love yourself | yoonkook |
Świat w którym żyłem był mieszaniną kłamstw, wszechobecnej depresji oraz dobijających wspomnień. Nigdy nie chciałem w nim żyć; nie prosiłem się o przychodzenie na świat, przez co na każdym kroku udowadniałem to moim rodzicom.
Zaczęło się od zwykłych wulgaryzmów, graffiti na budynkach, skąd przeszło do okradania sklepików mniejszych i większych, aż w końcu próba samobójcza. Oczywistym było, że na jednej nie poprzestanę, ale nie byłem głupi. Wiedziałem, że muszę udawać normalnego. Musiałem udawać osobę, która odnalazła powód do życia aby móc wrócić do domu i ponownie podciąć sobie żyły.
Lekarze byli głupi; niekompetentni i lekkomyślni licząc za każdym razem na jebany cud.
- Jeon Jeongguk, uspokój się! - uśmiechnąłem się delikatnie, słysząc głos mojego ukochanego. Yoongi złapał mnie za szyję i silnie przyszpilił moje ciało do marmurowej ściany. Mimo że zaciskał swoje kościste dłonie z taką siłą, jakby naprawdę chciał mnie zabić, to wiedziałem, że tego nie zrobi. Yoongi którego znałem był tchórzem bojącym się zranić bardziej kogokolwiek. Dlatego po chwili wylądował na podłodze z kawałkami szkła od butelki na klatce piersiowej, a ja na nim siedziałem.
- Uspokój mnie w takim razie, hyung. - mruknąłem, oblizując spierzchnięte wargi. Min na ten gest tylko zaśmiał się żałośnie, podniósł na łokciach i złączył nasze usta w najbardziej krwistym pocałunku jaki kiedykolwiek odegraliśmy. Pewnie dlatego, że moje udo wbijało mu szkło w bok kiedy tak się o niego ocierałem.
- Z chęcią.
***
- Yoongi hyung? Dlaczego mnie zostawiasz? Przecież-
- Nie zamierzam być z kimś takim jak ty. - splunął śliną pod moje nogi, zaraz sięgając do kurtki po paczkę papierosów. Wyjął jednego po czym umieścił go pomiędzy wargami i zapalił, wywalając zapalniczkę z naszymi inicjałami wprost do kosza.
Miał przestać.
- Jesteśmy przecież tacy sami, Yooni!
- Czy ty siebie słyszysz? - parsknął, wypuszczając dym z ust. Spojrzał się na mnie z kpiącym uśmiechem, a wolną dłonią pogładził mój policzek. - Nie jesteśmy tacy sami. Ja w przeciwieństwie do ciebie pragnę żyć.
Zabolało.
- Mieliśmy przecież tyle planów na przysz-
- Nie mieliśmy żadnego poza tym głupim samobójstwem.
- To miał być nasz koniec, Yoongi, nasz koniec! Wspólny! - załkałem, zaciskając dłonie na wózkowym kole. - Wiem, że skoro teraz jestem na wózku to wizja ze wspólnym powieszeniem się poszła się jebać al-
- Możesz się zamknąć? Mam dość słuchania ciebie. Im więcej mówisz, im bardziej ekscytujesz się tym całym zakończeniem ja zaczynam się ciebie coraz bardziej bać. - mruknął, kucając przede mną. - Kocham cię, ale dopóki nie zaczniesz kochać siebie, wróć, dopóki nie zapragniesz żyć ja nie będę mógł być przy tobie. Nie mogę cię stracić, ponieważ jesteś dla mnie bardziej wartościowy niż życia każdego człowieka na tym świecie, rozumiesz?
- Nie rozumiem.
- Tak myślałem. - Yoongi nie odzywał się już więcej, tylko głaskał mnie czule po policzku pozwalając się w niego wtulać. Wiedziałem, że to nasze pożegnanie. On także na pewno to czuł, nie mogło być inaczej. W końcu był cząstką mojej duszy. Rzucił papierosa na ziemię i zgniótł go podeszwą buta, ignorując każdą z mych łez.
Nie reagował.
Min musnął wargami moje czoło, po czym pogładził ramię i w końcu opuścił dach szpitala. Czekałem tylko na tę chwilę kiedy podjadę do granicy, a widząc jego miętowe włosy rzucę się w wir wspomnień, których nikt już nie uratuje.
- Kocham cię, Min Yoongi. - szepnąłem kilka minut później, zsuwając się z wózka. Nie musiałem długo czekać w końcu byłem tak lekki, że wystarczył podmuch wiatru abym w końcu mógł zacząć latać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro