Rozdział 18.
Z Gavinem nie widzieli się aż do piątku, kiedy to mieli jechać do Nowego Orleanu. Rodzice Willow byli do tego sceptycznie nastawieni. Nie chcieli, by tam jechała, lecz wiedzieli, że tego nie mogą jej zabronić i nawet nie próbowali.
Umówili się, że Willow przyjedzie pod jego dom o szesnastej. Musieli wyjechać jak najwcześniej, lecz wiedzieli, że i tak wrócą późno. Do Nowego Orleanu były ponad dwie godziny.
- Brown? Powtórzysz, co mówiłam?- zapytała nagle nauczycielka, stając przed jej ławką.
Nie miała zielonego pojęcia. Nie słuchała jej. Myślami błądziła daleko stąd.
- Ee...- zaczęła, lecz po chwili poddała się i powiedziała.- Przepraszam, proszę pani. Nie słuchałam.
- Jeszcze raz cię na tym złapię, a dostaniesz jedynkę z odpowiedzi na lekcji, rozumiesz?
- Tak- mruknęła posłusznie.
Kobieta spojrzała na nią ponownie, po czym odwróciła się i podeszła z powrotem do tablicy. Willow odetchnęła, po czym zerknęła ukradkiem na telefon. Zostało jeszcze pięć minut lekcji, więc zaczęła starać się chociaż sprawiać pozory, że słucha.
W końcu zadzwonił dzwonek. Natychmiast wstała, zaczynając się pakować. Wyszła z klasy, rzucając do nauczycielki ciche "Do widzenia". Na korytarzu dogoniła ją Martha i zasapana spytała.
- Wreszcie piątek, chcesz może do mnie wpaść?
- Nie mogę. Jadę do Nowego Orleanu z Gavinem, ale jak wrócę, to jasne.
Martha pokiwała głową i nagle spojrzała przed siebie marszcząc brwi.
- Hej!- Willow usłyszała znajomy głos.
- Gavin? Co ty tu robisz?- zdziwiła się.
- Wcześniej skończyłem lekcję, więc przyszedłem po ciebie- wyjaśnił, wzruszając ramionami.
- To Gavin?- mruknęła Martha dziwnym głosem.
- Tak- Willow kiwnęła głową.- Gavin, to Martha moja...- urwała, lecz widząc jej spojrzenie dokończyła.- Przyjaciółka.
- Miło mi cię poznać- uśmiechnął się chłopak.
- Mi też- zapewniła, lecz jej ton był oschły.
- Poczekaj chwilę- poprosiła Willow i odciągnęła koleżankę kawałek dalej.
- Co się stało?
- Nic.- Martha pokręciła głową.
- Przecież widzę.
- No dobra. On jest... jakiś dziwny.
- Dziwny?- nie dowierzała.
- Tak. Nie widzisz tego?
- Mi wiele osób też mówiło, że jestem dziwna.
- Dobra, nie ważne. Mówiłam, że nic.
Willow uniosła brwi, lecz nie ciągnęła tego dłużej.
- Wpadnę do ciebie, jak wrócę. Jak coś, to napiszę- Odwróciła się, żeby dołączyć do Gavina.
Nagle Martha złapała ją za rękę, drugą dłonią chwytając wisiorek.
- Nie jedź- poprosiła.
- Okej. Co się dzieje?- zdziwiła się Willow, patrząc uważnie na koleżankę.- I nie mów, że nic.
- Coś jest nie tak- wyznała z jękiem Martha.- Błagam cię, nie jedź.
- Ej, wszystko w porządku.- Uśmiechnęła się do niej, zdezorientowana jej dziwnym zachowaniem.
- Nie jest w porządku. Mówię ci, nie jedź.
- Jeśli to cię zadowoli, to będę pisać- zaproponowała Willow.- A teraz muszę już iść.
Zignorowała protesty koleżanki i podeszła do Gavina, który uniósł brew.
- O co jej chodziło?
- Nic ważnego.- Machnęła dłonią.- Pojedziemy jeszcze na chwilę do mnie, ale czekasz w samochodzie!
- Okej, okej.- Uniósł ręce w obronnym geście.
Ruszyli do samochodu. Willow wsiadła na miejsce kierowcy, a Gavin zajął miejsce pasażera. Już po chwili byli pod domem.
- Za chwilę wrócę.
Wyskoczyła z auta i weszła do domu. Wbiegła na piętro, do swojego pokoju, po czym spakowała portfel oraz wzięła kurtkę, wiedząc, że wieczorem może zrobić się zimno. Gdy znowu zeszła na dół, czekał tam na nią Carl.
- Tylko zadzwoń jak dojedziecie.
- Dobrze- zgodziła się.
Szybko wyszła z domu i w końcu z powrotem znalazła się w samochodzie. Podczas drogi nie rozmawiali wiele. Willow włączyła swoją ulubioną stację radiową, lecz nie leciało nic ciekawego. Muzyka umilała im podróż, wypełniając ciszę.
Gdy w końcu zobaczyła zarysy wysokich budynków, nie poczuła żadnego sentymentu. To miejsce nigdy nie było dla niej domem. Jedyne, za czym tu tęskniła, to Alyssa.
- Urodziłaś się tu?- zapytał Gavin.
- Nie.- Pokręciła głową.- W Chicago. Z rodzicami przeprowadziliśmy się tu, kiedy miałam pięć lat.
Zerknęła na niego, nie rozumiejąc, co Martha miała na myśli. Nie dostrzegała w nim nic dziwnego, nie na pierwszy rzut oka. To, co zrobił, zdecydowanie można było określić jako "dziwne", ale skąd jej koleżanka miałaby o tym wiedzieć?
Przez miasto przebijali się prawie godzinę, nim dotarli na cmentarz. Zaparkowała dość blisko furtki i wyjęła z bagażnika znicz, kwiaty, a do kieszeni włożyła zapałki. Gavin stanął obok niej, patrząc na nią pokrzepiająco. Uśmiechnęła się do niego słabo, po czym ruszyli w kierunku czarnej, małej bramy.
Willow ostatni raz była tu kilka miesięcy temu i poczuła wstyd, że musiała szukać nagrobka najlepszej przyjaciółki. Na szczęście pamiętała, po której części cmentarza się znajdował. Kiedy stanęli przed marmurową, lśniącą płytą, do jej oczu napłynęły łzy.
"Alyssa Williams.
01. 12. 1999r.- 04. 12. 2017r.
Ukochana córka i przyjaciółka. Na zawsze pozostanie w naszej pamięci."
Willow poczuła wściekłość na słowa "Ukochana córka". Ukochanej córki nie katuje się kablem. Zacisnęła pięści, na co Gavin położył rękę na jej ramieniu. Spojrzała na niego wdzięczna. Uścisnęła jego dłoń i uklęknęła, wyjmując z reklamówki znicz. Postawiła go na nagrobku, przelotnie kolejny raz zerkając na napis. Spróbowała podpalić świecę, lecz wiatr zdmuchnął płomień zapałki. Udało jej się to dopiero za trzecim razem. Zamknęła znicz i wyjęła z kieszeni list pożegnalny Alyssy. Kolejny raz przeniosła wzrok na Gavina, jakby szukając w nim poparcia.
On jednak nic nie powiedział. Wpatrywał się w płomień świecy. Uświadomiła sobie, że stara się dać jej trochę prywatności. Przełknęła ślinę. Odetchnęła kilka razy i dopiero wtedy otworzyła kartkę. Przeczytała jej treść ostatni raz, zatrzymując wzrok na słowach" Wybacz mi to, że odeszłam. Zawsze będę twoją przyjaciółką." Nie miała, czego jej wybaczać. Nigdy jej nie obwiniała, ale nie rozumiała. Chciałby zrozumieć, jednak wiedziała, że nie da rady. "Możliwe,że tego nie zrozumiesz. Życie nie doświadczyło Cię tak jak mnie," To prawda. Nie doświadczyło. Ona obawiała się jedynie, że zawali kolejny sprawdzian, podczas gdy Alyssa bała się nawet wrócić do domu. Willow zawsze mówiła jej, że może u niej nocować, lecz ona za każdym razem odpowiadała "Jeśli wrócę jutro, a nie dziś, to będzie dwa razy gorzej." Kolejny raz dopadły ją wyrzuty sumienia. Mogła zrobić więcej, ale tym razem zdawała sobie sprawę, że jest już za późno.
W końcu odpaliła kolejną zapałkę. List zapłoną natychmiast, gdy przystawiła go do ognia. Chwilę trzymała go w ręce, lecz szybko musiała rzucić go na marmur. Wpatrywała się w płomień, przypominając sobie ostatni moment, kiedy widziała Alyssę. Siedziały na placu zabaw, bujając się na huśtawkach. Jej przyjaciółka prawie nic nie mówiła, wyglądała na zamyśloną. Czy już wtedy to wszystko planowała?- zdziwiła się Willow, a ogień powoli przygasł. Kartka zmieniła się w popiół.
Powoli wstała i położyła białe róże obok znicza. Będę tęsknić. Nawet nie wiesz jak- powiedziała w myślach, potajemnie mając nadzieję, że Alyssa ją słyszy.
- Jestem pewien, że chciałaby, abyś ruszyła dalej- powiedział nagle Gavin.
Miał rację. Ona by tego chciała. Willow nic na to jednak nie odpowiedziała, tylko mocno go objęła, chowając twarz w jego koszulce. Potrzebowała teraz bliskości. Chciała znowu poczuć, że nic jej przy nim nie grozi.
Gavin również ją przytulił, dając jej to, czego potrzebowała. Odsunęli się od siebie, dopiero kiedy nieopodal zakrakała wrona. Willow uniosła twarz, patrząc w tamtym kierunku, lecz nic nie dostrzegła.
- Jedziemy?- zapytał Gavin.
- Tak- zgodziła się ochrypłym głosem i odkaszlnęła.- Jedziemy. Dziękuje, że tu ze mną jesteś.
- Dla ciebie wszystko- zapewnił ją, a ona znowu poczuła to cudowne, ściskające gardło uczucie.
Byli w połowie drogi do wyjazdu z Nowego Orleanu, gdy Gavin niespodziewanie powiedział, wpatrując się w telefon.
- Skręć w prawo.
- Co?- zdziwiła się.
- Skręć w prawo, bo zaraz będziemy musieli zawracać.
Zrobiła to, lecz poczuła niepokój. Ostatni raz tak się zachowywał na polu, a potem wypchnął ją przed nadjeżdżający pociąg. Jakby wyczuwając jej zmartwienie, powiedział.
- Obiecałem ci randkę przy świecach, pamiętasz? A teraz skręć w prawo.
Poczuła jak jej usta rozciągają się w uśmiechu. Już po chwili zatrzymali się przed małą, ustylizowaną na starą, restauracją w niskim, brązowym budynku, przed którym stało kilka wiklinowych krzeseł i dwa stoliki.
- Już jesteśmy spóźnieni, więc chodź.
W środku klimat był podobnie utrzymany. Całe pomieszczenie było ogarnięte półmrokiem, rozświetlanym jedynie przez świece na drewnianych stołach o rzeźbionych w fale nogach. Przez to, ozdobione czarno-białymi zdjęciami Nowego Orleanu sprzed wielu laty, ciemnoszare ściany wydawały się niemal czarne. Po prawej stronie stała, możliwe, że dębowa, lada, a miejsca w rogach restauracji wydzielone były drewnianymi, ogrodowymi parawanami, zdobionymi w równe, symetryczne wzory.
Podeszli do lady, a Gavin powiedział.
- Dzień dobry. Mam rezerwację na nazwisko Lewis.
Dość niski mężczyzna o jasnych, blond włosach i orlim nosie, zaczął szukać czegoś w grubej książce, oprawionej w, zapewne sztuczną, skórę. Willow w tym czasie rozejrzała się po restauracji, czując się głupio. Cholera, co oni tu robili? Siedemnastolatka w starych leginsach i nastolatek... No właśnie. Przyjrzała się Gavinowi, stwierdzając, że on w dziwny sposób pasuje do tego miejsca. Po pierwsze, wyglądał na starszego od niej, gdyby go nie znała, dałaby mu co najmniej dziewiętnaście, dwadzieścia lat. Po drugie miał w sobie coś takiego, chyba chodziło o tę pewną postawę, że nikt nie wziąłby go niepoważnie.
- Tak. Mam. Zapraszam do stolika.- Mężczyzna wskazał jeden z oddzielonych parawanem stolików.
- Dziękuje- mruknął Gavin i pociągnął Willow za rękę.
Usiedli naprzeciwko siebie, a ona nie mogła przestać się niepewnie rozglądać. Miała wrażenie, że wszyscy patrzą się na nią prześmiewczo.
- Znowu się przejmujesz- westchnął Gavin, kładąc dłoń na jej dłoni.
- Ja tu nie pasuję- jęknęła, przygryzając wnętrze policzka.
- To tylko restauracja. Przychodzi się tu, żeby zjeść. Jak można tu nie pasować?- Uniósł brew.
- Wiesz, o co mi chodzi- burknęła.
- Przestań- rozkazał i wziął jej twarz w dłonie.- To wielkie miasto, naprawdę sądzisz, że kiedykolwiek znowu zobaczysz tych ludzi?
Miał rację. Kolejny raz. Odetchnęła głęboki i pozwoliła się sobie rozluźnić. Chwilę później przyniesiono im menu. Zamówili ravioli, którego już bardzo dawno nie jadła. Chyba ostatni raz z rodzicami jako dziecko, gdy jej matka zainteresowała się gotowaniem.
- Wiesz, że to moja pierwsza randka?- wyznała, uśmiechając się lekko.
- Naprawdę?- Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- No co tak patrzysz? Tak. To moja pierwsza randka. Raz umówiłam się z chłopakiem do kina, ale nie przyszedł.- Skrzywiła się.
Gavin zaśmiał się, na co Willow lekko walnęła go w ramię. Znowu jednak miała wrażenie, że zrobiła coś nie na miejscu, jednak starała się to ignorować.
- Nie rozumiem, czemu źle się czujesz w takich miejscach. Twoi rodzice nigdy cię w nie nie zabierali?
- Zabierali. I to ile razy. Zawsze ubierali mnie w sztywne, niewygodne ubrania i dostawałam po łapach, jak tylko się zgarbiłam. Trzeba dbać o wizerunek, bla, bla, bla- westchnęła.- Pewnie dlatego tak uwielbiam dresy.
- Ty nawet w dresach wyglądasz dobrze- stwierdził.- I nadal nie chcę mi się wierzyć, że to twoja pierwsza randka.
- A jednak- wymamrotała, nie chcąc już ciągnąć tego tematu.- Idę do łazienki, zaraz wrócę.- Wstała powoli od stołu i ruszyła w kierunku drewnianych drzwi. Po drodze zerknęła na duże lustro, wiszące obok. Mogła w nim zobaczyć twarz Gavina, lecz jej miejsce było zasłonięte przez parawan. Nagle dostrzegła coś dziwnego. Zamrugała kilka razy i przystanęła, aby uważniej się przyjrzeć. Wtedy Gavin odwrócił w jej stronę głowę. Zobaczyła parę krwawych, czerwonych oczu, które tyle razy widziała we własnym odbiciu.
Osłupiała, patrząc na to z niedowierzaniem. Nie, nie- pomyślała.- Wydaje mi się. Musi mi się wydawać. Jednak on również spojrzał w lustro, a uśmiech zniknął z jego twarzy. Nie przypominał już Gavina. Miał w sobie coś dziwnego, coś, co dostrzegła Martha.
Willow nie mogła powstrzymać narastającej paniki. Jej umysł nie przetrawiał tego, co zobaczyła. Rzuciła się biegiem do drzwi i wypadła z poślizgiem na zewnątrz. Gavin jednak natychmiast ruszył za nią. Była pewna, że będzie przy samochodzie pierwsza, lecz on pojawił się gwałtownie przed nią.
Błyskawicznie się cofnęła. Jego oczy znów były szare, jednak tym razem wiedziała, co widziała. Nie była pod wpływem marihuany. To nie były już halucynacje. Miała wrażenie, że zemdleje z przerażenia. Jej całe ciało drżało, ledwie pozwalając jej ustać na nogach.
- Willow?- zdziwił się, a ona całą sobą wyczuła fałsz w jego głosie.- Co się stało?
- Nie- załkała. Do jej oczu napłynęły łzy.- Nie!
- Willow?- zmartwił się i zrobił krok do przodu.
Natychmiast znowu się cofnęła, wrzeszcząc.
- Zostaw mnie!
- Kurwa, Willow. Co się dzieje?- Zmarszczył brwi zdezorientowany.
- To ty. Czemu to ty? Jezu, nie!- wykrztusiła i skręciła w bok, rzucając się biegiem.
On jednak złapał ją w pasie, przyciskając ją do siebie. Zaczęła się szarpać, krzyczeć, jednak ludzie mijający ich, nawet na nią nie patrzyli, jakby w ogóle ich tu nie było.
- Uspokój się- usłyszała nagle jego głos obok swojego ucha. To był ten sam obrzydliwe piękny głos. Zbyt idealny, zbyt piękny.
To on- pomyślała.- Gavin jest Lucyferem. O mój boże. Nie docierały do niej tego konsekwencje. Zakochała się w diable. Tak. Martha mówiła, że niedługo się dowie, czy go kocha. I dowiedziała się teraz, czując rozdzierający ból w swojej piersi.
Osoba, której po raz pierwszy zaufała od śmierci Alyssy, okazała się jej największym koszmarem. Potworem, prześladującym ją dzień w dzień. Nie chciała w to wierzyć. Miała wrażenie, że jak otworzy oczy, to znajdzie się we własnym łóżku.
Zaczęła głośno płakać, jeszcze mocniej próbując się wyrwać. Zawołała niską kobietę obok, lecz ona nawet nie drgnęła. On im coś zrobił, albo nam- stwierdziła.- Nikt mi nie pomoże. Nie chcę! Jej myśli stawały się coraz bardziej poplątane. Nie mogła oddychać. Wszystko było zbyt szybkie i jednocześnie zwolniło, przeciągając sekundy w godziny.
Przyłożył dłoń do jej szyi. Poczuła jak przez jej ciało przelewa się zimno. Gwałtownie wzięła głęboki wdech. Zaczęło jej się kręcić w głowie, a przed oczami pojawiły się mroczki. Nagle jedyne o czym myślała, to żeby iść spać. Pragnienie stawało się nie do pokonania. Wkrótce jej ciało zwiotczało w ramionach Lucyfera.
Gwałtownie podniosła się na łóżku, rozglądając po własnym pokoju. Przez chwilę była przekonana, że śnił jej się koszmar, lecz wtedy zobaczyła Gavina, siedzącego na skraju łóżka. Jego oczy lśniły szkarłatem w ciemności, wpatrzone prosto w nią.
Poczuła jak sztywnieje. W jej głowie tym razem panowała pustka. Wpatrywała się w czerwień, przełykając z trudem ślinę.
- Boisz się- stwierdził, a jego idealny głos ranił jej uszy.- Czuję twój strach.
To była taka oczywistość, że miała ochotę śmiać się przez łzy. Spadła na nią świadomość, że Gavina tak naprawdę nigdy nie było. Lucyfer wykorzystał jego postać, aby wślizgnąć się do jej życia.
- Czego chcesz?- wyszeptała.- Dam ci, czego tylko chcesz, tylko błagam, zostaw mnie.
- Powinnaś uważać, co mówisz- mruknął, przekrzywiając głowę i splatając dłonie na kolanie.- Mógłbym zażądać wszystkiego. Przysługi, twojej duszy, a i tak skończyłabyś po śmierci w piekle, gdzie bym był.
Czemu jej to mówił? Mógł wykorzystać jej słowa, a ją ostrzegał. Nic nie rozumiała. Nie rozumiała, czemu nadal żyje, czemu podszył się pod Gavina, co tu teraz robił, po prostu siedząc.
- Jesteś naprawdę piękna jak na człowieka. Od początku mnie to zadziwiało.
To wprowadziło w jej umysł jeszcze większy chaos. Złapała się za głowę, mając wrażenie, że ona zaraz wybuchnie.
- Czego chcesz?- powtórzyła, nie mogąc wytrzymać tego wszystkiego.
- Wielu rzeczy. Zapewne jak ty też. Ile byśmy dali za to, czego pragniemy? Odpowiedz mi, Willow. Co byś dała za to, czego pragniesz?- zapytał, przysuwając się bliżej. Nie miała dokąd uciec. Blokował ja on, zagłówek i szafka.
- Wiesz, że wszystko- szepnęła, a przerażenie złapało ją w swoje sidła.
- A czego pragniesz?- Znalazł się jeszcze bliżej, wpatrując się prosto w jej oczy.
- Proszę, nie rób mi krzywdy- wyszlochała, kuląc się.
Odwróciła głowę, lecz Lucyfer chwycił jej brodę w swoje place i zmusił do patrzenia na siebie. Dostrzegła w jego oczach coś dziwnego, co ją mimowolnie uspokoiło.
- Nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy- oznajmił z niezachwianą pewnością.
- Nie wierzę ci.- Pokręciła głową.- Jesteś potworem! Diabłem!
Te słowa bez zastanowienia wypadły z jej ust. Uświadomiła sobie, co zrobiła, dopiero gdy wzmocnił uścisk na jej brodzie.
- Jestem diabłem- zgodził się, zaciskając szczękę.- Ale nie jestem potworem. Przez całe swoje istnienie nie zrobiłem niczego złego. Wiesz, czego tylko chciałem? Aby ojciec mnie kochał. Myślałem, że to rozumiesz. Zgodziłaś się z tym. Nie pamiętasz?
Pamiętała. Jednak prawie ją zabił. Dwukrotnie. Zniszczył jej życie, a teraz siedział przed nią. Tak po prostu. Wiedząc, o czym Willow myśli, powiedział.
- Nigdy nie zrobiłem ci krzywdy. To nie byłem ja. Początkowo próbowałem odebrać to, co do mnie należy, ale...- Pokręcił głową. Wydawał się jej w tym momencie tak boleśnie ludzki.- Nie mogłem. Moja moc stała się tobą.- Dotknął palcem jej klatki piersiowej, gdzie znajdowało się serce.- Jest niebezpieczna. To więcej niż człowiek jest w stanie znieść.
- To ją zabierz!- powiedziała, znowu próbując się cofnąć, lecz przytrzymał ją w miejscu jednym spojrzeniem.
- Mówiłem ci, kochana. Nie mogę. Jest tobą.- Przejechał lekko wierzchem dłoni po jej policzku.
Wzdrygnęła się, a on natychmiast zabrał rękę. W jego oczach dostrzegła coś na kształt bólu. Nie chciała w to wierzyć. Był potworem, przez którego na świecie działo się całe zło.
- Przeze mnie?- Nie dowierzał, upewniając ją w tym, że czyta w jej myślach.- To wszystko!- Machnął ręką dookoła.- Dzieje się przez ludzi! Jedyne, co ja robię, to mówię wam, abyście cieszyli się życiem! Nie żyli w biedzie, oczekując wiecznego raju! Cieszyli się i robili to, czego pragniecie! To nie ja jestem tym złym.- Wskazał na siebie.- Tylko ten wasz Bóg! Wyrzucił mnie z nieba, tylko dlatego, że nie byłem takim jak chciał. Twoi rodzice nie są podobni?
Byli. Byli dokładnie tacy sami. Chcieli, by robiła wszystko jak oni chcą. Zadawała się z ludźmi, których oni wybiorą, mówiła to, co oni chcą. Była taka, jak oni pragną.
- Nie- zaprzeczyła.- Jesteś potworem, ja...
- Myślałem, że jesteś inna, że rozumiesz- szepnął.- Pokochałem człowieka, który jak wszyscy inni uważają mnie za potwora- zaśmiał się cynicznie.- Myślałem, że nie jestem do tego zdolny, ale ty...- Pokręcił głową i wstał.
Ruszył w kierunku ciemnego kąta pokoju. Zniknął w mroku, zlewając się z nim dosłownie w przeciągu sekundy, a po głowie Willow echem odbijały się słowa " Pokochałem człowieka".
---------------------------------------------------------------------
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro