Złodzieje, mordercy i chodzący trup?!!
W poprzednim rozdziale:
Zostaliśmy nakryci przez policję, co tu dużo mówić. No kryć się nie umiemy, ale jedyne co mnie pociesza to fakt, że Zane lubi mnie choć trochę!
Cała nasza piątka siedzi stłoczona na tyłach samochodu policyjnego,a każdy z nas ma kajdanki na rękach. Z przodu jadą zadowoleni z siebie mężczyźni, którzy śpiewają z radości piosenkę "Despacito", a jeszcze wcześniej śpiewali "Another love". Wyjechaliśmy już z tej zamkniętej dzielnicy i przemierzamy miasto kierując się na komisariat. Jest środek nocy, cholernie ciemno i tylko latarnie rzucają światło na chodniki. Nie widać wielu ludzi, ponieważ znajdujemy się z dala od centrum.
Wcisnęli nasz wszystkich na tyły wozu, gdzie znajduje się tutaj jedyne trzy miejsca, więc czujemy się jak sardynki w puszcze czy jak to się mówi. Lloyda jako tego najmniejszego dali na kolana Zane'a, ponieważ już się nie mieścił na fotelach. Nasze wszystkie rzeczy zabrali nam na tyły i jesteśmy bez telefonów, portfelów i dwóch wódek Jay'a. Na prawdę mógłbym już jechać w bagażniku niż jeżeli tutaj, bo czuje się jak rudy odciskuje na mojej nodze swoją kość udową.
-A panowie to wiedzą, że jak się przewozi o dwa więcej miejsca w samochodzie to zabierane jest od razu prawo jazdy? - informuje pouczające białowłosy.
-O nie! - szatyn odwraca się do nas z teatralnym przerażeniem, łapiąc się za oba policzki - I co teraz. Zadzwonicie na policję? - prycha śmiechem.
-Uznamy to za porwanie - dyskutuje nieugięcie.
-To znaczy, aby zgłosić porwanie to musicie jechać na komisariat - zauważa z ironią - Ooo jak dobrze się składa, że jedziemy w tym samym kierunku
-Ale po co wy to robicie - burknąłem.
-Ej, wypraszamy sobie! - protestuje gwałtownie drugi - Takie pytanie zadaje się super złoczyńcą, a my jesteśmy tylko policjantami najniższego stopnia
-A czyli chodzi o pieniądze - rzuca bardziej do siebie Jay, ale i tak usłyszeli to wszyscy.
-Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze - mruknął Cole.
-Nie, nie, nie! - oburza się pierwszy - Chodzi o lepsze miejsce pracy
-Czyli o pieniądze
-No nie!
-Jak chodzi to mój tato może coś wam odpalić - dodaje Lloyd - Ile chcecie za wypuszczenie nas?
-Cholera nie o to chodzi - załamuje się szatyn.
-Chcemy zmienić miejsce patrolu bo mamy dosyć tego tutaj. Użeranie się z snobami przestało nas bawić. Nie żeby kiedykolwiek bawiło...
-I niby złapanie nas wam w czymś pomoże? - podnoszę brew ku górze, niedowierzając.
-No właśnie pomoże! - odparł pewnie Tony - Jesteśmy nowi i nie chcąc dać nam bardziej trudniejszych wyzwań. Mówili, że musimy się nabyć praktyki najpierw tutaj, a później nas przenoszą na inne tereny. Problemy w tym, że to się dłuży i dłuży, a my mamy wrażenie, że stoimy w miejscu w kwestii doświadczenia...
-I przewiezienie nas tam w czym wam pomoże? - pyta sceptycznie Cole.
-TAK - krzyczą na raz.
-Zobaczą, że jesteśmy dobrze w-
-W łapaniu zaginionej młodzież? - przewracam oczami.
-To może jednak weźmiecie ten hajs od mojego ojca, co? - proponuje Lloyd.
-PRZESTAŃ PRÓBOWAĆ NAS PRZEKUPYWAĆ - krzyczy zdenerwowany kierowca, odwracając się do blondyna i posyłając mu morderczy wyraz twarzy. Ten unosi ręce na tyle wysoko ile może w geście poddania się
-JAPIERDOLE HAMUJ!!!!!
W ten słyszymy huk i dźwięk uderzający czegoś o maskę samochodu. Nie dość, że to słyszymy to jeszcze widzimy, jak jakieś ciało obija się o maskę i spada na ziemię w momencie kiedy samochód się zatrzymuje na jakiejś mało znanej ulicy obok pasów.
Wszyscy zamieramy.
-JAPIERDOLE ZABIŁEŚ CZŁOWIEKA!!!!!!
-I chuj z awansu... - westchnął, opierając się o kierownicę.
-Jebać awans! Nie chce trafić do więzienia. Okropne mają tam obiady - zaczyna panikować.
-Może żyje
-Kurwa nie rusza się - wychyla się w kierunku przedniej szyby.
-Wysiadamy, a nie czekamy na jego zmartwychwstanie! - irytuje się - To nie pieprzony Chrystus - wysiada z radiowozu, trzaskając drzwiami.
Drugi, mruży swe oczy, skanuje nas, przerażonych, że właśnie jesteśmy świadkami morderstwa, a zaraz może i pomagierami w zacieraniu śladów.
-Nie wychodzić - rozkazuje, mierząc nas palcem, a potem natychmiastowo wychodzi z auta również trzaskają drzwiami. Widzimy jak kręcą się przed autem, wymachują rękami i coś krzyczą do siebie albo do tego leżącego ciała.
-Co robimy? - szepcze Lloyd - To totalnie psychopaci!
-Może ucieknijmy póki są zajęci - proponuję, obserwując ciągle tamtą dwójkę, która teraz schyliła się do poszkodowanego. Nie wiemy w jakim jest stanie bo maska samochodu go zasłania.
-Jeszcze nas zastrzelą - burknął Cole - Są tak zdesperowana na zmianę miejsca pracy, że wymyślą jakąś bzdurę, że byliśmy super niebezpieczni dlatego musieli użyć broni. Oni zostaną bohaterami, a my skończymy pięć metrów pod ziemią
-Może więcej optymizmu, panie marudo- prycha Jay.
-Słuchaj - zaczyna ostro.
Wten moje drzwi otwierają się, a ja wypadam przez nie na ziemię, upadając boleśnie na beton. Opierałem się ciągle o nie, może nie z własnej woli, bo KURWA NIE BYŁO MIEJSCA.
Nie dość, że bolała mnie cała lewa noga, jakby ktoś próbowałam ją wycisnąć to teraz w sumie boli mnie cała prawa strona od głowy aż do kostki. Asfalt jest kurewsko twardy i kamienny, nie?
-Kłaniać mi się to będziesz później - parska śmiechem moja siostra.
Boże kocham cię Nya.
Szczerzę się na jej widok. Stoi ubrana tak samo jak wcześniej, gdy ostatni raz ją widzieliśmy. Może z tą różnicą, że ma na sobie długi czarny płaszcz. Trzyma jedną dłonią drzwi, a drugą podbiera się pod boki.
-Koniec podziwiania mnie jak bóstwo. Spadamy stąd - popedza nas.
Wstaje na równe nogi i staje obok mojej siostry.
Widzę jak każdy z nas domaga się wyjaśnień. Mamy to wręcz wymalowane na twarzy. Zauważam też, że na widok mojej siostry, błyszczące oczy Jay'a
-Później wyjaśnię - odpowiada na nasze spojrzenia - A teraz sio póki są zajęci
Walker z trudem wydostaje się z auta i staje obok nas. Wygląda jakby zdrętwiało mu całe ciało. Potwierdza to fakt, że zaczyna je rozruszać
-Na piechotę? - pyta Lloyd.
-A czym innym moglibyśmy, co? - prycha z irytacją.
Ruchem głowy pokazuje na kierowcę samochodu.
-Hak na hak - tłumaczy - Pozwą nas o kradzież samochodu. My pozwiemy ich o zabójstwo człowieka, porwanie nas, jazda z przekroczoną dozwoloną ilością osób w samochodzie... Później im oddamy ten samochód, oczywiście - reflektuje się.
-Geniusz! - wołają z radością i czystą pochwałą Cole wraz z Jay'em.
-To jest beznadziejny pomysł - marszczy swe brwi w niezadowoleniu Zane.
-Jak chcesz możesz tu zostaje z nimi - informuje go z kamienną twarzą brunetka.
-A ktokolwiek z was umie jeździć? - fuknął.
-Ja z Nyą umiemy - mówię - Tato nas nauczył, abyśmy łatwiej zdawali prawko w przyszłości
-Mam ku temu wątpliwości -
-Chuj z nimi! - niecierpliwi się Nya.
Okrąża samochód za tyłu i powoli otwiera drzwi od strony kierowcy, wsiadając do środka. Ja nie czekając długo pakuję się do środka i siadam obok Cole'a, przy którym zrobiło się wolne miejsce. Zamykam przy okazji drzwi, zostawiając chłopaka na zewnątrz. Uśmiecham się z radością do bruneta, który śmieje się krótko, widząc chłopaka za szybą. Jay oburza się, ale ja mu wskazuję miejsce z przodu, które jest o wiele lepsze niż to co miał, więc nie rozumiem w czym problem. Ten robi głośne "aaaaaa" i wskakuje do przodu.
Policjanci w końcu orientują się co się dzieje, ale jest na to za późno, bo w ten o to sposób moja siostra przeistacza się w prawdziwego radiowca i z piskiem opon oraz wycia silnika cofa się w tył auto. Próbują za nami biec, gdy nagle ona kilka metrów dalej zatrzymuje się, otwiera drzwi i krzyczy :
-SKACZ DO NAS RONIN
A potem naciska pedał gazu i rusza do przodu, mijając przerażonych policjantów, którzy odskakują na bok, aby moja siostra ich nie rozjechała. Zatrzymuje się przy ciele chłopaka, który nagle wstał jak gdyby nigdy nic cały we krwii. Otwiera drzwi od mojej strony i dosłownie wskakuje do nas, tak że całym swoim ciałem leży na naszych kolanach. A trzeba dodać jeszcze, że Lloyd nadal był na kolanach Zane 'a, a teraz na kolanach blondyna znalazła się głowa tego faceta.
-Zamknij drzwi!!!! - wrzeszczy do mnie wraz z Nyą.
-Japierdole, dobra! - odkrzykuje, wykonując polecenie w samą porę, ponieważ policjanci znaleźli się raptem jeden metr od nas.
Siostra wyciska z maszyny tyle ile dała fabryka, a nas wbija w fotel.
Żałuję, że usiadłem z tyłu. Przepraszam Cole, ale nawet miłość do ciebie nie była tego warta, aby moja twarz była przyciskana do szyby. Mimo to pamiętaj, że i tak cię kocham!
Czasem sama się zaskakuje co mój mózg wymyśla podczas pisania tego na spontanie, bo nic nie planuje. To się samo dzieje XDDD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro