• honeymoon || hunhan •
Dedykuję tego oneshota całemu HunHan Poland! ^^
{ A więc na wstępiku, to chciałam powiedzieć, że ten shocik powstał przez pewną kochaną osóbkę, która spamuje obrazkami na HunHan Poland jak dzika, przez co kilka razy byłam bardzo blisko śmierci ;")
A. Babcia pozdrawia.
Enjoy! }
— Lu-ge, widziałeś gdzieś moją czarną koszulę?!
— Którą? W szafie masz ich ponad sto.
— Nie żartuj sobie ze mnie, błagam. Nie w tak kryzysowej sytuacji. — jęknął cierpiętniczo Oh, już po raz setny poprawiając swoją starannie ułożoną fryzurę. Chodził po mieszkaniu i nerwowo zerkał w każdy kąt, byleby tylko znaleźć ulubioną część garderoby. Spojrzał nawet pod śnieżnobiałą kanapę, aczkolwiek nic nie znalazłszy, uderzył otwartą dłonią w swe bladawe czoło.
— Zachowujesz się jak dziecko, kochanie. — parsknął Luhan, krzyżując ręce na torsie. Sehun spojrzał na niego oburzony, po czym podniósł się z podłogi i podszedł do chłopaka, umiejscawiając dłonie po obydwu stronach jego głowy. Lu został przyparty do ściany, a oddech niemalże natychmiast ugrzązł mu w gardle.
— A ty jak spłoszona sarenka, chociaż wyglądasz jak jeleń, wiesz? — zamruczał Oh, przygryzając fragment ucha Lu, który na ten gest cichutko westchnął. Starszy ułożył dłonie na torsie wyższego, po czym podniósł delikatnie ku niemu wzrok i uśmiechnął się najsłodziej jak potrafił. Sehuna te drobne uniesienie kącików bardzo uspokoiło, i o dziwo nie zamierzał swoimi ustami rozgrywać batalii na szyi niższego, czy robić mu hiszpańskiej inkwizycji w łóżku. Chciał go po prostu pocałować.
— Jestem zbyt męski, aby robić za sarnę, Oh. — odpowiedział Luhan, podnosząc się na palcach, dzięki czemu był blisko ust wyższego i tylko jeden spokojny ruch mógł połączyć ich wargi, czego oczywiście obydwoje bardzo oczekiwali.
— Mhm.
— Głupek. — szepnął blondyn, zanim skradł młodszemu mglisty pocałunek. Była to tylko chwila, i mimo że obydwaj zapragnęli dłuższej oraz bardziej intensywnej przyjemności, to nie posunęli się dalej o krok, odkładając wszystko na noc poślubną, na którą czekali już dobre trzy lata.
Luhan i Sehun znali się już od czasów licealnych, aczkolwiek ich więzi bardziej się zacieśniły pod koniec szkoły, kiedy to Sehun wpadł w kłopoty z nauką, a Luhan jako typ wzorowego ucznia postanowił mu pomóc. Spędzali ze sobą każdą wolną chwilę, a ich więź z dnia na dzień tylko się pogłębiała.
Aż w końcu nastąpił ten czas, kiedy zakompleksiony po uszy Sehun, ruszył swoim booty i zaprosił Luhana na randkę. Oh od samego rana pluł sobie w brodę, ponieważ bał się konsekwencji tego, co mogło z całej tej sytuacji wyniknąć. Han był jego najlepszym przyjacielem, którego naprawdę nie chciał stracić, aczkolwiek kiedy zalany w trzy pośladki udał się do Jongina, wrócił dopiero następnego ranka z toną postanowień. Jednym z nich była właśnie nieszczęsna randka, której tak bardzo się obawiał.
— Luhan, ja..
— Coś się stało, Sehunnie? Źle się czujesz? — spytał Xiao, dotykając zimną dłonią czoła przyjaciela, którego twarz oblała się jeszcze większą czerwienią.
— Tak! To znaczy.. nie. Znaczy..
— Zdecyduj się w końcu, Hun. — odparował blondyn, najspokojniejszym głosem na świecie. Brzmiał czysto i delikatnie, zupełnie jakby mówił o wieży z waty cukrowej.
— Chciałem cię zaprosić na randkę. — mruknął Oh, zasłaniając usta dłonią, przez co Xiao zmarszczył brwi. Spojrzał na twarz przyjaciela, po czym pokręcił przecząco głową, doprowadzając młodszego do małego zawału serca.
— Nie rozumiem cię, Sese. Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, to nie zasłaniaj swoich ust. Za bardzo je lubię, jasne? — Sehun nawet dobitnej szczerości nie potrafił zauważyć.
— Nobojachciałemzaprosićcięnarandkęalebojęsięzepsućnasząprzyjaźń!
— Sehun, czy już mówiłem, jak wielkim idiotą jesteś? — westchnął Lu.
— Powtarzasz mi to codziennie, hyung.
— Jeśli chcesz mnie gdzieś zaprosić, to powiedz to normalnie, a nie dukasz jak dziewica na widok penisa idola. — Oh nie wytrzymał i po prostu parsknął śmiechem, zarażając tym także Hana, który nie wytrzymał i położył się na ławce, słysząc duszącego się przyjaciela.
Śmiech Sehuna był zaraźliwy, mimo że brzmiał jakby ktoś przejeżdżał kołami po ogonie biednego kota. Lecz Luhan to lubił, lubił całego Sehuna i wszystkie jego niedoskonałości. Dlaczego? Bo mógł je uzupełnić, a Oh robił to samo z ubytkami Xiao. Dlatego tak dobrze się dogadywali.
— To jak, hyung? — spytał Oh, po cichych kilku minutach, w których zdążył doprowadzić się do porządku.
— Odpowiem ci, jeśli się nade mną pochylisz, głupku.
Dwa razy Xiao powtarzać nie musiał. Sehun, mimo że panikował jak torebkowy piesek i najchętniej rzuciłby się pod jakiś autobus, zrobił to, o co poprosił go starszy. Spojrzał w jego oczy i niemalże natychmiast się w nich zatopił, powodując motyle w brzuchu Hana.
— Pocałuj mnie.
— To twoja odpowiedź? — spytał Oh, ciągle czujnie obserwując zachowanie hyunga.
— Tak.
A wtedy ich wargi zetknęły się po raz pierwszy.
Luhan odsunął się od ukochanego, aby po chwili wejść do wspólnej już sypialni i podejść do otwartej szafy. Wybierał ubrania od dobrej godziny, ale jak zawsze jego problemem było dopasowanie odpowiednich ciuchów, na odpowiednią pogodę.
Był lipiec, a na wyspie Jeju przez większość czasu bywa słonecznie. Jeden więc sweterek nie zaszkodzi, prawda?
Han postanowił nie zabierać wielu rzeczy, ponieważ wiedział, iż przez większość nocy i tak będzie paradował roznegliżowany, a w dzień rzadko kiedy opuści łóżko.
Chyba że Sehuna najdzie ochota na spędzenie miesiąca miodowego na zdrowym powietrzu w różnorakich kawiarenkach, czy klasycznych restauracjach, a wtedy zamiast tyłka, będą boleć Luhana łydki i uda.
Do sypialni niemalże natychmiast wkroczył Oh, w tym samym surowym stanie, co kilka minut wcześniej. Han natomiast poderwał się z ziemi i wbił w niego swoje mordercze spojrzenie.
— To jak, Lulu, widziałeś moją koszulę?
— Jest tam gdzie ją położyłeś, głupku. — Luhan pokręcił głową, będąc kompletnie rozczarowanym zachowaniem swojego męża. Ujął w dłoń telefon leżący na komodzie i wybrał sobie bardzo dobrze znany numer. Zignorował nawet podirytowanego chłopaka, który zamiast się poddać i wdziać coś innego, uparł się jak osioł, i wciąż szukał. Lu przewrócił oczami, słysząc trzaśnięcie drzwiami balkonowymi. Już chciał podejść i nauczyć tego dzieciaka kultury, ale głośny krzyk Chanyeola mu w tym przeszkodził.
— Luhannie! — usłyszał po drugiej stronie.
Uśmiechnął się szeroko, słysząc, że jego przyjaciel był jak zawsze w dobrej formie. Park to najlepszy przyjaciel Luhana już za czasów podstawówki i według blondyna był to cud, iż wytrzymali ze sobą aż tyle lat, a ich kontakt wciąż pozostawał taki sam - uroczy, a zarazem nietknięty.
— Tak, to ja. — parsknął. — Co słychać po ciemnej stronie mocy, hm?
— Póki Satansoo nie wyzna, że jest moim ojcem, to mogę uroczyście oświadczyć, iż wręcz wspaniale! — zaśmiał się Park. — Lepiej mów dlaczego dzwonisz do mnie na dwie godziny przed odlotem. Czyżbyś już się stęsknił? Oh, jakie to urooocze!
— Nie dodawaj sobie, Park.
— Dobra, dobra, Oh. Wyluzuj. — Luhan złapał w dłoń dwa ulubione zegarki, po czym ciągle rozmawiając przez telefon, schylił się do szafki i wyciągnął z niej specjalne opakowanie, do którego później wpakował biżuterię. — Lepiej mów co ci potrzeba, księżniczko. Jakiś lubrykant? Mam kilka całkiem dobrych, wiesz? Bekonowy, truskawkowy, malinowy, arbuzowy..
— Nie zamierzam cię prosić o coś, co mam już spakowane, debilu. Takie rzeczy pakuje się na samym początku, a ja nie jestem tak głupiutki jak Minseok, że w trakcie stosunku przypominam sobie o zabezpieczeniu czy poślizgu, aby nie zajść w ciążę.
— I tak nie będziesz miał dzieci, Luhan. Nie ważne jak mocno tego chcesz. Jesteś facetem z krwi i kości, no i niestety, ale nie da się rodzić penisem czy pośladkami.
— Wspaniały z ciebie pocieszyciel, Park. Poza tym, to nie są lata, kiedy związki homoseksualne były tymi gorszymi i praktycznie każdy pragnął je wytępić. Jeśli Sehun będzie chciał tak bardzo jak ja, to jeszcze trochę i będziesz ze mną zapierdzielał po sklepach z zabawkami.
— Ughm. — chrząknął rozmówca. — Mam się zająć waszymi kotami, a Kyungsoo roślinkami, prawda? Błagam powiedz, że tak. Kocham twoje konsole.
— Chcesz zaopiekować się domem, aby pograć na konsoli?
— No coś w ten deseń, Lu.
— Zgoda.
***
Mimo że Luhan strasznie bał się wysokości, i każdy lot samolotem był dla niego jak istne tortury, to ciepła dłoń Sehuna, głaszcząca tą jego, stanowczo go uspokajała oraz koiła. Blondyn wiedział, że przy młodszym nie miał się czego bać i nieważne co by się stało, oni i tak będą razem, nie przejmując się niczym oraz nikim. Wystarczyły tylko trzy słowa, aby Luhan poczuł się dobrze i bezpiecznie:
— Jestem przy tobie.
***
— Możemy tutaj zostać, Sese?
— Luhan, zostaw ten wazon.
— Mógłbym nawet hodować tutaj kukurydzę albo alpakami się zajmować! Obiecuję!
— To nie są cukierki, nie możesz ich jeść, Lu-ge. — Oh westchnął cierpiętniczo, łapiąc starszego za kołnierz bluzy. Może i był wciąż poirytowany, bo sam wciskał się w koszulę i obcisłe spodnie, a lot przeżył z ledwością, bo te cholerne gacie wbijały mu się w jaja, ale nie sądził, że będzie musiał aż tak zajmować się swoim hyungiem.
— O fuj!
— Mówiłem, żebyś tego nie jadł, to mnie nie posłuchałeś.
— Bo to ty w tym związku robisz za głupka i po prostu cię nie słucham. — palnął Luhan, a następnie przewrócił oczami.
— Będziesz spał na wycieraczce i nici z wyjścia na plażę.
Sehun bardzo starał się być opanowanym, młodym dwudziestodwulatkiem, jednakże w towarzystwie starszego, było to po prostu niemożliwe. Blondyn zwiedzał każdy zakątek korytarza hotelowego i zachwycał się nawet najmniejszymi szczegółami. Oh rozumiał, że jego hyung pierwszy raz w życiu spędzał czas w tak wystawnym hotelu, aczkolwiek nie spodziewał się po nim takiej ekscytacji.
W końcu jeszcze w domu, to właśnie Luhan suszył mu głowę, żeby się opamiętywał.
Znajdowali się właśnie w pięciogwiazdkowym hotelu Lotte, który popularność osiągnął zaledwie dwa lata wcześniej.
Ogromny hall, wysoko umieszczony sufit ze zdobieniami, a symetrycznie ułożone żyrandole w stylu gotyckim dodawały klasycyzmu pomieszczeniu. Postawne filary okupowały niemalże każdy bok, a zdobienia w różnorodne freski, kusiły spragnione wrażeń oczęta każdego z gości.
Wszystko wyglądało jak z bajki, tylko recepcjonistka wyglądała jak bestia z zupełnie innej animacji. Sehun aż się wzdrygnął, widząc jej znudzony życiem wzrok. Wziął głęboki wdech, po czym ciągnąc starszego za dłoń, podszedł do blatu, zaraz uśmiechając się delikatnie. Jakie było jego zdziwienie, kiedy kobieta odwzajemniła uniesienie kącików ust i spojrzała na gości z radością w oczach.
— Spragniona kasy.— mruknął pod nosem Luhan, chowając dłonie do kieszeni bluzy. Oh przewrócił oczami, po czym wyjął dowód tożsamości.
— Miesiąc temu dokonywałem rezerwacji na nazwisko Oh.
Luhan zbytnio nie skupiał się na całej tej procedurze. Był zbyt pochłonięty podziwianiem wnętrza bogato urządzonego hotelu, który szczególnie kupił go cudownymi tulipanami w zdobionych wazonach.
***
— Tutaj jest cudownie, Sehunnie!— ekscytował się Luhan, wybiegając na balkon. Z ogromnym uśmiechem złapał się balustrady i wychylił, przez co Oh dość mocno spanikował. Zaraz złapał starszego w biodrach i odciągnął, po chwili wciskając go w swoje ramiona.
— I niebezpiecznie. — westchnął, czując jak Lu wierci się w jego objęciach.
— Nie przesadzaj, Sese. Jest dobrze.
— Chybabym się zabił, gdyby coś ci się stało.. — blondyn przewrócił oczami, a następnie otoczył biodra młodszego ramionami, zaciskając pięści na tylnej części koszuli. Luhan lubił, kiedy jego mąż tak bardzo się o niego troszczył, ale czasami przechodził samego siebie i najchętniej wrzuciłby niższego do wózka dla dzieci, wepchnął wyparzony smoczek w usta, i czytał bajki całymi dniami. Momentami zachowywał się jak zawodowa niania.
— Nic mi się nie stanie póki przy mnie jesteś, wiesz? — mruknął Lu.
— Mhm.. Luge?
— Nie.
— Jeszcze nawet nie zapytałem, więc nie wiesz o co chodzi. — prychnął Sehun, opierając brodę o drobną głowę blondyna. — A to jest naprawdę coś świetne- — przerwał, zaraz kontynuując. — No dobra, nie. To jest po prostu coś fajnego.
— Już ja wiem czego mogę się po tobie spodziewać.
— Czego niby?
— Pamiętasz, kiedy wpadłeś na świetny pomysł, żeby wyprać wszystkie pluszaki?
— Luhan..
— Pomyliłeś pluszaka z kotem, Sehun! Ja wciąż się dziwię, że on żyje!
— Tak ci przypominam, że tutaj nie ma kota. — fuknął, wpatrując się w bawiących się ludzi na basenie.
— To zrobisz krzywdę jakiemuś innemu ssakowi, bądźmy szczerzy.
— Chciałem cię zabrać na gokarty albo na plażę, no ale skoro nie pałasz do tego chęci-
— Trzeba było mówić od razu! — Han momentalnie wyrwał się z uścisku swojego męża i pognał do wciąż nierozpakowanych walizek. Uklęknął na ziemi i z prędkością światła otworzył pierwszą, zaraz ją przekopując w poszukiwaniu idealnego zestawu ubrań.
Sehun natomiast cicho westchnął, podążając za swoim mężem, którego mania zmiany ciuchów była coraz większa i nijak dało się nad tym zapanować.
— Za dużo czasu spędzasz z Baekhyunem, skarbie. — powiedział, wciągając torbę na łóżko. Stwierdziwszy, iż nie zamierza gnieść sobie klejnotów jeszcze bardziej, wyciągnął luźniejsze jeansowe spodnie i pierwszą lepszą czarną koszulkę z logiem Batmana.
— Co?
— Słyszałeś.
— Liczyłem, że zmienisz zdanie, które wypowiedziałeś, Oh. — Luhan pogroził palcem swojemu małżonkowi, zaraz się przebierając. Nie ukrywał swojego ciała i nie wstydził się go, więc nie widział w tym żadnego problemu. Chyba że problemem był problem w spodniach Sehuna, jednak to zupełnie inna sprawa.
— Wybacz, że cię zawiodłem, skarbie. — parsknął wyższy. Luhan podniósł się z ziemi i trzymając przygotowane ubrania w jednej dłoni, drugą ułożył na policzku swojego męża, zaraz słodko się uśmiechając.
— Nigdy mnie nie zawiodłeś, Sehun.
***
Słońce znikało za równikiem, tworząc pomarańczowo-granatowy pejzaż nad morzem, którego fale obijały się do drobne nogi Luhana, stojącego tuż przy brzegu. Słychać było delikatne echa śpiewających ptaków, które koiły duszę Sehuna, trzymającego cały swój świat w ramionach.
Stali w naturalnej ciszy, która żadnego nie denerwowała, ani nie niepokoiła. Czuli się nad wyraz dobrze, a spokój jaki ich otaczał, był wręcz kojący.
Plaża Hamdeok była idealna.
Smukłe palce Sehuna wtargnęły na powierzchnię gorącego brzucha Luhana, zaraz zataczając na nim różnorakie kształty.
— Szkoda, że tak nie może być wiecznie. — wyszeptał starszy, układając swoje dłonie na tych Sehuna, który tylko westchnął ciężko, lekko muskając Hana w tył głowy.
— Lulu, zawsze tak będzie.
— Nie. Kiedy tylko wrócimy do domu, przygniecie nas prawdziwe życie i tona obowiązków. Dlatego wolałbym zostać tutaj już na zawsze razem z tobą, i.. nieważne. — Twarz blondyna oblał soczysty rumieniec, zaś on sam przygryzł swoją dolną wargę.
— Lu, nieważne gdzie będziemy, zawsze będzie idealnie, ponieważ jesteśmy razem. Ja przy tobie, ty przy mnie i nic nas nie rozdzieli, wiesz? Za mocno cię kocham, żeby teraz to wszystko stracić. — powiedział Sehun bez żadnego zająknięcia, co świadczyło tylko o tym, że mówił to od serca i nie kłamał. A szczerością zyskał u Luhana jeszcze większego plusa. — A teraz dokończ to, co mówiłeś przed chwilą.
— Chcesz mieć ze mną dzieci? — wypalił blondyn, odwracając swoją twarz w kierunku tej Sehuna. Ułożył dłonie na jego policzkach i spojrzał w jego oczy, pragnąc usłyszeć jak najbardziej szczerą odpowiedź.
— Chcę.
Twarz Luhana rozświetlił szeroki uśmiech, rozczulający szatyna do granic możliwości. Ułożył dłonie na biodrach starszego i zbliżył swoje czoło do tego jego, opierając je i przymykając powieki.
— Za bardzo cię kocham, wiesz? — mruknął, ocierając nos o ten blondyna, przez co Lu zachichotał cicho, czując te cudowne mrowienie w brzuchu.
— Mhm, a ja kocham ciebie, mimo że jesteś takim głuptasem.
— Nie jestem głupi. — burknął Oh, patrząc na starszego z pokaźnym grymasem na twarzy, kiedy tylko się od siebie odsunęli. Lu zasłonił swoje usta ręką, próbując nie wybuchnąć śmiechem, aby lekkomyślnie nie zniszczyć bardziej tej atmosfery.
— Tak sobie wmawiaj, skarbie.
— Aha, dzięki.
— Zawsze do usług. A teraz chooodź, mam ochotę na kurczaka w czekoladzie. — Luhan ujął w swoją drobną dłoń tą Sehuna i z tym samym uśmiechem co wcześniej, pociągnął go w stronę hotelu.
— A ja mam ochotę na ciebie.
***
— Luhannie, nie chciałbyś spędzić tego wieczoru w inny sposób? — Kąciki ust Sehuna uniosły się ku górze, a oczy przejął tabun iskierek nadziei. Oh umiejscowił dłonie na delikatnie zarysowanych biodrach niższego, który uśmiechnął się lekko na ten gest. Powoli obrócił się w stronę swojego męża i opatulił jego szyję swymi wątłymi ramionami.
— W jaki sposób, panie Oh? — mruknął seksownie, stając na palcach, aby wyszeptać chłopakowi centralnie przy uchu to jedno pytanie, którego płatek zaraz delikatnie przygryzł.
— Kochajmy się.
Luhan nie czuł strachu. Był bardziej podekscytowany tym co zaraz miało się wydarzyć, i tym jaki wpływ będzie to miało na ich przyszłość. Pozwolił Sehunowi zjechać wargami na jego delikatną skórę szyi. Pozwolił mu, żeby jego dłonie znalazły się pod materiałem puszystego sweterka. Pozwolił mu na wszystko.
— Kocham cię, Luhan.
— A ja kocham ciebie, Sehun.
Kroczyli powoli w stronę wielkiego, małżeńskiego łoża, na którego objętość, chwilę później ciało blondyna gwałtownie opadło. Sehun złapał za górną część garderoby swojego męża i szybko ją z niego zdjął, po czym całując jego gładki tors, zabrał się za rozpinanie, i zdejmowanie spodni z niższego. Oczywiście, drugi nie był gorszy. Kiedy został już w samych bokserkach, szybko ściągnął koszulę z szatyna i dłońmi zaczął kroczyć po jego ciele, zjeżdżając aż do wysokości spodni, których po chwili także się pozbył.
Blondyn usiadł okrakiem na młodszym i zostawiając malinki na jego szyi, obojczykach oraz szczęce, zaczął sunąć dłońmi po obydwu jego bokach. Z ust szatyna za każdym razem wydawały się ciche posapywania, kiedy Luhan muskał jego wrażliwą skórę pod pępkiem. Obydwoje byli spragnieni siebie i swoich ciał. Chcieli tego i nie zamierzali przestawać na czułych, aczkolwiek trochę zwierzęcych geścikach, nawet jeśli był to ich pierwszy raz.
Pierwszy i ostatni raz, ponieważ już więcej się nie powtórzył.
Wpatrzeni w swoje oczy, trzymając się za trzęsące dłonie, zginęli w katastrofie lotniczej, która pozbawiła ich życia, a także potomka.
• A my będziemy ponownie razem, kiedy znów zakwitną białe bzy. •
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro