowali. Kompletnie. Czy oni nie rozumieją, że to nawet zbyt niebezpieczne dla Avengers? Bratva to potężna rosyjska mafia i są zrobić wszystko, jeśli ktoś naruszy ich prywatność albo zagraża ich interesom. Szybko wyszłam ze Stark Tower. Dobrze, że wiedziałam, gdzie znajduje się w Nowym Jorku baza Bratvy.
Perspektywa Steve'a
Nie wiemy, jak długo już tu siedzimy, ale zdecydowanie za długo. Wszyscy byliśmy zamknięci w jakiejś celi. Zbroja Starka uległa zniszczeniu i nie mogliśmy się wydostać. Thor był w Asgardzie i też nie mógł nam pomóc, a Wanda i Vision nadal są na swojej misji. Woleliśmy Bannera na razie nie angażować.
— Musimy coś zrobić — powiedziałem cicho.
— Jeśli dasz radę sobie z tą celą, to proszę bardzo — powiedziała Natasha.
— Nie możemy tak siedzieć — powiedziałem.
— Co zamierzasz niby zrobić? — zapytał oschle Tony. Nie był zadowolony, że zepsuli mu zbroję. — Zagadać ich na śmierć? Od twojej gadaniny na pewno to się uda.
— Dam sobie rękę uciąć, że jeszcze trochę i będziemy wolni — odezwał się nagle Barton.
— Co masz na myśli? — zapytała Natasha.
— Przekonacie się — powiedział Clint.
Perspektywa Nicole
Wzięłam głęboki oddech, zanim zdecydowałam się wejść do bazy Bratvy całkowicie bez broni. Tak, byłam bezbronna. Nie mogłam tu wejść z bronią. Mogliby to odebrać jako atak.
Skierowałam się do głównej sali, gdzie był Anatolij i Avengers. Ich wzrok był niedoopisania. Tylko Clint pozostawał niewzruszony.
— Nicole? — usłyszałam głos ojca. — Co ty tu robisz? Idź stąd!
— Nie mogę — powiedziałam.
— Привет, капитан. Что привело вас сюда? (Witaj, kapitanie. Co Cię tu sprowadza?) — zapytał Anatolij.
Doskonale zdawałam sobie sprawę, że Natasha wszystko rozumie.
— Они. Отпустите их. Я позабочусь о них. Они больше никогда сюда не придут. (Oni. Wypuść ich. Zajmę się nimi. Już nigdy tu nie przyjdą.) — odpowiedziałam.
— Я верю в это. Если они придут, я убью (Wierzę w to. Jeśli przyjdą, zabiję) — powiedział Anatolij. — Выпустите их. (Wypuśćcie ich.)
Spojrzałam na Avengers. Nie wszyscy przecież rozumieli rosyjski.
— Nie atakujcie ich, bo was zabiją. Wyjdźcie stąd i nigdy nie wracajcie. Porozmawiamy, jak wrócę do wieży. Nie musicie się o mnie martwić.
Ludzie Anatolija wypuścili ich. Ojciec chciał jakoś zareagować, ale Natasha i Clint powstrzymali go. Gdy wyszli spojrzałam na Anatolija. Ktoś musiał ponieść karę za to, że Avengers wtargnęli na teren Bratvy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro