Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•sentimental | chanbaek |

Baekhyun opatulał zranione dłonie pozostałościami po swoim ulubionym mahoniowym sweterku, czekając aż oprawcy w końcu do niego wrócą i pomogą mu z ucieczką z tego świata. Jak głupi patrzył się w gwiazdy, opierając przy tym głowę o ścianę z czerwonej cegły, licząc na jakikolwiek upust. Błagał bogów o śmierć, śniącej mu się po nocach od czasów kiedy tylko przybył na świat i stał się sierotą.

— Chanyeollie, ja tylko chciałem abyś w końcu się uśmiechnął.. — zaszlochał, pociągając noskiem. Futrzaste, zakrwawione uszka oklapły, a poraniony ogonek próbował lekko się ruszyć.

Baekhyunnie, gdzie jesteś? Byun chował się za kanapą, wystawiając zza niej tylko stojące dęba uszka i karmelowe oczy w których Park Chanyeol zakochał się rok wcześniej. Jego niesforny ogonek jak zwykle próbował żyć własnym życiem i chciał jakoś wskazać na hybrydę, aby ten osioł Park w końcu go dojrzał lecz nie musiał.

Szarowłosy widział go z daleka bardzo dobrze, ale zamierzał bawić się z chłopcem dalej wiedząc jaką przyjemność mu to sprawia.

Hihihi, głupiutki.

Baekhyunniieeee~ A Chanyeol wciąż nawoływał, opierając się plecami o kuchenny blat widoczny już z salonu. Byun przewrócił oczyma po czym, przygryzając dolną wargę, przytuptał do wyższego i zasłonił mu oczy swoimi delikatnymi dłońmi.

Akuku! Hihihi, Channie, musimy kupić ci okularki, wiesz? parsknął, czując jak wcześniej wspomniany zdejmuje je ze swojej twarzy i powoli muska je swoimi wargami. Byun zarumienił się na ten gest, ale jego głupiutki uśmieszek wciąż nie schodził mu z twarzy.

Chcesz aby twój przystojny chłopak nosił bryle wielkości spodków od słoików?obruszył się Park, obkręcając Byuna wokół siebie, niczym balerinę. Umieścił dłoń na jego kruchym biodrze, a drugą złapał za podbródek wciąż patrząc w te cudowne oczy. Tonął coraz bardziej.

Chcę aby mój chłopak miał zdrowe oczy. uśmiechnął się jeszcze szerzej, co rozczuliło Chanyeola.

Ale wtedy nie będę przystojny..

Channie, dla mnie jesteś idealny. Nieważne w jakiej wersji, wiesz? Byun podniósł się na paluszkach i cmoknął nos wyższego, zaraz wracając do poprzedniej pozycji. - Nawet mając takiego kartofla na twarzy.

Yah, ty mały.!

Złap mnie, wielkoludzie! Baekhyun szybko uwolnił się z jego ramion i uciekł w stronę sypialni. Jeśli ci się uda to dam ci mnie posmakować! Jeszcze większy rumieniec oblał twarzy hybrydy, której ogonek owinął się wokół jego odsłoniętego biodra.

Baekhyun myślał, że tak będzie już zawsze. Codzienne parzenie kawy dla Chanyeola, robienie mu słodkich do porzygu tostów, które starszy tak bardzo kochał; ciągłe infantylne zabawy w chowanego z jego ukochanym; opieka nad malutkim kociakiem, którego nazwali wspólnie; jedzenie wspólnych posiłków, karmiąc się wzajemnie.. kochał taką rutynę tak samo mocno kochając także Chanyeola, który miesiąc temu wyrzucił go z domu.

— Chanyeol, przecież obiecałeś.. — załkał, słysząc jak grupka najemników wraca do pomieszczenia. Czuł się okropnie; był taki samotny, malutki, zniewolony. Stał się malutką kruchą kulką, która nie potrafiła już nawet pokazać pazurów, ani użyć ciętej riposty której nauczył ją Kim Minseok - jego jedyny najlepszy przyjaciel. Mimo że chciałby spotkać się z nim po raz ostatni to wiedział, że nie ma takiej możliwości.

Minnie już dawno został zabity, a teraz on czekał na śmierć.

— Chanyeol.. dobrze wiesz, że to nie moja wina.. zapłakał, zaciskając palce w piąstki. Czuł jak krew się w nim gotuje, a sam fakt, że Park zobaczył w nim takiego tyrana tylko go ranił. Byun był przerażony, nie chciał aby jego ukochany zobaczył go w takim stanie. To było dla niego zbyt wiele.

Jak to nie twoja wina, Baekhyun?! Jak to nie twoja?! — krzyknął , uderzając pięścią w ścianę. W jego żyłach płynęły resztki adrenaliny, którą zażył jakiś czas wcześniej przez co nie myślał racjonalnie. — To TY nie powiedziałeś mi, że Taehyung leży w szpitalu. To TY nie powiedziałeś mi o jego stanie, to właśnie TY go zabiłeś!

Wtedy Byun upadł na podłogę po raz pierwszy. Złapał starszego za wolną dłoń i zacisnął na niej palce, patrząc się na niego z dołu załzawionymi oczami. To nie on był winien tylko matka Chanyeola, która biorąc wnuka do siebie nie chciała o niczym ich informować. Kobieta była wyrachowana i gdyby tylko mogła pozbyłaby się także Baekhyuna, którego miała okazję już bardzo poważnie zranić.

— Baekhyun do jasnej cholery, Taehyung nie był niczemu winien! Myślałem, że jadąc do mojej matki w końcu zmądrzejesz i przestaniesz się nad nim znęcać!

— Chanyeol, przecież dobrze wiesz, że to nie ja go raniłem! — zapłakał głośniej, kiedy poczuł uderzenie w brzuch. — Chanyeol..

— Wynoś się i już więcej nie wracaj.

Baekhyun tak bardzo próbował przekonać Parka do zmiany decyzji, tak mocno ubolewał nad tym, że zgodził się posłać ich ukochanego synka w łapy tego potwora. Jednakże płacz i smutek w połączeniu z próbami uratowania chociażby związku niemalże od razu spaliły na panewce. Byun po miesiącu tułaczki poczuł się jak zwykły dachowiec, którym był przed poznaniem swojego ukochanego. Coraz częściej zataczał się w brudnych uliczkach, będąc ofiarą masowych gwałtów czy przypalania papierosami przez klientów różnych klubów w tak zwanej Kociej Dzielnicy.

— Chanyeol.. — płakał, czując jak jeden z mężczyzn w końcu przywiązuje go do krzesła. Wysoki najemnik powoli, nie śpiesząc się kompletnie obwiązywał nadgarstki Baekhyuna cienką liną, a drugi stwierdziwszy, że gapienie się na umierających jest mniej fascynujące niż ich grzebanie, po prostu opuścił pomieszczenie.

Zamknij się w końcu, uszy mnie już bolą. mruknął mężczyzna, kopiąc chłopaka w łydkę na co ten zakwilił z bólu.

Proszę.. czy Chanyeol jest bezpieczny?

— Co? — prychnął oprawca. — Mój zleceniodawca?

— Chanyeol nie jest twoim zleceniodawcą tylko Jennie Park, jego matka. wychrypiał Byun, mrugając szybko aby pozbyć się uwierających go łez.

Głupi kociak, gdybyś nie był umierający już dawno bym cię stąd zabrał. Mniejszy spojrzał na niego z dołu, spod zmrużonych powiek, zupełnie nie rozumiejąc co on ma na myśli. Przecież był jeszcze na siłach i nie miał żadnych głębszych ran, aby umrzeć na sepsę.

Umieraj-jący? — zająknął się.

Mężczyzna tylko pokiwał głową i stwierdziwszy, że ma już dość cackania się po prostu strzelił hybrydzie w klatkę piersiową, zaraz chowając broń do kieszeni. Rozwiązał jeszcze jego nadgarstki, nie chcąc aby zostało na nich cokolwiek więcej i odwrócił się w stronę wyjścia.

Baehyunowi wystarczyło tylko przymknąć powieki i opaść na drewnianą posadzkę, kiedy w pomieszczeniu zjawił się Park z bronią w dłoni.

Jeden strzał.

Dwa strzały.

i... trzy strzały?

Baekhyun!

— Hihihi, głupiutki Park Chanyeol.

Baekhyun nie odpływaj! Pomoc jest już w drodze! Park przeczesywał palcami mokre włosy hybrydy, która próbowała powstrzymać swoje oczy od nadciągającej senności. Przepraszam, ja.. ja.. to ten nałóg, to moja matka.. gdyby nie Taehyung ja nigdy-

Głupiutki Channie.

Byun ułożył zmiażdżoną dłoń na policzku Chanyeola i uśmiechnął się delikatnie, zamykając oczy. Nie ważne jak bardzo Park chciał, już nigdy więcej nie ujrzał karmelowych tęczówek swojego największego skarba, którego zranił tak bardzo.

I nawet po śmierci Baekhyuna, Chanyeol był zbyt przywiązany do niego aby tak po prostu pozwolić mu odejść. Baekhyun był dla Chanyeola materialną postacią sentymentu.

Zawsze kojarzył mu się z delikatnością, dobrem, bezpieczeństwem, ciepłymi tostami, przesłodzoną filiżanką kawy, zapachem wanilii po prostu miłością, którą stracił przez własną głupotę.

| Błagam powiedzcie, że nie spierdzieliłem tego oneshocika ;w; |

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro