; first kiss ; misander 🌈
jeżdżenie wspólnie na rowerze aleksandra stało się w pewnym sensie ich tradycją. michaś wciąż kochał swój fioletowy rower, który koledzy z klasy nazywali dziewczyńskim, ale nigdy nie przegapiłby okazji na spędzenie czasu jak najbliżej drugiego chłopaka.
- powiesz mi wreszcie, dokąd jedziemy? - zapytał zniecierpliwiony rudzielec. nie lubił niespodzianek, od uczucia niepewności zawsze bolał go brzuch. co prawda obecność aleksandra łagodziła nieprzyjemność, ale wciąż czuł się niekomfortowo.
- do pięknego miejsca, które na pewno ci się spodoba - odpowiedział wymijająco szatyn. - to jedyna niespodzianka jaką ci sprawię w całym naszym życiu, wiem, że ich nienawidzisz.
michaś nie potrafił powstrzymać uśmiechu i lekkiego rumieńca. naszym życiu. z jakiegoś powodu to jedno słowo przyprawiało go o przyjemne motyle w brzuchu. aleksander chciał spędzić z nim życie? brzmiało cudownie. ale pewnie nie miał tego na myśli, nie rób sobie nadziei, skarcił się w duchu.
wtulił się w plecy aleksandra i zamknął oczy. otworzył je dopiero, gdy poczuł, że rower się zatrzymał.
- jesteśmy na miejscu. podoba się? - wyszczerzył się szatyn, widząc niedowierzanie na twarzy michasia.
- mój ty, to jest cudowne - wydusił z siebie chłopak. - najpiękniejsze miejsce, jakie w życiu widziałem. - z szeroko otwartymi oczami rozglądał się po wrzosowisku. rośliny były w szczycie swojej formy, ich kolor był żywy a przy tym spokojny. słońce powoli zbliżało się ku zachodowi, przez co niebo było mieszanką różu, fioletu, żółci i pomarańczu. wszystko to razem tworzyło cudowną atmosferę i michaś po raz pierwszy w życiu prawdziwie cieszył się z niespodzianki.
- cieszę się, że ci się podoba. - wyszczerzył się aleksander. - nie wiesz jak się natrudziłem, żeby znaleźć idealne miejsce.
- idealne na co? - zapytał rudowłosy, wykręcając głowę do tyłu by spojrzeć na drugiego chłopaka.
- dziś są twoje urodziny, głupku. - roześmiał się szatyn i pstryknął niższego w nos. - nie wierzę, na prawdę zapomniałeś? - pokiwał głową, z rozbawieniem wciąż widocznym na twarzy.
twarz michasia pokrył rumieniec zażenowania i frustracji:
- moje urodziny nie są specjalnie ważnym wydarzeniem, wiesz - fuknął, zakładając ręce na piersiach. - ale zazwyczaj mama i tosia składają mi rano życzenia, wplątałeś je w swoją niespodziankę?
- trochę. - chłopak podrapał się nerwowo po szyi. - ale ci się podoba, prawda? nie jesteś zły?
- jasne, że nie! - wykrzyknął szybko michaś, wyrzucając ręce w górę. - kto tu teraz jest głuptasem, co? - zażartował, próbując uśmiechnąć się złośliwie, ale na myśl o tym, jak głupio musi wyglądać teraz jego twarz wybuchł głośnym śmiechem.
- o ty...! - aleksander rzucił się na rudzielca, przez co oboje wylądowali na ziemi, zaśmiewając się donośnie.
gdy w końcu się uspokoili stopniowo dochodziło do nich, w jakiej pozycji się znajdują - z aleksandrem leżącym na michasiu. spoglądali sobie w oczy z miłością, której jednak żaden z nich nie zauważał - zakochani głupcy... światło padało na twarz michasia w iście magiczny sposób, sprawiając, że wyglądał jeszcze piękniej niż normalnie. aleksander powoli zaczął zmniejszać przestrzeń między ich ustami. rudowłosy odruchowo zamknął oczy, przygotowując się na tak upragniony moment. oddech aleksandra połaskotał go w policzek.
- mogę cię pocałować? - zapytał szatyn nieco zdławionym głosem.
michaś nie odpowiedział, po prostu sam złączył ich usta. był to słodki pocałunek pierwszej miłości, delikatny, ale po brzegi przepełniony ukrywanymi emocjami. aleksander wplótł palce we włosy chłopaka pod nim, na co on ułożył mu dłonie na plecach, przyciągając jeszcze bliżej.
- kocham cię - szepnął aleksander, gdy oderwali się od siebie. - planowałem ten dzień od miesiąca, wyobrażałem sobie jak słodko smakują twoje usta i to było lepsze niż wszystkie moje marzenia.
- ja też cię kocham - odpowiedział rudowłosy. położył dłoń na policzku chłopaka. - i nawet nie śmiałem marzyć o tym, że czujesz to samo.
wymienili uśmiechy. szatyn wtulił się w michasia, na co chłopak rozpoczął zabawę jego włosami. przeleżeli tak aż telefon michasia nie zadźwięczał donośnie.
- pewnie mama. - zerwał się jak poparzony i pobiegł do roweru, żeby wyciągnąć komórkę z torby. nawet nie patrząc kto dzwoni odebrał. usłyszał rozbawiony głos mamy:
- pewnie świetnie się bawisz z aleksandrem, ale pora wracać do domu.
zarumienił się, słysząc jej komentarz.
- jasne, już lecę - odpowiedział, starając się ukryć zawstydzenie.
- czekam z prezentem - w głosie kobiety aż dało się wyczuć szeroki uśmiech.
- super, nie mogę się doczekać. pa, za niedługo będę - szybko zakończył rozmowę.
spojrzał z zawodem na aleksandra:
- niestety musisz mnie już odwieść do domu.
nie uzyskał werbalnej odpowiedzi - chłopak po prostu podszedł do niego i po raz kolejny złożył pocałunek na jego ustach, po czym wsiadł na rower. i tak jechali, michaś wtulony w plecy aleksandra, goniąc zachodzące słońce.
x x x
kiczowate "romatyczne" gówno, bo totalnie nie umiem w fluff, ale kocham moich chłopców
_smuty_ trzymaj i daj mi spokój : p
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro