Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Willow z westchnieniem spojrzała na kolejne nieodebrane smsy. Przejrzała je pobieżnie, czując dziwnie ukłucie w sercu. Zatęskniła za Gavinem. Uwielbiała jego śmiech, żarty. Po prostu jego całego, lecz to, co zrobił, nadal zwisało nad nią jak czarna chmura. Była głupia. Czemu nie zmieniła numeru? Znała na to pytanie odpowiedź, pewnie na te jedyne. Chciała otrzymywać od niego te wiadomości. Nie pragnęła, żeby całkowicie zniknął, a powinna. Był nienormalny. Ty jesteś normalna?- podszepną jakiś złośliwy głos w jej głowie. Skrzywiła się. Tych dwóch rzeczy nie można było porównywać. On wypchnął ją na tory, ona znalazła coś, czego nie powinna.

Pokręciła głową i spojrzała na zegarek. Dwunasta trzydzieści. Spała prawie jedenaście godzin, nic dziwnego, że tak bolała ją głowa. Podniosła się z łóżka, nadal przeglądając wiadomości. Zobaczyła, że godzinę temu na facebooku napisała do niej Martha.

W poniedziałek sprawdzian z Matmy. Ratuuuj!

Sprawdziła czy dziewczyna jest dostępna. Okazało się, że była na facebooku dosłownie dwie minutę temu, więc odpisała.

W tym Ci nie pomogę. Matematyka jest zła.

Schowała telefon, włączając wibrację, i zeszła na dół, do łazienki rodziców, która wiele nie różniła się od jej własnej. Stała w niej tylko jeszcze pralka. Za lustrem znajdowała się półka, w której Lilith oraz Carl trzymali leki. Willow zaczęła szukać tabletek przeciw bólowych. Znalazła dość słaby paracetamol, dlatego połknęła dwie kapsułki bez popijania.

Obmyła twarz wodą, po czym zamknęła szafkę. Wyszła z łazienki i skierowała się do kuchni. Wyjęła z lodówki ser, a z chlebaka bułkę. Zrobiła sobie kanapkę, do tego parząc cytrynową herbatę.

Z salonu dobiegały odgłosy telewizora, w którym ktoś zmieniał stację. Głosy ludzi mieszały się, tworząc cichy szum. Willow podeszła do okna, wsłuchując się w niego. Powoli zjadła bułkę, popijając ją herbatą. W zamyśleniu obserwowała pustą ulicę.

Z transu wyrwały ją wibracje telefonu. Wyjęła go z kieszeni, przeżuwając ostatni kęs kanapki.

Martha Hiller: I to jak. Nic z tego nie rozumiem!

Willow Brown: Matematyka to czarna magia. Tylko czarnoksiężnicy rozumieją.

Martha Hiller: No. Wiem, że muszę się uczyć, ale tak bardzo mi się nie chce.

Willow Brown: Kolejna jedynka, hm?

Matha Hiller: Właśnie wiem. Dobra. Muszę się za to wziąć.

Nagle z salonu dobiegło wołanie Lilith, więc szybko odpisała.

Willow Brown: Dasz radę :)

Schowała telefon i skierowała się do dużego pokoju. Carl siedział przed telewizorem, a jego żona obok, trzymając gazetę na kolanach.

- Patrz- Wskazała palcem coś na papierze, marszcząc brwi. Na jej czole pojawiła się podłużna zmarszczka.

Willow stanęła za nią, po czym nachyliła się, patrząc na ogłoszenie.

"Przepraszam.

Proszę, wybacz mi, Brązowa Wierzbo."

- Brązowa Wierzba? Willow Brown?- mruknęła Lilith, patrząc na córkę uważnie.

- Co?- zdziwiła się ta, czytając jeszcze raz, jakby pewna, że jej się przywidziało.

- Willow, o co chodzi?- zapytała jej matka.

- Mój kolega zwariował- stwierdziła, krzywiąc się.

Nie dowierzała, że dał ogłoszenie w gazecie.

- Nawet nie powiedziałaś nam, że kogoś poznałaś?- odezwał się Carl, odrywając się w końcu od telewizora.

- A czego się spodziewaliście?- warknęła, po czym ruszyła do wyjścia.- Niedługo wrócę!- zawołała.

Lilith coś jeszcze mówiła, lecz Willow zignorowała to, nałożyła buty i wyszła, trzaskając drzwiami. Szybkim krokiem skierowała się w kierunku domu Gavina. Gdy tam dotarła, zobaczyła go, wychodzącego właśnie przez furtkę.

- Po co to zrobiłeś?!- zawołała.- To małe miasto. Wszyscy będą gadać! Trudno się, do cholery, domyślić, kogo poeta miał na myśli!

- Po to, żebyś w końcu się do mnie odezwała- oznajmił spokojnie.

Nagle Willow boleśnie zdała sobie sprawę, jaki on jest przystojny. Niemal o tym zapomniała. Cały jej rozpęd zahamował, gdy spojrzała w jego szare oczy.

- No super. Już sobie wyobrażam te gadanie w szkole- warknęła, starając się podsycać w sobie irytację, co było trudne, gdy nie mogła oderwać od niego wzroku.

- Naprawdę aż tak obchodzi cię, co ludzie sobie pomyślą?

Wiele osób mówiło jej, że za bardzo się wszystkim przejmuje, lecz ona nie potrafiła inaczej. Za każdym razem, gdy ktoś się śmiał, zastanawiała się, czy to nie z niej. Nie umiała tego ignorować.

Zapadła cisza, przerywana jedynie co jakiś czas przejeżdżającymi samochodami. Willow biła się z myślami. Nie wiedziała, co zrobić, jak zareagować. Powinna być zła, i w pewnym sensie nadal była, jednak nie było to to samo, co wcześniej.

- Ogłoszenie w gazecie? Naprawdę? Tego jeszcze nie grali- szepnęła w końcu.

Łatwo było się na niego gniewać z odległości, lecz gdy stanęła z nim twarzą w twarz, nie mogła dłużej podsycać tej furii. Zbyt jej na nim zależało.

- Starałem się być oryginalny- mruknął Gavin, podchodząc do niej kilka kroków.

- Przepraszam, Willow. Nawet nie wiesz, jak tego żałuję. Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Jak chcesz będę to powtarzał w nieskończoność.

- Nie chcę, żebyś ciągle przepraszał. Wyjaśnił mi, co ty sobie myślałeś?- zapytała w końcu o to, co ją najbardziej nurtowało.

- Chciałem, żebyś poczuła adrenalinę. Przestała myśleć o tym, co cię dręczy. Przebiegała w ostatniej chwili przed pociągiem i zastanawiała się tylko nad tym, aby zdążyć. Przy mnie nic by ci się nie stało, ale przepraszam- Uniósł dłonie w bezradnym geście.

Nadal nic z tego nie rozumiała. Wydawało jej się to dziwne, ale czuła jak się łamie. Tęskniła za nim. Bardziej niż by chciała.

- Nie wiem, Gavin. Boże- odchyliła głowę do tyłu.

Podszedł do niej na wyciągnięcie ręki i wziął jej twarz w dłonie, zmuszając do spojrzenia na siebie. Willow poczuła jak jej serce przyśpiesza, a w gardle ściska te wszechogarniające uczucie.

- Przepraszam- powtórzył.- Błagam. Wybacz mi.

- Obiecaj mi, że nigdy więcej czegoś takiego nie zrobisz. Nawet sam- szepnęła pod dłuższej chwili milczenia.

- Obiecuję- zapewnił równie cicho.

Spojrzała mu w oczy, czując jak jego wzrok ją więzi. Miała wrażenie, że spada, zapada się w tej bezdennej szarości. Jej oczy zaczęły błyszczeć od łez. Ich nosy prawie się stykały. Czuła na ustach ciepły oddech.

Gavin gwałtownie pocałował ją, przyciskając do siebie. Natychmiast odwzajemniła pocałunek i oplotła jego szyję rękami. Zadrżała, przymykając oczy. Całowała go jak najmocniej mogła, jakby była narkomanem na głodzie. Czuła każdy skrawek skóry w miejscach, gdzie ich ciała się stykały. Stanęła na palcach, by być jeszcze bliżej niego, a i tak miała wrażenie, że to za mało.

Oderwali się od siebie, aby złapać oddech. Policzki Willow były zaróżowione, klatka piersiowa unosiła się spazmatycznie. Gavin oparł czoło o jej czoło, nie odrywając spojrzenia od zielonych oczu.

- Przepraszam- powtórzył.

- Wybaczam ci.

Czuła, że robi coś głupiego, lecz nie przejmowała się tym. Ponownie przycisnęła swoje wargi do jego, spragniona bliskości. Przeniosła ręce na jego ramiona, zjeżdżając nimi na klatkę piersiową. Gavin natychmiast złapał jej drobne dłonie w swoją.

- Tęskniłem za tobą- wyznał, gdy znowu się od siebie oderwali.

- A ja byłam wściekła- mruknęła.- I to jak.

- Nie tęskniłaś?

- Po kilku dniach chciałam do ciebie iść i walnąć to wszystko w cholerę, ale nie mogłam.

- Rozumiem- Objął ją, mocno przytulając do swojej piersi.- Byłem głupi.

- Byłeś- zaśmiała się, czując się w jego ramionach jak w raju.

Znowu poczuła zapach palonego drewna i uniosła lekko kąciki ust. Przycisnęła policzek do jego czarnego podkoszulka. Mogłabym tak spędzić wieczność- pomyślała. Czuła się bezpieczna, jakby przy nim nic jej nie groziło.

- Moja przyjaciółka, Alyssa, popełniła samobójstwo- oznajmiła, nawiązując do swoich wypowiedzianych podczas kłótni słów, a zaskoczony Gavin spojrzał na nią, schylając głowę. Nie oderwała się od niego, mimo że czuła na sobie jego wzrok.- Skoczyła z mostu. Ciężarówka zmiażdżyła ją na kawałki. I wiesz co? To moja wina. Nie byłam przy niej, gdy mnie potrzebowała.- Nawet nie wiedziała, kiedy zaczęła płakać.

- Nigdy tak nie myśl- zaprzeczył.- To była jej decyzja.

- Wszyscy to powtarzają, ale ja nie potrafię im uwierzyć. Moi rodzice nie akceptowali naszej przyjaźni, bo Alyssa pochodziła z patologicznej rodziny. Nienawidzę ich za to. Zabronili nam widywać się i wtedy to zrobiła. Nie mogłam być przy niej, bo oni myślą tylko o sobie.

- Wiem jak to jest nienawidzić rodziców- wyznał.- Mój ojciec... Też zawsze myślał, że wie, co dla mnie najlepsze. Gdy tylko myślałem inaczej niż on, byłem niewdzięcznym, wyrodnym synem.

Willow w końcu na niego spojrzała, uśmiechając się smutno, co on odwzajemnił.

- Rodzice są beznadziejni- podsumowała.

- Tak- zgodził się Gavin.- Są beznadziejni.

Długo nie potrafiła się z nim rozstać. Chciała czuć przy sobie jego obecność. Po prostu siedzieli na pobliskiej ławce przytuleni do siebie, nic nawet nie mówiąc. W końcu jednak zaczęło się ściemniać, a Willow wiedziała, że musi w końcu iść do domu. Niechętnie odsunęła się od Gavina i wstała na nogi.

- Muszę iść- stwierdziła.

- Zostań jeszcze- poprosił, chwytając ją za dłonie i spoglądając na nią.

Pociągnął ją w dół, na swoje kolana. Willow pocałowała go lekko, lecz gdy próbował ją przyciągnąć, odsunęła się.

- Naprawdę muszę iść.

- No dobrze- westchnął niechętnie Gavin.- Obiecaj, że jutro się spotkamy.

- Obiecuję- zapewniła go, po czym wstała.

Przed odejściem pocałowała go ostatni raz i ruszyła do domu, wkładając dłonie do kieszeni. Nie mogła przestać się uśmiechać, co od razu zauważyli jej rodzice.

- Masz coś na twarz- mruknął Carl.- To coś chyba nazywało się uśmiech.

Willow wywróciła na to oczami.

- Cieszę się kochanie, że kogoś poznałaś- stwierdziła Lilith, patrząc na córkę z wzruszeniem.- Więc co, pogodziliście się?

Kiwnęła w odpowiedzi głową i powiedziała.

- Idę do siebie.

Zniknęła na piętrze. W swoim pokoju walnęła się plecami na łóżko, a jej uśmiech poszerzył się.. Lekko dotknęła palcami swoich ust i przymknęła oczy.

Właśnie tak chciała żyć, jak zwykła nastolatka. Nie obchodziły ją demony, Lucyfer, szmaragd. Obchodziło ją właśnie ludzkie życie. To było to, czego pragnęła najbardziej.

---------------------------------------------------------------------

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro