Tęczowa Wigilia
Podczas gdy w radiu już od paru tygodni leciało "Last Christmas", w galeriach handlowych trwało oblężenie klientów szukających prezentów dla swoich bliskich którym w sumie i tak nie wiadomo co kupić, a lodówki powoli wypełniały się potrawami, w moim domu panowała o dziwo spokojna atmosfera. Od wieki wieków każdy miał swoje zadanie specjalne w przygotowaniach do świąt, dzięki czemu wszystko przebiegało płynnie i bez awantur.
Ding dong! Ding dong!
- Tadek! To chyba do ciebie! - Oderwałem się od mycia okien w salonie i wręcz pobiegłem do drzwi wejściowych.
W przedpokoju stał już Janek i zdejmował swoje zimowe buty. Drzwi otworzył mu ojciec, który nie raczył się usunąć, więc nie mogłem od razu go wyściskać i wycałowywać. Za to na sam jego widok coś we mnie się zaświeciło, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zerknął na mnie, od razu unosząc kąciki ust w górę.
- Cześć. - Przywitał się i przybił ze mną piątkę.
- Chodź. - Rzuciłem i zaciągnąłem go do swojego pokoju. - Hej. - Gdy zamknąłem za sobą drzwi mojej sypialni mocno się w niego wtuliłem, napawając się nim.
Jeszcze parę tygodni temu myślałem, że już nigdy nie będzie mi dane z nim porozmawiać, przytulić, ani pocałować. Myślałem, że będzie tylko etapem życia, który trochę w nim zamieszał i skończył się nagle, boleśnie. A teraz? Jesteśmy tu razem, obydwaj zakochani po same uszy.
- Ktoś tu się chyba stęsknił. - Zaśmiał się chłopak i dał mi szybkiego całusa w szyję.
- I to jeszcze jak. - Odpowiedziałem uwalniając go z uścisku, ale dalej opierając ramiona na jego barkach.
Nie widzieliśmy się aż prawie dwa tygodnie, najpierw jakoś się nie składało, żebyśmy mogli gdzieś wyjść albo po prostu spędzić czas razem, potem ten chorus musiał się przeziębić i zapierał się, że mam nie przychodzić, bo nie chce mnie zarazić. Więc oczywiste, że się stęskniłem. Od czasu, gdy się pogodziliśmy wszyscy którzy wiedzieli o tym, że jesteśmy razem powtarzali- "Ale z Tadka zrobił się przylepa!" Może to i prawda? Chciałem ofiarować mu jak najwięcej z pokładów miłości, traktowałem to jako dalsze zadośćuczynienie za "nienawidzę cię". Jemu moje "przylepstwo" w ogóle nie przeszkadzało, wiele razy powtarzał mi, że według niego to nawet urocze. Podczas gdy ja chciałem być jak najbliżej niego, Jasiu stale obsypywał mnie czułościami oraz słodkimi słówkami. Poza dotykiem, zapewnieniami o bezgranicznym zakochaniu i pozornie ciągłą "słodyczą" cały czas wspieraliśmy się nawzajem zwierzając się z problemów, gdzie nie zawsze wyglądało to kolorowo, czasem miewaliśmy mniejsze lub większe sprzeczki, ale szybko puszczaliśmy te konflikty w niepamięć, czasem bywały gorsze dni kiedy coś nam po prostu nie szło, mimo to kochaliśmy się i obydwaj dobrze o tym wiedzieliśmy.
Podsumowując - Nasza relacja kwitła, powoli dojrzewała.
- Mam coś dla ciebie. - Oznajmił.
Uniosłem brew, chłopak sięgnął do kieszeni i wyjął stamtąd znaną już mi bransoletkę.
- To chyba twoje co nie? - Włożył mi ją do otwartej dłoni. - Znalazłem w biurku.
Spojrzałem na splecione, kolorowe nitki, Janek nosił swoją zawsze. Ja jednak nie założyłem swojej, podziękowałem chłopakowi i położyłem ją na biurku.
Położyliśmy się na łóżku i rozmawialiśmy o wszystkim o czym się dało, przytuleni do siebie. Bawiłem się delikatnie kosmykami jankowych włosów co jakiś czas ciągnąc mocniej, żeby mu dla żartu dokuczyć. Jasiu za to wylegiwał się w najlepsze z brodą opartą o moją pierś.
- A wiesz, że Basia i Alek będą mieli dzieciątko? - Zagadnął przechylając lekko głowę.
- Że co? - Zupełnie się tego nie spodziewałem. - Jakie niby dzieciątko?
- Kotka. - Powiedział z chytrym uśmiechem. - Kolejnego.
- Jezu Janek nie wkręcaj mnie tak. - Przewróciłem oczami.
Taki z niego wielce żartowniś, normalnie niech się do kabaretu zgłosi.
- JESTEM! - Usłyszeliśmy głos mojej mamy dochodzący z korytarza.
Wstaliśmy żeby się z nią przywitać, Janek z większym entuzjazmem niż ja. Mawia się, że teściowe to żmije zesłane na zięciów i synowe, cóż może tak bywa, ja swojej przyszłej teściowej nie znam, może jest żmiją ( a z tego co opowiadał Jasiu, to jest ), ale mogę powiedzieć jedno, Jasiu i moja mama dogadywali się świetnie, jeszcze brakowało tylko tego, żeby spotykali się na ploteczki. A może się spotykali, tylko ja o tym nie wiem?
- Dzień dobry, pani Leono! - Przywitał się i uścisnął ją serdecznie. - O matko, da mi pani te torby. - Wziął z jej rąk siatki z zakupami i zaniósł do kuchni.
Dwie najukochańsze osoby w moim życiu zaczęły rozmawiać w najlepsze, a ja przyglądałem się temu. Popijając sok. Cieszyłem się, że się dogadują, aż miło się patrzyło.
Ciekawa była też relacja Janka z moim ojcem, bardzo specyficzna moim zdaniem. Mówili sobie dzień dobry, podawali ręce na przywitanie, ojciec widział w Janku przykład "mądrego, przyzwoitego, młodego człowieka" jednocześnie ich rozmowy wyglądały bardzo drętwo, dwa słowa na krzyż i to bardzo niezręczne dwa słowa. Czasem myślałem o tym, co by się zmieniło, gdyby tylko wiedział.
- Kochanieńki, a jak spędzasz w tym roku święta? - Zagadnęła moja mama, mieszając chyba bigos.
Pomagający jej w gotowaniu ( norma ) Janek zawiesił się na chwilę.
- Raczej sam. - Powiedział cicho.
I zanim zdążyłem coś powiedzieć konwersacja popłynęła dalej. Nigdy nie mówiłem mamie, że relacje Jasia z rodziną są raczej... Skomplikowane, a może i nawet najzwyczajniej złe.
- Oj naprawdę? A nie jedziesz do rodziców? - Zapytała zdziwiona.
Miałem ochotę walnąć się dłonią w czoło. Spojrzałem na Janka, który również spoglądał na mnie ponurym wzrokiem.
- Nie proszę pani. Ja... Szczerze mówiąc, nie widziałem matki i ojca już dobre pięć lat, a nie rozmawiałem chyba od siedmiu. Oni nie chcą tego zmieniać, a ja tym bardziej. - Odparł - W sumie to... Dla nich ja już nie istnieję. - Dodał po chwili.
- Oh... Przepraszam, nie wiedziałam, naprawdę... Em... - Mama zaczęła się trochę plątać.
- Nie szkodzi proszę pani. - Wzruszył ramionami.
Niby "nie szkodzi", ale widać, że spochmurniał. Rzadko mówił o rodzicach, tylko czasem wspominał siostrę z którą miał raczej pozytywną, choć i tak dziwną relację. Za to, gdy już o tym mówił, czuć od niego było tą smutną i pokrzywdzoną 'aurę'. Nawet jak się słuchało jego niektórych opowieści to aż ściskało serce. Liczyłem, że nigdy nie poznam swoich teściów. Rodzice Janka są bardzo katoliccy, chociaż do chrześcijan im daleko. Konserwatywni, wierzą w słuszność ściśle określonych ról płciowych, jak sam odkryłem, radykalnie homofobiczni. Jasiu z pewnością nie wygrał na loterii rodziców, kiedyś podczas jednej z naszych nocnych rozmów, a to one były zazwyczaj najpoważniejsze, wyznał, że dla niego oni już nie żyją, nie są rodzicami tylko "dawcami materiału genetycznego" i najchętniej zapomniałby, że istnieją. Czuł się winny z powodu takiego myślenia.
- Janeczku, a może w takim razie przyjdź do nas? - Zaproponowała moja mama.
- Naprawdę? - Chłopak podniósł wzrok znad deski do krojenia i spojrzał po nas wzrokiem pełnym nadziei.
- No oczywiście słońce. Drzwi naszego domu są dla ciebie zawsze otwarte. Poza tym nie mogłabym spojrzeć sobie w oczy wiedząc, że my tu tak razem, a ty sam siedzisz w taki dzień. Już i tak jesteś jak członek rodziny. - Wyłączyła gaz na kuchence i oparła się plecami o pusty blat. - Co prawda mój mąż musi się jeszcze zgodzić, ale to da się załatwić.
- Ja mogę go zapytać- Odezwałem się i wstałem od stołu kuchennego.
Ojciec był w swoim gabinecie, więc tam się udałem. Najpierw rzecz jasna zapukałem i poczekałem chwilę na pozwolenie, aby wejść. Zgodził się, po chwili wahania. Rozradowany wróciłem do mamy i Janka.
- Nie ma nic przeciwko! - Oświadczyłem, na co Jasiek niezwykle się podjarał i uścisnął moją mamę, a potem mnie.
─── ⋆⋅☆⋅⋆ ──
Ustaliliśmy, że Janek przyjdzie do nas dwudziestego trzeciego, pomoże nam z niektórymi rzeczami i do tego przenocuje u nas aż do drugiego dnia świąt, trzeci, mimo propozycji by też spędził z nami, chciał spędzić sam. Oficjalnie miał spać na podłodze w moim pokoju, a tak naprawdę to ze mną w łóżku.
Chłopak strasznie cieszył się na wspólne święta. Zazwyczaj mówił, że za nimi nie przepada, ale teraz? Ma uciechę jak nie jedno dziecko. Ja też byłem szczęśliwy że spędzi chociażby część świąt z nami. Miałem tylko jedną obawę, mianowicie:
Mama wie o tym, że jesteśmy razem, ale ojciec i Ania nie mają o tym pojęcia, więc zmuszeni będziemy do udawania przyjaciół przez większość czasu, ale tylko do kolacji Wigilijnej.
Już w połowie grudnia postawiłem sobie postanowienie - Podczas świąt powiem ojcu i przy okazji mojej siostrze, o mojej orientacji. "Czas pojednania" "Czas miłości i zgody" może nie dojdzie do awantury? Tata się zmienił, muszę przyznać. Dalej oficjalnie się z nim nie pogodziłem, ale nasza relacja wyraźnie zmieniła się na lepsze. Wątpiłem jednak, żeby jego stanowcze, negatywne poglądy na temat homoseksualizmu jakkolwiek się zmieniły. Trzeba jednak spróbować.
Po południu w przeddzień Wigilii wraz z mamą podjechaliśmy po mojego ukochanego, z początku protestował mówiąc, że przyjedzie do nas tak jak zawsze komunikacją miejską, ale mama uparła się, że nie będzie się przecież tłukł z torbami tramwajem, a dla niej przyjechanie po niego to żaden problem.
Czekałem na niego pod blokiem, z nudów obserwując pana który odśnieżał chodnik, aż w końcu Janek pojawił się. Wziąłem od niego wypchaną ubraniami i zapewne kosmetykami torbę i na przywitanie pocałowałem w policzek.
- Jaki dżentelmen. - Zażartował i wziął mnie za rękę, zanim skierowaliśmy się na parking przy osiedlu.
Za rękę... Na początku "nowego początku" naszej relacji cały czas stresowałem się trzymać go za rękę w miejscu publicznym i okazywać mu jakiekolwiek uczucia. Powoli, bo powoli zaczynało się to zmieniać. Dalej często miałem poczuciem, że wszyscy nas oceniają gdy nas widzą, że nami gardzą, brzydzą się i w ogóle zaraz spalą nas na stosie. Na takie myśli uczyłem się metody "nie obchodzi mnie to" nie obchodzi mnie co myśli losowy piętnastoletni dresiarz, pan w sklepie, pani na ulicy, grupka nastolatków oboj której przechodzimy, czy też hetero para. Nie było to najłatwiejsze do przyjęcia podejście, ale małymi kroczkami wychylałem się z szafy powtarzając jak mantrę "mogą nawet myśleć, że okradamy siedzibę NBP, póki to nie jest prawda, nie ma co sobie tym zaprzątać głowy."
- Mam nadzieję Jasiu, że nie jesteś nastawiony na odpoczynek dzisiaj. - Zagadnąłem, gdy szukaliśmy już auta mojej mamy pośród innych.
- A co, będziesz chciał mnie wymęczyć? - Poruszył sugestywnie brwiami i uniósł kącik ust.
Poczułem jak płonę rumieńcem.
- Zbok.
- Ależ o czym ty mówisz kochanie? Ja mówię o na przykład twoim ukochanym myciu okien, pomogę ci, a to musi być męczące, prawda? To chyba ty myślisz o czymś innym.
- Tia... Już ty dobrze wiesz o co ci chodziło. I nie musisz mi pomagać, bo ja już swoją robotę zrobiłem. To mama chce żebyśmy pomogli jej w gotowaniu.
Gdy dojechaliśmy, zanim zdążyliśmy zostać wciągnięci w wir przedświątecznego gotowania, poszliśmy do mojego pokoju, aby zostawić tam rzeczy Jasia. Podczas gdy on szukał w torbie kremu do rąk, ja przyglądałem mu się.
- Ładnie dzisiaj wyglądasz.- Stwierdziłem.
- Tylko dzisiaj? Normalnie jestem brzydki?
Zmieszałem się nieco.
- Znaczy... Nie to miałem na myśli! Ty jesteś zawsze piękny i... To nie miało tak zabrzmieć! - Zacząłem się wybraniać, za to on się roześmiał.
- Tylko się z tobą droczę. - Dostałem całusa w czoło. - Ty za to jesteś... - Wyszeptał mi do ucha.
Schowałem twarz w dłoniach i opadłem na łóżko.
- Nie myślałem, że tak na to zareagujesz. - Powiedział niewinnie. - Idę do pani Leony, przyjdź jak dojdziesz do siebie. - Ostatnie słowa powiedział pół żartem.
Zachciało mu się dzisiaj gadki doprowadzającej mnie do zaćmienia mózgu i zmiany koloru twarzy na rubinowy.
─── ⋆⋅☆⋅⋆ ──
- Tadziu, dosyp mi mąki! - Poprosił mnie przyodziany w fartuch chłopak.
- Już się robi. - Skinąłem głową i sięgnąłem po paczkę proszku.
Janek ugniatał akurat spód pod sernik. Za oknem już dawno zrobiło się ciemno i zaczął prószyć śnieg, a "All I want for Christmas" leciało w naszym kuchennym radiu chyba już dwudziesty raz. Wszystkie potrawy Wigilijne zostały już wstępnie przygotowane i pozostało nam tylko upiec ostatnie ciasta, jednak dopilnować ich zobowiązała się mama, więc ja i Janek mieliśmy już tylko wyrobić spody i "złożyć" ciasta, tak żeby były gotowe na piekarnik. Podczas gotowania było naprawdę miło, wbrew Polskim tradycjom "szefowa kuchni" nie krzyczała na nikogo, za to rozmawialiśmy i żartowaliśmy.
- Możecie już iść chłopcy! - Usłyszeliśmy, gdy sernik i inne ciasta wymagające pieczenia wylądowały już w piekarniku.
Przebraliśmy się w piżamy i padnięci wtuliliśmy się w siebie na łóżku ( nie mieliśmy innego wyboru, bo moje łóżko było zbyt wąskie, abyśmy obydwaj mogli na nim spać bez bycia przyklejonymi do siebie ) , wcześniej rzecz jasna zamykając drzwi na klucz. Obydwaj staraliśmy się zasnąć, aby być jutro wyspani, jednak jakoś nam to nie szło, więc zaczęliśmy po cichu rozmawiać.
- Czyli poznam twoją siostrę? - Zapytał.
-Yhym!
- A fajna jest?
- Z charakteru trochę jak mama, ale z Alkową energią. Tyle powinno ci wystarczyć. I Jasiu, bo ci jeszcze o tym nie mówiłem...
- Coś nie tak?
- Nie właśnie chodzi o to, że... Jutro chciałbym zrobić coming out. Powiedzieć ojcu i Ance, że jesteś moim chłopakiem. - Janek uniósł brwi.
- Jesteś pewny? - Dobrze znał moje wątpliwości co do ujawnienia się przed ojcem.
- Tak. Nie chcę już nazywać cię "tylko przyjacielem" kiedy jesteś moim chłopakiem i spędzamy czas raczej w niezbyt platoniczny sposób.
- Cieszę się, że chcesz podjąć ten krok. - Ułożył się wygodniej na mnie.
- Będziesz przy mnie, co nie? - Upewniłem się.
- Oczywiście skarbie. - Spojrzał mi w oczy. - I niezależnie od tego jak twój coming out przebiegnie, cały czas będę.
- Dziękuję.
- Nie ma za co dziękować głuptasie. - Pogładził mnie po policzku, po czym zatopił twarz w mojej piersi.
Poczułem znajome ciepło i rozanielenie, któremu dałem się w pełni opatulić. Komfort rozpłynął się po mnie tak, że ciało wydało się lżejsze. Przymknąłem powieki. Czując opadającą miarowo pierś Jasia, nieświadomie zacząłem oddychać w podobnym, o ile nie takim samym, tempie. Zanim się zorientowałem byłem już w krainie snów.
- Chłopaki! Pora wstawać! Już po jedenastej! - Rozległo się pukanie do drzwi.
Jaka jedenasta? Przecież dopiero co zamknąłem oczy...
Rozejrzałem się po pokoju, rzeczywiście przez okno wpadało dzienne światło, a zegarek na biurku wskazywał jedenastą dwadzieścia trzy. Przeniosłem wzrok na Janka wylegującego się w moich ramionach. Dalej spał w najlepsze. Zazwyczaj budziłem go w konwencjonalnie normalny sposób, szturchałem, mówiłem coś, chociaż najczęściej w ogóle go nie budziłem, tyle, że dzisiaj nie miałem wyboru. Coś mnie tknęło, żeby go trochę zirytować. Nachyliłem się i dmuchnąłem mu zimnym powietrzem prosto w ucho. Najpierw nie podziałało, za drugim razem wzdrygnął się, ale dalej się nie obudził. W końcu wytoczyłem broń ostateczną.
- Aiiiiiiii hajaakihihauahaia przemsań! Przemstań no! Aaaaa - Prosił sennym głosem wyginając się tak, aby uniknąć dotyku moich bezlitośnie łaskoczących go rąk. - Tadziu przestań! Przestań, bo ci się zaraz posikam w łóżko! - Zaprzestałem tortur słysząc tę deklarację. - Która jest...
- Wpół do dwunastej. - Na tę informację Janek stęknął tylko i zawinął się kołdrą po sam czubek głowy.
- Nie wstaję. - Oświadczył przytłumionym głosem.
- Wstajesz, wstajesz.
- Nie.
- Za godzinę przyjedzie Ania, musimy się ogarnąć.
- Oj tam... Ja chcę tu zostać. Popatrz, tu jest tak ciepło i miło i tak fajnie...
Przewróciłem oczami.
- Dobra, poleż jeszcze, ale jeśli za pół godziny dalej będziesz się wylegiwał to osobiście cię z łóżka wyciągnę. - Przechodząc nad nim zwlekłem się z łóżka.
- Yhym.
Zrobiłem to co każdego ranka, przysłuchując się układającej włosy w łazience mamie szczebioczącej przy tym ojcu o jakimś serialu który ostatnio ogląda. Myłem akurat zęby nad kuchennym zlewem, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zmarszczyłem brwi i na prośbę taty poszedłem sprawdzić kto przyszedł.
- DZIDZIO! - Ledwo zdążyłem otworzyć drzwi, a już spoczął na mnie ciężar starszej siostry, prawie duszącej mnie w swoim uścisku.
- Ciebie też miło widzieć. - Poklepałem ją po plecach. - Jesteś wcześniej?
- No nie, później! Korków nie było, to jestem. Jakiś problem?
- Nie, nie, absolutnie... - Zmieszałem się.
- Jaja sobie z ciebie robię braciszku. - Poklepała mnie po ramieniu i weszła do środka. - HAALO? JEST TU KTO? CÓRUSIA PRZYJECHAŁA!
- Aniusiu! Dzień dobry kochanie ty moje! - Z łazienki wyłoniła się mama i wręcz przybiegła wyściskać ukochaną córkę.
-Mamusia!
Usłyszałem szmer i otwieranie się drzwi mojego pokoju w których stanął wyraźnie dopiero co obudzony Janek, opatulony kocem przecierał oczy. Złapałem się za nasadę nosa i pokręciłem głową.
- A to kto? Mamuś nie mówiłaś, że przygarnęliście kocozaura. - Zażartowała.
"Kocozaur?" Nowe przezwisko dla Jasia zdobyte.
- Nie, Anka to jest Janek, będzie z nami spędzał święta. - Odparłem.
- Aha. A kto to?
- No przecież mówiłem, że Janek.
- Ale w sensie kim jest. Jakiś sąsiad? Zaadoptowany braciszek o którym nie miałam pojęcia? Nieślubne dziecko ojca? - Gdy powiedziała to ostatnie, została obrzucona karcącym wzrokiem.
- Jestem Janek. - Powiedział walcząc z zamykającymi się oczami, podszedłem do niego i objąłem ramieniem.
- Wiesz co, może rozbudź się do końca okej? Wtedy was sobie przedstawię. - Odprowadziłem go do pokoju.
- Tadek kto to? - Zapytał zaspany.
- No moja siostra.
- O nie... Ale wstyd. - Jęknął opierając czoło o mój bark. - Co ona sobie musiała pomyśleć...- Poklepałem go po głowie.
- Nie przejmuj się, ją ta sytuacja raczej rozśmieszyła. A teraz hop hop ubieraj się.
Trochę niezdarnie wciągnął na siebie spodnie i sweter, po czym usiadł na moim obrotowym krześle, jeszcze chwilę pocierając twarz.
- Dobra, mogę iść. - Stwierdził.
Poszliśmy do salonu z którego słychać było rozmowy i śmiechy, głowie mamy i Anki. Od razu zaprosiły nas do dotrzymania im towarzystwa
- Gadać mi tu teraz, co to za stworek? - Zapytała Ania wpatrując się w Janka. - Bo na razie wiem tyle, że zwie się Jan.
- To mój najlepszy przyjaciel. - Uniosła brew.
- To ty masz przyjaciół?
- Oczywiście, że mam. - Przewróciłem oczami. - Anno poznaj Jana, Janie poznaj Annę. - Powiedziałem sztucznie oficjalnym tonem.
Podali sobie ręce, z początkowo niewiadomych dla mnie przyczyn, gdy to zrobili dziewczyna otworzyła szeroko buzię.
- Jaka gładka rąsia! Chłopie czego ty używasz?
Tak właśnie zaczęła się ich niezwykle długa dyskusja na temat pielęgnacji. Już wiedziałem, że będzie z nich cudowne "szwagier- duo".
Dochodziła godzina dziewiętnasta, o której według rodzinnych tradycji miała zacząć się kolacja wigilijna. Każdy rozszedł się do pokoi, aby przebrać się w bardziej odświętne stroje. Przy tym, im bliżej było do kolacji, tym bardziej się stresowałem. To już ten dzień i ta godzina! Wszystko albo się do końca spieprzy, albo okaże się, że wszystko jest okej. Rozważałem też jak to dokładnie powiedzieć "jestem gejem"? "Wolę mężczyzn"? "Nie podobają mi się dziewczyny, a Janek to mój chłopak"? "Mam chłopaka"? "Jestem homoseksualistą"? Każda z wersji oznaczała to samo, tyle, że chciałem to powiedzieć jakoś tak ładnie. Do tego zagwostka, jak zacząć? "Chciałbym wam coś powiedzieć"? "Muszę coś ogłosić"? "Jak już jesteśmy tu całą rodziną..."? "Mam coś ważnego do powiedzenia"? Chyba nic dzisiaj nie przełknę z tego stresu.
Musiałem się na chwilę zawiesić, bo nie zauważyłem nawet jak Janek stanął obok mnie, przywracając mnie do rzeczywistości poprawieniem mi kołnierzyka koszuli.
- Zwiążesz mi krawat? - Poprosił.
- Jasne.
- Stresujesz się. - Jak to jest, że on zawsze wie?
- Aż tak widać? - Zapytałem, ze starannością przekładając ze sobą końce krawata.
- Trochę tak.
- Gotowe.
Przytulił mnie, nic nie powiedział, tylko przytulił. Nie wiem czy w ramach podziękowania, czy, aby dodać mi otuchy.
Po domu roznosił się zapach potraw pojawiających się na stole, ktoś włączył koncert kolęd w telewizji, a pod wysoką, przyozdobioną najróżniejszymi świecidełkami choinką leżał stosik prezentów. Zasiedliśmy przy stole, Janek obok mnie, mama obok ojca, Anka przy krótszej stronie stołu.
- Kochani, zanim zaczniemy jeść, podzielmy się opłatkiem.
Racja, czas na "wszystkiego nawzajem".
Mamie i Ani życzyłem raczej standardowych rzeczy, zdrowia, sukcesów, szczęścia i wszystkiego czego tylko potrzebują. Z Jankiem złożyliśmy sobie je szeptem, bo nie brzmiały one zbyt "przyjacielsko", gdyby usłyszeli jak chłopak życzy mi "żebyś zawsze był taki hot..." to raczej odebraliby to jednoznacznie. Przyszedł czas na ojca.
- Tato, oprócz tego co zawsze, chciałbym powiedzieć ci coś tak od serca. - Powiedziałem po złożeniu mu życzeń. - Jak chciałeś się pogodzić, to nic ci nie odpowiedziałem, ale... Przemyślałem wiele spraw, uświadomiłem sobie sporo na terapii i... Wybaczam ci. Co prawda myślę, że dalej musimy sporo między sobą wyjaśnić i popracować nad sobą, ale jestem pewny, że też chcę żeby była między nami zgoda.
- Cieszę się Tadku.
Po raz pierwszy od wielu lat objęliśmy się i po raz pierwszy od dawna zachowywaliśmy się jak ojciec z synem. Cała kolacja przebiegała w miłej, rodzinnej atmosferze. Wielki moment planowałem na moment w którym wszyscy już zjedzą i będziemy jedynie rozmawiać. Spojrzałem na Janka, on już wiedział o co chodzi, wziął mnie dyskretnie pod stołem za rękę i pogładził kciukiem.
Kaszlnąłem, chcąc przyciągnąć uwagę, jednak nie zwrócili na to większej uwagi, więc zastukałem widelcem o szklankę, podziałało.
- Em... No... Korzystając z okazji, że jesteśmy tutaj wszyscy, chciałbym wam coś powiedzieć.
- Jesteś chory? - Wypaliła Ania, na co mama stuknęła ją uciszająco w ramię.
-Nie, nie jestem chory. - Pokręciłem głową - M-mamie już mówiłem, ale myślę, że czas na to, aby powiedzieć to też wam. Podobają mi się mężczyźni, nie kobiety. - Wypaliłem - J-jestem gejem, a Janek to już od dawna nie mój przyjaciel tylko chłopak. - Spuściłem wzrok, nie chciałem widzieć miny ojca i Ani.
Usłyszałem odsuwanie się krzesła i ciężkie kroki. No tak, wstał i wyszedł... Jasiu cały czas gładził moją rękę. Nagle coś stuknęło o stół, podniosłem wzrok, na środku stołu tata postawił flaszkę i dwa kieliszki. Moja mina musiała wyrażać więcej niż tysiąc słów, bo odezwał się.
- Tadeusz. Może nie do końca popieram to całe LGTB, może nigdy nie spodziewałem się, że mój syn będzie homoseksualistą, ale nie będę ci zaglądał do łóżka. Jeśli jesteś szczęśliwy będąc z facetem, to z nim bądź.- Oświadczył z poważnym wyrazem twarzy. - Otarłem oczy które nawet nie zauważyłem kiedy zrobiły się mokre.
- Józef, ale po co ta flaszka? - Wtrąciła się mama.
- Jako teść chyba powinienem napić się z zięciem, prawda? - Powiedział jak oczywistą oczywistość i sięgnął po alkohol polewając go do kieliszków swojego oraz tego przed Jankiem. - Wasze zdrowie. - Uniósł kieliszek w górę.
Spodziewałem się krzyków, kłótni i czystej tragedii. A czysta była tylko wódka która trafiła na stół. Coming out nie był wypełniony wsparciem, zapewnieniami o bezgranicznej miłości rodzicielskiej i tym podobnym, mimo to, byłem szczęśliwy, ojciec może był sceptyczny, ale czułem się zaakceptowany. Za to moja siostra? Tylko krzyknęła "WIEDZIAŁAM!", gdy nowe fakty w pełni do niej doszły.
Przed północą rodzice i Anka zebrali się na pasterkę, ja i Jasiu nie wybieraliśmy się na nią, więc tylko przyglądaliśmy się im.
- Zabezpieczajcie się tylko. - Ania poklepała mnie po ramieniu.
- Anna! Nie robi się takich sugestii! - Skarciła ją mama. - Jak dziecko.
Spojrzeliśmy po sobie z Jankiem, chichocząc lekko. Prawie od razu po tym jak pojechali do kościoła, poszedłem się umyć. Byliśmy z Jasiem padnięci i jedyne co chcieliśmy to pójść spać. Po wyjściu z łazienki spodziewałem się ujrzeć w swoim łóżku śpiącego w najlepsze ukochanego, myliłem się, czekał na mnie.
- Nie śpisz? - Zdziwiłem się.
- Yhym, chciałem ci coś powiedzieć zanim pójdziemy spać. - Spojrzałem na niego pytająco. - Jestem z ciebie bardzo, bardzo, bardzo dumny. - Uśmiechnąłem się szeroko.
Też byłem z siebie dumny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro