Jak nie uciekanie to co innego
Podrzucam nowy rozdział, ponieważ akurat jestem w pociągu i miałam chwilę na napisanie go. Tak szybko stukałam w klawiaturę telefonu, aby zdążyć go napisać w dwie godziny, że mnie palce bolą teraz XD
W poprzednim rozdziale:
Jestem piromanem.
Eeee to znaczy eeeee
Od początku. Podjechała do nas policja z zamiarem złapania nas i wypisała wszystkie nasze przewinienia (dużo ich było), a nie mogliśmy trafić na komisariat. No mowy nie ma. Więc więc na co wpadł Jay? Że rzuci butelki pod koła samochodu policyjnego. Oczywiście nic to nie dało, a tylko pogorszyło sytuację, kto by się spodziewał. Dopiero moje działanie, czyli podpalenie stłuczonego alkoholu przyniosło zamierzony skutek! No uciekli w popłochu tym autem. A my z nimi. Oczywiście w przeciwnych kierunkach. Tak, mam w głowie teraz jedno wielkie "XD"
-Tutaj! - krzyczy Zane, wskazując na budkę z ochroną.
Wszyscy zatrzymujemy się nagle i wpadamy na białowłosego, który stanął gwałtownie. Nie poruszyło go to, ani trochę. Stał tak jak wcześniej, nie poruszony ani o milimetr.
Odwraca się do nas i skanuje nasze sylwetki od góry do dołu z brakiem uznania.
-Dobra musimy się jakoś godnie zaprezentować - poleca, a następnie zaczyna przygładzać swoje krótkie włosy. Nie wiem po co, bo po tym działaniu wyglądają tak samo jak wcześniej.
-Jay mam cały makijaż na twarzy jeszcze? - pyta siostra patrząc na rudzielca.
Ten z uwagą przygląda się jej twarzy, a następnie delikatnie przejeżdża palcem po jej policzku, gdzie był jakiś drobny brud. A tak to po za tym jej tapeta jest cała. Jak wspominałem, dobre używa kosmetyki.
W ogóle na całą tą sytuację wzdycham ciężko i przenoszę swoje spojrzenie na Cole'a, który walczy z liśćmi w jego włosach. Jego włosy są rozpuszczone, a gumkę założył na ręce.
-Daj- zaczynam mówić, kiedy to nagle JAY TEN RUDZIELEC PSUJE MOJĄ ROMANTYCZNĄ CHWILĘ. NO KURWA CO ZA CEP, JA MU SIĘ NIE WTRYNIALEM, A MOGŁEM MU ŁAPĘ ODGRYŹĆ ZA TYKANIE MOJEJ SIOSTRY.
Bo wiecie co on robi?
-Pomogę Ci ty mój przyjacielu - prycha i podchodzi do bruneta, zaczynając zdejmować zieleń z jego włosów - Już lepiej
Nie!!!!! NIE JEST LEPIEJ
Patrzę na to zjawisko z zacisnietymi pięściami, czuję jak gotuję się w środku, jak para leci z mojej głowy przez te całe nerwy.
-Masz trawę zaplątaną w ramiączko od torebki - informuje mnie spokojnym głosem Lloyd, stojący za mną i pokazujący na ową trawę.
Odwracam się mechanicznie i patrzę na wskazane miejsce, a potem na chłopaka. Nie wiem czemu, ale pod jego zrównoważonym spojrzeniem uspokajam się nieco. Biorę głęboki oddech i wyjmuje zieleń.
-Dzięki - rzucam.
Ale i tak szykuj się na zemstę Jay. Na dwa fronty nie będziesz mi tu lecieć. Nie na mojej warcie.
-Dobra wyglądamy nawet znośnie - mówi Zane - Gadane macie zostawić mi rozumiecie?
Kiwamy głową potwierdzająco.
-Cholera chyba słyszę ich samochód! - woła Cole, wskazując w miejsce skąd dobiega dźwięk. Zaraz i my słyszymy pęd wozu policyjnego.
-Już przestali się patyczkować w ciszę - odparł przerażony Lloyd.
-Dobra, dobra szybko! - popedza nas Zane, samemu podchodząc do budki ochrony,a my grzecznie tuptamy za nim cali zdenerwowani. On zachowuje względny spokój i opanowanie.
Budka jest niewielkich rozmiarów, a obok niej jest wysoka brama otwierana zdalnie. Gdyby nie była, dawno byśmy przez nią spierdolili, ale jest zbyt wysoka, abyśmy przeskoczyli. Niestety nie dałoby się na nią wdrapać nawet. Obok niej są drzwi takiej samej wysokości co brama. W środku białego budynku znajduje się mężczyzna o siwych włosach i dużym brzuchu. Z szeroko otwartymi oczami wpatruje się w ekran, a obok niego na biurku znajduje się kubek wypełniony w połowie z czarną kawą.
-Tam jest kamera - wskazuję Zane na kamerkę umiejscowioną pod dachem budki tak, że jest skierowana na bramę oraz drzwi - Staramy się na nią nie patrzeć. Nie dajmy nagrać naszych twarzy
-Czuję się jak jakiś przestępca - odparła rozbawiona, jak i zdenerwowana Nya.
-Młodociani przestępcy - prycha Lloyd - Spokojnie dostaniemy niskie wyroki
Zane ucisza nas gestem ręki samemu stojąc przed szybą do ochroniarza, który nie zwrócił jeszcze na nas uwagi.
-Dobry wieczór mamy problem czy mógłby nam Pan pomoc? - pyta uprzejmie chłopak.
Odpowiada mu cisza, a nam krzyki kłócących się policjantów.
Nie wiem co robią, ale jeśli są zajęci niech będą zajęci dalej. Zajęci jak najdalej od nas.
Czuję jak robi mi się gorąco od nerwów. Reszta wygląda podobnie. No oprócz Zane'a.
-Proszę pana? - spytał już nie tak pewnie - Słyszy nas pan? - i stuka kilka razy w szybę, ale facet w ogóle nie zareagował.
Nasza opiekunka Zane spogląda na nas, nie wiedząc co dalej zrobić, bo facet totalnie nas zlał.
Jay podchodzi do szyby i zaczyna uderzać pięściami w szybę.
-PROSZĘ PANA!
-JAY! - wykrzykujemy wszyscy w tym samym czasie.
-Jakie deja vu mnie dopadło - powiedział nostalgicznie chłopak - Jakby to się już powtórzyło
-Powtarza się to, bo twoja głupota nadal jest na takim samym poziomie - prycha brunet.
Cole dołącza do pozostałej dwójki. Przykłada ręce w kształcie lornetki i zagląda w taki sposób przez szybkę.
-Facet śpi - informuje nas zdziwiony - Cicho nawet pochrapuje
-Co ty mówisz? - Cole robi miejsce dla Jay'a, który robi to samo wcześniej co przyjaciel - Faktycznie! No to problem z głowy
-A kto teraz nam otworzy drzwi, mądralo? - rzucam z ironią, przewracając oczami.
Obok szyby są drzwi do wejścia do środka budki. Zane pociąga za klamkę. Są zamknięte.
-Kurwa - klnie Nya - I co teraz?
-Może go obudzimy? - proponuję.
-Chyba nie mamy na to czasu... - mówi blondyn - Mam wrażenie, że są coraz bliżej nas, a jeszcze dojdzie tłumaczenie się ochroniarzowi co i jak...
-Mam pomysł! - rzuca pewnie Nya, która nagle znalazła się z prawej strony budynku - Tutaj jest małe otwarte okno na oścież! Wystraczy, że ktoś wejdzie tak, aby przycisnąć przycisk. Widzę go nawet. Jest blisko tego okna na biurku.
-Ale kto wejdzie przez nie? Przecież jest ono małe - wszyscy odwracamy się w stronę Lloyda i nasze wymowne spojrzenia, mówią wszystko - Aha, czyli ja - mruknął.
Podchodzi niechętnie do małego okna, nie omieszkając przy tym mówić swojego niezadowolona i gróźb, że mamy go nie opuścić, bo nie chce mieć złamanego karku. Zane jako ten najwyższy z nas bierze go pod pachy i podnosi wyżej. Lloyd wsadza rękę do okna,ale nie dosięga do żadnego strategicznego miejsca. Widzimy to, ponieważ te mniejsze okno znajduje się nad większym, które nie da się otworzyć.
-Weź mnie jakoś inaczej złap
-Może niech ci na ramiona wejdzie? - proponuję Nya.
Więc to robi. Lloyd siedzi na barkach Zane'a i nachyla się całym tułowiem do środka okna. Wchodzi bezproblemowo. Jest droby i niski.
-Weź go bardziej tam wsadź - mówi Jay, kiedy Garmadon nadal nie dosiegł guzika, ale jest już bliski tego.
Strażnik nadal śpi z otwartymi oczami i serio jest to bardzo przerażające. Słyszymy jak jakieś auto zbliża się coraz bardziej. Nasze serce uderzają o klatkę piersiową w zdenerwowanym rytmie.
-Nie upuść mnie tylko - burknął, kiedy to Zane bardziej wsunął go do okna. Teraz jego nogi znajdują się na barkach, a on mocno trzyma go z uda.
-Trzymam cię przecież
-Jeszcze trochę i będę mieć ten przycisk! - jego palce znajdują się parę centymetrów od panela sterowania. Drugą dłonią opiera się na szybie, brudząc ją.
-No dobrze ci idzie! - dopinguje go Nya.
-Kurwa są tutaj! - krzyczy nagle spanikowany Jay.
-Co - rzuca białowłosy i nagle opuszcza Lloyda.
Słyszymy, jak i widzimy jak młody traci równowagę, robi jakiś przewrót i upada boleśnie na podłogę. Na to wszyscy się krzywimy. Lloyd syczy z bólu i przeklina.
-Mówiłeś, że mnie trzymasz! - jęczy z wyrzutem, trzymając się za plecy.
Nagle ochroniarz zaczyna coś mamrotacz pod nosem i powoli się ruszać. Lloyd zamiera i blednieje. Wokół słychać jak podjeżdża w naszą stronę auto. Dobrze nam znane auto.
-Kryj się! - krzyczy szeptem brunet do Lloyda.
Blondyn z strachem w oczach widzi, jak my go zostawimy, samemu próbując znaleźć sobie na szybką jakąkolwiek kryjówkę.
Na odchodne rzucam młodszemu ostatnie spojrzenie, które ma go uspokoić, ale nie wiele pomaga, ponieważ sam jestem teraz kurewsko obsrany.
Gdzie tu się skryć?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro