Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Pov. Toby

Gdy otworzyłem senne powieki i spojrzałem na zegarek, stojący na szafce nocnej, od razu się pobudziłem. Była godzina 12! Jak mogłem tak długo spać?! Zwaliłem to na nieciekawą pogodę. Za oknem były szaro i pochmurno więc do pokoju nie wpadało za dużo światła, ale była to typowa jesienna pogoda. Drzewa wginały się w różne strony pod wpływem mocnego wiatru, w dodatku padał lekki deszcz, moczący ziemię i leżące na niej kolorowe liście. Chciałem zabrać Natalie dzisiaj na spacer, ale pogoda do tego nie sprzyjała. No trudno, zostaniemy w domu - pomyślałem i od razu wzdrygałem się lekko, zostanie z Clocwork sam na sam w pokoju, mogło skutkować tym, że znów będzie się do mnie dobierać.

Odgoniłem wszystkie obawy i nieprzyjemne myśli, po czym ruszyłem do łazienki. Ogarnąłem się równie porządnie, jak dzień wcześniej, znów użyłem pachnącej wody kolońskiej. Ubrałem ciemne, jeansowe, dopasowane spodnie i do tego bordową bluzę z kapturem w stylu oversize, którą dostałem od Natalie na naszą rocznicę. Na koniec odwinąłem bandaż i obejrzałem pogryzione palce, na szczęście wyglądało to dość dobrze, gdyż rany były praktycznie zagojone. Ostatni raz przejrzałem się w lustrze, przeczesałem palcami brązowe włosy, ułożone w artystycznym nieładzie i uśmiechnąłem się do siebie.

Ignorując głosy w głowie, które negatywnie krytykowały mój ubiór, wyszedłem z pokoju i powoli udałem się do sypialni mojej dziewczyny. Gdy stałem przed jej drzwiami, wydawało mi się, że słyszałem dziwne krzyki, jęki, ale ja przecież słyszałem różne dziwne rzeczy, dlatego uznałem, że to znowu wariacje moich zmysłów. Bez wahania otworzyłem drzwi. Na początku w ogóle nie ogarniałem tego, co zobaczyłem. Stałem i kompletnie nie mogłem się ruszyć.

Moja dziewczyna, poprawka, teraz to moja była dziewczyna, była naga... Tak, nie miała ubrań. Na jej twarzy widniał solidny rumieniec, a był z nią nie nikt inny jak Helen. On też nie miał na sobie ubrań.

Dziewczyna klęczała na łóżku, jej ciało było wsparte na przedramionach, a on wchodził w nią od tyłu. Z tego, co wiedziałem to była to pozycja "na pieska". Po pokoju rozchodziły się jęki oraz krzyki ich obojga, zmieszane z dźwiękiem uderzanych bioder o jej pośladki. Oni uprawiali... seks. Tę aktywność, której ja jej nigdy nie zapewniłem. Ona robiła to z kimś innym! Przecież to ja byłem jej chłopakiem! A ona mnie zdradziła! Zapewne to nie był ich pierwszy raz, mogli to robić wielokrotnie, dlatego się tak dziwnie zachowywała względem mnie.

Miałem wrażenie, jakby ktoś właśnie wbił mi zatrutą strzałę prosto w moje pokaleczone i poranione serce, a trucizna rozchodziła się po całym organizmie. Nie mogłem się ruszyć, stałem tam ze łzami w oczach, mając nadzieję, że to nie prawda, ale tym razem nie było to tylko okropne złudzenie. W dodatku oni byli tak zajęci sobą, że nawet nie zwrócili na mnie uwagi... Nie przestawali, dla nich mnie w ogóle tam nie było.

Minęła cała minuta, która dla mnie trwała dużo więcej, zanim oprzytomniałem. Z moich oczu zaczęły spływać łzy, których nie powstrzymywałem. Dotarła do mnie prawda, to był koniec naszego związku. Mocno zatrzasnąłem drzwi do jej pokoju. Tak, to na pewno zauważyli, ale mnie już nic nie obchodziło. Złapałem się za pulsujące skronie. Głowę rozsadzały mi głosy, których jeszcze tylko brakowało w całym tym koszmarze.

"Dobrze ci tak! Bezwartościowy! Zostałeś sam! Nikt cię nie chce! Znalazła sobie kogoś porządnego!"

Miałem wrażenie, że zacząłem się dusić w rezydencji. Za mało tlenu. Biegłem korytarzem, a następnie schodami. Chciałem jak najszybciej się stamtąd wydostać. Z moich oczu lały się przezroczyste, słone krople, co sprawiało, że pole widzenia było zamglone. Nie zauważyłem człowieka stojącego przede mną i mocno szturchnąłem go, gdy przebiegałem obok. Jednak ani mi było myśleć o tym, żeby się zatrzymać. Biegłem dalej przed siebie. Na moje nieszczęście tą osobą był nie nikt inny jak Masky, ale miałem wszystko gdzieś, nie przejmowałem się, że słyszał mój szloch.

- Ej, Toby! Toby, poczekaj! Co się stało?! - krzyczał, ale ja dalej uparcie spieszyłem do wyjścia. Chciałem się znaleźć jak najdalej od rezydencji jak najdalej od niej... Nie przestawałem biec, nawet gdy już byłem na zewnątrz. Pędziłem na oślep, prosto przed siebie, zalewając się łzami. Słyszałem za sobą krzyki Tima, więc przyspieszyłem, dzięki czemu udało mi się zostawić go daleko w tyle za sobą. Wiatr wiał nieubłaganie, targając mną na wszystkie strony, jednak ja dalej biegłem.

W końcu, gdy byłem już dostatecznie daleko, zmęczony usiadłem pod pewnym dużym drzewem i oparłem głowę o jego pień. To wszystko moja wina, gdybym ciągle jej nie odmawiał, to nie musiałaby robić tego z kimś innym! Głosy śmiały się ze mnie i jeszcze bardziej dołowały. Oparłem głowę na swoich podkulonych do klatki piersiowej kolanach i pogrążyłem się w myślach oraz łzach. Kompletnie odciąłem się od rzeczywistości, straciłem kontakt ze światem, czas już się dla mnie nie liczył. Czułem, jak palce rąk drętwiały mi pod wpływem mocnego chłodu. Było mi zimno, ale nie przejmowałem się tym za bardzo. Z gonitwy myśli wyrwał mnie dopiero czyiś głos.

- W końcu cię znalazłem - powiedział chłopak w białej masce. Nie wiedziałem, dlaczego to robił. Dlaczego mnie szukał? Zachowywał się w taki sposób, że przy nim czasem czułem się w jakimś niewielkim stopniu ważny, za co od razu ganiły mnie głosy. Odwróciłem swoją żałosną i zapłakaną twarz od niego. Znowu Tim przyszedł mnie pocieszać. Usiadł obok mnie, widział, że nie byłem w nastroju, ale i tak pytał, próbował nawiązać ze mną kontakt:

- Co się stało?

- Po co to robisz? - wysyczałem, i tak nie miałem już nic do stracenia. Nie chciałem, żeby dłużej mnie zwodził, to mogło kosztować mnie później wiele smutku i rozczarowania. Chciałem, żeby powiedział mi prawdę i skończył cały ten cyrk.

- Nie rozumiem - rzekł lekko zaskoczony.

- Nie musisz już udawać, że coś cię obchodzę. Moja rana się zagoiła, wróciłem do sprawności, nie musisz już się mną zajmować, Slenderman na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu, ja też nie. Możesz już uwolnić się ode mnie i moich problemów - wyjaśniłem. Mój głos był zachrypnięty od wcześniejszego szlochu, ale zachowywał w większości obojętny ton. Tylko jakaś mała część była zabarwioną nutą smutku i wyrzutu.

- Nie robię tego z polecenia Slendermana! Nigdy tego nie robiłem! - wykrzyczał lekko oburzony. Moja głowa dalej była odwrócona, wpatrywałem się tępo w jakiś odległy punkt.

- Mam uwierzyć, że sam z własnej woli tu siedzisz - prychnąłem.

- Oczywiście, zależy mi na tobie - powiedział czuło. Zaskoczył mnie tymi słowami, brzmiały naprawdę prawdziwie Nie chciałem, żeby to okazało się tylko dobrze wykreowanym kłamstwem, ale nie chciałem również być oszukiwany, za długo to trwało.

- Nie kłam, nikomu na mnie nie zależy. Jestem niepotrzebny, problematyczny. Wszyscy mnie tylko opuszczają, jak śmiecia - powiedziałem zrezygnowany, dalej na niego nie patrząc, ale wtedy  poczułem jego rękę na moim ramieniu.

- Co ty mówisz? Wcale tak nie jest! Jesteś ważny dla wielu osób!

- Naprawdę? Na przykład? - zakpiłem, czułem, jak moje oczy zaczynają nabiegać łzami.

- Clocwork - powiedział. To jedno słowo wystarczyło, żebym nie wytrzymał i zaniósł się niekontrolowanym szlochem. I tak byłem pod wrażeniem, że tak długo udało mi się powstrzymywać. Czułem nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. Dziwne... Przecież nie czuję bólu, a jednak?

- Już nie - wymamrotałem przez łzy, po czym oparłem swoją głowę na kolanach. Miałem ochotę zasłonić się w ten sposób przed całym światem, tak, żeby nikt nie widział mojego cierpienia. Zabawne było to, że najbardziej nie bolało mnie to, iż nie miałem już dziewczyny, bo przecież nigdy nie byłem pewny swoich uczuć co do niej. Dużo mocniej bolało mnie, że jedyna osoba, której ufałem, zdradziła mnie w tak perfidny sposób.

- Pokłóciliście się? - zapytał Tim.

- Nie.

- To o co chodzi? - dopytywał, wydawał się w ogóle niezrażony moimi niepełnymi odpowiedziami. Cierpliwie czekał, aż w końcu podzielę się z nim tym, co mnie gnębiło. Czułem ogromny ucisk na gardle, ciężko było mi powiedzieć chociaż jedno słowo, a już tym bardziej to, co zrobiła ta dwójka. W końcu podniosłem głowę, żeby złapać więcej tlenu i na jednym wydechu powiedziałem:

- Łóżko... Natalie i Helen zrobili to... - wydusiłem, nie byłem w stanie nazwać tej rzeczy po imieniu. Zawsze krępowały mnie takie tematy, ale na szczęście Tim zrozumiał, co chciałem powiedzieć.

- Och, Toby... - westchnął, po czym mocno przytulił mnie do siebie. Wtuliłem swoją twarz w jego klatkę piersiową, nie mogłem powstrzymać swojego płaczu, który stał się jeszcze mocniejszy.

- Nikt mnie nie potrzebuje... Znowu zostałem sam, pomimo że tak bardzo  tego nie lubię - załkałem. Tim objął moją twarz swoimi dłońmi, ciepło momentalnie rozlało się po moim zmarzniętym ciele. Uniósł moją głowę, tak żebym na niego spojrzał. Dopiero wtedy zauważyłem, że nie miał swojej maski. Widziałem jego piękne, niebieskie, błyszczące oczy, jasną skórę. Przez jeden policzek ciągnęła się blizna, ale mimo to był bardzo przystojny.

- Dla mnie jesteś ważny i wyjątkowy, Toby. Ona nie była cię warta, skoro zrobiła coś takiego, rozumiesz? Obiecuję, że już nigdy nie będziesz sam - powiedział czuło. Przez chwilę trzymał moją twarz i wpatrywał się w moje załzawione oczy. Wyglądał, jakby serce miało zaraz mu pęknąć, a to niby ja zostałem zdradzony. Jednak  po chwili puścił moją głowę, żebym znów mógł wtulić się w jego tors, co oczywiście zrobiłem. Momentalnie poczułem jego przyjemny zapach i ciepło ogrzewające moje ciało. Przez całą tę sytuację z Clocwork wybiegłem z rezydencji w tym, co miałem na sobie, czyli zwykłej bluzie, bez kurtki czy szalika, co nie było dobrym pomysłem, bo na dworze panował prawdziwy ziąb. Jednak w tamtym momencie jego rozgrzane ciało zupełnie mi wystarczało. Masky jedną ręką głaskał mnie po plecach, a drugą delikatnie mierzwił moje włosy. Działał na mnie niezwykle kojąco.

Siedzieliśmy tak przytuleni do siebie, aż w końcu uspokoiłem się i byłem w stanie normalnie funkcjonować. Dopiero wtedy Masky odsunął się lekko i oznajmił:

- Powinniśmy już wracać do rezydencji, robi się późno.

Przytaknąłem tylko lekko głową. Tak naprawdę bardzo nie chciałem tam wracać, ale wiedziałem, że nie było innego wyjścia. Tim podniósł się, po czym podał mi swoje dłonie i pomógł wstać, ale szybko znów spojrzał na mnie zmartwionym wzrokiem.

- Masz lodowate ręce, musi ci być bardzo zimno. Przepraszam, kretyn ze mnie, zapomniałem, że wyszedłeś w samej bluzie - rzekł, a następnie szybko zdjął swoją kurtkę.

- Nie trzeba - wydusiłem lekko ochrypniętym głosem, ale chłopak nie chciał słyszeć żadnych protestów.

- Trzeba, trzeba. Nie chcę, żebyś był chory.

- A co z tobą? - zapytałem.

- O mnie się nie martw. Mam gruby sweter i stalową odporność. Nie będzie mi zimno - oznajmił, po czym pomógł mi ubrać się w jego kurtkę, która zdecydowanie była dla mnie za duża, ale za to bardzo ciepła. Zapiął zamek aż pod samą szyję i zaciągnął mi kaptur na głowę. Moje zmarznięte, zesztywniałe ciało od razu doznało ukojenia. Nawet poczułem się trochę lepiej, poczułem się ważny...

Tim uśmiechnął się do mnie lekko, po czym ponownie założył swoją maskę. Zastanawiałem się, dlaczego ukrywał tak piękną twarz pod tym kawałkiem plastiku, jednak wolałem zapytać go o to później. Chłopak objął mnie ramieniem, żeby jeszcze bardziej mnie ograć, albo żebym mu nie uciekł czy się nie zgubił po drodze, i razem ruszyliśmy do rezydencji.

--------------------------------------------------------------

Hejka wszystkim! Jest czwartek, jest rozdział UwU Była drama, ale ocenę jej wielkości zostawiam wam XD
Jak zawsze, mam nadzieję, że spełniłam wasze oczekiwania i jesteście zadowoleni :)
Do usłyszenia w sobotę <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro