012
Dzisiejszy dzień był bardzo pechowy dla Harry'ego. Wszystko zaczęło się od tego, że obudził się bardzo późno, nie zdążył nawet zjeść śniadania i jeszcze spóźnił się na pierwszą lekcję, jaką była Transmutacja z McGonagall, która była wyjątkowo wkurzona. Później został popchnięty przez kogoś na ścianę na przerwie, przez co ponownie zniszczył swoje okulary a na ostatniej lekcji, która właśnie trwała, Snape usadził go z Malfoyem i kazał robić im coś, czego kompletnie nie rozumiał.
Był słaby w eliksirach, chociaż i tak szło mu lepiej niż w innych latach. Może gdyby uczył ich inny nauczyciel, mógłby mieć dobrą ocenę, tak jak na SUMach.
Zamieszał po raz ostatni mieszadłem w swoim eliksirze, zauważając, że lekko pojaśniał. Dodał do niego wcześniej pokrojone korzonki i usłyszał jak Hermiona siedząca za nim wzdycha. Dopiero po kilku sekundach zrozumiał swój błąd, gdy substancja wybuchła wprost na jego twarz i cały stolik.
— No, no Potter, ty to jednak masz talent — zaszydził Malfoy. — Do psucia wszystkiego...
— Zamknij się Malfoy — prychnął na niego, wycierając eliksir z twarzy i poczuł jak mu się cofa, gdy poczuł jego obrzydliwy zapach.
— Potter — powiedział Snape głębokim głosem, pojawiając się za ich plecami. — Co to ma być?
Harry nie odpowiedział tylko spuścił głowę na ziemię. Nie chciał się kłócić ze Snape'em, zwłaszcza, gdy miał taki okropny dzień.
— Minus dziesięć punktów od Gryffindoru i masz napisać o tym wypracowanie. Na jutro — warknął i jednym ruchem różdżki wyczyścił cały bałagan. — A ty panie Malfoy, masz mu pomóc.
— Tak profesorze — odpowiedział blondyn, udając pokorę.
Profesor odszedł od nich a blondyn spojrzał na niego z politowaniem i lekką złością, która nie była taka wyraźna jak zazwyczaj.
— I co narobiłeś? — zapytał i szybko spojrzał na nauczyciela, który stał do nich tyłem i krzyczał na innego ucznia. — Wiesz co? Może będzie lepiej jak zrobię to za ciebie.
— Co? Czemu chcesz mi pomóc w taki sposób? — zdziwił się brunet. — Zresztą to nieważne i tak nie zaliczę tego eseju.
— Kto pytał, Potter? — Blondyn spojrzał na niego po raz ostatni i zajął się przygotowywaniem składników do jego eliksiru.
Harry przyglądał mu się i od czasu do czasu wykonywał jego polecenia, pilnując przy tym, żeby Snape niczego nie podejrzewał. W taki sposób już pod koniec lekcji miał gotowy i dobry eliksir, a nauczyciel nie zapytał go o to, chociaż w jego oczach czaiło się coś, po czym Potter mógł stwierdzić, że widział o ich małym przekręcie.
— Dzięki — mruknął do Malfoya, gdy już wychodził z sali po dzwonku i skierował się do dormitorium, by zostawić torbę przed obiadem i sprawdzić, czy ma już kolejną paczkę.
Blondyn nie miał czasu mu odpowiedzieć, jednak na jego ustach pojawił się nikły uśmiech, gdy patrzył na plecy odchodzącego chłopaka.
Gdy Harry doszedł do swojego pokoju, przekonał się, że paczka rzeczywiście już tam była. Zadowolony podszedł do łóżka i wziął list do ręki, który jak zwykle był do niej przyczepiony.
Drogi Harry,
dzisiejszego dnia chce dać Ci coś związanego ze świętami. To znaczy, oczywiście, każdy z tych prezentów dąży do dnia wigilii, ale ten jest czymś, co bardzo kojarzy mi się z tym okresem.
Daje Ci perfumy. Ale nie byle jakie, bo mają one zapach pierniczków, takich, które wyciąga się prosto z pieca. Zawsze jem je w niezdrowych ilościach w okresie świąt. Chociaż rodzice nie pozwalali mi się przejadać, zazwyczaj ich ignorowałem. Po prostu nie mogę się oprzeć, gdy czuje ich aromat.
Sam zaprojektowałem ten zapach i wykonałem je z lekką pomocą. Mam nadzieję, że będziesz ich używać i że będę miał okazję to poczuć. Mogę się wtedy nie opanować, bo wiesz jaki smak jest na pewno lepszy od smaku pierniczków? Smak twoich ust. Chociaż nigdy tego nie sprawdzałem, ja to po prostu wiem.
Niemogący doczekać się pierniczków w Wielkiej Sali,
X
Brunet odłożył delikatnie list do pudełka, które wyciągnął spod łóżka po czym zajął się otwieraniem paczki. Wyciągnął z niej ładnie ozdobiony flakonik, przewiązany niebieską wstążką.
Otworzył zatyczkę i psiknął nimi w powietrze, wdychając słodki, korzenny zapach. Uśmiechnął się do siebie, wiedząc, że będzie ich teraz używał codziennie, mając nadzieję, że X naprawdę się na niego rzuci, przy okazji wyjawiając swoją tożsamość.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro