Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

D Z I E W I Ę Ć

— Możesz jeszcze raz wytłumaczyć mi, jakim cudem tu w ogóle weszliśmy? Nie masz przecież dwudziestu jeden lat. — Mason rozejrzał się dokładnie po barze, jakby czegoś (albo kogoś) szukając. Paranoja nie odstępowała go nawet tam, chociaż dotarł już do momentu, gdy powoli zauważał, jak głupie bywały jego podejrzenia i obawy.

Lokal świecił pustkami: oprócz niego oraz Doriana znajdowali się w nim jedynie nieliczni ludzie, którzy zajmowali dwa stoliki, kończąc przy nich swoje alkoholowe napoje. W powietrzu unosił się zapach nikotyny, wymieszany z cytrynową wonią jakiegoś taniego płynu do podłogi. Dochodziła dziewiąta wieczorem i Masona poniekąd dziwiły pustki, chociaż musiał przyznać, że nigdy tak naprawdę nie był w tego typu miejscu. Nie miał więc prawa wiedzieć, czy brak tłumów powodowały złe opinie, czy po prostu fakt, że miasteczko to było małe.

— Ale mam znajomości, mówiłem ci to już. Przestań się tak stresować, nikt i tak nie sprawdza dokumentów. — Dorian pokręcił głową, klepiąc swojego towarzysza po plecach, aby ten wreszcie się uspokoił. Nie czekając na żadną reakcję z jego strony, podszedł do baru, skąd zabrał od jednego z pracowników kartę drinków.

Obejmowany niezręcznością oraz poniekąd wstydem Mason zajął jeden z wielu wolnych stolików w kącie, nie chcąc na wszelki wypadek ryzykować ujawnienia się. Chwile, które spędził samotnie z oddalonym od siebie Dorianem, przywołały nieprzyjemny, chłodny dreszcz, jaki nieudolnie próbował zwalczyć przez cały tamten dzień. W pewnym momencie jego towarzysz pragnął nawet odwołać wyjście, zauważając jeszcze w domu, że coś musiało się stać, skoro większość południa przeleżał pod pościelą. Mimo to jednak nie chciał rezygnować z planów, ponieważ powoli zaczynał mieć dość całej tej otoczki pod tytułem: „ja cię nawet nie znam", nałogowo wykorzystywanej przez Masona za każdym razem, gdy Dorian próbował się do niego zbliżyć.

— Więc... często tu bywasz? — zagadnął wnuk Edith, próbując znaleźć sobie bardziej komfortową pozycję, gdy Dorian wepchnął się na miejsce obok niego, gwałtownie burząc przestrzeń osobistą nastolatka.

— Edith daje mi tylko jeden wieczór urlopu, gdy pół nocy gra w karty z sąsiadem, więc wykorzystuję go na całego, chlejąc tu do nieprzytomności — zażartował, opierając prawą kostkę na lewym kolanie. — Nie, jasne że nie. Właśnie dlatego tak długo zajęło mi zamówienie drinków. Kompletnie się na tym nie znam. — Wzruszył ramionami. — Ale spokojnie — dodał, widząc minę Masona. — Raczej nie będziemy tego żałować, znam się z barmanem, nie zrobiłby mi żadnego psikusa.

— Ja na twoim miejscu właśnie tego bym się obawiał. Co, jeśli zaszedłeś mu za skórę? Brak napiwku, a ty pijesz w spokoju drinka i potem jeb, po ptakach, budzisz się w Meksyku bez nerki czy innego organu.

Dorian zaśmiał się perliście, kręcąc następnie głową.

— Okej, nie myślałem o tym w ten sposób. Czy ty zawsze masz takie czarne myśli, Masonie? — spytał całkiem poważnie, chociaż uśmiech rozbawienia wciąż nie opuszczał jego twarzy. W odpowiedzi otrzymał tylko wzruszenie ramionami. Do tej pory wydawało mu się, że wisząca między nimi bańka niezręczności dawno prysnęła, ale nie było to prawdą ani w jednym procencie. Masonowi ciężko bowiem szło zaufanie komukolwiek, ze względu na to, jak wiele razy został on zawiedziony. Jeszcze za czasów dzieciaka ślepo ufał wszystkim dookoła, kończąc ostatecznie z bolesnym rozczarowaniem. Jedyne, czego dobitnie nauczył go ojciec, to unikanie zbliżeń oraz spoufalania się. Według niego życie polegało jedynie na brutalnym dążeniu do swoich celów. Oprócz tego kompletnie nic nie miało znaczenia: relacje, uczucia, nawet własna rodzina, którą założył przed laty, aby pozornie stać się lepszą wersją siebie.

— Dobra, ustalmy sobie coś — zasugerował Dorian, zauważając, że nieświadomie poruszył temat, jakiego nie powinien jeszcze przed pierwszym drinkiem. — Jeśli dojdziemy do rzeczy, o której nie będziesz chciał powiedzieć, to po prostu daj znać, okej? Nie chcę cię zmuszać do nie wiadomo czego, po prostu jestem ciekawy twojej osoby, tyle.

„Tyle" jeszcze nigdy nie było przez niego użyte jako tak wielkie kłamstwo.

— No więc co chcesz wiedzieć? — Mason westchnął, pragnąc mieć za sobą całą tę gadkę. Nie lubił o sobie opowiadać, bo od małego uczony był, że tak naprawdę nikogo nie obchodzi cokolwiek związanego z jego osobą. Dlaczego więc teraz miałoby być inaczej? I dlaczego akurat Dorian miałby stanowić ten jeden wyjątek?

— Wypraszam sobie, tu nie chodzi tylko o to, żebyś ty robił z siebie gwiazdę, co to, to nie. Ja też chcę się poczuć jak celebryta. — Kolejna porcja śmiechu (tym razem dosyć nerwowego), która nie udzieliła się nastolatkowi. Cholera, to rozładowywanie napięcia było coraz trudniejsze i Dorian naprawdę cieszył się, że byli w miejscu pełnym alkoholu. Niby nie miał najmniejszego zamiaru rozpijać Masona, jednak wiedział, że nie dałby rady rozsznurować mu ust bez odpowiedniej pomocy.

— Okej.

Znów nastała ta niezręczna cisza. Dorian zaczął pluć sobie w brodę, nie wiedząc, jak rozegrać sytuację. Zawsze stawiał na spontaniczne zagrania, ale tym razem brak taktyki nie stanowił dobrej rzeczy. Kolejną uciążliwą bańkę przebił więc kelner, podchodząc do chłopców z tacą, na której znajdowało się ich zamówienie. Mason momentalnie pobladł, uświadamiając sobie, że nie miał czym zapłacić. Nie znał Doriana na tyle, aby pozwolić mu postawić drinka, nawet jeżeli ten nie kosztowałby za dużo.

— Nie mam kasy — mruknął bardziej w stronę pracownika baru niż siedzącego obok siebie mężczyzny. Jasnowłosy kelner uśmiechnął się przepraszająco, tłumacząc w ten sposób, że nie mógł zrobić kompletnie nic, skoro zamówienie zostało już złożone.

— Panuję nad sytuacją. Dziękuję. — Dorian sięgnął po kolorowego drinka, leżącego bliżej niego, a potem postawił go przed sobą. Zauważając niepewność Masona, wziął też drugie naczynie, podając je zmieszanemu chłopakowi.

Od tego się zaczęło: było niezręcznie, a mocny alkohol pomimo naturalnych barwników, lodu i odrobiny soku palił gardło nastolatka. Wolno popijał swój napój, słuchając, jak Dorian po porządnym łyku zebrał się na odwagę, aby odnaleźć jakiś temat do rozmowy. Faktycznie panował nad sytuacją, chociaż sam wciąż w to powątpiewał. Opowiadał o tym, jak doszło do jego ucieczki z domu, a że lubił sobie potrajkotać, Masonowi udało się poznać calusieńką historię jego dzieciństwa i nastoletnich chwil. Już w wieku piętnastu lat Dorian podjął się swojej pierwszej pracy, aby odłożyć na wymarzony aparat fotograficzny. W jego domu nie za bardzo się przelewało, chociaż matka była dusigroszem i ukrywała każde drobniaki po kątach. Ojciec wyrzucał pieniądze w błoto, kupując najdurniejsze pierdoły, które tak naprawdę do niczego się nie przydawały. Oboje byli jednak dosyć słabi: nie umieli dojść ze sobą do porozumienia, pozwalając chaosowi oraz strachowi przejmować kontrolę nad ich domem oraz rodziną. Dorian miał tego ostatecznie dość, gdy pewnego dnia, miesiąc przed swoimi siedemnastym urodzinami, wrócił do domu po zajęciach, gdzie w salonie siedzieli jego rozpromienieni rodzice, ciesząc się ze spieniężenia największej pasji syna. Nie wytrzymał wtedy: długo krzyczał, dając w ten sposób upust więzionej złości, a potem ostatecznie skończył swoją jadowitą wypowiedź, wyjawiając rodzinie nastoletnią tajemnicę, którą długo ukrywał.

— Oh, no i jestem gejem — powiedział po dotarciu do tej części opowieści z aparatem oraz krzykiem. — Wiesz, wierząca, nieco popieprzona rodzina, uwielbiająca staromodne zabawy w aranżowanie małżeństw nie za bardzo ucieszyła się z tego powodu, ale co miałem zrobić? — Parsknął, machając lekceważąco ręką. — Tego wszystkiego było za wiele, miałem zwyczajnie dość. Więc się wyniosłem.

— Czemu mi to mówisz, Dorianie? — spytał Mason, dokańczając swojego drinka.

Dwudziestolatek wzruszył ramionami, kłamiąc w ten sposób, że nie znał tak naprawdę powodu, ale prawda tańczyła na jego języku, domagając się wypłynięcia na światło dzienne.

— Nie wiem — powiedział wreszcie. — Może po prostu łudzę się, że jesteś taki sam?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro