Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pierwszy promyk szczęścia

Z każdą chwilą burza była co raz bliżej. Widać nie tylko ja czekałam na nadejście nowego czasu i spokoju. Natura opłakiwała to co zniszczył człowiek, a ja to co odebrał mi klejnot.

Ciche śmiechy obudziły mnie. Nie ruszając się z miejsca postanowiłam dowiedzieć się czemu im tak do śmiechu.

- Ale zobaczcie że wygląda jakby była koalą uczepionym drzewa. - Usłyszałam głos Stevena.

- Może i masz rację. Ale to co Alexandryt jest tym drzewem? - Przez parę chwil próbowałam zrozumieć o co im chodzi. Jednak po minucie zorientowałam się o co biega. Otworzyłam powoli oczy co nie uszło uwadze śmieszków. Pokazałam im ręką żeby zrobił zdjęcie i mi pokazał. Oczywiście zrobili to. Kiedy Steven podał mi telefon zobaczyłam zdjęcie Perydot śpiącej na moich plecach.

- Serio wygląda jak mały koala. - Cicho się zaśmiałam. Usłyszałam ciche stękanie z moich pleców. Widocznie moim śmiechem i ruchami ciała obudziłam koale.

- Co się dzieje? - Usiadła dalej będąc na moich plecach zapewne nie zdając sobie z tego sprawy.

- Zobacz Pery wyglądasz jak koala.

- O czym ty mówisz Steven? - Chłopak podał jej telefon. Jak oparzona zeskoczyła ze mnie. Przez to że upadła na tyłek jej twarz była na poziomie mojej. Ze śmiechem wstałam z kanapy i pomogłam jej podnieść się do góry. Jak małe dziecko złapałam ją pod pachy i podniosłam.

- Wybacz za to że spałam na tobie. - Znów jej policzki zazieleniły się. Przeczesałam reką jej włosy, śmiejąc się przy tym.

- W porządku. Nie przeszkadzało mi to. Byłaś fajnym grzejnikiem. - Wszyscy zaczęli się śmiać. Teraz usiadłam na kanapie, a obok mnie Perydot i Connie. Jeżeli taka atmosfera zawsze tu panuje to nie chcę wracać na tamtą planetę.

- Witam wszystkich. Jak wam się spało? - Do pokoju weszły Perła, Granat i Ametyst. Ucieszony Steven pobiegł je przywitać. Kiedy Granat przeczesała mu włosy zauważyłam że na tej ręce ma klejnot. Również na powitanie postanowiłam pomachać do nich. Tym razem Granat odmachała mi drugą ręką na której również był klejnot. To mnie mocno zdziwiło.

- Alexandryt mogłybyśmy porozmawiać na osobności? - Usłyszałam pytanie Granat.

- Oczywiście. - Powoli wstałam z kanapy i ruszyłam za nią. Wyszłyśmy z domku. Przed sobą ujrzałam wspaniały błękit morza. Kiedy zaczęłam się rozglądać ujrzałam za sobą ogromny posąg jakiejś fuzji. Widocznie dodatkowo pełnił funkcję świątyni. Byłam po prostu zauroczona tym widokiem.

- Idziesz ze mną?! - Usłyszałam wołanie Granat. Kiedy ja podziwiałam widoki ona już dawno zeszła po schodach na plażę. Zrobiłam to samo i ruszyłam razem z nią nad brzeg morza. Usiadła na niewielkiej skale, a ja przed nią na piasku.

- A więc o czym chciałaś porozmawiać?

- Widziałam jak obserwujesz mnie dziś rano ze zdziwieniem.

- Emm. To prawda.

- Zapewne chodzi ci o to. - Pokazała wewnętrzną część obu dłoni. Widniały tam dwa klejnoty, z czego jeden przypominał mój tylko odwrócony, a linie trójkąta nie dochodziły do brzegów okręgu.

- Jestem fuzją Szafir i Rubin.

- Jak to jest być fuzją? Wybacz za to pytanie, jednak jestem tego bardzo ciekawa. - Spojrzałam na morze. W oddali leciały mewy i wykonywały jakieś akrobatyczne tańce w powietrzu. Niczym kiedyś dwójka moich przyjaciół przy tańcu fuzji. Cicho westchnęłam.

- Kiedy jest się fuzją, staje się jednym. To jest jak ucieleśnienie połączonych ze sobą klejnotów. W moim wypadku Szafir jest moją cierpliwością, a Rubin furią.

- A ty? Kim jesteś?

- Ucieleśnieniem ich miłości. - Na słowo "miłość" spojrzałam na nią zaskoczona. Niby znane mi słowo, a jednak związane z nim uczucia już nie. Ciekawe czy ktokolwiek chciałby stworzyć ze mną fuzję.

- Ty mogłabyś wnieść życzliwość.

- Hę? - Granat cicho się zaśmiała.

- Chodziło mi o fuzję. To jest twoja dobra cecha.

- Skąd możesz to wiedzieć skoro mnie nie znasz? - Spojrzałam się w jej stronę.

- Kiedy weszłyśmy do świątyni Perła opowiedziała nam jaka byłaś, a raczej jesteś.

- A co takiego ci powiedziała? - Wróciłam do obserwowania morza. Miało na mnie kojące działanie.

- Wspomniała nam jak przybyła do kolonii na Ziemi i spotkała ciebie. Była mocno zagubiona i kiedy miała wykonać jakieś zadanie dla Różowego Diamentu zawsze jej pomagałaś, bo bała się że zostanie ukarana jak to bywało u Białego. Dopiero przekonała się że Różowy jest w porządku po twoim powrocie z jakiejś misji, która skończyła się niepowodzeniem.

- Sześciu moich przyjaciół zostało roztrzaskanych a dwójka zakażonych. Wróciłam wtedy sama, a miała to być łatwa misja w rozpoznaniu nowych terenów. Różowa starała się mnie pocieszać wtedy ale to nie było łatwe. - Po moim policzku spłynęła łza. Poczułam rękę Granat na moim ramieniu.

- Wszystko będzie w porządku. Teraz masz nas.

- To prawda. - Wytarłam policzek i posłałam jej uśmiech. Obie wstałyśmy i ruszyłyśmy w drogę powrotną. Na miejscu zastałyśmy tylko Perydot, Lapis i Ametyst.

- Czyżby wyruszyli już?  - Usłyszałam pytanie Granat.

- Oczywiście ale powiedzieli że zaczekają na ciebie. - Granat uśmiechnięta pobiegła do portalu i gdzieś znikła. Ciekawe gdzie się wybrała.

- To może my też się wybierzemy? Od razu poćwiczymy. - Zadała pytanie zapewne znudzona Ametyst. Lapis i Peri zgodziły się, więc musiałam wyruszyć z nimi. Portal przeniósł nas w jakieś dziwne ruiny. Przypominały mi podniebną arenę. Ruszyłam za pozostałymi. Po paru minutach doszłyśmy na jakiś plac. Widziałam tam siedząca Granat z jakąś tabliczką, Perłe i jej kopię oraz jakiegoś człowieka. Była to dosyć wysoka dziewczyna, z długimi brązowymi włosami. Walczyła z kopią Perły. Zajęłam miejsce obok liderki Kryształowych Klejnotów.

- Gdzie Steven i Connie?

- Teraz raczej powinnaś powiedzieć Stevonnie. - Granat cicho się zaśmiała na widok mojej zaskoczonej miny. Pokazała mi obie strony tabliczki. Na jednej widniał napis Steven plus Connie, a po drugiej Stevonnie.

- Prawda że to niesamowite. Człowiek i klejnot tworzą fuzję. - Przez moje ramię przewiesiła się Perydot.

- To prawda Perydot. - Spojrzałam się na nią.

- A ty kiedyś byłaś fuzją? - Moje pytanie zaskoczyło Perydot. Chwilę wahała się z odpowiedzią.

- Nigdy. - Zaskoczona i lekko smutna Perydot zwiesiła głowę. Położyłam rękę na jej ramieniu. Od razu spojrzała na mnie.

- Ja też jeszcze nigdy nie byłam fuzją, ale nie przeszkadza mi to. - Na moje słowa Perydot uśmiechnęła się. Może znów na tej planecie odnajdę przyjaciół.

Następne tygodnie minęły na treningach w podniebnej arenie oraz paru misjach. W tym czasie zaprzyjaźniłam się bardziej z pozostałymi, a kiedy Lapis i Perydot miały wracać w inne miejsce postanowiłam jechać z nimi. Pomimo iż świątynia była wspaniała to jej wielkość przytłaczała mnie. Miałam zamiar także w spokoju sama poćwiczyć taniec. Czasami to był jedyny sposób bym uspokoiła moje myśli i wszystko poukładała sobie w głowie wszystkie rzeczy.

Byłyśmy już w drodze do stodoły. Perydot postanowiła że mogę dzielić z nią jej część budynku. Oczywiście przystałam na tę propozycję. Po godzinie byłyśmy na miejscu. Peri podekscytowana pokazywała mi wszystko co tutaj miała. Kiedy tylko z nią rozmawiałam zawsze się śmiałam. Swoją nieporadnością i takim dziecięcym entuzjazmem była po prostu słodka. Przez to po prostu czułam że muszę ją chronić. Kiedy słońce już zachodziło wybrałam się na niewielką polanę w pobliskim lesie. Wzięłam parę głębokich wdechów i zaczęłam powoli tańczyć. Zamknęłam oczy. Wszystkie zmartwienia opuściły mnie. Byłam teraz tylko ja i natura. Z oddali usłyszałam ciche takty muzyki. To było naprawdę dziwne. Jednak dalej tańczyłam. Kiedy rozbrzmiały ostatnie takty muzyki również skończyłam taniec stojąc na jednej nodze.

- To było niesamowite. - Szybko otworzyłam oczy. Przede mną siedziała Perydot klaszcząca w dłonie. Zdekoncentrowana poleciałam do tyłu. Szybko podbiegła żeby pomóc mi wstać. Poczułam jak moje policzki stają się bardziej czarne. Pozwoliłam Peri pomóc mi wstać. Kiedy wracałyśmy uradowana opowiadała jak to dobrze tańczyła, a ja słuchałam jej z lekkim uśmiechem i zaczernionymi policzkami. Oczywiście wieczorem położyłam się spać, a Lapis i Perydot oglądały coś w telewizji. Po paru odcinkach poczułam jak Per kładzie się obok mnie i wtulona zasypia, przykryłam ją kocem i także przytuliłam. Z początku było to dla mnie dziwne. Jednak teraz to zwykła rutyna takiego spania.

Usłyszałam jak pierwszy piorun uderzył. Mocniej przycisłam do siebie klejnot. Po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy. Z oddali dało słyszeć się nawoływanie Stevena. Wiem że chce pomóc, jednak tym razem nic nie zdziała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro