Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Policja włącza myślenie w nieodpowiednich momentach

W poprzednim rozdziale :
Ciężkimi sposobami w końcu udaje nam się wyjść samochodu. Zaliczyłem nawet romantyczny moment z Cole i byłby od dłuższy, gdyby nie Ronin - menel że swoimi krzykami i niechęcią do puszczenia Zane. Myślał, że jeśli będzie trzymał się go za nogę to uda mu się wyjść pomiędzy szczelinami. On to serio jest głupi. Na szczęście mój luby go wyciągnął sprawnym, jednym ruchem. Naprawdę ktoś się jeszcze zastanawia dlaczego na niego lecę? Nie dość, że miły (a przynajmniej miły dla mnie, bo dla Jay'a niezbyt i super. Niech tak trzyma). W między czasie zaliczyłem coś na wzór sprzeczki z rudym i moją wredną siostrą przez co ja zostałem kierowcą! I dobrze, bo jestem lepszy niż ona i przynajmniej nie zasypiam za kółkiem jak ona.
A co jeszcze?
A tak policja nas goni. W sumie od tego powinienem zacząć.

Naciskam więcej gazu, kiedy wychodzę zza zakrętu, pisk opon i turkot silnika przeszywa nas na wskroś, ale podoba mi się ten dźwięk. Widzę, że Nyi również sądząc po jej istnie psychopatycznym wyrazie twarzy. Obydwoje jesteśmy na tym punkcie zdrowo rąbnieci. Co się dziwić skoro nasz stary jest uzależniony od szybkiej, niebezpiecznej jazdy, a on nas uczył kierować? Jak tu nie kochać stanu, kiedy nie wiesz czy nie przejedziesz jakiegoś kidosa na pasach, bo chuj miał wzrok wlepiony w komórkę. W pełni zasłużyły sobie na to, tylko prawo nie podziela naszego zdania, dajac im jeszcze pierwszeństwo na pasach.

-Kai - zaczyna Zane po raz któryś, a ja któryś raz wyłączam mózg by nie słyszeć paplaniny o tym ile to już przepisów złamałem. Oczywiście, że widzę te spierdolone znaki na drodze, ale ja je jawnie ignoruje.

A w ogóle mamy poważniejsze problemy niż nieprzestrzeganie znaków, bo słyszymy syreny policyjne tuż za nami. Tak łapią nas, a raczej próbują. Nie uchwycą ani nas, a tym bardziej mojej zajebistości.

-Kai, kurwa! - tym razem krzyczy Jay - Ja nie mam pasów tutaj! - skręcam jak najbardziej gwałtownie się da i słyszę jak coś się przewraca tam z tyłu - KAI NIE JESTEM WORKIEM ZIEMNIAKÓW

-JAY NIE DRŻYJ MI SIĘ DO UCHA! - wrzeszczy Cole, zatykając uszy.

Tak może ustawiłem sobie lusterka tak, by dobrze móc widzieć jego twarz. Nie przeraża go moja jazda, jak w przeciwieństw do Lloyda.

Widzę kontem oka, jak Ronin klepie się po swojej długiej, skórzanej kurtce, zanim się zapytam się go o to, driftem skręcam w wąska uliczkę, gdzie po jednej stronie stoją zaparkowane samochody. Ja dwoma kołami znajdują się na chodniku i widzę, jak niektórzy przechodni odskakują przerażeni. Policja ciągle nie chce nam odpuścić. Jest nawet bliżej niż chcielibyśmy, słyszymy też jak z walkie - talkie mówią o tym.

-Co ty odwalasz?

-Szukam czegoś... - opowiadaj wymijająco - A mam!

Wyjmuje z jednej kieszeni... Granat?

-RONIN! - wrzeszczy na cały głos Zane - ODSTAW TO

-Jak sobie życzysz - uśmiecha się zadziornie.

-Co on robi bo nie widzę?! - pyta Jay.

Wyjmuje zawleczkę, otwiera drzwi i wyrzuca je jednym sprawnym ruchem na drogę. Ja w tym momencie wyciskam z samochodu jeszcze więcej i ruszam prostą drogą, ciesząc się, że nie ma żadnego zakrętu , bo wtedy musiałbym ciutkę zwolnić, a takie zwolnienie spowodowałoby, że eksplozja by nas dorwała. Jesteśmy na dosyć wąskiej drodze. Jedna połową zajmuje zaparkowane samochody.

-Czy to był granat?! - krzyczy Nya, wlepiając wzrok w szyby.

I wtedy jako odpowiedź dostaje wybuch pyły?

Szarego dymu?

Co to kurwa jest?

-Serio myśleliście, że nas wysadzę? - kpi Ronin - To granat dymny idioci

Widzę jak w przednim lusterku owy dym rozpościera się tuż za nami, skutecznie powoli niwelując widoczność. Widzę jak niebieska światła odbijają się w mgle, ale nie poruszają się z taką prędkościach jak wcześniej. Przyspieszam jeszcze bardziej, aby dym nas nie dopadł. Widzę jak ludzie na chodniku wpadają w panikę, a co niektórzy wyjmują telefony i nagrywają cały nasz pościg.

-Musimy przerwać pościg - słyszy z walkie - talkie - Kurwa gnojki rzucili granat dymny!

Ronin wybucha śmiechem.

-Nigdy nie znudzi mi się zabawa z policją!

-Kiedyś się doigrasz - mamrocze Zane.

-W tej chwili to ratuje wam dupsko - prycha.

-No tu trzeba się zgodzić z nim - przyznaje Nya - Gdyby nie on to w tej chwili odbywalibyście gadkę pogadankę z rodzicami 

-Jesteś złotą kobietą!

-Nie podrywaj jej! - wścieka się Jay, który pojawia się za bagażnika - Zasługuje na kogoś lepszego niż na ciebie!

-Przynajmniej nie jestem rudym nieudacznikiem - parska śmiechem, uśmiechając się prowokacyjnie. 

-O TY GNOJU CO MASZ DO MOICH RUDYCH, PIĘKNYCH WŁOSÓW!

Próbuje wyskoczyć z tyłu i dopaść mężczyznę siedzącego obok mnie. Wystawia nawet ręce w jego kierunku w geście uduszenia go, ale skutecznie Cole spycha go do tyłu, kładąc dłoń na jego twarz.

-Mówiłem ci już, abyś się zamknął! - warczy Cole.

-Uspokójcie się! - woła Zane. 

-Gdzie my się w ogóle kierujemy? - pyta Lloyd. 

I wtedy wszyscy patrzą na mnie w tym samym momencie. 

- Czemu patrzycie na mnie? - dziwię się.

-Bo czekamy aż nam odpowiesz - spokojnie tłumaczy blondyn. 

-A skąd ja mam to kurwa wiedzieć?

Słyszę i widzę, jak Nya uderza się w czoło. Naburmuszam się na to.

-Jesteś ucieleśnieniem upadku intelektu ludzkości - odparła zdruzgotana. 

-Pojedziesz na stację? - pyta ze spokojem Cole, wprowadzając mnie w stan zawstydzenia. Zacząłem się denerwować, zwłaszcza po tym, jak zobaczyłem w lusterku w jaki sposób na mnie patrzy. 

Z taką no. Trudno to opisać, taki spokój pomieszany z troską? A jest to naprawdę miła od spojrzeń innych osób na moją osobę. 

-Tak, tak pewnie - odpowiadam niepewnie. 

-Pokierować cię czy dasz radę? - zadaje pytanie ponownie tym samym ciepłym tonem. 

Niech tak patrzy na mnie więcej. Jakby dodałby do tego jeszcze miłość to roztopiłbym się momentalnie. Mam nadzieję, że kiedyś nastąpi miłość do mojej osoby. 

Niech Cole mnie pokocha. 

-Ale zaleciało tęczą - mruknął Ronin.

-RYJ! - krzyknęliśmy wszyscy w tym samym momencie. 

Nawet Zane. 

-Dobra, dobra! - unosi ręce w geście poddania się. 

-Dobra, ale co zrobimy dalej jak dostaniemy się na stację? - pyta moja siostra.

-Dostaniemy się do domów - odpowiada brunet, jakby to było oczywiste.

-Będzie jakiś pociąg o tej porze? - teraz to Lloyd zadaje pytanie. 

-Zobaczymy - wzrusza ramionami Cole - Lepiej, aby policja nas nie znalazła 

-Idealny pomysł na zaszycie się w jakiś cieplutkim miejscu na stacji - rozkłada się wygodniej w fotelu mężczyzna.

-Może jeszcze powiesz nam, że będziesz zebrać na stacji? - prycha Garmadon.

-Kurwa, nie jestem menelem!

***

Wszyscy nawigują mnie we wskazany kierunek jaki obraliśmy. Próbujemy dostać się tam na czuja, ponieważ w tej części miasta nikt z nas nie był, oprócz Ronina, który głównie on tłumaczył nam jak tam się dostać. Wszystkim też padły telefony, a ten menelofacet to nawet nie ma przy sobie komórki. Coś tam mówił o namierzeniu go przez telefon czy inne bzdury. Nie słuchałem go, dobra.

Nasłuchiwaliśmy jeszcze walkie-talkie, ale nie odezwało się od ostatniego razu. Ronin, jako specjalista od uciekania policji uznał, że to za zły znak. Pewnie w końcu zorientowali się, że słyszymy każde ich słowo, bo rozmawiają na jednym i tym samym kanale. W tej policji to sami debili pracują. Na nasze głupie szczęście. Takim debilom to aż wstyd dać się złapać.

W końcu docieramy na dworzec główny w mieście. Wokół panuje już duży ruch. Zbliżają się godziny wyjazdu ludzi do pracy lub szkoły przez co zaczynają się korki. Dworzec to ogromny budynku przypominającym roladę ze szkła. Co ja poradzę, że naprawdę dla mnie to wygląda! Albo jak bochenek chleba! 

Krążymy wokół, poszukując wolnego miejsca parkingowego przed dworcem. W końcu odnajdujemy go w koncie między dwoma dużymi, białymi busami. Ludzie czujnie obserwują nas wóz, za pewnie zastanawiając się po co tu jesteśmy oraz dla samego faktu, że przyjechaliśmy autem policyjnym. Czuję się jak badass robiący posłuch na dzieli. 

-I tak go po prostu zostawimy?- protestuje Zane - Nie tak raczej nie można

-Słuchaj jak chcesz to możesz go odwieść na jakiś komisariat, jak tak bardzo się o to martwisz - prycha Cole.

-Nie, ja chyba podziękuje w takim razie - mówi - Ja nawet jeździć samochodami nie umiem. 

Lol, lamus. 

-Cholera! - krzyczy niespodziewanie Nya - Policja tam!

I wskazuje na drogę, która znajduję się wyżej niż parking. Widzimy kilka radiowozów, które zjeżdżają po ulicy, prowadzącej do nas. Niebieskie auta jadą szybciej niż jeżeliby przepisy na to wskazywały.

-Myślisz, że to do nas? - słychać strach w głosie Lloyda. 

-No raczej nie do tutejszego Starbuksa - mruknął Cole.

Wspominałem, że znajduje się tutaj ogromna galeria handlowa? Nie? To teraz mówię. 

-To ruszajmy! - wołam, kierując się powoli już do wejścia na dworzec od strony parkingu. 

-Tutaj nasze drogi się rozchodzą - zaczyna Ronin.

-O w końcu! - ucieszył się blondyn, tak bardzo, że jego oczy zaświeciły radością. 

-Dobra pierdol się - burknął do niego - Jesteś za brzydki nawet dla pedofila

Lloyd gwałtownie nabiera głośno powietrza do ust. Tak, z pewnością ruszyły go te słowa, powodując u niego salwę gniewu. Wygląda na takiego, który rzuciłby się na niego w tej chwili. Zane myśli podobnie co ja, ponieważ kładzie swoje ręce na jego barkach. 

W innych okolicznościach sam bym mu pewnie wpierdolił za tą obelgę. Przecież Lloyd jest piękny. 

-Dobra, dobra - wtrąca się Nya, uśmiechając się na rozluźnienie sytuacji - Dzięki Ronin za wszystko, ale my już lecimy. Wiesz policja i te sprawy - wskazuje na niedawne miejsce znajdowania się radiowozów. W tym momencie ich tam nie ma, ale dziewczyna nie zdaje sobie z tego sprawy jeszcze.

Kurwa, gdzie oni są?

Nawet nie włączyli syren. Ruszyli w końcu mózgownicą i pomyśleli, że to mogłoby przeszkodzić w tropieniu nas? Po chuj wyście to zrobili! 

Garmadon chce coś powiedzieć, ale ręka Zane'a skutecznie mu to uniemożliwia. 

-Pa, pa! - woła z radością Jay i chwyta rękę 

MOJEJ SIOSTRY 

Mrugam kilka razy widząc ten śmiały krok chłopaka. Teraz to mnie trzeba powstrzymać przed rzuceniem się na niego, bo widzę jak Nya nie wyrywa się. Jest zaskoczona równie jak ja i daje się poprowadzić do wejścia. 

Niech ten rudzielec da mi tyle odwagi co on w sobie ma na złapanie dłoni Cole. Jestem za pizdowaty na takie rzeczy z pewnością. 

-Dzwoń w razie potrzeby! - informuje ją Ronin.

-Ale przecież ty nie masz telefonu! - dziwi się.

-A faktycznie. Ale i tak dzwoń!

Zane popycha Lloyda do przodu, który ciągle rzuca mordercze spojrzenia w kierunku mężczyzny. Ten tylko uśmiecha się do niego kpiąco, wyprowadzając jeszcze bardziej z równowagi chłopaka. Jak to dobrze, że jest Zane z doświadczeniem w takich sprawach. W końcu pracował z pijanymi ludźmi, a pijani ludzie to często agresywni ludzie. 

Cole też idzie za resztą. Obraca się za mną, ponieważ ciągle stoję. Biłem się z własnymi myślami czy zrobić to samo co Jay, ale strach mnie obleciał. Przecież brunet może sobie tego nie życzyć albo nawet nie chcieć, by taki ktoś jak ja to zrobił. Tak złapały mnie głupie wątpliwości. 

-Choć - pogania mnie ruchem ręki. 

-Idę, idę! - ruszam za nim. 

Cieszę się jak głupi, bo pamiętał o mnie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro