Hyung
Ship: YoonMin (Min Yoongi x Park Jimin)
Długość: 1380 słów
Gatunek: Angst (A przynajmniej to miało wyjść)
Inne: BTS nie istnieje
Cały jego świat walił się i palił. Widział płomienie trawiące wszystko w okół, jego domek z kart, budowany i naprawiany z dnia na dzień, chroniony jak najcenniejszy skarb.
-Hyung- słodki głos Jimina dobiegał tuż do jego ucha, kiedy przerażony chłopak wtulał się w niego ciasno. -Wiesz, że nie lubię wysokości, chodźmy stąd. Proszę, Hyung.
Wtedy młodszy uratował go przed próbą samobójczą. Był dzień jak ten, cały świat Yoongiego rozpadał się. Chciał skoczyć z tego budynku, a Park jakimś cudem go znalazł. Najpewniej było to przeznaczenie, los chciał, żeby ten chłopak mu pomógł. Nie było łatwo, ale Yoongi wyszedł z depresji.
Ale teraz Jimina nie było w pobliżu. Min nawet nie wiedział czy jego słońce nadal żyje. Pozostały mu jedynie wspomnienia, pojawiające się w głowie jak amatorski film.
-Hyung!- Yoongi odwrócił się na zawołanie Jimina, który biegł do niego po piaszczystej plaży z całkiem sporą, pastelowo różową muszelką, ułożoną na drobnych dłoniach. -Patrz co znalazłem- kontynuował zdyszany, ale szeroko uśmiechnięty, z zaróżowionymi policzkami. -To dla ciebie, trochę przegryzie te szarości, które ubierasz.
Miał tą muszelkę. Przebita przez specjalistę była jego breloczkiem od telefonu. Chociaż trochę wykruszona nadal tak samo piękna jak wtedy, kiedy pokazał mu ją Park. Mimo wszystko nigdy nie mogła być piękniejsza od Chima.
Ale mogła być po nim ostatnią pamiątką.
-Hyung- niepewny głos Jimina, wyrwał Mina z zamyślenia. -Znów chcesz to robić?- Płaczliwy szept dotarł do jego uszu, a chwilę później żyletka została wyrwana z jego dłoni, kiedy Park dopadł do niego jak szalony. -Pamiętaj, że ja tu jestem i że nigdy cię nie zostawię.
No właśnie. Miał go nie zostawiać, a teraz na tablicy informacyjnej na lotnisku widniała informacja, że z samolotem, którym leciał młodszy nie ma żadnego kontaktu. Nikt nie wiedział czy się nie rozbili. Nie wpadli do oceanu lub czy w połowie drogi nie odpadła część samolotu i jego słońce nie spadało przerażone, by wiedzieć, że zaraz rozbije się o ziemie.
Przecież on ma lęk wysokości. On by umarł ze strachu spadając - Nieprzyjemna myśl przebiegła przez umysł Yoongiego, zaraz jednak zastąpiona pięknym wspomnieniem.
-Hyung~ -Jęk który opuszczał pełne usta młodszego sprawił, że po plecach Mina przebiegł kolejny dreszcz przyjemności. -Boże, Hyung~ Tak mi dobrze~ -Jęknął znów, unosząc biodra i szaleńczo próbując odnaleźć wargi Yoongiego, by tam ukryć kolejne kompromitujące dźwięki. -O~ Tak tam~ Chcę tam, proszę~
Przecież on był tak strasznie idealny - Pomyślał znów Yoongi, a potem skarcił się w myślach, że jest takim pesymistą. Nikt jeszcze nie powiedział, że Park nie żyje, na razie nie było informacji o tym co stało się z samolotem, nie było z nim kontaktu. - Ja na niego nie zasługuję. Może tylko wleciał w jakieś chmury i tam nie ma łączności. A ja idiota myślę, że on umarł.
Zaśmiał się ponuro i rozejrzał dookoła, chociaż nie chciał otwierać, nie wiadomo kiedy zamkniętych, oczu. Kiedy tylko podniósł powieki znów zauważył płomienie pożerające jego świat, jego domek z kart i coraz bardziej zbliżające się w jego stronę. Chciały go strawić, pożywić się nim i zostawić jedynie popiół. Teraz, kiedy miały ku temu okazję.
Przezwyciężył przerażającą go wizję i spojrzał na ludzi. Załamany mężczyzna tulił do siebie dwójkę śpiących dzieci.
Czy jego żona jest w samolocie? Czy on też nie widzi życia bez niej? Czy on też byłby nikim gdyby ona umarła? Czy jego też miłość wyciągnęła z dołka? - Przebiegła po jego głowie masa pytań, na które sam sobie odpowiadał. - Być może. Możemy być bardzo podobni. Jednak jedno nas różni. On ma dzieci, ma jeszcze dla kogo żyć. A ja mam tylko Jimina. Jeśli on zginie, to ja już nie mam dla kogo żyć.
Fala wyimaginowanego ognia zbliżyła się do niego drastycznie. Czuł ciepło palących języków na twarzy, wiedział, że jeszcze trochę i zabiorą ze sobą też jego.
-Hyung- Park szeptał mu do ucha, szarpiąc lekko jego ramię. -Połóż się, jesteś wymęczony. Możesz dokończyć pracę jutro.
Chim był dla Yoongiego wszystkim. Był ważniejszy od tlenu, wody i snu. Bez tego chłopaka Min nie istniał. Miał tyle okazji do skończenia ze sobą i za każdym razem ratował go Jimin.
Wziął głębszy wdech i znów otworzył oczy przezwyciężając wizję zbliżającego się niszczycielskiego żywiołu. Spojrzał na kobietę bujającą się nerwowo na krześle i przerzucającą paciorki różańca. Pod luźną sukienką wyraźnie odznaczał się spory brzuch. Musiała czekać na partnera, ojca dziecka.
Nie powinna się tak stresować. To niebezpieczne dla ciąży - Pomyślał Yoon, ale nie mógł zdobyć się na wstanie i próbę pocieszenia kobiety.
Założył słuchawki na uszy, włączając ułożoną przez Parka składankę. Przecież ten chłopak był ideałem. Troszczył się o niego, robił pyszne naleśniki i miał cudowny gust muzyczny.
-Hyung. Ja nie wiem czy chcę tam lecieć sam- wydukał niepewnie Jimin, mnąc materiał przydużej koszulki. -Ja wiem, że zaraz powiesz, że to moja życiowa szansa. Że się rozwinę i spełnię marzenia, ale ja nie chcę lecieć sam.
Gi nie wiedział czemu wtedy tak na niego naciskał. Czemu z uśmiechem powtarzał, że będzie dobrze. Teraz nie było. Nie wiedział czy jego skarb jeszcze żyje.
Może siedzi w samolocie i z uśmiechem patrzy w okno, wiedząc że niedługo mnie zobaczy? Może nawet nie wie, że ja tu umieram ze strachu i niepewności? - Przebiegło przez jego myśl, ale zaraz po chwili spokoju pojawił się ten nieprzyjemny, skręcający go strach. - A może leży martwy w na jakimś polu, w kałuży własnej krwi?
Otworzył oczy w panice i mocniej ścisnął swoją torbę. Oddychał ciężko wpatrując się w wyimaginowany ogień. Języki już prawie lizały jego twarz, chcąc zasmakować smaku strachu i bólu Mina.
Ta wizja martwego Jimina, z wykręconymi kończynami, otwartymi w przerażeniu oczami, była tak realna, tak przerażająca. Ona nie mogła być prawdziwa, nie chciał tego. Zrobił by wszystko, żeby zamienić się z nim miejscami, gdyby to miało okazać się prawdą.
Poszukał pierwszego lepszego punktu, na którym mógł się skupić. Była to załzawiona dziewczyna, kuląca się na ławeczce. W dłoni ściskała komórkę, najpewniej rozładowaną, od ciągłego wydzwaniania. Yoongi też w pierwszym momencie chciał dzwonić, ale wiedział, że w samolocie nikt nie miał włączonego telefonu.
-Hyung- wydukał Chim, kiedy Gi czule scałowywał każdą łzę z jego pulchnych policzków. -Będę za tobą strasznie tęsknił.
Też tęsknię Jiminnie. Proszę cię, wróć do mnie - Pomyślał jak modlitwę.
Zamknął oczy, próbując zatopić się w muzyce nie we własnych myślach. Zasłuchiwał się w delikatne dźwięki pianina.
Jimin na pewno będzie zmęczony po warsztatach tanecznych. Na pewno lot i różnica czasu go wymęczą. Na pewno kiedy wróci zaśnie w samochodzie i znów wniosę go do domu jak pannę młodą. Na pewno znów nie pójdę pod prysznic ani nie ubiorę piżamy, tylko położę się z nim do łóżka, żeby móc go mocno przytulić - zaraz po tej myśli poczuł jak ogień zaczyna go pochłaniać. - A jak nie? A co jeśli już nie otworzy oczu? Jeśli na prawdę się rozbił? Jeśli najszybciej samochodem pojadę na jego pogrzeb. Jeśli zamiast go przytulić będę mógł tylko patrzeć na jego ciało w trumnie? A co jak będzie tak zmasakrowane, że nawet wtedy na niego nie spojrzę?
Poczuł łzy na policzkach. Czuł jak drżą mu ręce, jak jego oddech staje się spazmatyczny. Mimo to bał się otworzyć oczy i znaleźć coś co pomogłoby mu się uspokoić. Nie chciał widzieć ognia, który go trawił.
Po chwili poczuł też jak ktoś klęka między jego nogami i mocno go przytula. Jak wtula głowę w jego brzuch. Jak z uszy zostają wyszarpnięte słuchawki.
Na lotnisku panował gwar. Ludzie płakali i śmiali się. Mimo to ten jeden określony głos przebił się przez to wszystko.
-Hyung- usłyszał i natychmiast otworzył oczy.
Nie było ognia, walącego się domku z kart ani pogrzebowych wiązanych. Był Jimin mocno ściskający jego dłonie i tulący się do jego brzucha.
Atakujący ogień załagodziła tarcza wody. Park znów go ochronił, uratował przed śmiercią, pojawiając się w najbardziej dramatycznym momencie.
Wyglądał pięknie z rudawo blond pasemkami, szerokim uśmiechem i bluzką w panterkę. Yoongi spodziewał się jednej ze swoich bluz, które Jimin podprowadził mu, kiedy on robił śniadanie. Mimo to Park zawsze był uosobieniem jego wszystkich marzeń, istotą piękna. Aniołem. Cude,
-Hyung, chodźmy do domu. Musisz odpocząć, wyglądasz jak kupka nieszczęść- powiedział Chim wstając z klęczek.
Yoongi zerwał się z miejsca i mocno przytulił swoje słońce. Tak bardzo się martwił, tak strasznie tęsknił, że teraz był jak przerażone dziecko wybudzone z koszmaru.
Koszmaru, który przerodził się w najpiękniejszy sen.
-Tak strasznie się martwiłem. Bałem się, że...
-Łączność padła, ale nikomu nic się nie stało. Bezpiecznie wylądowaliśmy i każdy jest cały i zdrowy. Nie martw się, Hyung.
Tak. Hyung było zdecydowanie ulubionym wyrazem Yoongiego. Tak długo, dopóki wypowiadał je Jimin.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po pierwsze: Shot inspirowany fanartem w medii
Po drugie: Okładka by: BA3PSA3
Po trzecie: Miał się ukazać wczoraj lub przedwczoraj, ale były komplikacje jak
-Brak dostępu do sprzętu
-Niezrobiona okładka
Po czwarte: Chciałam napisać coś wzorowane na "Fake Love", prawdopodobnie o tym samym tytule, ale jeszcze nie wiem czy to wypali. Ogólnie w piątek miałam na to kilka pomysłów, ale tylko jak zacząć, a nie na ogólną fabułę.
Po piąte: Miło by mi było gdyby ktoś po przeczytaniu zostawił by po sobie ślad nie w formie samej gwiazdki, ale też komentarza. Nic nie wymuszam, ale było by mi bardzo miło
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro