Kocham mohito
Znalazłem nową miłość.
Zaraz bo Cole'u Brookstone'ie, oczywiście. Nie jestem takim brutalem, aby go zastąpić, a tak po za tym kocham go. Niech się ożeni ze mną, jak go zobaczę to to zrobię. Nie, nie zrobię, bo chce bardziej romantyczne miejsce, ale jakie by tu wybrać.
O czym to ja wcześniej.
A no tak.
KOCHAM MOHITO!
Gdy moja siostra spierdoliła w tłum to zauważyłem stojącą samotnie butelkę mohito na brzegu stołu. Poczułem z nią mentalną więź i jak wzywa mnie do siebie. Byliśmy tak do siebie podobny...Ona samotna i ja samotny. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Obydwoje to wiedzieliśmy. Dlatego ją wziąłem szybko i przycisnąłem mocno do piersi, aby nikt mi jej nie zwinął. Szybko uciekłem w jakiś kąt. Pognałem przez naprawdę długi korytarz, a potem na schody. Miałem wrażenie, że przeszedłem z kilkanaście kilometrów, bo ten dom był naprawdę ogromny. Starałem się nie otwierać żadnych drzwi, ponieważ bałem się, że zastane jaką ruchającą się parę, a traumy nie potrzebuję w swoim życiu. Dlatego usiadłem na kanapie przed obrazem ,,Bitwa pod Grunwaldem".
Wypijałem spokojnie kolejne łyki tego boskiego napoju i obserwując ten niezwykły, ogromny obraz zajmujący całą ścianę, kiedy to nagle usłyszałem z dołu piosenkę, która wyrwała mnie z tego samotnego letargu. Leciała ,,Impreza" od Sobla.
No ja musiałem tam po prostu zejść i zatańczyć do tego utworu. No innego wyjścia nie było. To było coś co musiałem zrobić przed śmiercią i tyle!
Wtedy wypiłem pół butelki i okazało się na szczęście, że głowę to odziedziczyłem po moim ojcu, który potrafi wypić trzy butelki czystej wódki i jednocześnie wszystko pamiętać. Nawet po takiej ilości nie zgonuje. Dlatego lekko się chwiałem i miałem wyśmienity humor. Przestałem się przejmować innymi i wszystko stało się łatwiejsze. No po prostu boski stan! Chyba muszę częściej pić i w takim stanie zagadywać do innych.
Bo kiedy zeszedłem na dół (o mało co się nie wywalając na schodkach bo pojebałem stopnie) to dołączyłem do tańczącego tłumu. Wmieszałem się w jakąś grupkę i zachowywałem się jakbym znał tych ludzi, a oni zachowywali się jakby znali mnie. Jeden gościu nawet zawiesił mi się na ramieniu i w taki sposób tańczył ze mną. Razem darliśmy się i przetańczyliśmy tak kolejny utwór. Potem gdzieś uciekł z jakąś laską na górę i ja już wiedziałem, co będą odwalać na górze, gdzie jest pełno wolnych pokoi, a mało ludzi. Nawet swoim wstawionym umysłem wiedziałem co to znaczy.
I pewnie tańczyłbym tak dalej, wmieszają się w coraz nowsze grupy, gdyby nie pewien incydent, który zadziałał się za szybko, bym mógł go zarejestrować. Wydaję mi się, że to było tak:
Ludzie spychają mnie ciągle na obrzeza parkietu. Nagle dostaje z łokcia od jakiejś osoby w twarz i obracam się, by jej oddać. Jednak jestem honorowym człowiekiem i oddaję proporcjonalnie do krzywd. Niestety nie udaję mi się i tylko tracę równowagę. Spadam na tył kanapy, a potem wślizguję się na nią, siedząc na niej do góry nogami. Wpatruje się w sufit i słucham muzyki. Nie ruszam się z niej do tej pory i nie mam pojęcia ile już minęło, ani gdzie moja alkoholowa koleżanka.
Tęsknie też za Cole'em bo nadal go nie ma.
-Ty- mówi ktoś nad moich uchem.
-Hm?
-Słuchaj
-Hm?
-Weź kurwa wstań- warczy zniecierpliwiony.
Ześlizguję się na podłogę, lądując głową o bogato zdobione kafelki. Potem odpycham się nogami o oparcie kanapy i w taki sposób znajduję się na podłodze. Widzę jak ludzie mnie mijają, ale swoją uwagę skupiam na jednej osobie, która jest pochylona nade mną z poirytowanym wyrazem twarzy. Ma rudawe loki i tonę piegów na swojej twarzy. Jest to Jay Walker i rozpoznaję go od razu.
-Widziałeś Cole'a?
-CO!
Za głośno jest, abym mógł go usłyszeć lepiej.
Ten łapię się za nasadę nosa, przymyka oczy i bierze kilka głębokich wdechów. A ja ciągle na niego patrzę i czekam.
-CZY. WIDZIAŁEŚ. COLE?!
-CO KURWA?
-JA CI ZARAZ KURWA WJEBIE BO NIE WYTRZYMAM Z TAKIM IDIOTĄ JAK TY
Wstaję w mgnieniu oka, szybciej niż błyskawica uderza w ziemię.
Znajduję się na przeciwko niego. Jestem od niego wyższy, bo Jay to mały kurdupel z niekontrolowaną agresją. Tak to już jest, gdy jesteś mały i agresja nierównomiernie rozprowadza się po twoim ciele. Ja akurat jestem drobnym wyjątkiem, bo też miewam z tym małe problemiki.
-NIE, BO JA CI WJEBIE!- krzyczę na niego z złością.
-AHA I TO AKURAT SŁYSZAŁEŚ
I wjebałem mu.
Nie wiem kto jest bardziej zaskoczony tym faktem. Ja czy on. Możliwe, że obydwoje.
Chłopak ma odchyloną głowę przez moje uderzenie jakim było wymierzeniu mu policzka z otwartej dłoni, która odcisnęła się na jego karnacji. Powoli odwraca się w moją stronę, dotykając bolesnego miejsca. Ja jeszcze nie czuję strachu, wszystko dochodzi do mnie z wolna. Szczerze to chyba nie żałuję, że go uderzyłem. Jakoś wyrzuty sumienia jeszcze do mnie nie dotarły.
Widzę, że kilka osób odwróciło się w naszą stronę. Słychać głośne ,,UUUUUU", które idealnie rozbrzmiało w momencie braku piosenek. Nagle muzyka ucichła w najmniej potrzebnym momencie. Z dala dochodzi do mnie krzyki i przekleństwa na głośnik.
-Już nie żyjesz- oznajmia mi lodowatym tonem, a zdziwienie przeradza się w czyste wzburzenie. Jest to jeden z największych wkurwów jaki widziałem w swoim życiu, zaraz po mojej mamie.
-Kurwa- komentuje tylko.
To jest ten moment, kiedy szybko trzeźwieje i biorę nogi za pas.
Dziękuje osobą z tłumu, które rozstąpiły się widzą, jak chce uciec przed rudzielcem, a może zrobiły miejsca nie dla mnie, ale dla Jay'a, by uniknąć jego gniewu. Chłopak wygląda naprawdę gniewnie. A ojciec mi mówił, bym uważał na rudych. Dlaczego go nie posłuchałem do cholery?! Przecież on mnie zabiję!
Gnam ile sił w nogach między ludźmi i pomiędzy bogatym wystrojem. Otwieram parę drzwi, skręcam w jakiś korytarz i czuję się jak w jakimś labiryncie, ale nawet on mi nie pomaga, bym zgubił deptającego mi po piętach Walker'a. Ciągle słyszę go za sobą i czuję jego obecność. Choć to nie jest trudne zważywszy na fakt, że co chwila wykrzykuje, że pobiję mnie na śmierć! Teraz to koniecznie muszę odnaleźć Cole, aby uspokoił swojego przyjaciela zanim on mnie zabije albo ja jego. No przecież jak on mnie będzie lał to nie będę stał bezczynnie tylko też mu oddam, ale nie mam ochoty napierdalać się z najlepszym ziomkiem mojej sympatii. Co Cole powie na ten fakt, że biliśmy się, no przecież, że nie będzie zadowolony.
Skręcam po raz, któryś podczas tej efektownej ucieczki. W tle leci ,,You spin me round". Opadam już z sił i potrzebuję chwili wytchnienia, dlatego wpakowuję się w pierwsze lepsze drzwi na mojej drodze i zamierzam zamknąć drzwi na kluczyk, ale orientuję się, że kluczyka brakuję. Dotykam otworu na kluczyk i zaglądam pod drzwiami, mając nadzieję, że może gdzieś upadł, ale tak się nie dzieję. On po prostu zniknął. Zrezygnowany opieram się o drzwi i oddycham ciężko. Próbuje uspokoić oddech. Dopiero potem orientuję się, że znajduję się w łazience. W ogromnej, przestronnej łazience z kryształową wanną na środku i telewizorem powieszonym na przeciw niej. Wszystko jest utrzymane w jasnych barwach i wpada tutaj dużo światła przez duże okna z zasłoniętymi roletami. W tym domu każda rzecz jest ogromna, że powoli się zastanawiam czy właściciel nie ma jakiegoś kompleksu wyższości. Znajduję się tutaj kibel, również krzyształowy.
A w tym kiblu jest głowa jakiejś chłopaka o miedzianych włosach, która właśnie wymiotuję to środka. Obok tego chłopaka stoi jeszcze jeden o białych włosach i najwyraźniej jest opiekunem do zgonujących ludzi. Jest to najbardziej szanująca i najbardziej odpowiedzialna osoba z całej imprezy. Takiego człowieka to normalnie całować, bo on właśnie pilnuje, abyś nie skończył w jakieś rzeczy czy rowie.
Białowłosy wygląda mi znajomo, ale jego fryz ewidentnie pokazuję, ze przegrał jakiś zakład, ponieważ jeszcze do niedawna miał krótkie, bujne włosy i nie wyglądał na jeża jak teraz. Jego fryzura jest ogolona po bokach do zera, a góra bardzo krótka. Wygląda naprawdę okropnie i nie wierzę, że ktoś z własnej woli zrobiłby sobie taką krzywdę, dlatego twierdzę, że musiał przegrać jakiś zakład.
On patrzy na mnie z zażenowaniem, ale nie z powodu, że mnie widzi, ale, że ja go widzę z tym typem w kiblu.
-Eeeee- zaczyna niemrawo.
Słyszę za drzwi głos wkurzonego Jay'a, który do tej pory jeszcze nie ochłonął i nadal pragnie krwi. A ja znajduję się w pomieszczeniu bez wyjścia. Z okien nie zamierzam skakać, bo nie mam ochoty rozpocząć wakacji z nogą w gipsie. Rzucam błagalne spojrzenie na ogolonego chłopaka.
-Zane musisz mi pomóc
Wyciągam jego imię z odmętów mojej pamięci.
Kurwa, jak mi szybko idą pisanie tych rozdziałów. Je tak przyjemnie i szybko się piszę, przysięgam XD
Nie to co druga książka, jedna parszywa. Mam ochotę ją wyjebać (jeszcze jej nie opublikowałam, ale w tym tempie mam wrażenie, że prędzej skończę szkołę niż jeżeli wy ją dostaniecie XD)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro