o2
×××
Mimo, że dochodziła ósma, na dworze było całkiem ciepło w ten kwietniowy, słoneczny poranek. Bez problemu dało się usłyszeć śpiew ptaków z pobliskiego parku, który znajdował się za blokiem Koutaro.
Jak codzień chłopak wstąpił do małego, przydrożnego sklepiku i kupił sok pomarańczowy i jakąś kanapkę, przy czym wywiązała się rutynowa rozmowa ze starszą sprzedawczynią "O dzień dobry mój drogi! Znowu poszedłeś późno spać? Twoje wory pod oczami są coraz większe kochany!" "Dzień dobry proszę pani! Taki urok studenckiego życia! " po czym wydobył się śmiech z ust Koutaro. Pożegnał się ze straszną panią i spokojnie wszedł na teren kampusu, który był zaraz za rogiem.
Miał szczęście z mieszkaniem, bo jego znajdowało się jakieś dziesięć minut drogi od uczelni, więc nie musiał nigdzie dalej dojeżdżać. Bardzo cieszył się z tego podowu, bo nie wie czy by przeżył, gdyby musiał wstawać wcześniej na wykłady.
Otworzył butelkę soku i wziął łyka. Z jego buzi wydobyło się westchnienie zadowolenia.
Zdecydowanie kochał sok pomarańczowy.
Spojrzał przelotnie na zegarek.
- Za jakieś siedem minut zaczną się zajęcia. - pomyślał.
Skierował się powoli w stronę wejścia do budynku. Był już blisko drzwi, gdy jego wzrok zatrzymał się na nieznanym mu chłopaku, a za raz za nim sam Koutaro.
Jego twarz z miejsca zalała się czerwienią, a serce na chwilę przestało bić, by zaraz zacząć grać nowy, szybszy rytm, którego jeszcze nie znał.
Wzrok sowiego chłopca spoczął na najpiękniejszym chłopaku, jakiegokolwiek dotąd widział. Krucze włosy oplatały jego bladą, jakby wykutą w marmurze, twarz, na której błądził delikatny uśmiech oprawiony w malinowe usta. Błękitne oczy patrzyły z uwagą na otaczający je świat. Ubrany był w dopasowane dżinsy z cienkim, kawowym płaszczem oraz czarnym golfem. Stał kawałek dalej z kawą w ręce, rozmawiając z kolegami. A raczej to oni rozmawiali, a on przysłuchiwał się im z uwagą i przytakiwał, gdy pytali się go o coś.
Gdy chłopak mu się przyglądał, do głowy przychodziły mu te wszystkie nadzwyczajne, greckie rzeźby, które jakby były by ulepione rękoma samego boga i które widział w muzeach nie raz i nie dwa. One również za każdym razem zapierały mu dech w piersiach, ale nie tak bardzo jak ten człowiek.
Zdecydowanie on był przepiękny.
Wzrok cudownego chłopaka spoczął niespodziewanie na Koutaro. Ten się speszył, założył kaptur na głowę i ruszył szybkim krokiem za budynek. Czuł się strasznie głupio z myślą, że ktoś przyłapał go na tym jak bezwstydnie się na niego patrzył.
- Pewnie miałem jeszcze otwarte usta. - warknął pod nosem do siebie - Musiałem wyglądać jak przygłup! - powiedział załamany, gdy znalazł się za rogiem, po czym walnął głową o ścianę.
Gdy względnie się uspokoił, spojrzał na zegarek i się przeraził.
- O nie! Znowu spóźniłem się na zajęcia!
×××
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro