Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Hejka!

Chciałabym Wam bardzo, ale to bardzo podziękować za to, co pozostawiliście w poprzednim rozdziale 😁❤💙💚💛

Zgodnie z obietnicą, dodaję kolejny :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)

*****

Następnego dnia pełna szczęścia szłaś do marketu, aby wykonać zakupy. Dlaczego pełna szczęścia? Otóż Twoja mama od samego rana latała, żeby wszystko było perfekcyjnie przygotowane, bo tak bardzo chciała odwdzięczyć się Kakashi'emu. Ciebie wysłała po zakupy, więc z chęcią na to przystałaś, aby mieć święty spokój.

Aby dojść do marketu ze świerzymi warzywami, musiałaś przejść obok domu Kakashi'ego. Trochę zaciekawiło Cię to, że tuż przed budynkiem, w którym znajdowało się jego mieszkanie stał mężczyzna w dziwnym, zielonym kostiumie. Jednak to nie jego strój najbardziej Cię ciekawił. Najciekawszą rzeczą było to, że ów mężczyzna...płakał?

– Ee, przepraszam, wszystko w porządku? – spytałaś podchodząc do czarnowłosego i marszcząc przy tym brwi w geście zdziwienia.

– Nie! Nic nie jest w porządku! To moja wina! Przeze mnie teraz tam leży! – wykrzyczał w Twoją stronę, przez co nie dało się ukryć, że po prostu osłupiałaś.

– Kto leży? I gdzie? Czy może się pan uspokoić? – dodałaś spokojnie.

– Jak to kto?! Kakashi! Mój rywal! To wszystko przeze mnie i mą siłę młodości! To ona mu to zrobiła! – krzyknął ponownie, a kiedy sens słów dotarł i do Ciebie, serce podskoczyło Ci do gardła.

– Kakashi'emu? Ale gdzie on teraz jest? Co mu zrobiłeś? Czy może mi pan wszystko opowiedzieć na spokojnie? – powiedziałaś w lekkiej panice, jednak starałaś się zachować spokój, dopóki nie dowiesz się, o co tam naprawdę chodzi.

– Dobrze... Wczoraj, gdy na nasze ziemie zesłany został deszcz, wyzwałem Kakashi'ego do kolejnego pojedynku, aby udowodnić, że wiośnie naszej młodości nie straszna żadna pogoda. – zaczął bardzo szybko, jednak pod presją doskonale go rozumiałaś. – Mnie, jako mężnemu samcowi nic się nie stało, jednak Kakashi... – urwał na moment przygryzając pięść, przez co o mało co nie wybuchnęłaś z nadmiaru irytacji. – Kakashi dostał grypy. Nie jest zdolny do misji, a co gorsze...Nie jest zdolny do kolejnych pojedynków...– dokończył, a z jego oczu zaczęły skapywać pojedyncze łzy.

Przez moment stałaś w osłupieniu nie wiedząc co robić. Z jednej strony bardzo Ci ulżyło, ponieważ myślałaś, że stało się coś znacznie gorszego niż przeziębienie, jednak z drugiej strony...Chciało Ci się po prostu śmiać. Bez urazy, ale postać tego człowieka po prostu bardzo Cię rozbawiła, mimo że to nie było miejsce ani czas.

– Słucham? Czyli chce mi pan powiedzieć...Że Kakashi jest przeziębiony, tak? – spytałaś z lekkim uśmieszkiem, który powstrzymywał przed chichotem i z jedną brwią w górze. – A pan płacze z tego powodu?

– Przepraszam...Nie mogę o tym rozmawiać. Okryłem się hańbą...Wybacz mi młoda kobieto, proszę wybacz, ale nie mogę dłużej tu przebywać... – powiedział poważnie, stając przy tym na baczność, a z jego oczu nie przestawał płynąć potok łez.

Nim zamrugałaś kilkakrotnie aby dojść do tego, co tu się właśnie odpieprzyło, mężczyzny z gęstymi brwiami już nie było.

Jako że właśnie dowiedziałaś się o stanie srebrnowłosego i tak się złożyło, że akurat stałaś pod jego mieszkaniem, postanowiłaś do niego zajrzeć. Tak po prostu.

Będąc już przed jego drzwiami, z czystej grzeczności zapukałaś.

– Proszę. – usłyszałaś słaby, jednak wyraźnie zachrypnięty głos, a po chwili kaszlnięcie.

Nic nie mówiąc weszłaś do środka, a następnie skierowałaś się do miejsca, w którym znajdowała się sypialnia Kakashi'ego.

– Guy, mówiłem ci, że nie musisz pukać, skoro... – zaczął chłopak, który jak zdążyłaś zauważyć, leżał przykryty po same uszy puchową pierzyną, odwrócony tyłem do drzwi, w których właśnie stanęłaś opierając się o framugę.

– Oj chłopie, i po co ci to było... – powiedziałaś, lekkim uśmiechem tłumiąc chichot. Może było to trochę nie na miejscu, jednak bawiło Cię dziecinne zachowanie Kakashi'ego, przez które teraz musiał płacić.

– [ Imię ] ? A co ty tu robisz? Ah tak...Obiad...Na śmierć zapomniałem... – wychrypiał odwracając się w Twoją stronę i robiąc przy tym wielkie oczy, które swoją drogą były podpuchnięte i zakrwione.

– Nie przyszłam tu z tego powodu. – zaczęłaś. – Jakiś facet w zielonym stroju powiedział mi, co się stało, dlatego chciałam zobaczyć, jak się masz, jednak widzę, że chyba nie najlepiej. – stwierdziłaś, a w Twoim głosie słychać było współczucie.

– Nie gniewaj się i przeproś rodziców, ale chyba jednak nie dam rady... – kontynuował, na co przewróciłaś oczami.

– Kakashi, proszę cię przestań, jesteś chory. Twoje zdrowie jest przecież ważniejsze niż jakiś głupi obiad. – stwierdziłaś stanowczo, podchodząc do niego i siadając na skraju łóżka po drugiej jego stronie. – A tak właściwie, to jak się czujesz? – spytałaś, jednak odpowiedź na to pytanie była raczej oczywista.

– Noo...Mogło być lepiej. – odpowiedział pociągając po chwili nosem.

– Wiesz co... Mimo że to tylko i wyłącznie twoja wina i jesteś w takim stanie z własnej głupoty, może coś ci zaraz ugotuję, co? – powiedziałaś bardziej stwierdzając niż pytając.

– Nie, nie rób sobie problemów, zaraz mi przejdzie, to tylko lekkie przeziębienie. – wymamrotał chłopak, na co tylko przewróciłaś oczami.

– Właśnie widzę. – skomentowałaś krótko, a następnie wstałaś z łóżka, kierując się wprost do kuchni, aby przyrządzić znany wszystkim na całym świecie, tradycyjny, uzdrawiający rosół.

Otwierając lodówkę swoim blaskiem oświeciła Cię tylko i wyłącznie pustka. Pokiwałaś z niedowierzaniem głową, a następnie postanowiłaś udać się na szybkie zakupy, nawet nie wspominając o tym Kakashi'emu.

W drodze powrotnej na ułamek sekundy wstąpiłaś również do domu, aby powiadomić rodziców o niedyspozycji chłopaka. Oczywiście nie powiedziałaś całej prawdy, biorąc pod uwagę fakt, że minutę później Twoja mama galopowałaby w stronę domu srebrnowłosego i nie dawała mu spokoju aż do powrotu do zdrowia. Wspomniałaś tylko o jakiejś waszej wspólnej misji, a następnie zniknęłaś tak szybko, jak się pojawiłaś.

Wchodząc ponownie do mieszkania chłopaka, cisza oznajmiła Ci, że jego mieszkaniec właśnie śpi. Toteż w spokoju i harmonii mogłaś przygotować swoje danie, które po wstępnych oględzinach uznałaś za naprawdę bardzo smaczne.

Wchodząc do sypialni uznałaś, że chłopak nadal pogrążony jest w głębokim śnie. Uprzednio odstawiając miseczkę z wywarem na stolik nocny, z wyrzutami sumienia zaczęłaś go budzić. Kiedy w końcu otworzył oczy, były one jeszcze bardziej czerwone niż poprzednio.

– Trzymaj i pij do dna. – powiedziałaś stanowczo, wręczając mu miseczkę.

– [Imię], naprawdę bardzo ci dziękuje, nie wiem, jak ci się odwdzięczę... – wymamrotał, przejmując rosół w swoje ręce.

– Nie marudź tylko jedz, to przecież tylko rosół. – powiedziałaś z delikatnym uśmiechem, jednak nadal starałaś się brzmieć stanowczo.

Kiedy od kilku sekund Kakashi wahał się spoglądając to na Ciebie to na rosół, dając Ci tym samym do zrozumienia, że nie chce, abyś była przy tym, gdy zdejmuje maskę, zirytowana pokręciłaś głową. Trochę na niego zła, bo przecież to tylko głupia maska, opuściłaś pokój kierując się w ponownie w stronę kuchni, aby posprzątać pozostawiony bałagan.

Po kilku minutach zawróciłaś, aby zabrać miskę i zbadać teraźniejszy stan chłopaka. Shinobi leżał teraz przewrócony na bok i wydawać by się mogło, że znów śpi. Podeszłaś do stolika, aby zabrać puste naczynie, jednak nim zdążyłaś odejść chłopak złapał Cię za łokieć, czym początkowo nieźle Cię przeraził.

– Już chcesz mnie zostawić? Nie odchodź proszę, zostań ze mną. – jęknął, jednak widząc czerwone wypieki na jego twarzy, doszłaś do wniosku, że bredzi tak tylko ze względu na gorączkę.

Przyłożyłaś swoją dłoń do jego czoła, aby potwierdzić swoje przypuszczenia, a następnie wyrywając łokieć z jego praktycznie bezsilnego uścisku z powrotem udałaś się do miejsca zwanego kuchnią, aby przygotować zimny okład.

– Zdejmij tą maskę, co? – powiedziałaś poważnie, kiedy minutę później stałaś nad nim z białym ręcznikiem, nasączonym zimną wodą.

Początkowo nie chciał tego zrobić, miotając się przy tym jak małe dziecko, jednak po kilku próbach udało Ci się nałożyć zimny okład na jego gołą twarz, który teraz zastępował mu tą jego ukochaną maskę.

– Ale proszę, nie zostawiaj mnie! Zostań ze mną! – jęknął ponownie łapiąc Cię za tym razem nadgarstek, mimo że kompletnie nic nie widział.

– Dobrze, zostanę. – westchnęłaś, a następnie skierowałaś się na miejsce po drugiej stronie dwuuosobowego łóżka. – Zadowolony? – spytałaś, kiedy znajdowałaś się już obok niego, jednak odpowiedziało Ci tylko ciche pochrapywanie. Zrezygnowana pokiwałaś głową.

Po chwili jednak Twoją uwagę przykuła pomarańczowa książka, tuż obok jego głowy po prawej stronie. Korzystając z tego, że chłopak pogrążony był prawdopodobnie w głębokim śnie, jak najdelikatniej sięgnęłaś po pismo.

Z delikatnym uśmieszkiem na twarzy zaczęłaś czytać pierwszy rozdział.

*****

Gwiazdka? Komentarz? :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro