Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

 Willow szła chodnikiem, biegnącym tuż obok jednorodzinnych bloków. Związywała włosy w luźny warkocz, ponieważ przez wiatr ciągle opadały jej na twarz. Jak zwykle z Gavinem umówili się przed jego domem. Sama wizja tego, że mógłby poznać jej rodziców, przerażała ją.

Cieszyła się, że go zobaczy. Nawet nie myślała już o demonicznej wersji jego twarzy. Po prostu stęskniła się za jego śmiechem i głupimi żartami. Dni bez tego wydawały jej się puste, pozbawione kolorów, a samotność po raz pierwszy od śmierci Alyssy zaczynała dobijać.

Zobaczyła Gavina po przeciwległej stroni ulicy. Jej usta natychmiast rozciągnęły się w uśmiechu. Pomachała mu, po czym podeszła do niego, uprzednio rozglądając się na boki.

- Hej- przywitała się.

Uniósł brew i objął ją. Natychmiast odwzajemniła uścisk. Odetchnęła i poczuła zapach palonego drewna, którym przesiąknął. Zdziwiło ją to, bo było ciepło i nikt już nie palił w kominku. W końcu odsunęli się od siebie, a Willow nie mogła powstrzymać irytującego, ściskającego gardło uczucia.

- To co idziemy?- zapytał.

Kiwnęła w odpowiedzi głową.

- Tylko nie mówiłeś mi gdzie.

- To niespodzianka. Skoro marihuana nie pozwoliła ci się wyluzować, to wymyśliłem coś, co to zrobi.

- Gavin- westchnęła.- Możesz już z tym przestać?

- Czemu?- zdziwił się.- Nie chcesz chociaż raz wrzucić na luz?

Do tego wystarczasz mi ty- pomyślała, lecz poczuła się głupio. Nie odmówiła mu, chcąc spędzić z nim jak najwięcej czasu.

- Dobrze. Tylko obiecaj, że tym razem nie zobaczę potwora z kłami.

- Obiecuję- zaśmiał się i pociągnął ją za rękę w kierunku obrzeży miasta.

Później też nie puścił jej dłoni, co omal nie przyprawiło Willow o palpitacje serca. Przeszli przez betonowy most, a chwilę później przekroczyli pomalowane na biało barierki. Gavin pomógł jej zejść z wysokiej górki i znaleźli się na skraju zarośniętego pola.

- I co tutaj ma niby pomóc mi się wyluzować?

- Gdy mam jakiś problem, robię właśnie to. To pozwala zapomnieć o wszystkim i poczuć adrenalinę.

- Adrenalinę?- mruknęła.

- Czemu nie? To naturalny narkotyk, daję największego kopa i od niego nie zobaczysz potworów z kłami.

Nie miała pojęcia, co to miejsce ma wspólnego z adrenaliną, jednak nie protestowała. Ruszyła za Gavinem w głąb pola. Zatrzymali się, dopiero jak doszli do torów, z których w niektórych miejscach wyrastała trawa.

Chłopak odwrócił się bokiem do nich, co Willow natychmiast powtórzyła, chcąc widzieć jego twarz.

- Powiesz mi w końcu, o co chodzi?- zapytała.

- Poczekaj jeszcze chwilę- poprosił.

Niedługo po tym dało się usłyszeć odgłosy nadjeżdżającego pociągu. Gavin odezwał się, gdy był on dosłownie obok nich.

- Biegnij- rozkazał.

- Co?- zdziwiła się Willow, jakby nie rozumiejąc, co on do niej mówi.

- Biegnij!- wrzasnął, przekrzykując coraz bardziej narastający hałas.

Kiedy nadal nie zareagowała, zbyt zaskoczona, żeby się ruszyć, wepchnął ją na tory. Zrozumiała, co się dzieje, dopiero jak ujrzała nadjeżdżający pociąg. Czuła jak jej serce przyśpiesza, a wszystkie zmysły nagle się wyostrzają. Każdy dźwięk stał się jakby zbyt głośny, myśli Willow pędziły szybciej niż kiedykolwiek.

Rzuciła się biegiem przed siebie, lecz nagle rozwiązana sznurówka od jej trampka zahaczyła o zaokrągloną część tuż przy krawędzi torów. Natychmiast spróbowała ją wyszarpać. Nic to nie pomogło. Spojrzała przerażona na nadjeżdżający, niebieski pociąg.

Nie wiedziała, co robić. Nie była wstanie nad niczym się zastanowić. Kolejny raz rzuciła się biegiem, a but spadł z jej stopy. Wypadła na drugą stronę torów, mocno uderzając prawym bokiem o ziemię.

Pociąg śmignął jej przed oczami, będąc jedynie rozmazanym ruchem błękitu, a twarz owiał gwałtowny podmuch wiatru. Wpatrywała się w niego z przerażeniem, nie wierząc w to, co się właśnie stało.

Gdy odjechał, ujrzała stojącego naprzeciwko Gavina. Przez chwilę nie była wstanie nic zrobić. W końcu powoli podniosła się na nogi. Strach zmienił się w niepohamowaną wściekłość. Spojrzała w miejsce, gdzie wcześniej był jej trampek, a teraz pozostał tylko kawałek sznurówki. To samo mogło się stać z nią. Pociąg mógł ją dosłownie przerwać na pół.

- Pojebało cię!?- wrzasnęła nagle.- Jesteś, kurwa, chory!

- Willow....

Nie pozwoliła mu dokończyć, tylko znowu krzyknęła.

- Coś ty sobie myślał?! Życie to, do cholery, nie zabawa! Kurwa! Mogłam umrzeć!

- Wiele razy to robiłem i...- znowu zaczął, lecz i tym razem mu przerwała.

- Nie można tak po prostu igrać ze śmiercią! Ty w ogóle myślisz?! Brakowało kilku sekund!

- Przecież nic się nie stało.

- Nic?! Nic?!- zaśmiała się histerycznie.- Pociąg mało mnie nie rozjechał!

- Nie pozwoliłbym na to!- warknął Gavin zirytowany.- Gdybyś się nie ruszyła, samy bym cię popchnął!

- Boże! Czy ty siebie słyszysz?! Jesteś pojebany! Kurwa, chory! Musisz się leczyć! Śmierć to nie zabawa! Ja nie chcę skończyć jako kawałki mięsa! Ona nie mogła mieć nawet otwartej trumny!- Dopiero po chwili zorientowała się, co powiedziała.

- Ona?- zdziwił się.

- Nieważne!- syknęła, uderzając rękami w uda.

Złość dosłownie z niej kipiała. Nie mogła znaleźć ujścia. Z dzikim krzykiem zaczęła kopać nogą w ziemie, a kamienie latały dookoła. W tym momencie nie dbała o to, czy zachowuje się jak wariatka.

Nieważne jak długo to robiła, nic nie pomagało. Wściekłość nadal rozrywała ją od środka.

- Willow ja...

Nie słuchała jego słów, które zmieniły się w niezrozumiały bełkot. Kolejny raz uderzyła pięściami w uda, a ból rozjaśnił jej w głowie. Ruszyła przed siebie, czując ostrą trawę pod gołą stopą. Gavin próbował ją zatrzymać, lecz z całej siły odepchnęła go. Przewrócił się, po czym mocno uderzył w ziemię. Nawet nie wiedziała, że ma tyle siły.

Pokręciła głową i jak najszybciej ruszyła do domu. Ledwie dała radę wspiąć się po górce. Jej nogi zaczęły się trząść. Gdy znalazła się na swojej ulicy, poczuła łzy pod powiekami. Wybuchnęła niekontrolowanym płaczem. Po chwili dołączył do tego szaleńczy śmiech. Nie miała pojęcia, co ją bawi i czy w ogóle. Czuła, że traci zmysły.

Usiadła na brązowej ławce, która pojawiła się w zasięgu jej wzroku. Wiedziała, że nie może pokazać się tak rodzicom. Schowała głowę w kolanach, oplątując je od dołu rękami. Cały czas łkała, nie mogąc przestać.

Jej telefon zaczął wibrować, lecz nie odczytała przychodzących wiadomości. Doskonale wiedziała, że są od Gavina. Nie chciała tego czytać. Nie wiedziała nawet, czy chciała kiedykolwiek znowu go oglądać. Tak jak powiedziała, śmierć nie jest zabawą. Śmierć rani, odbiera ukochanych ludzi.

Wzięła drżący oddech. Wszystko w jednej chwili do niej wróciło. Ból po stracie przyjaciółki, swój własny płacz, gdy przeczytała treść listu, niedowierzanie i współczujące spojrzenie policjantki. Na początku nie wierzyła, że to się dzieje, lecz kiedy matka spróbowała ją przytulić, zaczęła na nią krzyczeć. Krzyczała tak długo, aż zabrakło jej tchu.

Przez następne dni nie wychodziła z pokoju. Spała prawie całe dnie, a nocami wpatrywała się w sufit, nie mogąc pozbyć się wyrzutów sumienia. W swojej głowie tworzyła miliony wariancji tego, co by się stało, gdyby była przy Alyssie. Na okrągło czytała list, jakby to miało cokolwiek zmienić. Za każdym razem, jak dzwonił telefon, sięgała po niego, oczekując, że wyświetli się imię przyjaciółki. Odepchnęła od siebie wszystkich znajomych, który obrzydzali ją samą swoją obecnością. A potem przeprowadziła się do Opelausas i jej życie stało się sennym koszmarem. W końcu poznała Gavina, który przed chwilą omal jej nie zabił. Naprawdę zaczęło jej na nim zależeć, czuła się, jak gdyby latała za każdym razem, gdy go widziała. Pierwszy raz od dawna śmiała się.

Odetchnęła jeszcze kilka razy, nim wstała. Poprawiła włosy i unosząc podbródek, ruszyła do domu. Wiatr owiał jej zapłakaną twarz. Nie pozwoliła sobie myśleć o czymkolwiek. Zamknęła emocje w szczelnym pudełku, chowając je w ciemnym zakamarku głowy.

Weszła do domu, czując unoszącą się woń jedzenia. Zobaczyła kątem oka, stojącą w kuchni, chińszczyznę. Nigdy jej nie lubiła, aż przewróciło jej się w żołądku.

- Willow?!- zawołał Carl.

Niechętnie ruszyła do salonu, przecierając oczy placami, żeby udać, że coś wpadło jej do oka. Wiedziała, że jest jeszcze cała czerwona.

- Tak?- mruknęła.

- Zamówiliśmy jedzenie, zjesz?- zapytał.

- Nie lubię chińszczyzny- burknęła.

- Niby od kiedy?- zdziwiła się Lilith.

- Może od wtedy, gdy całe dwa dni przez nią rzygałam?- prychnęła i, nie mówiąc nic więcej, zawróciła w kierunku schodów.

W pokoju zatrzymała się przed lustrem, patrząc na swoje oczy. Nie były już zielone, kolejny raz zmieniły barwę na czerwoną. Przełknęła ślinę, lecz jej złość i rozpacz nie pozwoliły na panikę. Była zbyt zmęczona strachem. Rzuciła się na łóżko, chowając twarz w pościeli.

Miała dość wszystkiego.

***

Nienawidził słabości.

Słabości z samej nazwy osłabiały. Przeszkadzały. Słabości powinno się niszczyć.

Uzyskał słabość.

Czuł, że powinien ją zmiażdżyć, pozbyć się jej, lecz nie potrafił. Nadal nie mógł tego zrobić. Uczucia mu w tym przeszkadzały. Uczucia, które również były słabością. Lucyfer przyjrzał się śmiertelniczce, nie rozumiejąc, co jest w niej takiego wyjątkowego, a coś musiało. Chciał to znaleźć, jednak nic nie dostrzegał.

Niczym zwykły człowiek, zataczał się w błędnym kole.

***

Willow nie mogła zasnąć już od kilku godzin. Z westchnieniem sięgnęła po telefon, który wskazywał dopiero dwudziestą osiemnaście. Była zmęczona, lecz umysł nie pozwalał jej odpocząć.

Zobaczyła jedną wiadomości od Gavina, wyświetlającą się na ekranie blokady.

Willow, proszę odpisz mi.

Przygryzła wargę w zamyśleniu. Ciekawość zwyciężyła. Weszła w smsy i zaczęła je od początku czytać.

Od: Gavin Lewis.

Przecież wiesz, że nie pozwoliłbym, aby coś Ci się stało.

Od: Gavin Lewis.

To tylko zabawa.

Zacisnęła zęby, czując ponownie narastającą złość. Natychmiast zgasiła telefon i schowała go pod poduszkę. Wiedziała, że to, co przeczyta, tylko ją zdenerwuje. Gavin był jak nieodpowiedzialny dzieciak. Nie przejmował się tym, co mogło się stać. Uważał przebieganie przez tory w ostatniej chwili " za zabawę". Głupią, bezsensowną zabawę. Nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że coś mogłoby pójść nie tak.

A ona wiedziała, że wszystko zawsze może pójść nie tak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro