Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nienawidzę młodszego rodzeństwa

Od tamtego dnia nie poszedłem do szkoły. Z tego względu, że był to ostatnie dni szkolne i nie było w nim Cole'a, który przestał tam łazić. A skoro on nie chodził tam to straciłem swój powód do przebywania tam. Nya też nie chodziła już od dwóch tygodni i szczerze nie mogę uwierzyć, że ten szczur będzie w następnym roku chodził do mojego kurnika. Ukończyła już gimnazjum, a że moja szkoła jest najbliższą szkołą w okolicy to zapisała się tam też. Nie mamy zbytnio wyboru bo mieszkamy na jakimś zadupiu o słabym dojeżdzie.

Ale to nie ważne. Na to jeszcze sobie pomarudzę. Ważniejsze jest to, że dzisiaj idę na imprezę do NIEGO 

Aaaaaa!

Oczywiście z godzinę wybierałem co by tu ubrać i przebierałem się niezliczoną ilość razy. Ostatecznie padło dużą ciemno szarą koszulkę z nadrukiem jakiś białych liter. Do tego ubrałem czarne krótkie spodenki z dużymi kieszeniami i przyczepiłem do tego ozdobny srebrny łańcuszek. Na ręce ubrałem jeszcze czarne bezpalcówki. Popsikałem się jakimiś pierwszymi lepszymi perchumamy. Uznałem, że wyglądam okej i lepiej nie będzie z moją facjatą. Nawet dostałem aprobatę mojej siostry, która wychodząc z pokoju stwierdziła:

-Wyglądasz znośnie

Co w jej języku oznacza, że wyglądam ładnie. Ucieszyło mnie to, bo skoro ona tak twierdzi to może i reszta tak pomyśli.

-Dzięki

-Idziesz na imprezę czy na randkę?

-Błagam cię. Oczywiście, że na to pierwsze

-Obie rzeczy są równie nieprawdopodobnie- prychnęła.

-A ty gdzie wychodzisz tak wystrojona?- spytałem, skanując ją z góry na dół i oglądając jej dopasowany ładny strój składający się na luźne czarne spodnie i niebieski top z długim rękawem.

-Z przyjaciółmi- uśmiechnęła się znacząco.

Oznaczało to ,,wiesz ktoś ma przynajmniej jakiś". Znam ją tak bardzo dobrze, że już wiem jakie komentarze może rzucić. Już się nie mogę doczekać aż jej okres dojrzewania minie jako piętnastolatki.

-Dobra to spadaj już- machnąłem na nią ręką i ruszyłem na dół po schodach.

-Gamoniu przecież jadę z tobą na pociąg. Rodzice nas zawożą

-Super- rzuciłem ironicznie.

Pieprzone zadupie, gdzie do najbliższej stacji mamy dziewięć kilometrów i trzeba ustalać większość z rodzicami.

Pominę opisy drogi i to jaki dostałem wykład od mamy na temat alkoholu. I to jak dziwnie się czułem, gdy Nyę odebrała grupa przyjaciół wyraźnie ucieszonych na jej widok. Ja przemknąłem między nimi szybko, starając się nie zwracać na siebie uwagi. 

Dostałem kilka dni temu adres imprezy i wiedziałem, że odbywa się u jakiegoś przyjaciela Cole'a. Nie wiedziałem jakiego bo nie chciałem dopytywać. Coś wspomniał, że to kumpel Jay'a. Zabawnie będzie już to czuję.

Pojechałem na miejsce autobusem na przedmieścia miasta. Kiedyś to było osobna wioska, ale Ninjago City je wchłonęło i stworzyło nową dzielnicę. Matko jakie to były protesty wtedy bo ta wiocha to nie chciała być wcielona i oddawać więcej pieniędzy dla miasta. Niestety przegrali tą walkę. 

Kiedy stanąłem pod wskazany adres to upewniałem się z kilka razy czy, aby na pewno jest to to miejsce. Głośna muzyka i pełno aut na wjeździe potwierdzało ten fakt. Dom przede mną był prawdziwą ogromną willą jak z jakiś amerykańskich filmów. Widać, że to jakiś bogaty chłop. Cały dom był biały i miał rzeźbione elementy na ścianach w stylu klasycyzmu. Drogę do drzwi były prowadzone przez kamienistą ścieżką i posągi greckich bogów. Wysoki żywopłot stanowił ogrodzenie, a czarna żeliwna brama była otwarta na oścież. Słyszałem głośną muzykę i śmiechy rozmów. Parę grup już wchodziło do środka.

Wtedy poczułem, że był to fatalny pomysł, aby tutaj przyjeżdżać. Czułem jak bardzo tutaj nie pasuje i jak odstaję od środka. Byłem jak taki inny puzzel z układanki. Dziwak. Każdy tutaj przychodził przynajmniej w jakiejś parze, a ja byłem tutaj sam i stałem jak ten debil, patrząc na to wszystko. Odniosłem wrażenie, że nagle zacząłem zwracać na siebie uwagę, chociaż nic nie robiłem. Jakby ludzie zaczęli komentować mnie i śmiać się ze mnie. Chciałem się wycofać i to właśnie zacząłem powoli robić. Z drugiej strony nie chciałem dać za wygraną i przegapić taką okazję, by odmienić swój zapyziały los. A może uda mi się w końcu poznać, a co najważniejsze może uda mi się w końcu poznać bliżej Cole'a.

Na szczęście od podjęcia decyzji wybawił mnie mój obiekt westchnień.

-Kai!

Staje przede mną i jego widok roztapia mnie całkowicie. Bo wygląda olśniewająco w tej czarnej koszuli z krótkim rękawem i rozpiętej na kilka guzików u góry. Do tego szare krótkie spodenki i łańcuszek na jego szyi dopełniają obraz. Ale to co zachwyca mnie w nim najbardziej to nie jest ubranie, ale sposób w jaki na mnie patrzy.  A patrzy na mnie jak na swojego, jak na kumpla na, którego czekał. Nie widzi we mnie wyrzutka i nie zastanawia się, co tutaj robi. On jest po prostu jest zadowolony z faktu, że jestem. 

A może mi się to wszystko wydaje i sobie wmawia to mój mózg, zmęczony ciągłym odrzuceniem ze strony społeczeństwa. 

Ale czy ten szczery uśmiech może kłamać?

-Hej- witam się nieśmiało. Czuję się onieśmielony w jego towarzystwie. 

-Myślałem, że już nie przyjdziesz

-No co ty taką okazję przegapić od chłoo od ciebie

Japierdole prawie powiedziałem ,, od chłopaka, który mi się podoba".

-Choć do środka. Tam się dopiero dzieję!

Chwyta mnie za nadgarstek i ciągnie w stronę alei greckich posągów.

Jakim cudem mogłem żałować przyjście tutaj?


***

A jednak żałuję.

Bo było wspaniale dopóki dostawałem wystarczającą ilość atencji od Cole, ale ledwo pojawiliśmy się w środku, a został mi zabrany przez swoich szkolnych znajomych. Oznajmił, że wróci za chwilę i abym się rozgościł, ale problem jest taki, że ta chwila trwa już dobrą godzinę, a ja ciągle podbieram ścianę na dworze i oglądam jak ludzie wzajemnie próbują się podtopić w wielkim basenie. Nawet obok znajduję się mini budynek z sauną i jacuzzi.

Czy ten bogacz nie chce podzielić się swoim hajsem ze mną? Uważam, że jak da mi jednego miliona to nawet nie poczuję różnicy. 

W jednej ręce trzymam papierowy kubeczek z jakimś drinkiem, który pije z wolna, aby się nie najebać. Jednak nie chcę tutaj robić pośmiewiska z siebie, a nie wiem jak zachować się w stanie nietrzeźwości. Jeszcze jakieś głupoty wygadam i jeszcze przy Cole'u. Naoglądałem się wystarczającą ilość filmów z motywem imprez, by wiedzieć jak to się skończy. Choć niektóre zakończenia były ciekawe, jak na przykład to, w którym dwoje bohaterów się całuję, a potem zostaje razem. 

Patrzę na drinka. 

Długo patrzę na drinka. 

I podejmuję szybką decyzję.

Jak to mówią, kto nie pije szampana ten nie zbija piany.

Czy jakoś tam to szło. 

Wypijam szybko zawartość kubka i wracam do środka ogromnej chałupy. Przeciskam się pomiędzy ludźmi, którzy tańczą na ogromnym holu do muzyki ,,Cztery pory roku". Uwielbiam tą piosenkę, dlatego niekontrolowanie śpiewam cicho ją pod nosem. Zawsze marzyłem, by właśnie do tej nuty tańczyć na jakimś imprezach, bo idealnie się wpasowuję. I kiedy nadarza się okazja, ja ją nie wykorzystuję przez posiadanie kija w dupie. Ale może po jakiejś tonie alkoholu wystarczy, abym się rozluźnił. 

Kieruję się w stronę stołów z zastawionym jedzeniem i alkoholem. Sięgam po czystą wódkę i trzymam ją już za główkę, kiedy to widzę jak inna dłoń zaciska się na butelce poniżej mojej dłoni. Obracam się w lewo, a to co widzę to w ogóle odechciewa mi się wszystkiego.

-KAI?

-NYA?

Krzyczymy z moją siostrą w tym samym momencie i tak samo jesteśmy zaskoczeni. Nasze głosy przekrzykują głośną muzykę, ale nikt nie zwraca na nas uwagi, bo właśnie zaczął się refren w piosenki i teraz każdy wykrzykuje słowa tekstu.

-CO TY TUTAJ ROBISZ?!- ponownie mówimy w tym samym momencie-JA? NIE. TO TY CO TUTAJ ROBISZ

-Jesteś za młoda na alkohol zostaw tą wódkę, Nya- syczę.

-A ty co, gówniarzu- prycha- A w ogóle nie rób z nas jakiś świętoszków. Przypominam tylko, że nas stary poczęstował nas piwem kiedy ja miałam siedem lat, a ty dziewięć, bo nie było nic innego do picia, a była niedziela niehandlowa

-Dobra fakt- przyznaję rozbawiony- Ale nie zmienia faktu, że ty tutaj jesteś i masz piętnaście lat

-Lepsze pytanie co TY tutaj robisz. Ja jestem ze swoimi przyjaciółmi, bo zostaliśmy na nią zaproszeni, a ty co wjebałeś się na nią?

-Cole mnie zaprosił- odpowiadam z satysfakcją.

-Że ten twój luby za, którym szalejesz od września?- unosi swoją brew ku górze i zakłada ręce na piersi.

-ZAMKNIJ SIĘ- zamykam jej usta swoją dłonią- CZY TY MNIE UGRYZŁAŚ CHORY POJEBIE?!- wrzeszczę i zabieram rękę z jej buzi. Ocieram ją o swoje spodnie z obrzydzeniem. 

-Jak o tym fakcie cała szkoła jeszcze nie wie to masz ślepych ludzi w tej budzie

-Chwila...- zaczynam gorączkowo nad czymś się zastanawiać- CZYTAŁAŚ MÓJ NOTES?!

-Nieeeee

Kurwa gorzej kłamać to nikt nie potrafi .

-A WIĘC CZYTAŁAŚ!

Chwytam ją za ramiona i mocno tarmoszę ją na wszystkie strony. 

-JESZCZE RAZ, A CIĘ SPOPIELĘ!

-Dobra, dobra- rzuca bez przejęcia i ucieka ode mnie, zabierając przy okazji wódkę- Ja spadam- salutuje mi i znika w tłumie tańczących osób za nim zdążam ją złapać.

Cholerna żmija.

Miałem ochotę na tą wódkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro