Biały puch!
Od afery w kawiarni minęło parę dni, Janek po tym na bieżąco relacjonował mi aktualną sytuację Hubertem. Stwierdził ( a ja się z nim zgodziłem), że z momentem w którym jego chłopak zaczął zachowywać się podle z mojego powodu i odzywać się do mnie jak do najgorszego wroga, mimo, że nic złego nie zrobiłem, zostałem wciągnięty w ten konflikt, nawet jeśli nie brałem w nim czynnego udziału, dotyczył on teraz też poniekąd i mnie. Z tego co Rudy mi mówił, już później gdy sobie to wszystko przemyślał i w pełni ochłonął, chciał z chłopakiem porozmawiać, spróbować jakoś to wszystko sobie nawzajem, tym razem na spokojnie, wytłumaczyć, ustalić jakieś granice, znaleźć przyczynę całego problemu, po prostu, rozwiązać to jak normalna para. Jednak Hubert najwyraźniej miał odmienne podejście, bowiem zwyczajnie ignorował Janka, nie odpisywał, nie odbierał, udawał, że chłopak nie istnieje, czekając aż ten wróci do niego na kolanach i zacznie błagać o przebaczenie, nawet jeśli nie zawinił.
Jeszcze tego samego dnia, w którym nasze spotkanie w kawiarni zostało zakłócone przez pana chorobliwie zazdrosnego, Janek zostawił mi wiadomość na poczcie głosowej, przepraszał mnie w niej za zachowanie Huberta, potem, mimo moich zapewnień, że nie mam do niego żalu, dalej upewniał się czy nie jestem za to zły. Nie rozumiałem tego kompletnie, czemu miałbym być, kiedy to nie jest jego wina? Przecież nie może kontrolować tego, że jego chłopak zachowuje się jak ostatni palant. Co prawda wiedząc jak on się zachowuje mógł z nim zerwać, jednak nie miałem żadnego prawa tego od Rudego wymagać.
Pewnego sobotniego poranka, popijałem w kuchni kawę obserwując przykryte przez noc śniegiem miasto, gdy mama przyniosła mi z salonu mój wiecznie wyciszony telefon, informując mnie, że Janek dzwonił. Nie znała osobiście chłopaka, jednak nasłuchała się z moich ust tyle na jego temat, że dziwnym by było gdyby go chociażby nie kojarzyła. Oddzwoniłem do niego, odebrał zaraz po drugim sygnale.
- Hej Tadziu! Szybka sprawa, akurat zbieram się do pracy, ale chciałbyś się może później gdzieś przejść? Do parku na przykład, tego co ostatnio?
Pomyślałem chwilę, niespecjalnie widziało mi się szlajać się po parku w taki mróz, nie przepadałem za chłodem, śniegiem i tą całą zimową otoczką, jednak z drugiej strony... Jakkolwiek by to nie zabrzmiało - jeśli z Rudym, to zawsze chętnie.
- Czemu by nie! - Zgodziłem się - To o której?
- Mogę od razu jak skończe pracę, no to jakoś 16, pasuje ci?
- Yhym!- Przytaknąłem z uśmiechem. - Coś jeszcze?
- Nie, nie tylko o to chciałem się zapytać.- Odparł, po drugiej stronie było słychać szczęk kluczy, najwyraźniej właśnie wychodził - No to do zobaczenia!
Rzuciłem jeszcze coś na pożegnanie, a Janek się rozłączył. Ucieszony wróciłem do sączenia kawy, nie zauważyłem nawet, gdy do kuchni wszedł mój spłodziciel.
- Dobrze słyszałem, że z kimś wychodzisz? - Przeszył mnie wzrokiem - Jakaś randka?
- Tak wychodzę i nie, to nie randka.
- A może zaszczycisz mnie wiedzą z kim? Czy nie jestem godny tej informacji? - Uniósł brwi. - No co się tak patrzysz, chyba jako ojciec mam prawo wiedzieć z kim mój syn się będzie szlajał!
Żebym w tym wieku musiał się ojcu tłumaczyć z tego z kim się spotykam. Znaczy nie było nic złego w tym, że chciałby wiedzieć, jednak pytał o to w taki sposób, jakbym był nastolatkiem pytającym łaskawego ojca o zgodę na wyjście z szemranymi znajomymi.
- Z Jankiem.
- Janek to, Janek tamto! Ciągle tylko ten chłopak! Byś się z kimś innym spotkał, z Halą na przykład, jeśli macie się- Urwał nagle i zrobił minę jakby właśnie zdał sobie sprawę, że powiedział za dużo. Ja natomiast się zdziwiłem, że w ogóle zwrócił uwagę na pojawienie się Rudego w moim życiu, myślałem, że spyta "Jaki niby Janek?".
- To mój przyjaciel, będę więc chyba spędzać z nim czas. - Mruknąłem.
- Ta, dupa chyba, co to za przyjaźń, jak się ledwo parę tygodni znacie. - Parsknął, oczywiście, no bo przecież nie mógł cieszyć się z tego powodu, że się z kimś przyjaźniłem, tylko musiał to chamsko komentować.
Tylko westchnąłem i przewróciłem oczami, nie miałem najmniejszego zamiaru psuć sobie humoru kłótnią z nim.
W oczekiwaniu na spotkanie, dzień ciągnął się nieubłaganie, szukałem sobie zajęcia, przeglądałem podręcznik ze studiów, pomogłem mamie w porządkach, ale i tak i tak, jedna godzina wydawała się trwać co najmniej trzy, najchętniej zobaczyłbym się z nim, już, teraz. Przed 15 postanowiłem znaleźć sobie coś do ubrania, przeszukiwałem szafę w poszukiwaniu czegoś ciepłego i ładnego, nie wiedziałem czemu mi tak bardzo, bardziej niż normalnie, zależało na tym aby dobrze wyglądać, ale cóż, co mi przecież szkodzi? W końcu ułożyłem zestaw ciuchów który wydawał mi się odpowiedni, dziergany sweter w kolorze indygo, przyozdobiony jasnobeżowymi wzorkami, pod to koszula o podobnej barwie co wzory na swetrze, do tego ciemnogranatowe dość luźne jeansy i tym razem wyjątkowo, zamiast płaszcza, czarna zimowa kurtka.
Nadszedł upragniony czas wyjścia, do parku miałem kawałek drogi, więc jej większość przejechałem autobusem miejskim, na piechotę przeszedłem tylko odległość między przystankiem, a parkiem, który był dosłownie po drugiej stronie drogi. Pierwszym co uderzyło mnie, gdy byłem już na zewnątrz był okropny chłód, szczypiący mnie nieprzyjemnie w twarz i zresztą każdą nie przykrytą szczelnie część ciała, z ust przy każdym oddechu wydostawała się para, a po czasie czubki palców odrętwiały z zimna. Tyle dobrego, że w przeciwieństwie do porannych przechodniów nie musiałem przedzierać się przez zaspy śniegu, chodniki i drogi były już w pełni odśnieżone. Ostatni raz taką odsłonę zimy pamiętałem chyba z dzieciństwa.
Będąc już na miejscu, usiadłem na ławce przy niedziałającej aktualnie fontannie, to tam za każdym razem się spotykaliśmy, jeśli szliśmy do parku. Byłem trochę wcześniej niż się umówiliśmy, siedząc bez ruchu było mi jeszcze zimniej niż przedtem, ale czego się nie zniesie dla przyjaciół? Mijały minuty, wybiła 16, wypatrywałem, czy aby chłopak nie idzie od którejś strony, potem 16:10 a potem i 20 po. Zacząłem się niecierpliwić, no gdzie on był? Napisałem do niego, pomyślałem, że on może czekać na mnie, tyle, że w innym miejscu, nie odpisał. Potem, zacząłem się martwić, a co jeśli coś mu się stało po drodze? Było już wpół do piątej, poczułem, że telefon w kieszeni wibruje, szybko po niego sięgnąłem "Rudyy Bytnarr" widniało na wyświetlaczu, gdy tylko to zobaczyłem, odebrałem.
- Janek gdzie ty jesteś? - Zapytałem od razu.
- Przepraszam Zośka, bardzo przepraszam! Ale chłopak który miał mnie zmienić dzwonił, że stoi już od pół godziny w korku, bo przez to całe oblodzenie był jakiś wypadek i będzie pewnie dopiero za kolejne tyle, chociaż i tak nie jest pewny. - W tle słychać było wesoły gwar.
- No to czekać na ciebie? Bo jak chcesz to mogę poczekać.
- Jeśli to nie problem... Ale jesteś pewny? Zimno strasznie jest. Ludzie mówią, że jeszcze gorzej niż rano.
- Nie no, jakoś przeżyję. - Zapewniłem, chociaż gdyby nie był kimkolwiek dla mnie bliskim, to pewnie już dawno poszedłbym do domu.
- Wiesz co, może przyjdź, tu do mnie? Poczekasz w ciepłym i po prostu wyjdziemy razem, a jakby coś się zmieniło to będę pisać i się po drodze spotkamy czy coś. - Zaproponował, nie był to najgłupszy pomysł, bar był oddalony o kilka ulic, a przejść się tam, to lepiej niż siedzieć bezczynnie w takim zimnie, że można by przymarznąć do siedzenia.
Przystałem więc na jego propozycję i po parunastu minutach byłem już na miejscu. W środku panował straszny tłok i gwar. Praktycznie każdy stolik był zajęty przez co najmniej dwie osoby, które albo rozmawiały, albo śmiały się, ewentualnie ci w większym stanie upojenia podśpiewywali lecące z głośników piosenki. Odnalazłem Janka wzrokiem, stał przy kontuarze akurat polewając grupie panów kolorowy napój do kieliszków, przez chwilę złapaliśmy kontakt wzrokowy i uśmiechnęliśmy się do siebie nawzajem.
Z początku chciałem usiąść przy ladzie, aby być bliżej Rudego, jednakże wszystkie stołki były zajęte, dlatego zająłem miejsce przy jednym z dwóch wolnych jeszcze stolików, wybrałem ten będący bliżej kontuaru. Głównie rozglądałem się po lokalu, łypiąc na bawiących się lepiej lub gorzej chłopaków, przeglądałem też na telefonie media społecznościowe, cokolwiek by zabić czas. Poszedł też do mnie kelner pytając się czy zamawiam coś do picia, jednak odmówiłem, nie miałem nawet ochoty dziś pić. Musiałem wyglądać nadzwyczajnie samotnie w kontraście do panów wokół, bo nagle obok mnie pojawił się jakiś na oko niewiele młodszy ode mnie chłopak, wziął wolne krzesło stolika obok i przysiadł się do mnie.
-Moje uszanowanie, szanownego pana! - Powiedział wesoło, przeczesując ręką kruczoczarne włosy.
- Um. No cześć.
- Ładny z ciebie gość. - Stwierdził lustrując mnie wzrokiem. - Ale chyba nie przywykłeś do takich miejsc, bo wyglądasz jak spłoszona sarenka.
W tamtym momencie byłem bardzo zmieszany, co ja miałem mu niby odpowiadać? Nawet mi się nie przedstawił. Siedziałem więc po prostu cicho, słuchając chłopaka, który był akurat bardzo rozmowny, nieprzerwanie paplał mi coś nad uchem, wplatając w to komplementy pod moim adresem. Przysuwał się coraz to bliżej mnie, skutkując tym, że ja coraz bardziej się odsuwałem.
- No chyba, że jesteś hetero i przychodzisz tu dla zakładu, spotkałem kiedyś takiego, a szkoda, niezły był. To jak to z tobą jest?
- Nie wiem. - Wypaliłem, na co on zmarszczył czoło.
Czułem się nieswojo z tą odpowiedzią, jednak nie dlatego, że było to szybkie kłamstwo na mój temat, aby tylko mój nowy nieproszony towarzysz się odczepił. Wręcz przeciwnie, była to najczystsza prawda. Przedtem nie zastanawiałem się nigdy głębiej nad tym aspektem mojego życia, przyjmowałem bezrefleksyjnie wersję "Nigdy nie podobał mi się chłopak, więc jestem hetero! To oczywiste." Jednak ostatnio, doszedłem do wniosku, że... rzecz biorąc...Tak jak nigdy nie czułem nic do chłopaka, równie bardzo, a może i bardziej, nie czułem nic do dziewczyny. Nawet w liceum, gdy koledzy z klasy nieustannie zachwycali się naszymi koleżankami, lub po prostu napotkanymi dziewczynami, mówiąc jakie one są atrakcyjne i w ogóle, mi się chyba nie zdarzyło patrzeć na kogokolwiek przez ten pryzmat.
- Jestem, jestem, już jestem! - Usłyszałem, za ladą pojawił się ten sam chłopak który obsługiwał mnie, gdy byłem tu ostatnim razem. - Dzięki Rudy i jeszcze raz sorka, zaraz możesz iść. - Wszedł na zaplecze.
Już po paru minutach przyszedł Rudy, ratując mnie z opresji niechcianego towarzystwa. Zebrałem swoje rzeczy i wyszliśmy z lokalu.
- Widzę, że znalazłeś sobie kolejnego kolegę. - Zagadał, gdy już przemierzaliśmy ulice miasta. - Jak się nazywa?
- Weź, żaden kolega, przysiadł się i zaczął się przysuwać.
- Najwyraźniej przyciągasz gejów. - Wzruszył ramionami i niedyskretnie zachichotał - Ale dzięki, że poczekałeś, myślałem, że wieki zajmie Pawłowi dojechać.
Spacerowaliśmy po mieście, zaczynało się ściemniać i ostatecznie nie poszliśmy nawet do parku, tylko przeszliśmy obok. Nawet nie zauważyliśmy, gdy lampy uliczne się zapaliły. W pewnym momencie Janek kazał mi chwilę poczekać i oddalił się o parę kroków, nie miałem pojęcia co on planował zrobić. Szybko się jednak dowiedziałem, bowiem chłopak zgarnął z parapetu jakiejś witryny sporą ilość śniegu, zamachnął się i trafił mnie prosto w pierś.
- O ty! Tak się chcesz bawić?! - Zawołałem i zrobiłem kulkę z leżącego przy krawężniku śniegu, w odwecie cisnąłem nią w chłopaka, zaczął zwijać się ze śmiechu, gdy ta rozprysła się o chodnik zamiast o niego.
Nie zwracając uwagi na nielicznych wieczornych przechodniów, zaczęliśmy rzucać się śniegiem. Bawiliśmy się jak małe dzieci, ciesząc się beztroską chwili.
- Ała! - Janek dostał śnieżką w twarz, przestraszyłem się, że coś mu zrobiłem, więc podszedłem bliżej, był to jednak podstęp, a chłopak wcisnął mi śnieg prosto w twarz, stałem chwilę przetwarzając to co właśnie się stało.
W akcie zemsty wrzuciłem mu trochę białego puchu za kurtkę, pisnął jak mała dziewczynka.
- Dorośli, a gorzej jak dzieci się zachowują. - Skomentowała nas jakaś staruszka, jednak nic sobie z tego nie zrobiliśmy.
Zaprzestaliśmy wygłupów dopiero, gdy byliśmy już strasznie zgrzani, nasze włosy i ubrania były całe oblepione śniegiem, a twarze mokre, czy to od potu, czy to od roztopionego śniegu, ciężko określić. Podszedłem bliżej Janka i otrzepałem mu część śniegu z czupryny, uśmiechnął się.
"Ale on się uroczo uśmiecha" - Pomyślałem.
Przyjrzałem mu się. Policzki i czubek nosa miał zaczerwienione od chłodu, patrzył na mnie figlarnym wzrokiem, szarym jak deszczowe chmury, przez które przebija się nuta niebieskiego, a od uśmiechu w kącikach oczu pojawiły mu się kurze łapki.
- Mam coś na twarzy? - Zapytał.
- Nie, nie. Zamyśliłem się. - Wyrwał mnie z zachwycania się nim samym.
- Nawrzucałeś mi tego śniegu i czuję, że cały mokry jestem! - Spojrzał na mnie z wyrzutem.
- No przepraszam bardzo! Ale to ty zacząłeś.
- Jak będę chory to twoja wina! - Zaczął się droczyć. - Chociaż żarty, żartami ale chyba powinienem iść do domu, bo faktycznie mogę się pochorować.
- Oh...Szkoda . - Mruknąłem, najchętniej spędziłbym z nim jeszcze kilka godzin.
- Wiesz...Jeśli chcesz możesz do mnie wejść na chwilę. - Spojrzał na swój zegarek - Nie jest jeszcze tak późno, dopiero po dziewiętnastej.
Od razu się zgodziłem,. Nie miałem jeszcze okazji być u Janka, on zresztą też nie był u mnie, a co mi szkodzi pobyć u niego godzinę czy dwie? Rudy mieszkał dość daleko od miejsca w którym byliśmy, więc sporą część drogi przejechaliśmy tramwajem, nie było wielu pasażerów poza nami. Podczas jazdy pozostały na nas śnieg stopił się, skutkując tym, że byliśmy cali mokrzy. Po wyjściu z tramwaju czekał nas tylko krótki spacer.
Janek mieszkał na 7 piętrze jednego z bloków, znajdujących się na wielkim blokowisku.
- Mieszkanie numer 26, kod 30343, zapamiętaj sobie na przyszłość. - Powiedział wpisując, wcześniej wspomniany kod, aby otworzyć drzwi wejściowe bloku.
Wspięliśmy się po schodach, gdy znaleźliśmy się już przed mieszkaniem Janek odszukał klucze w jednej ze swoich kieszeni.
- Panie przodem! - Rzekł otwierając drzwi i odsuwając się abym wszedł pierwszy.
- Ja ci zaraz dam panią. - Prychnąłem wchodząc do środka.
xxxxxxxx
Dzień dobry moje ufoludki, dzisiaj trochę dłuższy rozdział. Miło i przyjemnie zabawa radość i inne takie tam hatfu nietragiczne wydarzenia.
Dobra, klasycznie, jak wrażenia?
Miłego dnia, wieczora czy też nocy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro