Ja nigdzie nie wracam!
*Kaila*
Nadchodziła noc. A ja? Ja nadal biegłam. Chciałam pobiec najdalej jak tylko potrafie. W pewnej chwili coś a raczej ktoś na mnie skoczył i wywrucił na ziemie. Tym ktosiem był Lloyd.
Ja- Oszalałeś?!
Lloyd- Musiałem cię jakoś zatrzymać. Nie mogłem cię dogonić więc poleciałem na smoku, zeskoczyłem na drzewo i czekałem aż tutaj dobiegnieś.
Ja- To na marne był twuj "plan"... Ja nigdzie nie wracam! Nie chce wam zrobić krzywdy. Rozumiesz?!
Lloyd nic nie odpowiedział. Przezucił mnie przez ramie i wywołał smoka.
Ja- Puszczaj mnie!
Lloyd- Skoro nie wracać sama to ja sprubuje.
Ja- Postaw mnie na ziemie! Lloyd!
Lloyd nic nie mówił tylko leciał. Użyłabym mocy żywiołu i bym go podpaliła ale boje się ze spadniemy.
3 minuty później
Przelatywaliśmy nad jakąś rzeką. Postanowiłam wykorzystać okazje i użyć mocy żywiołu. Mnie to nie bolało ale Lloyda wręcz przeciwnie. Smok znikł i wpadliśmy do wody.
Lloyd- Kaila czemu to zrobiłaś?!
Ja- Zrobie wszystko żebyście byli bezpieczni!
Nagle coś mnie chwyciło za nogi i zaciągnęło na dno.
Ja- Pomocy!
Byłam pod wodą. Okazało się ze to Carlos w stroju nurka ciągnie mnie na dno. Próbowałam się uwolnić ale to było na nic. Coraz bardziej brakowało mi tlenu. Zaczynało mi się robicz ciemno przed oczami. Ostatnie co zobaczyłam to jak Lloyd nurkuje pod wode. Po tym widziałam tylko i wyłącznie ciemność.
Potem
Otworzyłam oczy. Nade mną stał Lloyd.
Lloyd- Nic ci nie jest?
Ja- Nie.
Próbowałam wstać ale nie dałam rady. Straśnie bolała mnie noga.
Lloyd- Odpoczywał. Straciłaś dość sporo krwi.
Ja- Kiedy?
Lloyd- Kiedy Carlos cię zranił w noge nożem.
Popatrzyłam na nogi. Jedna była owinięta bandarzem całym już w krwi.
Lloyd- Poczekaj. Wiedziałem ze będzie mi potrzebna apteczka.
Lloyd otworzył apteczke i zajrzał do środka. Po chwili trzymał w rękach bandarz i wode utlenioną. Pochylił się nad zranioną nogą. Odwiną już cały czerwony bandarz, zdezynfekował wodą utlenioną i zawinoł nowy opatrunek.
Lloyd- Gotowe.
Ja- Dzięki.
Lloyd- Daj rękę. Pomoge ci wstać.
Wziełam zielonego ninja za rękę. Lloyd pomugł mi wstać. Zrobiłam jeden mały krok do przodu i jak niezdara upadłam na Lloyda. Ręce owinęły się wokuł jego szyi a nasze twarze prawie się ze sobą stykały. Potrzyłam w jego zielone oczy. Po chwili nastąpiło coś czego się nie spodziewałam. Pocałunek...
***
Hejka! Zniszczyłam pare Cole i Kaila oraz Lloyd i Veronika! Żart. Po prostu mnie poniosło w pisaniu. A wracając. Jak rozdział? Przepraszam ze wczoraj nie było rozdziału ale byłam zajęta. Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro