Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Pov. Masky

Szliśmy tak z jakąś godzinę. Bałem się, że Toby dostanie jakiegoś przeziębienia przez to, że spędził tyle czasu na takim ziąbie, ale mogłem dać mu tylko swoją kurtkę. Swoją drogą serce mi się krajało, gdy widziałem, jak płakał albo gdy mówił, że nikomu na nim nie zależało. Mnie na nim zależało i chciałem, żeby był tego świadomy! Clocwork była naprawdę bez serca, żeby zdradzić go. Nawet się z tym specjalnie nie kryli, skoro Toby ich zobaczył. Skoro już nie chciała z nim być, to powinna zakończyć ich związek w jasny sposób, byłoby to na pewno mniej bolesne niż złapanie jej na gorącym uczynku. Natalie była potworem.

Przed drzwi rezydencji dotarliśmy o 18, o tej porze na dworze było już ciemno. Toby zatrzymał się na chwilę i wbił wzrok w podłogę. Dobrze wiedziałem, że nie chciał się z nią widywać i wolał trzymać się jak najdalej on niej, ale nie mógł przecież spędzić nocy na zewnątrz! Już i tak przez nią wystarczająco ucierpiał.

- Wiesz, że nie musisz z nią rozmawiać, prawda? - powiedziałem. Chłopak tylko nieznacznie pokiwał głową, na znak, że zrozumiał znaczenie moich słów, po czym otarł twarz dłonią. Najprawdopodobniej znów po jego policzkach spłynęło kilka łez. - Zrobimy tak, najpierw odprowadzę cię do twojego pokoju, weźmiesz gorący prysznic. Ja w tym czasie zrobię coś ciepłego do picia i załatwię jakąś kolację, możesz zjeść w swoim pokoju. Jeśli będziesz miał ochotę na moje towarzystwo, to z przyjemnością z tobą posiedzę, w porządku?

- Dziękuję - powiedział Toby, po czym niespodziewanie się do mnie przytulił. Kompletnie nie spodziewałem się takiego gestu z jego strony, ale szybko odwzajemniłem uścisk. Niedługo potem postanowiłem zakończyć te czułości i otworzyłem drzwi, pokazując Toby'emu, aby wszedł pierwszy do środka. Chłopak zdjął moją kurtkę, która swoją drogą była dla niego ewidentnie za duża, odwiesił ją na wieszak

- Dziękuję, że mi ją pożyczyłeś - powiedział, po czym uśmiechnął się lekko.

- Cała przyjemność po mojej stornie. A teraz fundamentalne pytanie: herbata czy kakao? - zapytałem z udawaną powagą, tak jakby od jego odpowiedzi zależały losy świata. Toby zaśmiał się cicho, co sprawiło, że sam nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Był taki uroczy i niewinny, jak Clocwork mogła zrobić mu coś takiego?

- Myślę, że kakao będzie dobre.

- Jak sobie życzysz - odprałem, po czym ruszyłem z nim do jego sypialni. Widziałem, że był bardzo spięty. Rozglądał się po korytarzach, ewidentnie wolał uniknąć konfrontacji z Clocwork, co było zupełnie zrozumiałe.

Gdy zostawiłem Toby'ego w łazience i już miałem zamiar udać się do kuchni, zobaczyłem Natalie schodzącą właśnie z drugiego piętra. Jak tylko mnie zobaczyła, od razu ruszyła w moim kierunku. Jej wielki, promiennych uśmiech, sprawił, że poczułem obrzydzenie. Ona się uśmiechała, a Toby przez nią zalewał łzami. Ja również ruszyłem w jej stronę, więc spotkaliśmy się w połowie korytarza.

- Cześć Masky! Toby jest u siebie?

- Tak - odpowiedziałem bardzo chłodno.

- To świetnie! Muszę się z nim w końcu zobaczyć i nadrobić te dwa stracone tygodnie - powiedziała wesoło. Mocno zacisnąłem swoje pięści, miałem ogromną ochotę uderzyć ją za to, co zrobiła, za to, że przez nią Toby płakał i czuł się jak najgorszy śmieć.

- Nie pójdziesz do niego - wysyczałem przez zęby.

- Co? - zdziwiła się Natalie.

- Powiedziałem, że nie zobaczysz się z nim.

- Wiesz co? Wydaje mi się, że jesteś dzisiaj nie w humorze, idź się przespać, to dobrze ci zrobi i zostaw Tobiasza w spokoju - powiedziała, po czym uśmiechnęła się wrednie. Już chciała mnie wyminąć, ale ja nie wytrzymałem, jak mogła zachowywać się w ten sposób?! Mocno złapałem za jej ramię, zatrzymując ją w miejscu. Dziewczyna pisnęła z bólu, a na jej twarzy malowało się zaskoczenie zmieszane ze złością.

- Nie pójdziesz do Toby'ego - wywarczałem. - Na pewno nie po tym, co mu zrobiłaś.

- Radzę ci ją puścić - usłyszałem czyiś głos tuż przy swoim uchu. Domyślałem się, kto za mną stał.

- Nie wtrącaj się, to sprawa pomiędzy mną a nią, nie jesteś bezpośrednio w to zamieszany, Nowy - powiedziałem jadowicie.

- Przeceniasz swoje siły, daję ci ostatnie ostrzeżenie.

- A co jeśli nie posłucham? - zapytałem opryskliwie, Natalie zaczęła się wyrywać i w tym momencie dostałem pięścią w twarz. Maska uchroniła mnie w jakimś stopni, ale i tak poczułem krew na swoich zębach, najprawdopodobniej przegryzłem sobie wargę. Zebrałem się w sobie i praktycznie od razu po uderzeniu, oddałem cios napastnikowi. Kierował mną czysty gniew, miałem ochotę rozszarpać ich oboje. Helen zatoczył się do tyłu, pod wpływem uderzenia, go nic nie mogło ochronić, a wielka złość dodawała mi sił. Natalie podbiegła do bruneta, który stał zgięty w pół z ręką przy twarzy. Spojrzałem na swoją pięść, nie zaskoczył mnie widok krwi, najprawdopodobniej złamałem mu nos. Stałem tam przez chwilę, wpatrując się w nich z obrzydzeniem, ale niedługo potem postanowiłem ruszyć w swoją stronę, jednak gdy tylko zrobiłem pierwszy krok, usłyszałem lekko zniekształcony głos Helena:

- Lepiej uważaj na tego swojego Toby'ego. Pewnie byłoby ci przykro, gdyby przytrafił mu się jakiś nieprzyjemny wypadek.

Źrenice moich oczy momentalnie zwężyły się, pod wpływem gniewu, który buzował w każdej komórce ciała. Moje zaciśnięte w pięści ręce drżały, a paznokcie wbijały się w skórę. Ten palant groził Toby'emu! Zrobił bardzo poważny błąd. Szybkim krokiem podszedłem do niego, zatrzymując się dosłownie o pół kroku przed nim, z kolei Natalie odsunęła się do tyłu.

- Co? Może znowu mnie uderzysz? - zapytał opryskliwie. Odwróciłem się do niego tyłem i usłyszałem jego śmiech, najprawdopodobniej myślał, że zamierzałem odejść, co kompletnie nie było w moim stylu. W jednej chwili wyjąłem zza pasa naładowany pistolet i przystawiłem mu go do czoła bruneta. Byłem tak szybki, że nie zdołał jakkolwiek zareagować. Clocwork zaczęła krzyczeć i piszczeć ze strachu.

- Spróbuj coś wykombinować, a zabiję go! - wywarczałem do niej, wlepiając swoje spojrzenie w przerażone oczy Bloody Paintera. Chłopak zastygł w bez ruchu, wydawało mi się, że nawet wstrzymał oddech. Widać było, że panicznie się mnie bał. Teraz to ja się zaśmiałem.

- A jeszcze chwilę temu byłeś taki odważny - powiedziałem lodowatym tonem, po czym mocniej przycisnąłem broń do czoła Helena, przez co chłopak zamknął oczy, godząc się ze swoim losem. Natalie płakała przy ścianie. Wolną ręką zdjąłem swoją maskę, chciałem, żeby brunet zobaczył gniew błyszczący w moich oczach.

- Spójrz na mnie - poleciłem. Bloody Painter powoli wykonał moje polecenie. Z pistoletem przy głowie był potulny jak baranek. - Grzeczny chłopiec, a teraz posłuchajcie mnie bardzo uważnie - wywarczałem przez zęby, naprawdę miałem ochotę pociągnąć za spust, powstrzymywałem się resztkami sił. - Dotknijcie tylko Toby'ego a zabiję was... Zbliżcie się tylko do niego, a zabiję was... Powiedzcie coś do niego, a zbiję was... Wystarczy, że na niego spojrzycie, a zabiję was... - mój ton był bardzo chłodny, pełen pogardy i nienawiści. Ja nie żartowałem, naprawdę byłem gotów ich zabić. - Nie chcę was widzieć na oczy, najlepiej będzie, jak po prostu znikniecie. Jeszcze dzisiaj.

- T-t-tak - wybełkotał Helen.

- Dobrze, pamiętajcie, nie będę miał skrupułów ani litości, jeśli mnie nie posłuchacie. Natalie, Ciebie też nie będę oszczędzał. Zrozumieliście? - zapytałem chłodno. Widziałem, że wzrok Helena stał się bardziej agresywny. Nie odpowiadał. Musiałem dać im do zrozumienia, że ze mną mnie nie było żartów. Pociągnąłem za spust, ale w ostatniej chwili, zanim to zrobiłem, przesunąłem broń tak, żeby wystrzeliła tuż przy uchu bruneta. To miało być tylko ostrzeżenie. Oczy chłopaka momentalnie się rozszerzyły, Clocwork krzyknęła i zaniosła się jeszcze większym płaczem. Helen upadł na podłogę, wiedziałem, że był o krok od zawału. Drżącą rękę przyłożył do ucha. Kula otarła się o nie, zdzierając skórę. Patrzył na mnie przerażony, wyglądał, jakby chciał się rozpłakać. - Następnym razem trafię w środek czoła - dodałem.

- R-r-rozumiemy... D-d-daj nam o-od-odejść - prosił Bloody Painter.

- Co tu się dzieje!? - usłyszałem głos mojego brata za sobą.

- Nic, rozmawiamy sobie - powiedział obojętnie, po czym patrzyłem jak Clocwork pomaga Helenowi wstać i razem, chwiejnym krokiem ruszając na górę, żeby się spakować. Nieśpiesznie spojrzałem na Hoody'ego, obok niego stał Laughling Jack i Jeff.

- Uhuhu, musieli cię wkurzyć, strary - zaśmiał się ten ostatni i poklepał mnie po ramieniu, gdy przechodziłem obok niego. Bez słowa poszedłem do kuchni, żeby przygotować jedzenie. Chciałem też trochę ochłonąć, zanim wrócę do pokoju Toby'ego, co na szczęście mi się udało, 15 minut później stałem pod drzwiami sypialni Rogersa. Zapukałem i od razu wszedłem do środka, co było trochę utrudnione, bo w rękach miałem tacę z jedzeniem oraz ciepłymi napojami. Szatyn siedział na swoim dużym łóżku w piżamie opatulony kocem. Jego mokre brązowe włosy opadały mu na czoło, gdyby nie to, że był przygnębiony, zamyślony, miał zaczerwienione i opuchnięte od płaczu oczu, a uśmiechałby się, to zapewne wyglądałby niezwykle uroczo.

- Już jestem, Toby. Mam nadzieję, że nie czekałeś zbyt długo - powiedziałem miły tonem. Chłopak wzdrygnął się i spojrzał na mnie, najwidoczniej był tak pogrążony w myślach, że dopiero teraz mnie zauważył. Odstawiłem tacę na szafkę nocną i usiadłem obok niego na łóżku.

- Zrobiłeś gofry. Nie wiedziałem, że to potrafisz - powiedział trochę zaskoczony.

- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz - zaśmiałem się, po czym sięgnąłem po jeden z kubków i podałem szatynowi. - Jest ci cieplej? Nie masz kataru, nie czujesz się przeziębiony? - zapytałem troskliwie, a następnie szczelniej opatuliłem go puszystym kocem. Nastolatek zaśmiał się, co sprawiło, że sam też uśmiechnąłem się szeroko.

- Jest w porządku, dziękuję ci - powiedział uśmiechnięty i wypił łyk kakaa, a następnie spojrzał na mnie zaskoczony. - Wow! To jest przepyszne! - powiedział, po czym znów zajął się swoim napojem.

- Dziękuję, ale to wcale nie jest wielka filozofia - zaśmiałem się. Po chwili chłopak podał mi pusty kubek, abym odłożył go na stolik, skąd wziąłem talerz z goframi, polanymi roztopioną czekoladą. Oczy Tobiasza aż świeciły z radości, co sprawiało, że sam czułem przyjemne ciepło w sercu, sam byłem szczęśliwy. - To wszystko jest dla ciebie, ja już jadłem. Jeśli chcesz, to możesz wypić też moje kakao.

Toby pokręcił przecząco głową, po czym zabrał się za jedzenie, które zniknęło z talerza lada moment.

- Było boskie! Jesteś wspaniały! - krzyczał podekscytowany, cieszyłem się, że na jakiś czas mógł zapomnieć o zdradzie Clocwork. Zacząłem zbierać puste naczynia, po czym wstałem z łóżka i skierowałem się w stronę drzwi. - Zostawiasz mnie już? - zapytał, jego twarz od razu spochmurniała, poczułem ucisk w sercu.

- Jeśli chciałbyś, żebym został, to zrobię to z przyjemnością. Możemy obejrzeć jakiś film - zaproponowałem, na co nastolatek pokiwał energicznie głową. Przyniosłem laptopa z jego biurka i podałem go szatynowi.

- Możesz zdjąć swoją maskę - powiedział nieśmiało Toby, gdy ponownie usiadłem koło niego.

- Skoro chcesz, to nie widzę problemu, tylko się nie przestrasz.

- Ciebie? Masz bardzo ładną twarz - rzekł, ale wydawało się, że dopiero po chwili zrozumiał swoje słowa. - Znaczy, nie o to chodziło... W sensie... Bo... - plątał się, jego twarz pokrywał solidny rumieniec.

- Dziękuję bardzo za kompletemnt - rzekłem z uśmiechem, a następnie zdjąłem plastikową maskę i spojrzałem na Rogersa. Twarz chłopaka od razu przybrała wyraz zmartwienia zmieszanego z zaskoczeniem. Szybko przybliżył się do mnie i złapał rękoma moją głowę. Pod wpływem jego dotyku poczułem przyjemne ciarki, przebiegające wzdłuż kręgosłupa.

- Co ci się stało?! - zapytał przejęty. Byłem prawdziwym debilem, kompletnie zapomniałem o bójce z Helenem, sam nawet nie wiedziałem, jak wyglądała moja twarz po tym starciu. Toby dotknął opuszkami swoich palców mojego policzka, a ja od razu się skrzywiłem, bolało.

- Kretyn ze mnie kompletnie o tym zapomniałem - zaśmiałem się.

- Ale co się stało?! Jesteś umazany krwią!

- To nic takiego, przegryzłem sobie wargę trochę mocniej niż zazwyczaj i zapomniałem o tym. Krew musiała rozmazać się przez maskę.

- A ten siniak?

- Po prostu jak wyciągałem kakao z górnej szafki, to za mocno się zamachnąłem i uderzyłem nią, nic więcej. Może pójdę do łazienki i się ogarnę, zaraz wracam, wybierz w tym czasie film - powiedziałem, po czym ruszyłem do pomieszczenia. Moja twarz rzeczywiście nie wyglądała najlepiej. Nie mogłem zrobić nic więcej niż zmyć krew z twarzy. Mimo wszystko uśmiechnąłem się do swojego odbicia w lustrze, Toby się o mnie martwił...

--------------------------------------------------------------

Dzień dobry! W końcu mamy jakiś rozdział z perspektywy Masky'ego, bo dawno takiego nie było :)
Mam wielką nadzieję, że dzisiaj się wszystko okaże i zamkną szkoły, bo mam już tego dość XD
Do usłyszenia w poniedziałek <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro