Rozdział 1.
Oni zawsze mnie okłamywali... Rodzina, przyjaciele. Wszyscy... udawali kochające osoby, do których mogę przyjść i porozmawiać, ale teraz wiem, że to wszystko było kłamstwem. Każde słowo wypowiedziane z ich słów był ciepłe, dawały mi siły do życia a teraz? Dowiedziałam się, że zostałam adoptowana przez ''moich'' rodziców, przyjaciele odwrócili się przeciwko mnie. Nie mogę tu dłużej zostać, muszę zakończyć tę męczącą mnie farsę. Wyciągnęłam swoją granatową torebkę i włożyłam do niej ciepłe ubrania, butelkę z wodą oraz dwie kanapki, po czym wybiegłam z domu. Ostatni raz spojrzałam na to miejsce, w którym się wychowałam i pobiegłam do pobliskiego lasu. Podczas biegu łzy zaczęły się mieszać ze spływającym potem a pytania mnożyły się w mojej głowie. Gdy moje nogi odmówiły posłuszeństwa, oparłam się o drzewo i wytarłam twarz w niebieską bluzkę. Rozejrzałam się, nie poznawałam tej części lasu, dobrze znane mi części były ozdobione różnymi rodzajami roślinności, przez które świeciły promienie słoneczne a tu: nie było ściółki, tylko twarda ziemia, drzewa były przewrócone a te, które stały wyglądały, jak wyciągnę rodem z horroru. Kucnęłam i wyciągnęłam z torebki wodę i wypiłam prawie całą jej zawartość. Zaczęło się ściemniać, a ja nie miałam pojęcia, gdzie jestem! Ręce trzęsły mi się z zimna... Po chwili usłyszałam z oddali głosy dzieci:
-Misiu, misiu wskocz do klatki. Misiu, misiu pokaż łapki. Misiu, misiu okręć się. Misiu, misiu wynoś się!- Powtarzały wyliczankę parę razy, po czym głosy ucichły. Zaczęłam biec w stronę, z której dobiegały. Gdy się zatrzymałam przed sobą ujrzałam ogromny budynek, w którym brakowało szyb. Chwyciłam klamkę i przycisnęłam ją, przez co się otworzyły.
-Palec pod budkę, bo za minutkę budka się zamyka na czarnego byka, buh cyk cyk, pajacyk. -Ponownie usłyszałam głos dzieci, ale teraz były one głośniejsze. Po pewnym czasie weszłam na korytarz, który był cały biały, było chyba z dwadzieścia drzwi i jedne, które były przede mną otwarte na oścież. Otworzyłam je szerzej, dzięki czemu ujrzałam w pomieszczeniu grupkę dzieci ubrane w kolorowe kimona, wszystkie spojrzały na mnie i podbiegły.
-Wreszcie przyszłaś! Czekaliśmy na ciebie!- Pisnęła zielonowłosa.
-Za mną?- Zapytałam ze zdziwieniem, przecież widzę ich pierwszy raz, więc jak to jest możliwe, że za mną czekały?
-Tak! Nauczyciel nam o tobie mówił, nazywasz się Monika Minene i masz szesnaście lat. Wyjaśnił blondyn z bandażem na głowie.
- Mogłabym porozmawiać z waszym nauczycielem?
-Teraz nie możesz, ponieważ nauczyciel odpoczywa. -Odpowiedział chłopiec z fioletowymi włosami, które sięgały mu kostek.
-Chciałabyś z nami zagrać w klasy? - Zapytała blondynka.
-No nie wiem...
- Prosimyyy! - Dzieciaczki zrobiły smutne miny, przez co nie mogłam im odmówić. Nie wiem, jak długo się bawiliśmy i nawet nie chce wiedzieć. Wszyscy usiedliśmy w kółku.
- Pobawmy się w ''chodzi lisek koło drogi''! Kto chce być lisem? -Zapytała zielonowłosa.
-Ja chcę! - Podniósł rękę chłopiec o blond włosach.
-Len ty zawsze jesteś lisem daj szanse komuś innemu. Może ty Teto chcesz? - Czerwonowłosa pokiwała głową i wstała. Schowałam dłonie zza plecy i jak wszyscy zaczęłam mówić:
Chodzi lisek koło drogi,
Cichuteńko stawia nogi,
Cichuteńko się zakrada,
Nic nikomu nie powiada.
Poczułam coś miękkiego na dłoni, więc od razu wstałam i zaczęłam gonić ''lisa'', który zaczął uciekać. Gdy już prawie ją miałam, dziewczynka zdążyła usiąść.
Hejka! Tak więc te książka to taki mały horrorek :) I od razu informuje: nie wiem, kiedy pojawi się następny rozdział. Czekam na wasze komentarze ^-^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro