ghost of you ; blanka ; 🌈
rodzice postanowili wyjechać do znajomych z innego miasta i zabarać ze sobą marcina. to oznaczało, że przez następne dwa dni dom miała tylko dla siebie. a to z kolei oznaczało, że może chodzić narąbana w trzy dupy i nawet nie musi się ukrywać. same plusy, uniknie krzyków i jeszcze dzięki procentom we krwi ucieknie od swoich myśli. z uśmiechem na ustach sięgnęła po butelkę wyborowej schowaną w komodzie. pierwszy łyk był zawsze najgorszy, nie lubiła smaku wódki. ale potem było już łatwiej, przestawała odczuwać nieprzyjemność. w końcu nie piła dla smaku, tylko dla upojenia. dlatego też zrezygnowała z jakiejkolwiek popitki, piła totalnie czystą. im szybciej ospłynie tym lepiej.
nie miała pojęcia kiedy opróżniła całą butelkę i jak długo leżała na podłodze nie kontaktując. nagle zerwała się i mimo rolercosteru w głowie podniosła. chwiejnie wyszła z pokoju, omal nie wywracając się o drzwi. zaczęła zamglonym wzrokiem rozglądać się po salonie. nad kanapą wisiał obraz przedstawiający zimowy krajobraz Rosji. dużo śniegu, pare drzew i jakiś domek w oddali. dobrze znała ten widok, była obecna przy powstaniu tego dzieła. kiedy to było? nie było jej stać na szybką matematykę. w każdym razie jeszcze zanim wszystko się spierdoliło. zanim jej matka rzuciła malowanie a ojciec stracił pracę w znanej firmie. zanim zaczęli nienawidzić wszystkiego wokół, łącznie z sobą. zanim zaczęły się kłótnie i alkohol. zanim przeprowadzili się do polski (chociaź to akurat jedyna rzecz, której nie było jej żal). z zaskoczeniem spostrzegła, że łzy zaczęły spływać jej po policzkach, a wspomnienia, o których istnieniu zapomniała napływać lawiną do przyćmionej alkoholem głowy. gdy matka pozwalała jej malować szlaczki palcami na drogim płótnie, a potem zmieniała je w najprawdziwsze dzieło - ich wspólne dzieło. ciekawe co stało aię z tymi obrazami, które kiedyś dumnie wisiały w ich domu w Rosji.
gdy ojciec w końcu miał jeden dzień wolnego i poświęcał go na bawienie się z nią w berka i superbohaterów.
gdy razem w trójkę tańczyli po pokoju w rytm muzyki lecącej akurat z radia.
mimowolnie zaczęła odtwarzać kroki tego tańca, wymyślonego przez nich, który za każdym razem ulegał drobnym modyfikacjom, bo ktoś akurat zapomniał kroku. po odtworzeniu sekwencji zatrzymała się, z rękami wyciągniętymi w obie strony, za które powinni chwycić ją rodzice. to był moment, w którym już nie wytrzymała. upadła na kolana z głośnym płaczem. cała fasada wmawiania sobie, że jej nie zależy runęła. cholera, ile ona by dała, żeby te czasy wróciły. żeby skończyły się te wieczne kłótnie i okazjonalne rękoczyny. żeby jej rodzice wrócili do dawnych siebie, do trzeźwości. żeby ta rodzina jakoś się w końcu kurwa trzymała.
płakała, aż zabrakło jej łez, bo wiedziała, że wszyscy są już zbyt zniszczeni, žeby taraz jakoś to naprawić. gdy skończyła płakać, doczłeptała się do pokoju i rozpoczęła kolejną butelkę wódki. tym razem do nieprzytomnošci, bo nie zniesie tego bólu wręcz rozrywającego jej klatkę piersiową.
-- za dawne czasy.
// no witam coś tu sobie krótkiego naskrobałam bo nagle mi pierdolnęła wena także enjoy wikcia bo tylko ty to czytasz
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro