YoonKook
Dedykowane dla sumgyeojinkkoch
Miłego czytania
__________
~YoonGi~
- YoonGi, chłopcze widzę, że znów do nas zawitałeś - powiedział już na wejściu dobrze znany mi prokurator sądowy.
- Mi też Pana miło widzieć, Panie Kim - odparłem od niechcenia.
- Jak zawsze błyskotliwy - odparł unosząc jedną z brwi przez co nie ukrywam wyglądał trochę śmiesznie.
- Staram się jak tylko mogę.
- Hmmm co cię tutaj do nas dzisiaj sprowadza - wziął do jednej z dłoni dość grubą teczkę, w której prawdopodobnie znajdowały się wszystkie moje wybryki, albo też ich spora część.
Prawdę mówiąc nie byłem dobrym chłopcem, ale nie zawsze taki byłem. Kiedyś byłem miłym, skromnym i pomocnym dzieciakiem. Zmieniło się to jednak po śmierci mojego ojca. Chorował on na raka złośliwego z przerzutami do mózgu czy też mięśnia sercowego. Matka rozpaczała dobre dwa lata, a ja jak to nie spełna dziesięcioletni dzieciak ciągle zadawałem pytania by dowiedzieć się kiedy tata wróci, gdzie wyjechał, czy też zdarzały się pytania typu czemu nas ze sobą nie zabrał. Mama nie chcąc mnie więcej okłamywać powiedziała mi prawdę. Płakałem. Długo płakałem. Ale postanowiłem i przyżekłem sobie i ojcu, który był już na drugim, lepszym świecie, że nie uronie już nigdy ani jednej łzy. Przyżekłem, że będę bronił mojej rodziny. Nie udało mi się to. Kiedy drugi mąż mojej matki wprowadził się do nas było coraz gorzej. Prawda jest taka, że na początku przy sąsiadach grał kochającego męża i ojczyma, ale po zamknięciu drzwi naszego rodzinnego domu, zamieniał się w tyrana. Gdy mu coś nie pasowało albo, gdy kolacja mu nie smakowała potrafił gnębić czy też wyżywać się na mnie oraz mamie psychicznie. Z czasem zaczął bić i poniżać moją matkę, aż w końcu skatował ją. Pobił ją tak, że już nigdy nie otworzyła swoich oczu. Dołączyła ona do mojego ojca. A ja nie chcąc być bity uciekłem stamtąd. Mieszkałem na ulicy, a potem w domu dziecka. Z czasem moje problemy z prawem się nasiliły. Teraz w wieku 22 lat miałem za sobą wyrok w zawieszeniu za napad i pobicie właśnie tego skurwysyna, który zabił mi matkę.
- No widzę, że lubisz szantarzować młodzież. Jednak teraz odziwo masz wybór - spojrzał na mnie wyczekując jakiejś reakcji z mojej strony.
- A więc słucham.
- Albo wracasz za kraty i odsiadujesz zawiasy albo przyjmujesz jedną z prac społecznych. Co wybierasz ? - uniusł jedną z brwi.
- Raczej nie uśmiecha mi się wracać do pierdla, więc słucham co to za prace społeczne? - odparłem nie odwracając od niego wzroku.
- Albo będziesz wolontariuszem w schronisku dla zwierząt domowych albo dostaniesz pod opiekę jednego z najmłodszych pacjentów hospicjum - powiedział spokojnie, patrząc wprost w moje tęczówki.
Słysząc te propozycje byłem nie co zdziwiony, ale też trochę przerażony wizją mnie pośród wielu zwierząt albo też chorych pacjentów hospicjum.
Skierowałem wzrok na stół, gdzie znajdowały się moje sine dłonie. Nie uśmiechało mi się babrać w psich czy też kocich kupach choć kochałem te czworonogi. A co do hospicjim ... Ehhhh sam nie wiem.
- Ile ten ktoś ma lat? I kim on jest? - zapytałem po chwili namysłu.
- Wiem tylko, że jest to 17- letni chłopak.
Jakiś plus wiedząc, że tym nastolatkiem okazał się chłopak. Kto wie może się jakoś dogadamy... Nie no YoonGi co ty sobie próbujesz wmówić...
***
Stałem właśnie pod budyniem hospicjum, w którym nie dość, że musiałem zamieszkać to jeszcze urzerać się z tym małolatem. W prawdzie inaczej wyobraziłem sobie ten budynek. W środku na przeciwko drzwi znajdowała się recepcja, a po lewej i prawej stronie były umieszczone korytarze prowadzące prawdopodobie do pokoi mieszkańców.
Podszedłem do kobiety w średnim wieku, która siedziała za wysoką ladą recepcji.
- Dzień dobry w czym mogę pomóc? - zapytała grzecznie.
- Dzień dobry - odparłem siląc się na miły ton oraz lekki uśmiech. Podałem kobiecie teczkę z wypełnionymi już dokumentami.
Kobieta przejrzała dokładnie wszystkie kartki, po czym wstała i poprosiła bym poszedł za nią. Ruszyliśmy długim jasnym korytarzem. Co kilka metrów były umieszczone drzwi po jednej i po drugiej stronie. Zapewne były to pokoje chorych. Po kilku minutowej przechadzce zatrzymaliśmy się pod pokojem 124. Kobieta spojrzała na mnie z niepewnością.
- Coś nie tak ? - zapytałem.
Kobieta zamyśliła się na chwile. Wyglądała jakby zastanawiała się czy też wachała się mi powiedzieć co ją trapi. Trwało to chwile aż wkońcu przemówiła.
- Ten chłopak dużo przeszedł i trudno jest z nim nawiązać kontakt. Z nikim nie rozmawia i też nikt go nie odwiedza chodź jego rodzice regulują wszystkie co miesięczne rachunki wystawiane przez naszą placówkę.
Byłem zdziwiony i jednocześnie podburzony słowami kobiety.
- Chce pani powiedzieć, że nawet rodzice go nie odwiedzają?
Rozmówczyni skinęła tylko głową na potwierdzenie. Nie potrafiłem w tej chwili pojąć jak tak można było postąpić. Pewnie musiało mu być ciężko. Co ja gadam pewnie dalej tak jest.
~Jungkook~
I znowu ktoś nowy. Wszyscy pracownicy tego piekła myślą, że jak znowu znajdą kogoś kto bedzie próbował się ze mną zaprzyjaźnić to będzie mi lżej i zapomne o śmierci, która niebawem zapuka do tych drzwi.
Usłyszałem głosy za drzwiami. Jeden z nich poznałem należał on do recepcjonistki. Miła z niej kobieta, ale ja nie byłem skory dk rozmów z nią. Drugi z tych głosów był mi nieznany. Taki głęboki, tajemniczy, a zarazem w pewnym stopniu miły dla ucha. Po chwili drzwi się otworzyły, a w nich stanęła lekko uśmiechnięta kobieta, a za nią stał pewien chłopak. Miał jasną karnacje, czarne włosy modnie ułożone, a do tego ciemne jak noc tęczówki. Ubrany był w jeansy z dziurami na kolanach do tego biała koszula lekko opinająca jego tors.
-JungKook to jest YoonGi zaopiekuje się tobą. Mysle, że znajdziecie wspólne tematy i zaprzyjaźnicie się - powiedziała kobieta, a ja przewróciłem tylko oczami. Kątem oka spojrzałem na chłopaka, który wyglądał na nie zbyt zadowolonego. Z resztą ja też nie byłem zachwycony.
Kobieta po chwili opuściła mój pokój zostawoliając nas samych. Na odchodne posłała nam lekki uśmiech o zniknęła za drzwiami.
Yoongi czy jak mu tam było, usiadł na fotelu przy oknie. Czułem na sobie jego wzrok, ale nie miałem odwagi spojrzeć w jego strone.
Chłopak wydawał się miłym i sympatyczny. Wiedziałem, że nie jest tu dobrowolnie. Napewno coś przeskrobał.
- Więc.. Jesteś JungKook - zaczął niepewnie nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Nie musisz się starać, wiem że nie jesteś tutaj dobrowolnie- odparłem.
- Ta jasne ...
***
Minęły już trzy tygodnie od kąd YoonGi się mną zajmuje. Co prawda nie sądziłem, że się zaprzyjaźnimy. Wiele nas łączy. Oboje kochamy muzykę i po części taniec.
Siedzieliśmy właśnie w parku na ławce. Słońce świeciło na czystym niebie. Cisza między nami nie była wcale niezręczna. Nie przeszkadzało to nam. Ciszę przerwał zachrypnięty głos mojego towarzysza.
- Wiesz Kookie nie powiedziałeś mi na co tak właściwie chorujesz.
- Hyung to..
- Jeśli nie chcesz to mów, ja cię do niczego nie zmuszam.
- Nie YoonGi Hyung, za długo już to trzymam sobie - przrrwałem czując napływające do oczu łzy - ja-a mam guza prawego przedsionka serca przez co nie mogę już tańczyć tak jak kiedyś. Nawet śpiew mnie męczy, a co dopiero przejście krótkiego dystansu. A co jest najlepsze moja rodzina odwróciła się odemnie. Mówili, że będą przyjeżdżać, że mnie nie opuszczą, a jednak tak uczynili.
Młody męszczyzna patrzył na mnie ze współczuciem wypisanym na twarzy. Po chwili jednak zabrał on głos.
- Mój tata zmarł na raka i prawde mówiąc od tamtego czasu zaczęły się moje problemy z prawem. Jeszcze ten skurwiel, który zabił mi matkę. Jednak teraz po tylu latach czuje, że znalazłem swoje szczęście. Znalazłem ciebie. W tak krótkim czasie zdążyłem cię pokochać co uznawałem za niemożliwe.
- YoonGi ja- a
Nie zdążyłem odpowiedzieć ponieważ na swoich ustach poczułem wargi starszego. Po czasie oddawałem każdy jego pocałunek. Każdy z nich był namiętny przepełniony miłością. Oderwaliśmy się od siebie po kilk może kilkunastu minutach. W ciszy udaliśmy się do budynku. YoonGi odprowadził mnie pod same drzwi.
YoonGi
Całą noc nie spałem. Myślałem tylko o moim wyznaniu. Cieszyłem się, że mój mały Kookie odwzajemnia moje uczucia. Cieszyłem się jak dziecko. Znalazłem sens mojego życia. Co prawda nie powiedział bym tego kilka miesięcy temu.
Była już 7 rano. Postanowiłem pójść po JungKooka by razem z nim udać się na śniadanie do stołówki. Idąc korytarzem mijały mnie pielęgniarki i lekarze biegnący w te i spowrotem. Miałem złe przeczucia, które potwierdziły się gdy tylko dotarłem do pokoju Kookiego. Przerażony ruszyłem niepewnym krokiem do tamtego pomieszczenia. Będąc przy drzwiach podsłuchałem rozmowę lekarza z jakąś nie wysoką, szczupłą,, starszą kobietą.
- Chłopak zmarł w trakcie snu, więc zbytnio nie cierpiał- Powiedział lekarz.
-Kiedyś to musiało nadejść - powiedziała obojętnie kobieta - kiedy mogę zabrać jego rzeczy?
- Proszę udać się do recepcji tam musi Pani podpisać kilka dokumentów, a tuż po tym jedna z pielęgniarek przekaże Pani rzeczy syna.
Kobieta nic już nie odpowiedziała tylko udała się w wyznaczone miejsce. Po chwili namysłu postanowiłem wejść do środka. Wszystko było na swoim miejscu. Ale brakowało jednego, a mianowicie JungKooka. Stałem tam chwilę gdy nagle poczułem czyjąć dłoń na swoim ramieniu. Był to jeden z lekarzy, który uśmiechał się smutno.
- Przykro mi - powiedział po czym wręczył mi białą koperte z moim imieniem. Nie zwlekając otworzyłem ją. Moim oczom ukazało się pismo JungKooka.
YoonGi- Hyung nie chciałem ci tego mówić, ale czuję że to moje ostatnie chwile na tym marnym świecie. Piszę więc ten list, bo wiem że już jutro nie wstaję o własnych siłach jedynie sanitaruisze wywiozą mnie w czarnym worku.
Dziękuję Ci za chwilę spędzone razem. Dziękuję za Twoje wsparcie. Dziękuję za mój pierwszy pocałunek, który przeżyłem właśnie z Tobą. Dziękuję, że byłeś zawsze wtedy gdy tego potrzebowałem chodź na początku było trudno.
Hyung to ty pokazałeś mi jak kochać. To ty zawsze mnie pocieszałeś. A teraz nawet nie mam odwagi powiedzieć ci , że czuję się coraz gorzej. Jestem tchórzem. Ale proszę Cię źyj za nas dwóch. Ciesz się życiem. Spotykam się z innymi. A najważniejsze to nie rób więcej żadnych głupstw. Odwiedzaj czasem mój grób bym mógł poczuć twoją obecność.
Kocham Cię
Twój JungKookie.
List, który napisał Jungkook wzbudził we mnie sporo emocji. Płakałem. Miałem ochotę coś rozwalić , ale wiem że nie mogłem tego zrobić. Kochałem i nadal kocham tego wariata.
***
Dzień pogrzebu Kooka. Nie było zbyt dużo ludzi. W sumie to prawie sami lekarze z hospicjum. Nie było nawet tej kobiety, która odebrała rzeczy chłopaka z ośrodka.
Ceremonia minęła szybko. Wszyscy się rozeszli tylko ja zostałem. Patrzyłem na małe zdjęcie przywieszone na tablicy. Uśmiechnięty, pełen energi JungKook.
Było juz po północy, gdy wracałem do domu. Miałem słuchawki na uszach i słuchałem naszych ulubionych kawałków. Przy tym przypomniałem sobie o naszych rozmowach, gestach.
Będąc na skrzyżowaniu usłyszałem pisk opon a później silne uderzenie. Leżałem na ulicy nie będąc w stanie się ruszyć. Ludzie biegali naokoło mnie, pytali o moje samopoczucie.
- Nie udało mi się JungKookie, teraz dołączę do Ciebie i będzie tak jak dawniej. Kocham Cię - To jedyne co mogłem powiedzieć. Później nie czułem już nic. Tylko ciemność, a w tej ciemności JungKookie wciągający do mnie dłoń. Chwyciłem ją pozwoliłem mu się prowadzić do raju gdzie spędzimy wieczność.
Przepraszam,że tak długo czekałaś sumgyeojinkkoch
Tak jak wspominałam w poprzednich shotach podawanie propozycje swoich shipów.
Dziękuję ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro