Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kawiarenka!

Wyszedłem z uczelni, było krótko po siedemnastej i właśnie skończyłem wykłady. Mroźne, lutowe powietrze nieprzyjemnie szczypało mnie w twarz, szczęście, że nie oblodziło chodników, od paru dni nagle zaczęły się okropne mrozy. Szybkim krokiem skierowałem się ku przystankowi tramwajowemu, za pięć minut miał przyjechać ten którym mogłem dojechać do centrum. Następny miał być dopiero za pół godziny, a nie uśmiechało mi się stać tyle czasu przy temperaturze minus piętnaście, poza tym dzisiaj byłem umówiony z Rudym i nie chciałem się spóźnić, on by zrozumiał, ale ja sam nie znosiłem spóźnień i zawsze starałem się być punktualny. Akurat gdy dotarłem na przystanek, tramwaj właśnie podjechał.

Rudy zaprosił mnie do kawiarni, powiedział, że to jedna z jego ulubionych i po prostu muszę tam z nim pójść. Ostatnimi czasy bardzo często spędzaliśmy ze sobą czas, może niekoniecznie spotykaliśmy, bo obydwaj mieliśmy studia, a on jeszcze przy tym pracę. Los chciał, że często gdy on kończył wykłady, ja zaczynałem, gdy ja kończyłem, on był w pracy. Jednakże, prawie codziennie zamienialiśmy ze sobą chociażby kilka zdań. Bardzo szybko zawiązała się między nami więź, mimo, że znaliśmy się tak krótko, to mogłem nawet posunąć się o stwierdzenie, że się zaprzyjaźniliśmy. Coś między nami najzwyczajniej działało, coś co nigdy nie pojawiło się między mną a kimkolwiek innym. 

Lokal był naprawdę uroczym i przytulnym miejscem, utrzymany w ciepłych kolorach wystrój, miękkie, wręcz zapraszające do zatopienia się w nich fotele, rzucające przyjemne żółte światło lampy, cicha, nadająca nastroju muzyka, przy tym wyjątkowości temu miejscu zdecydowanie nadawał naścienny malunek, przedstawiający grafikę wyraźnie wzorowaną na "Stworzeniu Adama" z czego Bóg tutaj zamiast sięgać ręką ku Adamowi, podawał mu filiżankę kawy. Od razu zrozumiałem czemu Janek tak lubi to miejsce.

Gdy wszedłem do środka, on już na mnie czekał, zajął nam stolik przy oknie, po drugiej stronie lokalu. Jak mnie zobaczył to rozpromienił się i mi pomachał, odwzajemniłem uśmiech i skierowałem się do stolika.

-Dzień dobry Zosieńko! - Przywitał mnie. -Zimno dzisiaj co nie?

"Zośka, Zosia, Zosieńka" zaczął mnie tak nazywać po tym, gdy raz zobaczył moje zdjęcie z dzieciństwa, akurat mama znalazła kilka z nich i wysłała mi je, a on zaciekawiony postanowił spojrzeć mi w ekran, stwierdził wtedy " O matko Tadek! To ty?! Wyglądałeś jak taka jedna Zosia z którą chodziłem do przedszkola!" I w taki oto sposób stałem się "Zośką".

-Zimno to lekko powiedziane, myślałem, że mi palce odmrozi, nagle zimie przypomniało się, że istnieje. - Westchnąłem, odwieszając płaszcz na oparcie krzesła.

-No to zaraz się rozgrzejesz. - Podał mi menu, z całą listą herbat zimowych. - Ta z malinami jest pyszna, polecam.

Idąc za jego radą zamówiłem ją, on natomiast wziął herbatę z imbirem i cytryną.

-I ona wtedy do mnie "No weź Janusiu! Umów się ze mną!" A ja na to "Margarynko ty moja, nie wiem czy doszła do ciebie plotka, ale mnie dziewczyny nie jarają!" No i sobie poszła obrażona, a na następny dzień...Przyszła w krótkich włosach i ciuchach brata. - Jakoś tak wyszło, że zaczęliśmy opowiadać sobie historie z czasów licealnych, pod koniec opowiadania tej, Janek nie mógł powstrzymać się od chichotu, a ja do niego dołączyłem.

- Zaraz, Margaryna? Czemu Margaryna? - Zaciekawiłem się.

- Miała, znaczy ma, bo dalej żyje, na imię Maryna i dostała takie przezwisko w klasie. Nie żeby jej przykrość sprawić, oczywiście, tylko jak palnęla czymś niezwykle mądrym to mówiliśmy, że błyskotliwa niczym margaryna. - Oświecił mnie, dalej rozbawiony.

- U nas mieliśmy takiego Maćka, wariat totalny. Raz na wycieczce chciał się popisać przed dziewczyną co mu się podobała, więc wziął rower od jakiegoś miejscowego dzieciaka i postanowił, że przejedzie po brzegu fontanny...Przejechał tak, że owszem, uwagę dziewczyny zwrócił, ale w taki sposób, że biegła pół kilometra do ośrodka po wychowawcę, bo myśleliśmy, że trzeba karetkę wezwać. Chociaż chyba potem zostali parą. Czasem nie wiedziałem, czy mu tego szaleństwa zazdrościć, czy współczuć.

- O! To u mnie w grupie, wiesz na studiach, mam takiego kolegę, też właśnie Maciek. Ostatnio nie chciało mu się schodzić po schodach z drugiego piętra, więc postanowił zjechać po poręczy... Pięć szwów na czole, naprawdę nie wiem jak ten człowiek dożył dwudziestu trzech lat.

- Ten u mnie też tak kiedyś zjeżdża- Nagle coś przyszło mi do głowy, mało prawdopodobne, ale czyżbyśmy mówili o tym samym człowieku? - Jak ma ten twój Maciek na nazwisko?

- Dawidowski, a co? - Rudy przechylił pytająco głowę.

- A ma może na ksywkę Alek?

- No ma, zaraz... Nie gadaj, że to ten sam co u ciebie! - Na te słowa przytaknąłem, a on znów się roześmiał - Ten świat jest chyba serio mniejszy niż myślimy!

Czas spędzony razem, wpływał nam znakomicie, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, dzieliliśmy się opiniami i upodobaniami, które były w wielu aspektach podobne. Nie było między nami miejsca na niezręczną ciszę, praktycznie każdy temat był w dla nas niewyczerpanym źródłem do dyskusji. Janek był pięknym człowiekiem, wewnątrz jak i zarówno z zewnątrz, cieszyłem się, że dane mi jest z nim przebywać. Choć oczywiście, wszystko co dobre się kończy. Byliśmy akurat w trakcie rozmowy o tym, czy naszym zdaniem lepsze są dzieła Mickiewicza, czy też Słowackiego, bowiem jedną z rzeczy która nas łączyła, było zamiłowanie do literatury, gdy do Janka zadzwonił jego chłopak. Jakiś dziwny zbieg okoliczności sprawiał, że musiał zawsze przerywać nasze rozmowy, jakby miał czujnik " Twój chłopak miło spędza z kimś czas! Zakończ to!"

- Gdzie ty jesteś? - Rudy miał na tyle głośno ustawiony telefon, że udało mi się usłyszeć pełen pretensji głos, Janek tylko westchnął.

-Z kolegą, w kawiarni, tej mojej ulubionej. - Odparł spokojnie.

- A skąd ja mam wiedzieć która to twoja ulubiona? - Prychnął rozmówca Rudego

"Jesteś jego facetem, wypadałoby chyba wiedzieć, albo chociaż kojarzyć." - Pomyślałem

-No ta na Chmielnej, byłeś tu ze mną ostatnio!

- A. W tej nudnej...Przyjdę po ciebie w takim razie.

-Czemu niby chcesz po mnie przyjść ?- Janek brzmiał na zirytowanego - Halo? - Spojrzał na ekran telefonu i z impetem, wręcz cisnął nim o stolik - Rozłączył się, idiota. Ostatnio nawet nie mogę się z kimkolwiek spotkać, bo od razu się wtrąca!

Niejaki Hubert, partner Janka, z tego co ostatnio chłopak mi opowiadał, był o niego wręcz chorobliwie zazdrosny, można by się też posunąć o stwierdzenie, że zaborczy i chamski, gdy tylko coś mu się nie spodobało. Sam Rudy często bagatelizował jego zachowanie, choć zdawało mi się, że ostatnio zaczynał coraz bardziej dostrzegać problem i nie tak łatwo dawał mu się udobruchać.

Minęło może 20 minut, a drzwi kawiarni otworzyły się, siedziałem do nich tyłem, ale po minie Janka, która od ze zirytowanej zmieniła się w pochmurną, wiedziałem już kto przyszedł.

-Liczyłem, że jednak nie przyjdzie...- Mruknął ledwo słyszalnie.

Do naszego stolika podszedł Hubert, rzucił mi szybkie, mordercze spojrzenie, jakbym co najmniej zabił mu całą rodzinę, a potem jakby mnie nie było fuknął do Janka:

-Zdradzasz mnie?

Słysząc to absurdalne osądzenie, aż uniosłem brwi.

"No to nieźle odleciałeś Hubercik."

- Co?! Czyś ty oszalał? Nie mogę już się nawet z przyjaciółmi spotykać? - Oburzył się Rudy.

- Na pewno tylko przyjaciółmi!? A skąd mam wiedzieć, że to nie twój kochanek?!

- Skąd ty takie wnioski w ogóle wyciągasz?! A poza tym nie rób scen w kawiarni.

- Będę robić sceny! Mówiłem ci, że nie chcę, żebyś się spotykał z innymi facetami!

- Mogę mieć przyjaciół do cholery!

- A skąd mam pewność, że ten cały "przyjaciel" cię nie podrywa?!

- Stąd, że nie jestem nawet gejem, ani nic takiego. - Wtrąciłem się, niepotrzebnie.

- Właśnie kim ty niby jesteś? - Żachnął się Hubert

- Zawadzki Tadeusz jestem.

- W takim razie, Zawadzki Tadeuszku, weź swój płaszczyk, wstań i spierdalaj. - Wycedził patrząc mi prosto w twarz lodowatym wzrokiem.

"Ktoś tu próbuje zgrywać groźnego." - Zaśmiałem się w myślach, postawa chłopaka, była tak przesadzona, że aż zabawna.

- Hubert! Odczep się od niego! Nie musisz nigdzie iść Tadek. - Zaprotestował Janek.

- Chyba jednak lepiej będzie jeśli pójdę, nie chcę zaostrzać konfliktu. - Stwierdziłem i zebrałem swoje rzeczy. - To do zobaczenia Janku, pójdę tylko zapłacić.

Gdy wychodziłem obróciłem się jeszcze i spojrzałem na Janka, rzucił mi przepraszające spojrzenie.

—--------------------------------

Rudy wyszedł chwilę po wyjściu Tadeusza, był wściekły na swojego chłopaka za zrobienie takiej awantury, praktycznie za nic. Hubert zamiast go zostawić, szedł za nim krok w krok, dalej paplając mu o tym jak bardzo jest zły, że Janek ma czelność spotykać się z kimkolwiek innym niż on, nawet jeśli jest to tylko platoniczne, skończyło się to dopiero gdy znaleźli się pod mieszkaniem, wtedy Janek zatrzasnął mu drzwi przed nosem. Miał już powoli dosyć ciągłej zazdrości i kontrolowania.

Jego mieszkanie było dość małe, odziedziczone po dziadku. W skład wchodziły : kuchnia połączona z salonem, jeden pokój, służący mu za sypialnię i łazienka. Jednak Rudemu to nie przeszkadzało, wyznawał myśl "ciasne ale własne". Właśnie, własne, Janek starał się sprawić by było jak najbardziej " swoje" , a całe wnętrze jak najbardziej wyrażało jego osobę, plakaty zespołów, zdjęcia z ważnymi dla niego osobami, niektóre ze ścian zdobiły malunki jego autorstwa.

Rudy umościł się na kanapie, aby choć trochę ochłonąć, gdy emocje opadły stwierdził, że powinien zadzwonić do Tadeusza i przeprosić go za całą sytuację. Sięgnął po telefon i wybrał numer "Zosieńkaa".

"Wybrany numer jest aktualnie niedostępny, zostaw wiadomość po sygnale."

-Hej Tadek, przepraszam cię za Huberta, naprawdę. Nie wiem czemu on jest taki zazdrosny, spróbuję z nim porozmawiać czy coś, chociaż ... Z nim się chyba nie da. Ale no...Jeszcze raz przepraszam.

------------------------------


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro