Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Willow leżała skulona na łóżku, co jakiś czas drżąc na całym ciele, jakby z zimna. Tuż obok niej, na krawędzi materaca siedziała wysoka postać spowita cieniem, uważnie ją obserwując czerwonymi oczami koloru krwi, które wydawały się widzieć więcej niż ktokolwiek powinien.

Nagle dziewczyna drgnęła, a po chwili jej powieki zaczęły się unosić. Postać położył delikatnie dłoń na jej klatce piersiowej, czekając. Ułamek sekundy później, oddech Willow zaczął się wyrównywać. Ponownie zapadła w głęboki sen, pozbawiony jakichkolwiek myśli, nie świadoma obecności obok siebie.

Lucyfer będąc pewnym, że dziewczyna znowu się nie ocknie, chwycił jej dłoń, między swoje, po czym przyłożył wewnętrzną stroną do swojego policzka. Przymknął oczy, wczuwając się w promieniującą z niej aurę mocy i dziwnych, mieszających w nim uczuć. Zanurzył się w tym, aby wrócić jeszcze bardziej zdezorientowanym. Coś było nie tak, zarówno z nim, jak i z nią. Czuł to wszystkimi swoimi zmysłami.

Nagle Willow szarpnęła ręką, wyrywając się spod jego wpływu, a jej oczy otworzyły się. Niemal natychmiast obrzuciła pokój wzrokiem. Brała głębokie, szybkie wdechy. Miała wrażenie, że śnił jej się koszmar, jednak nie pamiętała jaki. Usiadła na materacu, podpierając się rękami po bokach.

Nadal czuła spaleniznę, lecz wiedziała, że jej się tylko wydaje, bo wszystko już dawno wywietrzało, a zapach odświeżacza unosił się w całym pokoju. Przetarła oczy z westchnieniem i wstała z łóżka. Zdała sobie sprawę, że cały czas ma w kieszeni telefon. Odblokowała go, aby sprawdzić ile jeszcze zostało baterii. Zobaczyła, że ma trzy nieodczytane smsy. Wszystkie od Gavina.

Od: Gavin Lewis.

Hej. To idziemy gdzieś dzisiaj?

Od: Gavin Lewis.

Halo? Willow?

Od: Gavin Lewis.

?

Westchnęła i przełknęła gulę, rosnącą w gardle. Zerknęła na biurko, gdzie stał wcześniej laptop i odpisała.

Do: Gavin Lewis.

Przepraszam, ale nie mogę.

Od: Gavin Lewis.

Dlaczego?

Dlaczego? Nie czuła się na siłach, jakby w każdej chwili mogła się złamać w pół, dokładnie tak samo jak laptop. Gdy ciągle nic nie odpisywała, przyszła kolejna wiadomość.

Od: Gavin Lewis.

No chodź. Stęskniłem się za Tobą.

Uśmiechnęła się smutno pod nosem.

Do: Gavin Lewis.

Wdzieliśmy się kilka dni temu i ciągle piszemy.

Od: Gavin Lewis.

Pisanie nie zastąpi rozmowy.

Wiedziała, że już się złamała. Zarówno potrzebowała samotności, jak i jej nie chciała. Czemu w tym wszystkim moje uczucia nie mogą być chociaż proste?- pomyślała i napisała.

Do: Gavin Lewis.

No dobrze.

Od: Gavin Lewis.

Gdzie mieszkasz? Przyjdę po Ciebie.

Rozszerzyła oczy. Nie chciała, aby rodzice go poznali. Już to sobie wyobrażała. Skakaliby wokół niego zachwyceni, że wreszcie kogoś poznała lub krytykowaliby go, tak samo jak Alyssę.

Do: Gavin Lewis.

Spotkajmy się przed twoim domem, okej?

Od: Gavin Lewis.

Mogę po Ciebie zajść, nie ma sprawy.

-Ugh!- jęknęła.

Nie było nawet takiej opcji.

Do: Gavin Lewis.

Obok Ciebie, dobra?

Od: Gavin Lewis.

No jak chcesz. Za pół godziny?

Do: Gavin Lewis.

Okej.

Odetchnęła i ruszyła do łazienki wziąć prysznic. Starała się nie myśleć o tym, co w niej było, co prawie zabiło przypadkowego człowieka, który niczym nie zawinił. Oczywiście jej umysł miał inne plany. Wracał do tego, katując ją.

Szybko umyła się, po czym owinęła ciało puchatym, białym ręcznikiem. Chciała umyć też włosy, ale nie miała na to czasu. Suszenie ich zawsze zajmowało jej najwięcej czasu. Wróciła do pokoju, otworzyła szafę, przyglądając się ubraniom.

Nagle zapragnęła ładnie wyglądać. Ostatni raz myślała o takich rzeczach przed śmiercią Alyssy i teraz czuła się z tym dziwnie. Przygryzając wnętrze policzka w zamyśleniu, wybrała niebieskie dżinsy oraz czarną bluzkę z rozcięciami na barkach.

Włosy związała w wysoki kucyk. Zaczęła szukać tuszu do rzęs, lecz żadnego nie znalazła. Nie pamiętała, gdzie go położyła. W końcu wzruszyła ramionami, pomalowała usta błyszczykiem, spryskała się perfumami i wyszła z pokoju.

W korytarzu zatrzymał ją ojciec, który przyjrzał jej się zaskoczony.

- Gdzie idziesz?

- Na spacer- skłamała, nie chcąc się tłumaczyć.

- Jasne- mruknął niedowierzająco Carl.- Wróć o dwudziestej, jutro szkoła.

- Dobra- zgodziła się, nakładając te same, co zawsze, czarne trampki.

Zanim wyszła, jej ojciec krzyknął.

- Chcę ją lub jego poznać!

Zignorowała to, wiedząc, że to się nigdy nie stanie. Za furtką skręciła w prawo i ziewnęła szeroko.

Gavin już na nią czekał przed domem. Ubrany był w zwykłe, ciemne dżinsy oraz beżowy podkoszulek, a ręce miał schowane w kieszeniach.

- Hej.- Uśmiechnął się szeroko.

- Cześć- odpowiedziała, głupio się czując, że tak się wystroiła.

Do głowy przyszło jej porównanie, którego używał Carl " Wystroiła się jak szczur na otwarcie kanału". Tak, to idealnie pasuje do tej sytuacji- pomyślała.

- Ładnie wyglądasz- stwierdził Gavin, obrzucając ją wzrokiem.

Nie wiedziała czemu, ale poczuła dziwnie ciepło w brzuchu, Przecież jej się nie podobał? Był oczywiście przystojny, lecz to tylko kolega, nikt więcej. Jej reakcja jednak temu przeczyła. Chciała ładnie wyglądać dla niego. Nie wierzyła, że może myśleć o takich rzeczach, gdy tyle się dzieje, a jednak mogła i jak najbardziej to robiła.

- Dziękuje- wydukała zmieszana własnym zachowaniem.

- Idziemy znowu na murki?- zapytał, nie zauważając tego.

- OK- zgodziła się, kiwając trochę zbyt długo głową, na co Gavin uniósł brew.

Natychmiast odwróciła wzrok, kierując się w odpowiednim kierunku. Gdy weszli na polanę, odetchnęła głęboko, przystając. Wiatr owiał ją, zabierając ze sobą całe przerażenie. Nagle poczuła otaczające ją ramiona. Zaskoczona spojrzała na Gavina, który uśmiechał się szeroko.

- C-co robisz?- zdziwiła się.

- Jak to co?- zaśmiał się.- Przytulam cię. Widzę, że coś się stało, a przytulanie jest lekarstwem na wszystko.

- Aha- mruknęła, nie mając pojęcia, co robić.

Podobał jej się jego dotyk, nawet bardziej, niż chciałaby to przyznać. Oddychała z trudem, jakby bojąc się, że głębszy wdech wszystko zepsuje. Gavin za to bez skrępowania oparł podbródek na jej ramieniu.

- Chcesz zapomnieć o tym, co cię trapi?- zapytał, kolejny raz ją zaskakując.

- Tak- przyznała po chwili milczenia, nie wiedząc do czego zmierza.

Odsunął się od niej i natychmiast ogarnęło ją rozczarowanie, za które zwyzywała się w myślach. Gavin wyciągnął z plecaka skręta z białej bibułki oraz zapalniczkę.

- To ci w tym pomoże- oznajmił, podpalając go i podając jej.

- Co to?

- A ja myślisz?- Wywrócił oczami.- Marihuana, marycha, zioło...

- Okej, okej- mruknęła, unosząc rękę.- Ale czy ja wiem- westchnęła.

- Co ci szkodzi?

Miał rację. Niczym nie ryzykowała, a mogło udać się jej zapomnieć. Zaciągnęła się i kaszlnęła, lecz zrobiła to ponownie.

- Nie.- Gavin pokręcił głową.- Nie tak.

Podszedł do niej, zabierając skręta. Sam włożył go między jej usta, po czym powiedział.

- Musisz się zaciągnąć i przytrzymać dym w płucach.

Willow zrobiła jak kazał. Trzymała dym jak najdłużej mogła, po czym wypuściła prosto w jego twarz i uśmiechnęła się. Gavin zabrał jej jointa, sam się zaciągając. Usiadł na murku, a ona zajęła miejsce obok niego. Spojrzała przed siebie, mimowolnie myśląc o bezdomnym mężczyźnie. Co prawda nic nie pamiętał, był cały i zdrowy, lecz nadal się o niego niepokoiła. Nie mogła przewidzieć jak to na niego wpłynie.

Gavin podał jej jointa. Zaciągnęła się, przymykając oczy. Poczuła nagle ciężar na swoim ramieniu i zerknęła w bok. Chłopak oparł głowę o jej ramię. Wypuściła dym, oddając mu skręta. Wypalili całego, nim cokolwiek poczuła. Jej ciało odprężyło się, a ruchy stały lekko niezdarne.

- Kolejnego?- zapytał Gavin, wtulając policzek w jej ramię.

W jej brzuchu odezwały się niechciane motyle, które uporczywie starała się ignorować.

- Okej- westchnęła przeciągle.

Wkrótce na jej twarzy zagościł szeroki, niczym nie wymuszony uśmiech. Co chwilę śmiała się, wystarczyło, że spojrzała na Gavina, który miał przymknięte oczy i obejmował ją ramieniem.

- I co? Udało ci się zapomnieć?- zapytał.

- O czym?- zachichotała, wyszczerzając zęby.

- I widzisz.- Pomachał palcem.- O to chodziło.

Wybuchnęła śmiechem, opadając plecami na murek. Gavin oparł się rękami, zwisając nad nią.

- Lubie cię widzieć taką szczęśliwą.

- To korzystaj, Lewis. Wiesz, czas limitowany.

- Będę korzystał- zapewnił, unosząc jeden kącik ust w śmiesznym grymasie, który znowu ją rozbawił.

Nagle jednak dostrzegła coś dziwnego w jego oczach. Wydawały się czerwone. Nie opuchnięte od palenia, lecz czerwone jak krew. Wrzasnęła, odsuwając się od niego jak najdalej. Po mrugnięciu ujrzała przerażającą twarz, spływającą mrokiem. Skóra potwora była ruchomymi płomieniami, a z ust wystawały ostre zęby, ukazane w uśmiechu. Z gołej głowy wystawały długie, zakrzywione rogi z czarnymi, łypiącymi na nią oczkami. Poruszały się ku niebu, niczym dwie żmije.

- O mój boże- szepnęła, nagle spadając z murku.

Nawet nie zwróciła uwagi na ból, rozchodzący się po kręgosłupie. Patrzyła w osłupieniu na demona, jeszcze niedawno będącego Gavinem.

- Willow?- zapytał potwór, brzmiąc dokładnie jak on.

Nachylił się znad krawędzi murku, na co wrzasnęła.

- Nie! Zostaw mnie! Nie!

- Willow? Co się stało?- zdziwił się, lecz ona widziała jego obrzydliwy, zadowolony uśmiech.

- Proszę, nie!- zaszlochała, cofając się.

Przewróciła się, zahaczając rękami o przypadkowy kamień i spojrzała oszołomiona w niebo. Nagle zjawił się obok niej Gavin. Zapłakała z ulgi, widząc jego blond włosy, piegi oraz szare oczy.

- Co się stało?- powtórzył zaniepokojony.

- Ja...- wyjąkała.- Ty... n-nie...

- Cii- szepnął, mocno ją do siebie przytulając.- Już w porządku.

- Nie!- warknęła, gwałtownie go od siebie odpychając.- Do cholery! Coś ty mi dał!?

- Mówiłem ci. Marihuanę.

Pokręciła dziwnie ciężką głową, zerkając na jego plecak. Zrobiło jej się słabo, a twarz stała się bardziej zielona niż oczy.

Spróbowała chwiejnie wstać. Gavin wyciągnął ręce w jej kierunku, lecz ona je odepchnęła.

- Co się stało? - zapytał, po raz kolejny nie otrzymując odpowiedzi.

Willow w końcu udało się podnieść i ruszyła w kierunku ścieżki. Gavin pobiegł za nią, po drodze chwytając swój plecak.

- Zostaw mnie! - syknęła, przyspieszając kroku. Omal nie wpadła nogą w dziurę, w ostatniej chwili ją zauważając.

- Kurwa! Willow...

- Miałam zapomnieć! - wrzasnęła nagle, przerywając mu. - A nie widzieć moje koszmary!

- Co widziałaś?- zdziwił się, marszcząc nos.

- Nie ważne! Po cholerę mi to dawałeś?!

- Jeśli nie chciałaś, to nikt cię nie zmuszał! - Gavin również zaczął krzyczeć. - Więc teraz mnie nie obwiniaj!

- Wal się!- Tupnęła nogą jak małe dziecko.

- Skąd miałem wiedzieć, że zaczniesz mieć jakieś chore schizy?! Chciałem tylko, abyś się wyluzowała!

- A ty ciągle o tym samym! - Zacisnęła szczękę, mając wrażenie, że jej zęby zaraz się połamią.

- Bo jesteś sztywna! Ciągle się czymś martwisz! Nie chcę, żebyś chodziła smutna- jego głos zaczął się powoli uspokajać.

Willow westchnęła, przecierając opuchnięte oczy. Wiedziała, że nie potrzebnie go obwinia, ale nie mogła pozbyć się kolejnego, upiornego obrazu z umysłu.

- Nigdy więcej- mruknęła, co chwilę mrugając. - Nigdy więcej nie chcę widzieć na oczy tego świństwa.

- W porządku-. Gavin uniósł ręce w obronnym geście.

- Idę do domu- stwierdziła, lecz on ją zatrzymał.

- Chodź, przemyjesz twarz wodą. Masz strasznie opuchnięte oczy.

Kiwnęła głową. Zaciągnął ją w stronę zejścia z górki, gdzie płynęła wąska rzeka. Uklęknęła na jej brzegu, po czym spojrzała w swoje odbicie. Zdecydowanie wyglądała jakby paliła. Zanurzyła ręce pod zimną taflę i ochlapała wodą twarz. Poczuła się o wiele lepiej. Odetchnęła głęboko kilka razy, co ją trochę uspokoiło. Nawet nie wiedziała, kiedy zaczęła przechodzić z takimi rzeczami do porządku dziennego. Ledwie pamiętała życie bez tego szaleństwa. Zaczęła mieć wrażenie, że jest w tym od zawsze.

- Nie powiesz mi, co widziałaś?

- Potwora z kłami- mruknęła, krzywiąc się.

Zapadła cisza, a między nimi zawisły niewypowiedziane słowa. Willow podniosła się na nogi, zerkając niepewnie na Gavina. On odwzajemnił spojrzenie. Z ust żadnego z nich nie wyszło przepraszam. Po prostu na siebie patrzyli.

- Lepiej już pójdę- powiedziała w końcu.

Chłopak kiwnął głową. Miała nadzieję, że coś powie, jednak on nadal milczał. Nie wiedziała, czego oczekiwała. Westchnęła, po czym zawróciła w stronę ścieżki. Chciała się odwrócić, lecz zmusiła się, aby tego nie robić.

Miała ochotę płakać. Ledwie powstrzymywała wybuch szlochu, zaciskając wargi. Dotknęła dłonią głowy, niemal oczekując, że poczuje wyrastające z niej rogi. Koszmary były wszędzie. Nie tylko w świecie, zagnieździły się też w jej umyśle. Przesiąknęła nimi już bezpowrotnie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro